Niespełniona miłość z czasów młodości to doświadczenie wielu z nas. Gdy dawny partner ponownie szuka kontaktu, odrzucenie propozycji spotkania nie jest rzeczą ani prostą, ani oczywistą. Jak może potoczyć się spotkanie z byłym partnerem po latach? Oto jeden ze scenariuszy.
Pierwsza miłość dwadzieścia lat później
Adam. Napisał. Do mnie. Patrzyłam i nie wierzyłam. Adam. Chłopak, w którym byłam zakochana jak w nikim innym. Chłopak, który pewnego dnia rzucił mnie bez słowa wyjaśnienia. Minęło ponad dwadzieścia lat, od kiedy ostatni raz się widzieliśmy, i odtąd nie mieliśmy żadnego kontaktu. Skąd pomysł, że chciałabym go teraz odnowić? Po co rozgrzebywać coś, co już się zabliźniło?
Zamierzałam skasować wiadomość na internetowym komunikatorze i dodatkowo zablokować Adama, jednak… nie potrafiłam tego zrobić. Siedziałam, wpatrując się w ekran komputera, a w mojej głowie przesuwały się kolejne wspomnienia, jak kadry w filmie.
Ja i on. Na plaży. Tańczymy. Młodzi, piękni, roześmiani. Cały świat należał do nas, mogliśmy wszystko, wierzyliśmy, że los nam sprzyja i nic nie może nas powstrzymać. Uśmiechnęłam się na wspomnienie tej naiwnej arogancji. Ale zaraz uśmiech na mojej twarzy zgasł.
Adam potraktował mnie podle. Nie ma co się bawić w eufemizmy. Zerwał ze mną przez telefon. Powiedział, że to koniec, i się rozłączył. Tyle. Żadnego wytłumaczenia. Żadnego „przepraszam”. Zostałam z wirem pytań w głowie. Co się takiego stało? Nagle przestał mnie kochać czy wydarzyło się coś innego? Wymyślałam nieprawdopodobne, przynoszące chwilową ulgę przyczyny jego zachowania. Może jest nieuleczalnie chory i chce oszczędzić mi cierpienia? Albo wmieszał się w jakąś intrygę i musiał zniknąć?
Mogłabym oczywiście spróbować dowiedzieć się czegoś od jego znajomych, ale byłam na to zbyt dumna. Lub podświadomie wcale nie chciałam poznać prawdy, bo czułam, że mi się nie spodoba. Nie poprawi mi nastroju, a już byłam w opłakanym stanie. Dosłownie. Przez wiele miesięcy szkliły mi się oczy, gdy tylko pomyślałam o Adamie. Miotałam się między nadzieją, że wróci, gniewem, że zbył mnie jak telemarketera, a rozpaczą, że to naprawdę koniec. Dla mnie to byłby też koniec marzeń o wielkiej miłości. Wtedy nie miałam cienia wątpliwości, że jest tym jednym jedynym. Połączyło nas coś wyjątkowego: uczucie tak silne, że chwilami przypomniało szaleństwo. Namiętność, porozumienie dusz, czułość – mieliśmy to wszystko. Więc… dlaczego? Jak mógł to odtrącić? Co takiego się stało?
Już nigdy nikogo tak nie pokocham, myślałam.
W pewnym sensie miałam rację. Zakochiwałam się później jeszcze wiele razy, lecz już nie w ten szaleńczy, euforyczny sposób.
– Chcesz kawy?
Wzdrygnęłam się, wyrwana z zamyślenia.
– Tak, kochanie, poproszę – odpowiedziałam mężowi i aż się zdziwiłam, że mój głos zabrzmiał całkiem normalnie.
A właściwie dlaczego miałby brzmieć inaczej niż zwykle? Czemu miałabym drżeć albo się jąkać. Ot, pojawił się cień z przeszłości i wywołał dłuższą chwilę wspomnień oraz nostalgii. Było, minęło.
