Historie osobiste

"Rodzina nazwała mój związek mezaliansem. Ja to zignorowałam, ale on uniósł się dumą"

"Rodzina nazwała mój związek mezaliansem. Ja to zignorowałam, ale on uniósł się dumą"
Rodzina mówi, że popełniam mezalians, a ja się zakochałam
Fot. Agencja 123rf

Długo czekałam na miłość. Tak czasem bywa. Nie zamykałam się na związki, ale wcześniej czy później się rozpadały. Nierzadko z mojej inicjatywy, jeśli czułam, że dana relacja nie spełnia moich oczekiwań. Dopiero teraz poczułam, że chcę budować związek i zderzyłam się z negatywną reakcją mojej rodziny.

 

Mój pierwszy mąż szybko się zorientował, że nie musi być tradycyjną głową rodziny. Skoro ja zarabiałam lepiej niż nieźle, on już nie musiał się wysilać. Gdy go zwolnili, głównie sprawdzał, czy kanapa jest wygodna, a pilot pasuje do dłoni. Miałam tego dość. Kochałam swoją pracę i nie przeszkadzała mi dysproporcja między naszymi zarobkami ani to, że głównie ja nas utrzymuję, ale oczekiwałam od mężczyzny mojego życia przynajmniej starań o to, by nie być pasożytem.

Skoro sam nie mógł znaleźć pracy, załatwiłam mu posadę w zaprzyjaźnionej firmie. Nawet nie poszedł na dzień próbny. Wtedy zrozumiałam, że to nie ja jestem mu niezbędna do życia, a moja karta kredytowa. Kolejni mężczyźni również mnie rozczarowywali. Tyle że krócej, bo obiecałam sobie nie marnować więcej życia na związek z kimś, kto nie ma wiele do zaoferowania. I wtedy poznałam Miłosza…

Całkiem inny mężczyzna

Zupełnym przypadkiem. Zawiozłam auto do mechanika i to on mnie obsłużył. Dawno nie spotkałam się z tak profesjonalnym podejściem. Wszystko mi wyjaśnił, bez tego drażniącego, protekcjonalnego traktowania. Nie zakładał, że skoro jestem blondynką, nie mam pojęcia o autach. Kiedy odbierałam wóz, spontanicznie zaprosiłam go na kawę. Jestem kobietą, która nie waha się wyjść z inicjatywą.

– Nie sądziłem, że będzie pani chciała…

– Joanna. – Wyciągnęłam do niego rękę.

Kawa przeszła w kolację, a my nie mieliśmy dość rozmowy. Wspólne tematy bez końca, przeskoki z jednego na drugi, wybuchy śmiechu, pełne porozumienie, jak mentalne bliźnięta. Od tamtej chwili byliśmy prawie nierozłączni. To znaczy gdy tylko Miłosz znalazł dla mnie wolną chwilę, bo musiałam się nim dzielić z trójką jego dzieci z dwóch poprzednich małżeństw.

– Kocham moje dzieci i nie chcę im odbierać czasu, jaki dotąd im poświęcałem. Płacę też alimenty, więc nie stać mnie na drogie kolacje w modnych restauracjach kilka razy w tygodniu ani na spontaniczne wyjazdy na Karaiby – powiedział otwarcie już podczas pierwszego spotkania.

– Nie wymagam tego od ciebie, a gdy ja zapraszam, ja płacę – ustaliłam zasady.

 

Zderzenie z rodziną

Podobało mi się, że Miłosz jest odpowiedzialny i że rozwód nie oznaczał dla niego rozstania z dziećmi. Po trzech miesiącach zabrałam go na rodzinną imprezę. Rodzice obchodzili czterdziestą piątą rocznicę ślubu i zorganizowali obiad w restauracji. Moje rodzeństwo przyjęło Miłosza z otwartymi ramionami, co mnie ucieszyło. Zakochałam się i zależało mi, by moja rodzina polubiła mężczyznę, z którym zaczynałam wiązać plany na przyszłość.

Jednak kiedy moja siostra dowiedziała się o przeszłości Miłosza i o tym, że jest mechanikiem samochodowym, nieważne, że we własnym warsztacie, momentalnie zmieniła nastawienie do niego.

