Historie osobiste

"Nasz związek zaczął się rozpadać przez pieniądze, a konkretnie przez mój awans"

"Nasz związek zaczął się rozpadać przez pieniądze, a konkretnie przez mój awans"
Fot. Agencja 123rf

Pod koniec pierwszego małżeństwa kłóciliśmy się już niemal o wszystko. I naprawdę cieszyłam się, że nie zdecydowałam się na dziecko z tym człowiekiem, bo miałabym o wiele większy problem. Ostatecznie złożyłam pozew rozwodowy i rok później wyszłam z gmachu sądu jako wolna kobieta, czując ulgę porównywalną ze zrzuceniem kilkudziesięciu kilogramów. Znamienne. Przy kolejnym związku wszystko miało być inaczej.

Kiedy poznałam Darka, obiecałam sobie, że z nim będzie wreszcie tak, jak trzeba. Nie chciałam tajemnic, złych słów, zazdrości, ukrywania pieniędzy… Zamieszkaliśmy razem, potem kupiliśmy mieszkanie. Po równo włożyliśmy we wkład własny i po równo płaciliśmy raty kredytu. Do domowego budżetu też dokładaliśmy się po połowie. Podobał mi się taki układ.

Nie było między nami nieporozumień i niedopowiedzeń, zwłaszcza w kwestii pieniędzy. Każdemu z pensji zostawała jeszcze kwota na osobiste wydatki, z których nie musieliśmy się rozliczać. Ale mogliśmy robić sobie prezenty i niespodzianki. A to Darek kupił bilety lotnicze na wyprawę w długi weekend, a to ja zafundowałam mu kolejną egzotyczną rybkę do jego akwarium, które zajmowało sporą część salonu.

 

Kiedy przychodzi sukces

Układ niemal idealny zmienił się, gdy dostałam awans. Nie od razu to zauważyłam, ale gdy teraz o tym myślę, to był punkt zwrotny w naszej relacji. Walczyłam o ten awans bardzo długo. Kobieta w męskim środowisku pracy nie ma łatwo. Truizm. Musiałam starać się dwa razy bardziej niż moi koledzy, by w ogóle zauważono moje wysiłki. Więc się starałam, bo uwielbiałam swoją pracę, byłam w niej dobra, a kontrahenci chętnie ze mną współpracowali. Każdego dnia udowodniałam swoją wartość i doczekałam się.

Gdy ogłoszono moją nominację na stanowisko dyrektora działu, niemal się popłakałam ze szczęścia. Oczywiście się powstrzymałam, by nie wyjść na nadwrażliwą i nieprofesjonalną. W domu dam upust radości, zwłaszcza mając u boku kogoś, kto ucieszy się równie mocno jak ja.

Darek z uśmiechem mi pogratulował, a potem dał się zaprosić na kolację w najlepszej restauracji w okolicy. To był mój dzień, mój awans. Chciałam to uczcić. A miałam z czego fundować, bo moja pensja wzrastała wraz z awansem niemal dwukrotnie, choć już wcześniej nie zarabiałam mało. Takie profity oznaczały, że będę mogła odłożyć więcej na zbliżającą się emeryturę albo w coś zainwestować, może w złoto.

 

Męskość przy kobiecie sukcesu

W moim związku zaczęło się jednak coś zmieniać i nie wiedziałam, o co chodzi. Skończyły się kwiaty bez okazji, zaproszenia do restauracji czy spontaniczne wycieczki. A nasze życie erotyczne zamarło. Darek wolał spędzać wolny czas albo przed komputerem, albo na rowerze, beze mnie. Coś w rodzaju cichych dni, choć niby się do mnie odzywał. Moja niepewność i niepokój wzrastały…

– Chcę porozmawiać – zdecydował się w końcu na oczyszczenie atmosfery.

Grobowy ton nie wróżył dobrze. Skinęłam głową i usiadłam naprzeciw niego. Chciałam widzieć jego oczy.

– Przemyślałem wszystko i uważam, że to niesprawiedliwe.