Skasowałam wiadomość, lecz… nie zablokowałam Adama. Sama nie wiem czemu, po prostu czułam wewnętrzny opór. Jakbym blokując Adama, wypierała się naszej szalonej pierwszej miłości, która bolała, ale nie żałowałam, że jej doświadczyłam. Była ważnym elementem mojego dorastania.
Parę dni później napisał do mnie drugi raz. Przepraszał za to, jak się kiedyś zachował, i znów poprosił o spotkanie. „Nigdy o tobie nie zapomniałem”, dodał na koniec.
Naprawdę? Mam w to uwierzyć? A nawet jeśli, to… co z tego? Po co mu odnawianie znajomości po takim długim czasie? Czyżby miał do mnie jakiś… romans? Cyniczno-złośliwa myśl. Ale zaraz za nią pojawiła się iskra ekscytacji. Pochlebiało mi, że się odezwał, że mnie znalazł; zmieniłam nazwisko, więc musiał się wysilić, by mnie namierzyć. Poczułam się znowu jak tamta dwudziestoletnia studentka, przed którą całe życie stało otworem. Odświeżające doznanie. Może dlatego – w zgodzie z tym nagłym mentalnym odmłodzeniem – zachowałam się niedojrzale. Wyszukałam Adama w internecie, by sprawdzić, czym się zajmuje i jak wygląda.
Na zdjęciach zamieszczonych na stronie firmy prezentował się jeszcze lepiej niż Adam sprzed dwudziestu lat. Lepiej z mojego obecnego punktu widzenia. Wtedy był ładnym, smukłym chłopcem z rozwichrzoną czupryną. Bardziej uroczym niż przystojnym. Z wiekiem wyrobił sobie muskulaturę; nawet w garniturze było widać, że ma świetną sylwetkę. Rysy twarzy mu się wyostrzyły, zrobiły się bardziej męskie, a srebrne nitki siwizny we włosach dodawały mu seksapilu.
Piotrek, mój mąż, był w typie dobrotliwego misia. W czas kwarantanny pofolgował sobie i teraz jego brzuch był obiektem moich docinków oraz mojej troski. Raczej nie musiałam być o męża zazdrosna, choć przy bliższym poznaniu zdecydowanie zyskiwał. Był moim partnerem w małżeństwie i we wspólnej firmie, moim najlepszym przyjacielem w życiu i fantastycznym kompanem, z którym uwielbiałam spędzać czas. Czy to na nartach, czy przy serialu – razem było nam najlepiej.
Jak więc mogłam myśleć o innym? Jak mogłam się zastanawiać, w co się ubiorę na tę „randkę”? Jakbym już zdecydowała, że pójdę. Bo chciałam. Sama nie wiem czemu, ale aż mnie ręce swędziały, by mu odpisać. Wiedziałam, że to nierozsądne, nielojalne, niebezpieczne, ale pokusa była taka silna…
A właściwie czemu się upieram? Spotkam się z nim, co mi szkodzi. Jestem dorosłą kobietą, z ustabilizowanym życiem. Daleko odeszłam od tamtej naiwnej dziewczyny, której złamał serce. Więc pójdę, choćby po to, by się upewnić, że dawna magia przeminęła i nigdy nie wróci. Pójdę i odzyskam spokój. Wyjście na kawę z dawnym chłopakiem to nic wielkiego, nie bądźmy dziećmi…
Umówiliśmy się na popołudnie, w kawiarni w centrum handlowym. Ja wybrałam czas i miejsce. Napisałam w skrótowym, konkretnym stylu, bez sentymentów. Niech sobie zbyt dużo nie wyobraża. Zresztą może wcale niczego sobie nie wyobraża. Jeszcze bym się ośmieszyła, sugerując coś innego. Nic wielkiego. Ot, pogawędka dawnych znajomych, niegdyś bliskich, ale w zatłoczonym lokalu, w dzień, nic romantycznego.
Jednak nie czułam się całkiem w porządku, bo nie powiedziałam o spotkaniu Piotrowi. I poszłam do fryzjera. I długo wybierałam, co na siebie założę, a ta staranność dotyczyła także bielizny… Powtarzałam sobie, że nie zrobię niczego głupiego, że chcę tylko rozliczyć się z przeszłością, ostatecznie ją zamknąć. Jednocześnie bałam się, że nie mogę sobie tak do końca ufać. W końcu chodziło o Adama! Powinnam zachować czujność, a najlepiej w ogóle nie iść.