– Nie obraź się, ale pakujesz się w problemy. Ty jesteś dyrektorem finansowym, on mechanikiem? Na dokładkę ma troje dzieci i dwa razy się rozwodził… Zrobi ci dziecko, rzutem na taśmę, i zniknie, a ty zamiast menopauzy będziesz się borykać z późnym, samotnym macierzyństwem.

– Nie jestem nastolatką, o zabezpieczaniu się przed ciążą wiem wszystko – odparłam chłodno. – Zresztą gdybym chciała mieć dzieci, już dawno bym została matką. A on jest dobrym ojcem, co tym lepiej o nim świadczy. Nie zniknął z życia swoich dzieci i płaci więcej niż powinien. A co do jego zawodu, uczciwie na siebie zarabia i to mi wystarczy. Nie rozumiem twoich uprzedzeń.

– Chodzi mi o to, że cię znam. Zakochana, nie dzielisz pieniędzy na twoje i moje. Nie chcę, by znowu ktoś cię wykorzystywał.

Miała na myśli mojego byłego męża, ale powinna wiedzieć, że dostałam nauczkę i drugi raz nie popełniłabym tego samego błędu.

 

Sąd rodzinny

Alina nie zachowała naszej rozmowy dla siebie, więc reszta rodziny dowiedziała się o moim partnerze więcej, niż bym sobie życzyła. I jakby zmówili się przeciwko niemu.

Wydzwaniali, namawiając mnie, by przemyślała sprawę i zakończyła tę znajomość, zanim od zakochania przejdzie do poważnych deklaracji. Przecież dwukrotny rozwodnik to fatalny kandydat na partnera do wspólnego życia, o trójce dzieci już nie wspominając. Nie miało znaczenia, co mówiłam w jego obronie. Zawsze znaleźli powód do krytyki. Gdy tłumaczyłam, że Miłosz spędza z dziećmi sporo czasu, słyszałam:

– No i sama widzisz. Nie będzie miał dla ciebie chwili.

Kiedy chwaliłam go, że płaci alimenty, kupuje dzieciom potrzebne rzeczy, funduje zajęcia dodatkowe czy letnie wyjazdy, ostrzegali mnie, że ani się obejrzę, jak zrobi ze mnie swoją sponsorkę. Miałam tego dość.

– Rozumiem, mamo, że twoje obiekcje wynikają z troski, ale jestem dojrzałą kobietą i mam swój rozum. Wybrałam Miłosza i jestem z nim szczęśliwa! Mogłabyś z łaski swojej to zaakceptować?!

– Nigdy wcześniej na mnie nie krzyczałaś. To przez niego się tak zmieniłaś. Na gorsze…

 

Ja walczę, on nie

Miłosz czuł moje podenerwowanie. Pytał, co się dzieje.

– Obiecaliśmy sobie szczerość…

– W porządku. Moja rodzina ma zastrzeżenia co do ciebie.

Miłosz wiedział, że byłam silnie związana z rodzicami i rodzeństwem. I postanowił się wycofać, a przynajmniej zrobić krok wstecz.

– Decyzji o budowaniu wspólnego życia nie można podejmować ad hoc. Nie jesteśmy nastolatkami. Każde z nas ma swoją przeszłość, lęki, traumy. Podobni jak nasi bliscy. Rodzina troszczy się o ciebie i trudno im się dziwić, że nie widzą we mnie idealnego kandydata na partnera dla takiej kobiety jak ty. Może powinniśmy zrobić sobie przerwę, odpocząć od siebie i zastanowić się, na czym nam najbardziej zależy.

Nie zaprotestowałam, bo poczułam się zraniona. Myślałam, że będzie o mnie walczył, że bycie ze mną będzie dla niego najważniejsze. Czy wystraszył się przeszkód? Nie widzieliśmy się i nie rozmawialiśmy od dwóch tygodni. Tęsknię za nim.

Nie chcę wybierać. Między rodziną, którą znam od zawsze i która nigdy mnie nie zawiodła, a człowiekiem, którego znam dopiero od kilku miesięcy, ale zaczynam kochać miłością, na jaką czeka się całe życie. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również