Kinga zaproponowała załamanej rozwodem przyjaciółce wspólny wyjazd. Pierwsza od lat podróż bez kontrolującego jej przebieg męża była dla Anastazji odkryciem – ten wyjazd zmienił wszystko.
Nie miałam szczęścia w miłości. Moje związki w najlepszym razie kończyły się po dwóch, trzech latach. Nigdy nie zabrnęłam w relacji tak daleko, by doszło do rozmów o małżeństwie. To bolało, gdy kolejny raz okazywało się, że miłość zwiędła, nim na dobre zakwitła. Przecież nie byłam desperatką, która rzucała się na pierwszego chętnego. Nie wchodziłam też ze związku w związek, byłam ostrożna, zanim komuś znów zaufałam. A jednak wciąż chybiałam.
– Nie martw się – pocieszała mnie Anastazja. – W końcu znajdziesz swojego księcia z bajki.
– Nie chcę księcia, za stara na to jestem... Chcę zwykłego faceta, który po dwóch latach nie zostawi mnie, by ratować pandy w Himalajach, albo nagle nie uzna, że z monogamią mu nie do twarzy.
– Rozumiem...
Nie byłam pewna, czy naprawdę rozumie, bo nie miała takich doświadczeń. Wcześnie wyszła za mąż, jeszcze podczas studiów, i miała bardzo udane małżeństwo, czego nie ukrywała. Słuchałam jej zwierzeń i cieszyłam się jej szczęściem, ale czułam ukłucia zazdrości. Czemu ja nie mogę mieć tego co ona? Źle wybieram czy mam pecha?
Mężczyźni nie stanowili centrum mojego wszechświata. Nie czekałam, by żyć pełnią życia, aż pojawi się w nim "pan właściwy". Korzystałam z tego, co oferował mi świat. Brałam plecak i ruszałam na kolejne wycieczki, bliższe i dalsze. I tylko wzdychałam, gdy znajomi znów pytali, czy nie boję się jeździć sama do różnych egzotycznych krajów. Nie bałam się, byłam zachwycona. Poznawałam tamtejszych ludzi, kulturę, zabytki, jedzenie... Nie potrzebowałam męskiego towarzystwa, by móc się tym cieszyć. Anastazja kpiła, że wycieczkami rekompensuję sobie niepowodzenia w miłości.
Aż pewnego smutnego dnia to ona zadzwoniła do mnie zapłakana. Od razu do niej pojechałam. Remek, mąż Anastazji, złożył pozew rozwodowy. Bez uprzedzenia, bez wcześniejszego kryzysu. Nie ostrzegł, bo nie planował, że się zakocha w kimś innym. A skoro tak się stało, chciał wolności. Współczułam Anastazji bardziej niż sobie, bo dla niej – nieuodpornionej jak ja – zdrada, porzucenie i koniec idylli były szokiem i potężnym ciosem.
– Będzie dobrze, zobaczysz, jeszcze będzie dobrze – mówiłam, gdy pakowała swoje rzeczy, by opuścić dom, który z takim pietyzmem tworzyła. Już nie mogła w nim mieszkać, bo należał do świata, który właśnie runął.
– Dobrze? Chyba żartujesz! Już nic dobrego mnie nie czeka! Będę sama do śmierci! Nikomu nie zaufam! – szlochała.
– Skąd możesz wiedzieć? Może za rogiem czeka na ciebie nowa miłość.
– Nie chcę!
– No to będziesz sama sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Ważne, żebyś nauczyła się być szczęśliwa bez niego. Dla siebie. Jesteś śliczna, wykształcona, inteligentna. Nie musisz tkwić w żałobie po małżeństwie do końca życia – tłumaczyłam jej, ale ona wiedziała swoje.
Musiała przeboleć tę stratę, w końcu była żoną blisko ćwierć wieku.
Rozwód się uprawomocnił, Anastazja oficjalnie została sama. Również fizycznie. Wracała do pustego mieszkania, a nie była do tego przyzwyczajona. Nie miała o kogo dbać i sama musiała wszystko załatwiać. Najbardziej martwił mnie ten jej ogromny smutek, w którym się zapadała jak w bagnie.