Kiedy zjawiłam się na miejscu, on już na mnie czekał. Na jego widok serce zabiło mi szybciej, twarz i dekolt oblał rumieniec. Byłam zakłopotana, zarazem przepełniona radosną energią. Przywitaliśmy się buziakiem w policzek i kiedy poczułam jego usta na swojej skórze, przebiegł mnie lekki dreszcz.
Usiedliśmy, złożyliśmy zamówienie. Adam szybko przeszedł do sedna i wyznał mi prawdę, na co się nie odważył dwadzieścia lat temu. Zostawił mnie, bo inna dziewczyna zaszła z nim w ciążę. Szok. On dalej się tłumaczył, usprawiedliwiał, a ja siedziałam osłupiała, wciąż trawiąc dwie pierwsze informacje.
Zdradził mnie. Kochaliśmy się szaleńczo, niby świata poza sobą nie widzieliśmy, a on mnie zdradził. I jeszcze się nie zabezpieczał!
– Nie kochałem jej, kochałem tylko ciebie. Ale byłem słaby i głupi. To była tylko jedna noc, przysięgam! Na imprezie, sam, bo akurat posprzeczaliśmy się o jakąś bzdurę… – Słyszałam żal w jego głosie. Błagalny ton. Czego on teraz ode mnie chciał? Wybaczenia? – Kiedy powiedziała mi o ciąży… chciałem… jak mężczyzna... – Jego słowa dziwnie falowały. A może to mnie kręciło się w głowie? – Pobraliśmy się. Przeprowadziliśmy się do innego miasta. Starałem się być dobrym mężem, ale… przez te wszystkie lata nie przestałem cię kochać… Teraz, po rozwodzie… musiałem cię odnaleźć.
Patrzyłam na niego i nie rozumiałam. Czemu musiał? Dlaczego mnie odszukał?
– Dasz mi szansę? – Złapał mnie za ręce i przytrzymał.
– Szansę na co?
– Nie wiesz? Naprawdę? Wiem, że masz męża, ale… ja miałem żonę… – kusił mnie, muskając kciukiem wierzch mojej dłoni, tak jak robił to kiedyś. Gdy dawał znak, że mnie pragnie. Ten dotyk uświadomił mi, że nasze ciała znowu rozumiałyby się bez słów, że dla nich te lata nie miałaby znaczenia.
Skłamałabym, gdybym powiedziała, że ani na chwilę się nie zawahałam. Był przystojny, żałował, przepraszał i wpatrywał się we mnie jak w obraz. Tylko…ile to jest warte? W porównaniu z tym, co zbudowałam razem z moim mężem… Ile?
Owszem, Adam był kiedyś dla mnie najważniejszy na świecie. Teraz był kimś obcym. Zresztą czy wtedy znałam go tak dobrze? Skoro mnie zdradził i nie miał odwagi powiedzieć prawdy? Skoro wolał zniknąć, skazując mnie na domysły i szukanie winy w sobie? Okazał się tchórzem i egoistą. Teraz zdobył się na śmiałość, ale czy przestał myśleć tylko o sobie? Nie obchodziło go, że mam rodzinę i szczęśliwy związek. Pojawił się, jak gdyby nigdy nic, i chciał, bym dała mu szansę. Jakim prawem? W czym on był lepszy od człowieka, przy którym się budziłam i zasypiałam, który parzył mi herbatę z lipy, kiedy byłam przeziębiona, i masował plecy, gdy byłam zestresowana?
– Muzę już iść. Cześć.
Wstałam i odeszłam, nie zwracając uwagi na wołającego za mną Adama. Nie obejrzałam się za siebie ani razu.
Nie żałuję tego spotkania, bo pomogło mi definitywnie zamknąć tamten rozdział życia. Już się nie zastanawiam, czemu Adam mnie zostawił. Już wiem, że zrobił mi przysługę.