Patrzył na mnie z pretensją. Ale ja naprawdę nie rozumiałam, co mu przeszkadza. Za co mnie każe.

– Co konkretnie?

– To, że płacę tyle samo za mieszkanie co ty. Zarabiasz teraz o wiele więcej i powinnaś płacić proporcjonalnie większą część kredytu, czynszu i tak dalej.

Powiedział i czekał na moją reakcję. A ja siedziałam oniemiała. Chwilę wcześniej bałam się, że to koniec, a teraz dowiedziałam się, że chodzi… o pieniądze.

 

Kompleksy czy sprawiedliwość

– Moment… Niech dobrze zrozumiem. Chcesz, żebym płaciła więcej za mieszkanie, które kupiliśmy po połowie?

– Tak.

– Ale nadal pozostanie moje w połowie?

– Tak.

– I to będzie sprawiedliwie?

– Przecież zarabiasz dużo więcej niż ja! – Darek aż podniósł głos.

– A ty jesteś o to zazdrosny? – rzuciłam mimochodem, ale chyba trafiłam w sedno, bo aż poczerwieniał na twarzy.

Wiedziałam, że Darek nie ma takich możliwości rozwoju jak ja. Zarabiał dobrze, jak na polskie standardy, zajmował kierownicze stanowisko, ale osiągnął właściwie wszystko, co było w jego zasięgu. Kilka razy rozmawialiśmy o tym, że mógłby poszukać pracy w innej firmie, w której perspektywy awansu, wykorzystania jego wiedzy i doświadczenia byłby większe, ale on kochał to, co robił, był zadowolony z zarobków, atmosfery w zespole… Nie miał ochoty tego zmieniać. W porządku, taką podjął decyzję, którą szanowałam i wspierałam go w niej. Nie rozumiałam zatem, czemu mój awans i podwyżka nagle stały się problemem w naszym związku.

 

Oczami kobiety

– Większość mężczyzn tak ma, nawet najbardziej postępowych. Nie jest wyjątkiem. Popiera równouprawnienie, póki nie okaże się, że w jakiejś, stereotypowo patrząc, męskiej dziedzinie kobieta jest od niego lepsza. Od razu poczuł się zagrożony, mniej męski… Ale to jego problem, nie twój – podsumowała moja przyjaciółka.

– Nie chcę się z nim kłócić o pieniądze. Nie kosztem spokoju związku albo w ogóle związku.

– I będziesz płacić dwa razy więcej za mieszkanie, bo on zarabia mniej? To jest dopiero ciekawie rozumiana sprawiedliwość. Skoro tak mu to przeszkadza, niech zmieni pracę na lepiej płatną.

– Nie chce odchodzić, lubi tę pracę, spełnia się w niej…

– Więc niech nie narzeka. Powinien cię wspierać, być z ciebie dumny, a on skupia się wyłącznie na sobie i swoim wyimaginowanym poczuciu krzywdy.

 

Czy ktoś tu ma rację?

Miała rację, w głębi duszy to wiedziałam. Co za różnica, kto w związku zarabia więcej? W każdym razie w udanym związku, w którym nie dzielimy restrykcyjnie, co moje, co twoje. Niestety, po zachowaniu Darka widziałam, że dla niego stanowi to olbrzymią różnicę. I chciał wyrównać dysproporcję tego, co zostawało nam po wpłacie na domowy budżet.

Nie wiem, co powinnam zrobić. Nadal uważam, że pieniądze nie są warte kłótni, szczególnie że nie odczuję zbytnio braku kwoty, którą miałabym dokładać. Ustawię zwiększony przelew i po kłopocie. Ale czy na pewno?

W końcu to wspólne mieszkanie i płacimy po połowie, tak się umówiliśmy. Dobry, zdrowy związek polega na wspieraniu drugiej osoby, nie tylko w porażkach, ale także w sukcesie. On też może być sprawdzianem relacji, jak się okazało. A gdyby zażądał, żebym zrezygnowała z awansu dla jego lepszego samopoczucia?

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również