Miewasz wrażenie, że żyjecie we troje. Ty, on i... ona, jego najlepsza przyjaciółka? Co robić gdy zainteresowanie partnera inna kobietą dręczy nas i kłuje? – pytamy psychoterapeutkę Annę Dąbrowską.
Dzień dobry, jestem 20 lat po ślubie, wydawałoby się w szczęśliwym związku. Tylko, że mąż ma w pracy bliską koleżankę. Często jej pomaga, podwozi do domu, piją kawki i on do niej mówi Aguśka. To mnie uwiera, niepokoi i nie mam pojęcia co z tym zrobić – pisze pacjentka do psychologa z warszawskiej poradni. Zna pani podobne przypadki?
Tak, oczywiście, nie tylko z praktyki terapeutycznej, także z życia. Przypomina mi się związek, w którym mężczyzna lubił otaczać się kobietami. To wzbudzało w jego partnerce mnóstwo niepokoju: co to tak naprawdę oznacza, te wszystkie koleżanki? Oczywiście widziała jego styl funkcjonowania wcześniej, ale dynamika relacji jest taka, że na początku jej to nie przeszkadzało. Byli zakochani, czuła jego zaangażowanie, koleżanki były na drugim planie. Ale minęło kilka lat i on po prostu wrócił do sposobu życia, który zaspokajał jego potrzeby – najprawdopodobniej potrzebę bycia pomocnym, docenianym, ważnym. Za tym, co nazywamy towarzyskością stoi czasem potrzeba przeżywania ekscytacji lub potwierdzania własnej atrakcyjności. Jeden partner do tego nie wystarcza.
Podobnie może być w związku autorki listu – być może jej mąż skontaktował się z jakimiś swoimi niezaspokojonymi potrzebami i realizuje je w innej relacji, żeby poczuć się ważnym, niezastąpionym, atrakcyjnym, żeby przypomnieć sobie uczucie dawania bez oczekiwań. I dostać dużo wdzięczności. To przyjemne. Można pozostać wiernym żonie i mieć obok kontakt innego typu, czując się dzięki temu supermężczyzną.
Ale co z jej potrzebami? Zazdrość jest chyba oznaką, że nasze potrzeby też są niezaspokojone.
To prawda. Zwykle pacjentki przychodzą do mnie z poczuciem bezsilności, bezradności, lęku. Jeśli mamy silne potrzeby symbiotyczne i chcielibyśmy żyć jak papużki nierozłączki, pojawianie się innych osób nas boli, widzimy w nich klin, który oddziela nas od partnera. Pod spodem jest zachwiane poczucie bezpieczeństwa, które w sytuacji ocenianej jako oddalanie się partnera wyzwala lęk, poczucie zagrożenia. To pożywka dla zazdrości. Czasem kruche poczucie bezpieczeństwa może dawać silną potrzebę kontroli i dominacji, wtedy na inne kontakty się partnera reagujemy złością, domagamy się wyłączności. Ale zazdrości doznajemy nawet wtedy, gdy czujemy się w naszej relacji bezpiecznie.
To ważne by pamiętać, że zazdrość jest uczuciem naturalnym. Wszyscy ją przeżywamy. Ale jednocześnie jest uczuciem nieprzyjemnym i może wywoływać negatywne myśli na własny temat: nie powinnam tego czuć, to małostkowe, zazdrość jest chora.
Wstydzimy się jej, wolelibyśmy idealizować siebie, myśleć, że jesteśmy tolerancyjnymi wyjątkami. Lecz to powoduje tylko, że zostajemy z nią same. Zamykamy zazdrość w naszym umyśle, nie mówimy o niej, ale ona nie znika. Dobrze jest sobie uświadomić, że to uczucie jest tak samo potrzebne, jak każde inne.
Mam wrażenie, że częściej niż osławionego zielonookiego potwora zazdrość przypomina uciążliwego komara. Wcale nie niszczy, tylko dręczy, bzyczy, kłuje.
Próbujmy zobaczyć w niej dzwonek alarmowy: coś się dzieje! Może komar bzyczy o kryzysie w związku, a może o tym, że moje poczucie bezpieczeństwa się chwieje. Zazdrość nakręca się wtedy, kiedy zapominamy o tym, że nasze odczucia nie są rzeczywistością. Czuję, że coś jest nie tak, coś widziałam, męczy mnie niepokój – ale to wszystko dzieje się we mnie. To, że jestem zazdrosna nie oznacza, że mój mąż mnie zdradza. Jak mówiłam, mamy czasem taki fatalny mechanizm przeżywania zazdrości po cichu – fatalny, bo zamyka nas w pułapce: siedzimy we własnej głowie, a lęki podpowiadają nam najczarniejsze scenariusze.
Temat zazdrości trzeba otworzyć w związku. Rozmawiać. Nawet jeśli to jest zawstydzające, krępujące czy bolesne. Jeśli nie rozmawiamy - oddalamy się od siebie. To czasami większe zagrożenie niż ta koleżanka.
Relacja bez rozmowy nie może istnieć. Jeżeli zostajemy sami z lękami i podejrzeniami, w związku wytwarza się rodzaj dystansu; zamykamy się w swoich myślach i odsuwamy. Partner to czuje i jeśli próba rozmowy się nie powiedzie, wytłumaczy to sobie po swojemu: że to przez problemy w pracy się oddalamy. Albo co gorsza, że odsuwamy się, bo to my kogoś mamy. W ten sposób niewypowiedziana zazdrość doprowadza do kryzysu…
Anna Dąbrowska – psycholog, psychoterapeutka. Prowadzi konsultacje psychologiczne i terapię dorosłych doświadczających trudności w relacjach. Związana z poradnią Strefamyśli.pl
Cały tekst znajdziesz w nowym numerze PANI. Już w sprzedaży!