Historie osobiste

"Mój uległy mąż pozwala mi rządzić, a ja tęsknię za prawdziwym facetem, który umie stawiać na swoim"

"Mój uległy mąż pozwala mi rządzić, a ja tęsknię za prawdziwym facetem, który umie stawiać na swoim"
Fot. 123RF

Pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy poczułam niechęć do mojego męża...

Wróciłam do domu głodna i zmęczona po całym dniu pracy. Już od progu uderzył mnie zapach obiadu. Weszłam do kuchni i zobaczyłam Mateusza. Stał przy kuchence i mieszał w garnku, pogwizdując. Pod T-shirtem rysował się brzuch. Wzdrygnęłam się. Czemu? Przecież wyglądał jak zwykle. Nie zmienił się od rana, a ja powinnam się cieszyć, że tak sprawnie i z niesłabnącą ochotą wypełnia domowe obowiązki. Wystarczyło, że wspomniałam mu przed wyjściem, że mam ochotę na gulasz węgierski, a on jak posłuszny… Zmęczenie przerodziło się w irytację.

"Wiem, jestem niesprawiedliwa"

Wiem, że jestem niesprawiedliwa, ale czy to coś złego, że chciałabym wracać do domu i czuć pożądanie na widok własnego męża? Po tylu latach niby małżeństwa, którego inni nam zazdroszczą, mnie to całe oddanie i miłość Mateusza przytłaczają. Robi wszystko, na co się umawialiśmy, ale chyba zmieniły się moje oczekiwania… Czy to jego wina, czy raczej moja? Wiedziałam, jakim jest człowiekiem, gdy się pobieraliśmy. Świadomie wybrałam domatora, dla którego rodzina będzie najważniejsza. Lubi domowe obowiązki, kocha być ojcem i nigdy nie robi problemu, gdy musi zrezygnować ze swoich planów. Wyjście z kolegami to tylko opcja, nigdy priorytet. Porzucił bieganie, któremu przed ślubem poświęcał cały swój wolny czas. Owszem, nie lubiłam, gdy zrywał się o świcie i wychodził z domu, ale to nie znaczy, że musiał całkowicie zrezygnować ze swojej pasji. Teraz miałabym cały dom tylko dla siebie. A on powinien mieć coś swojego, prywatną niszę, kawałek własnego świata, na wypadek… gdybym kiedyś…

Znajomi w żartach nazywają go pantoflarzem, mężem swojej żony. Jemu takie etykietki nie przeszkadzają, a mnie drażnią. Czasem wręcz na siłę wypycham go z domu, żeby od niego odetchnąć. Irytuje mnie sama jego obecność. Unikam go też w sypialni. Spędzam w łazience ponad godzinę, przeciągając rytuały pielęgnacyjne do granic możliwości. W tym czasie Mateusz zasypia, a ja mam spokój.

Kryzys pogłębił się w ostatnich latach. Dopóki dzieci były małe, absorbujące, cieszyłam się, że mam tak oddanego, pomocnego męża, który wyręcza mnie, w czym tylko może, który liczy się z moim zdaniem i nie wyznaje tradycyjnego modelu rodziny. Nie przewidziałam, że biegiem czasu moja dominująca natura zepchnie go do tła. Nie protestował…

 

 

"Marzyłam o mężu, który będzie przeciwieństwem mojego taty..."

Nie wiem, czy liczy się z moją opinią, czy po prostu brak mu własnego zdania. W restauracji zamawia zwykle to samo co ja. Kierunek wakacji jak zwykle ja wybrałam, nową sofę do salonu też. Łapię się na tym, że celowo prowokuję kłótnie. Niech krzyknie, niech huknie pięścią w stół, niech się ze mną nie zgodzi, w czymkolwiek. Niby się konsultujemy, ale to zawsze ja podejmuję ostateczną decyzję, czy chodzi o urlop, czy o zakup nowego sprzętu do domu. Nigdy nie poszedł sam na zakupy, bo stałaby się tragedia, gdyby kupił krawat, koszulę czy perfumy, których nie zaakceptuję.

– Przecież ty to będziesz nosił…

– Kochanie, ale ja dla ciebie się stroję, więc to tobie musi się podobać przede wszystkim – przypochlebia się, a ja znowu czuję niechęć.

Jego przepraszający ton, kiedy się kaja z powodu nadgodzin w pracy, przyprawia mnie o gęsią skórkę.

W takich chwilach myślę o tacie, który nie zwykł się tłumaczyć.

