Wszyscy pragniemy życiowej harmonii, ale czy zawsze ją doceniamy?
Kiedy człowiek pierwszy raz się zakochuje, jego życie nieodwracalnie się zmienia i choćby nie wiedzieć jak się próbowało, to uczucie nigdy nie zniknie, napisał Nicolas Spark i każda romantyczka temu przyklaśnie. Brytyjski polityk Benjamin Disraeli zauważył, iż magia pierwszej miłości polega na niewiedzy, że może się kiedykolwiek skończyć. Zapewne coś w tym jestem. Jednak do mnie, po minionym czasie, najbardziej trafiają i pasują słowa George’a Bernarda Shawa: pierwsza miłość wymaga tylko odrobiny głupoty i dużej ciekawości. Z własnego doświadczenia wiem, że robi się niebezpiecznie, gdy urok pierwszej miłości próbujemy odtworzyć w wieku dojrzałym. Wtedy głupota zdaje się przeważać nad ciekawością…
Kim jestem? Szczęśliwą mężatką i matką wspaniałych dzieci. To wyznanie brzmi jak podpis pod słonecznym zdjęciem uśmiechniętej rodziny, zamieszczonym na Instagramie. Ale prawdą jest, iż nie mogę narzekać na swoje życie. Mąż mnie kocha, a ja kocham jego, co wcale nie jest takie oczywiste po blisko dwudziestu wspólnie spędzonych latach. Zawodowo też nam się układa. Jestem managerką w dużej korporacji, zarabiam lepiej niż dobrze, a firma Oskara ciągle się rozwija i nie wygląda, by kryzys taki czy inny mógł ją powalić. Dzieci nam dorastają, nie buntują się za bardzo i lubią chodzić do swojej niepublicznej szkoły, gdzie w których jest po kilkunastu uczniów, zamiast kilkudziesięciu. Lubimy poświęcać im wolny czas, ale staramy się też co najmniej raz w roku spędzić kilka dni z mężem tylko we dwoje, gdzieś, gdzie jest ciepło, biały piasek pod stopami, nad głowami szumią palmy, a w tle szmaragdowe morze… Brzmi idealnie.
I może w tym problem. Nie doceniamy tego, co mamy, póki tego nie stracimy. Bo zadowolenie rozleniwia, a szczęście jest nudne. Tylko to tłumaczy, czemu gdy tylko usłyszałam głos Krzyśka w słuchawce, pobiegłam na spotkanie.
Krzysiek był moi pierwszym chłopakiem. Takim na serio. Takim, z którym się jest, a nie chodzi. Poznaliśmy się na imprezie, którą organizował mój wydział. Okazało się, że jego wydział też wtedy imprezuje, więc połączyliśmy siły. A kiedy my dwoje zaczęliśmy tańczyć, zgraliśmy się tak świetnie, że świat przestał dla nas istnieć. Nie wiem, jakim cudem skończyliśmy studia, bo opuszczaliśmy mnóstwo zajęć, kryjąc się w akademiku. Mimo wszystko udało mi się obronić pracę magisterską z dobrym wynikiem. A potem on powiedział, że ma nagraną robotę we Francji.
– Jedź ze mną!
– Nie znamy języka… – Wystraszyłam się i bezwiednie cofnęłam. – Nie mam tam pracy, a tu nie mogę zostawić rodziny…
– Ależ możesz – przekonywał. – Damy sobie radę, nie martw się. Jakoś przetrwamy, wystarczy, że się kochamy!
Miał pewność siebie i wiarę w sukces za nas oboje. Mnie brakowało także odwagi na taką decyzję i wyprawę. Krzysiek wyjechał, na pożegnanie zarzucając mi, że złamałam mu serce. On moje też złamał. Jak mógł żądać, bym niemal z dnia na dzień wszystko rzuciła, zrezygnowała z wszelkich planów i rozpoczęła nowe życia w zupełnie innej rzeczywistości?
– Dlaczego nie mógł poczekać? – płakałam mamie w rękaw. – Dlaczego nie mógł poczekać, aż oswoję się z tą decyzją i ustalę z wami, co dalej…
– Widocznie nie kochał cię tak, jak na to zasłużyłaś – mówiła. – Wiem, że to boli, ale każdego dnia będzie bolało trochę mniej. Przekuj ten ból w coś wartościowego, córeczko.
Najpierw praca. Taka, która da mi i zarobek, i zadowolenie, i bezpieczeństwo. Trochę potrwało, nim taką znalazłam. Jeszcze dłużej czasu zajęło leczenie miłosnego zawodu, ale gdy w końcu byłam gotowa znów się zakochać, w moim życiu pojawił się Oskar. Wtedy dowiedziałam się, co to znaczy wspierać ukochaną osobę. To był zupełnie inny rodzaj miłości. Nie tak intensywny, nie tak porywający, ale zarazem nie tak straszny, pozbawiający tchu i własnego ja. Przez jakiś czas się opierałam, kierując się dziwnym sentymentem czy lojalnością wobec Krzyśka. Ostatecznie jednak w moim sercu wygrał Oskara. Był dla mnie stworzony.
Budowaliśmy wspólne życie, na który mieliśmy podobny plan. Ja pięłam się po szczeblach kariery w korporacji, Oskar rozwijał firmę informatyczną. Obydwoje chcieliśmy mieć dzieci i oboje się nimi zajmowaliśmy. Stworzyliśmy im dom, z którego byliśmy dumni. Nie myślałam o Krzyśku i życiu beze mnie, które wybrał. Nie miałam pojęcia, co się z nim działo przez te wszystkie lata. Zajmowałam się moją własną codziennością, która wymagała ode mnie dużo pracy, ale też dawała mi mnóstwo satysfakcji na wielu polach – byłam spełniona jako żona, matka, pracownica, kobieta.