Chcąc pomóc jej się z niego wydobyć, zarezerwowałam nam bilety lotnicze do Włoch. Nastka nigdy tam nie była, a ja uwielbiałam tamtejszą atmosferę, pyszne jedzenie, piękne widoki i zabytki na każdym kroku. Jeśli coś mogło uleczyć jej duszę, to właśnie Italia.
– Zupełnie nie wiem, po co to robię... – jęczała jeszcze na lotnisku. – Bez Remka to w ogóle bez sensu. Miał w głowie wszystkie trasy, wiedział, gdzie iść, co zobaczyć.
– No to teraz będziesz sama decydować, gdzie chcesz iść – ucięłam.
Nie wiedziałam, czy dobrze robię, może powinnam dać jej więcej czasu, zamiast na siłę poprawiać jej nastrój, ale... tęskniłam za jej uśmiechem. Kiedy wylądowałyśmy, a potem meldowałyśmy się w hotelu, widziałam, że Anastazja nadal czuje się zagubiona.
– Co teraz robimy? – spytała.
– Co chcemy.
– Jak to: co chcemy? Nie ma planu?
Pokręciłam głową.
– Nie ma. Idziemy na żywioł. Możemy wybrać się na spacer albo usiąść przy kawie, albo zamówić wielką pizzę. Możemy też po prostu siedzieć na ławce i patrzeć na ludzi albo iść do muzeum i podziwiać sztukę. Albo od razu pobiegniemy na plażę. Co chcemy.
Anastazja leciutko się uśmiechnęła, a ja odetchnęłam z ulgą. Wspólna wyprawa to był strzał w dziesiątkę. Nieraz opowiadała, że Remek planował wakacje niczym wyprawę wojenną, żadnej spontaniczności i nie pomijał żadnego punktu. Dla niego idealny urlop to był bieg z przeszkodami na czas.
Cudownie spędziłyśmy tych kilka dni. Wysypiałyśmy się do późna, bo wieczory spędzałyśmy w restauracjach i na plaży. Jeśli miałyśmy ochotę na kawę o dziesiątej, to ją piłyśmy, a jeśli chciałyśmy zamówić wino do obiadu, to też nikt nie patrzył na nas krzywo. Odpoczęłyśmy, naładowałyśmy akumulatory i cięższe o niezliczone pasty oraz owoce morza wróciłyśmy do domu.
Wyprawa do Włoch w moim towarzystwie była dla rozwiedzionej Anastazji czymś w rodzaju objawienia. Oto nie musiała się nikomu podporządkowywać ani działać według planu. Byłyśmy razem, ale jeśli chciała pójść sama na spacer, nie miałam nic przeciwko. Szybko odkryła, że wolność jest piękna.
– To było niesamowite – wyznała. – A ja cię żałowałam, że zawsze podróżujesz bez faceta. Tymczasem ty się świetnie bawiłaś! Gdzie jedziemy następnym razem? – spytała z szerokim uśmiechem.
Od tamtej pory część urlopu spędzamy razem. Staramy się wyjeżdżać także w weekendy, choć kilkadziesiąt kilometrów za miasto. Do Anastazji dotarło, że życie nie kończy się na jednym mężczyźnie, ba, w ogóle można się obywać bez facetów. To od niej zależy, czy sama zadba o swoje szczęście, czy będzie czekać, aż ktoś ją uszczęśliwi.
Zapisała się na kolejne studia, bo zawsze chciała, ale Remek nie wspierał jej w tym marzeniu. A podróże polubiła na tyle, że teraz wyjeżdża również sama. Zamknęła rozdział małżeństwa i zaczęła chodzić na randki. Niezobowiązująco. Dobrze jej samej ze sobą. I z moją przyjaźnią. Od kiedy Anastazja przejęła ster swojego życia w swoje ręce, wspólnie podbijamy świat.