Wystarczyło jego surowe spojrzenie, żeby nikt nie zadawał zbędnych pytań. Jak wróci, to będzie, i już. Podziwiałam ojca i nie tyle się go bałam, co darzyłam wielkim respektem. Był moim idolem, kochałam go, zarazem czułam ciągły niedosyt jego obecności. Miałam żal o tę ważną pracę, bo zabierała mi tatę. 

Rzadko bywał w domu, nie miał czasu, by pograć z nami w planszówki czy obejrzeć film. Nie pomagał mi w lekcjach, nie uczył jeździć na rowerze. Pamiętam te święta, które spędzał w domu, bo to było wielkie wydarzenie. Pamiętam oczekiwanie na ojca z nosem przy zimnej szybie i pisane koślawym, dziecinnym pismem prośby do świętego Mikołaja, żeby tata zmienił pracę. Podziwiałam w ojcu człowieka, ale tatą i mężem był kiepskim, bo wiecznie nieobecnym. Dlatego obiecałam sobie, że jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, to za mężczyznę, który będzie miał inne priorytety niż mój ojciec. Nie chcę pasjonata, pracoholika ani idealisty z misją. Chcę spokojnego, statecznego towarzysza, który najlepiej czuje się w domu, ze mną, a rodzinę przedkłada ponad ratowanie świata i własne ambicje. Niechby nawet nie miał żadnych innych ambicji, poza byciem dobrym mężem i ojcem.

Uważaj, czego pragniesz, jak mówią…

 

"Nie czuję się wdzięczna, tylko zagłaskiwana"

Mateusz pracuje w urzędzie, w archiwum, gdzie od ponad trzydziestu lat powoli pnie się po szczeblach urzędniczej kariery, osiem godzin dziennie, pięć dni w tygodniu. Odpowiada jego naturze ta rutynowa, ale pewna praca w budżetówce, z jej świadczeniami i dodatkami. Nie uważa, że utknął, bo stagnacja i powtarzalność oznaczają bezpieczeństwo. I czas, jaki może poświęcać rodzinie. Jest wspaniałym ojcem, ale…

Jako mąż się nie sprawdza. Już nie. Nie rozumie mnie. Nie widzi, że takie życie przestało mi wystarczać. Nie potrafi niczym mi zaimponować, nawet nie ma takiej potrzeby. Gotuje, sprząta, prasuje, pamięta o ważnych datach, dzwoni do dzieci, również w moim imieniu, a ja nie czuję się wdzięczna. Nie czuję się rozpieszczana, tylko zagłaskiwana. Czy on się ode mnie uzależnił? Jestem sfrustrowana, a przez to drażliwa i opryskliwa. Potrzebuję przestrzeni. A on wciąż pyta…

– Nie potrafisz czy nie chcesz podjąć żadnej decyzji samodzielnie?

– Nie denerwuj się, skarbie – odpowiada. – Chcę tylko, żebyś była zadowolona.

Jakie to męczące. Niech choć raz zrobi coś po swojemu. Niech się zbuntuje. Niech wstanie o piątej rano i idzie w cholerę pobiegać!

A może powinnam być zła na siebie? Sama pozbawiłam go wszelkiej ikry, więc nie mam prawa narzekać. Tymczasem narasta we mnie to swędzące uczucie, tak niebezpiecznie bliskie pogardy. Znowu będę uciekać w pracę. Byle nie wracać do domu. Byle nie przyznać, że utopijna wizja małżeństwa z oddanym mężem w praktyce nie dała mi szczęścia. Wiem, że swoim zachowaniem krzywdzę Mateusza, chociaż on tak pewnie nie uważa. Nawet gdybym wykrzyczała, że go nienawidzę, nie uwierzyłby.

Zresztą nienawiść to za mocne słowo. Po prostu przestałam go kochać. Zdarza się. Ale można nadal lubić się i szanować. Tego też już we mnie nie ma. Może gdyby o siebie zadbał, nie tylko pod względem fizycznym… Powinien rozwijać swoje zainteresowania. Naprawdę powinien mieć coś swojego, by miał czym wypełnić pustkę, gdy pewnego dnia nie wrócę…

Choć nie wiem, czy odważę się wyrwać z pułapki, którą sama na siebie zastawiłam. Co powiedzą dzieci? Uwielbiają ojca. A ja… uciekałam w pracę od domowego szczęścia, którego pragnęłam, i mężczyzny, którego świadomie wybrałam.

Niektórzy ludzie chyba nie powinni zakładać rodzin. Jak mój ojciec, jak ja…

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również