Aż odebrałam telefon z numeru, którego nie znałam.
– Kochana, milion lat nie słyszałem twojego głosu… – Ugięły się pode mną kolana. Ten głos poznałabym wszędzie! – Jestem w Trójmieście tylko na trzy dni, w interesach, ale bardzo chciałbym cię zobaczyć…
Zwolniłam się z pracy i niemal pobiegłam do hotelu, w którym Krzysiek się zatrzymał. Jakbym znów była dwudziestolatką, która nie mogła chwili bez niego wytrzymać. Zmieniliśmy się obydwoje, trudno, żeby było inaczej, skoro mieliśmy po czterdzieści sześć lat, ale to nie miało znaczenia. Dla nas czas się cofnął. Usiedliśmy w hotelowej restauracji przy kawie i nie mogliśmy przestać mówić. Krzysiek nie próżnował przez te lata, był szefem międzynarodowej firmy, ale dopiero teraz myślał o współpracy z przedsiębiorstwami w swoim ojczystym kraju.
– Trójka dzieci, pięknie, gratuluję. Zawsze wiedziałem, że będziesz wspaniałą mamą, miałaś w sobie tyle ciepła. Mnie na tym polu się nie poszczęściło. Zakończyłem niedawno długoletni związek… Chyba po prostu całe życie kochałem ciebie. Przepraszam, nie powinienem cię zaskakiwać takim wyznaniem, masz rodzinę, ale… nie wiem, czy się jeszcze zobaczymy, a chciałem, żebyś to wiedziała. Byłaś kobietą mojego życia i żałuję, że zamiast dać ci czas do namysłu, postawiłem sprawę na ostrzu noża...
No i udało mu się. Odżyło we mnie dawne szalone uczucia i wylądowaliśmy w jego hotelowym łóżku. Było cudownie znajomo, a zarazem podniecająco inaczej.
– Tak bardzo cię kocham… – powtarzał wciąż i wciąż, jakby chciał wyryć mi w głowie te słowa. Słyszałam je, ale nie mogłam powtórzyć. Coś mnie blokowało…
Przecież to była zdrada. Zdradziłam męża, na litość boską!
Więc nie rób tego znowu.
Ale zrobiłam. Kiedy Krzysiek zadzwonił ponownie, nie umiałam mu się oprzeć. Czułam się jak zakochana nastolatka. Rozedrgana, rozświetlona, wystraszona… Czy to się dzieje naprawdę? Czy ja naprawdę tego chcę? On nie miał wątpliwości.
– Wiem, że ucierpiałaby twoja rodzina, ale pomyśl o tym. Dzieci masz już duże, poradzą sobie z tym. Możemy mieszkać tu albo we Francji, mam dom na Lazurowym Wybrzeżu…
Zastanawiałam się. Rozważałam za i przeciw. Może to jednak Krzysiek, nie Oskar, jest moją bratnią duszą, moim drugą połówką? A może Oskar też nią był, ale tylko na pewnym etapie życia? Zatoczyłam krąg, Krzysiek też, i nasze ścieżki znowu się przecięły. Na dłużej, na zawsze czy na kilka cudownych chwil?
– Tym razem dam ci czas, żebyś podjęła decyzję – powiedział, gdy żegnaliśmy się przed jego kolejnym wyjazdem.
Telefon z Francji sprawiał, że z emocji trzęsły mi się ręce. Tym razem też tak było.
– Czy mój mąż jest jeszcze u pani? – spytał melodyjny, kobiecy głos po angielsku, ale z wyraźnym francuskim akcentem.
– To chyba jakaś pomyłka…
– Bynajmniej. Pytam, czy Krzysztof jest jeszcze z panią, bo nie mogę go złapać przez telefon, a potrzebuję jego pilnej decyzji.
– Ja chyba nie rozumiem…
– Ależ rozumie pani, jestem jego żoną. Proszę się nie martwić, nie mam pani za złe, pierwsza miłość i tak dalej. Jako Francuzka jestem tolerancyjna i niespecjalnie zazdrosna, póki to małe skoki w bok. Dlatego proszę nie brać na poważnie jego obietnic, jeśli takie składał. W razie rozwodu straci wszystko, bo firma należy do mojego ojca…
Rozłączyłam się. Niegrzecznie, ale nie mogłam dłużej tego słuchać. Ostrzegała mnie czy drwiła ze mnie? Zadzwoniłam do niego.
– Rozmawiałam z twoją żoną – rzuciłam, gdy odebrał.
W odpowiedzi cisza. Długa, znacząca cisza.
Znowu się rozłączyłam, i zablokowałam jego numer. Głupia, Boże, jaka ja jestem głupia! Dla tego drania popełniłam największy błąd w życiu i mogę stracić wszystko, co budowałam przez tyle lat, co faktycznie miało dla mnie znaczenie. Krzysiek nie miał. Był złudzeniem, istniejącym wyłącznie w mojej głowie wspomnieniem o wielkiej miłości. Nie wiem, czy kiedykolwiek mnie kochał. Teraz na pewno nie. Nie oszukałby mnie, nie próbował zniszczyć mojego świata, gdyby to było coś więcej niż pożądanie i rozrywka.
Za karę będę żyć w strachu, że moja zdrada się wyda, a Oskar mi nie wybaczy. Na samą myśl oblewa mnie zimny pot.