Nie lubimy się mylić i nie lubimy, gdy zdarza się to naszym dzieciom. Dlaczego nie uważałeś, nie mogłaś przyłożyć się bardziej? - pytamy. Szkoda, że to robimy, bo to droga donikąd. Na błędy lepiej reagować zupełnie inaczej - tłumaczy pedagożka Magdalena Boćko-Mysiorska.
PANI: Z jednej strony mówimy, że błądzić jest rzeczą ludzką, ale z drugiej strony nie akceptujemy błędów i staramy się ich unikać. Dlaczego?
MAGDALENA BOĆKO-MYSIORSKA: W naszej kulturze błędy uznawane są za porażkę albo objaw słabości i braku kompetencji. Nauczyliśmy się i uczymy nasze dzieci, że osoba, która się myli, jest niewystarczająco dobra, niedbała, niegodna zaufania, nieprofesjonalna. Dzieje się tak, ponieważ nasze pokolenie, tak samo jak pokolenie naszych rodziców, było za błędy strofowane, karane, stawiane do kąta. Może i czasem słyszeliśmy, że błądzić to ludzka rzecz, ale obserwując reakcje rodziców na nasze potknięcia, uczyliśmy się raczej, że błędy krzywdzą, przynoszą ból emocjonalny w postaci wyśmiewania, krytyki, porównywania z innymi, karania milczeniem, odebraniem bliskości. Że nie wspomnę o karach cielesnych. Od 11 lat wspieram rodziców i słyszałam wiele takich historii; pomyłka oznacza naganę. W ten sposób uczymy się unikać błędów za wszelką cenę i dążyć do idealności, próbujemy budować świat bez defektów, co oczywiście nigdy się nie udaje. Takie nastawienie sprawia jedynie, że boimy się podejmować wyzwania i przejmować inicjatywę.
Czytałam, że nasze ciało reaguje na pomyłkę przykurczem mięśni i grymasem lęku. A to chyba oznacza, że niechęć do błędów jest zakodowana ewolucyjnie i niełatwo to zmienić.
Jest trochę inaczej. Ewolucja powiązała błąd z lękiem, bo przez tysiące lat, kiedy walczyliśmy o pożywienie i przetrwanie, pomyłka mogła nas kosztować życie własne lub bliskich. Dlatego baliśmy się błędu. Przykurcz mięśni, grymas na twarzy, przyspieszone tętno to naturalna, ewolucyjna reakcja organizmu na lęk. Ale dziś większość pomyłek, jakie popełniamy, nie wiąże się z zagrożeniem życia, lecz oznacza niepoprawność, nieścisłość, gafę. Wcale nie musi być lękotwórcza, choć jest. Mimo że przez ostatnie 30 lat bardzo rozwinęły się techniki neuroobrazowania mózgu i dzięki badaniom wiemy, że powiązanie błędu z reakcją lękową nie sprzyja rozwojowi dzieci ani nam samym. A nadal się boimy i straszymy właśnie w wyniku doświadczeń z dzieciństwa i okresu dorastania.
Bo dziś błędy też kosztują. Ceną może być niezdany egzamin, brak podwyżki, awansu.
To prawda, są też zawody, w których pomyłka niesie zagrożenie – tak jest choćby w przypadku lekarzy, kierowców czy bankowców. Ale nie w tym rzecz, idzie o nastawienie. Bo po pierwsze będziemy się mylić zawsze – błądzić naprawdę jest rzeczą ludzką. Po drugie – wzbudzanie lęku przed karą czy piętnowanie ludzi za pomyłki wcale nie powoduje, że ich liczba spada. Badania pokazują, że jest na odwrót: im mniej boimy się popełniać błędy, tym mniej ich popełniamy. Sensowna reakcja na pomyłkę polega na tym, że ją zauważamy, analizujemy i poprawiamy. W ten sposób uczymy się na błędach. Natomiast kiedy się boimy, nie możemy się na nich uczyć. Podam przykład. Wychodzimy z dzieckiem na rower. To jego pierwszy, może drugi raz. Nie wychodzi mu, przewraca się, a my krzyczymy: „Mówiłam ci, żebyś nie skręcała tak mocno kierownicą! Patrz, co robisz, podarłeś spodnie!”. Wywołujemy lęk. Za chwilę dziecko znowu się przewróci, krzyknie: „Głupi rower!” i rzuci go na ziemię. Czy czegoś się nauczyło? Silny lęk przed błędami powoduje, że wyłącza się kora przedczołowa odpowiedzialna za refleksję i uczenie się. Nie spostrzegamy, nie analizujemy, nie wyciągamy wniosków, mózg uruchamia mechanizm walki lub ucieczki. Złościmy się, atakujemy albo usprawiedliwiamy się i wymigujemy. Ta reakcja się uruchamia bez naszej świadomości, bo myślenie jest wyłączone.
Dlatego czasem w kółko popełniamy ten sam błąd?
Dlatego. Będziemy go popełniać tak długo, aż w mózgu powstaną połączenia między neuronami, które są odpowiedzialne za umiejętność, do której dążymy. Czegokolwiek się uczymy, musimy wielokrotnie powtarzać daną czynność. Wśród prób będą się zdarzać błędy i naszemu mózgowi zupełnie to nie przeszkadza, przeciwnie, dla niego błąd jest dodatkową informacją, która go uaktywnia. Są badania z uniwersytetu w Toronto, gdzie naukowcy obserwowali zmiany zachodzące w mózgach dzieci tuż po tym, jak popełniły pomyłkę. Kiedy mózg ją odbiera, aktywują się obszary związane z uwagą i uczeniem się, między innymi hipokamp, rośnie aktywność w korze przedczołowej odpowiedzialnej za zapamiętywanie. Neurolodzy badają dziś koncepcję „efektu błędu” – ustalili, że pomyłki aktywują w mózgu obszar odpowiedzialny za korektę, co pomaga lepiej zrozumieć dany materiał czy dziedzinę, w której działamy. Innymi słowy można w uproszczeniu powiedzieć, że jeśli nie zablokujemy mózgu lękiem przed popełnianiem błędów, to będzie je wyłapywał i przetwarzał, skłaniając nas do wyciągania wniosków. Dlatego mówię, że błędy są dla nas, co szczególnie ważne dla dzieci, okazją do rozwoju nowych umiejętności.
Jak w takim razie powinniśmy postępować jako rodzice?
Zamiast krytykować: kiedy się wreszcie skupisz, co się z tobą dzieje, jak mogłeś się znowu pomylić, dlaczego się tak zachowujesz? –skoncentrujmy się na komunikatach, które pomogą się dziecku zatrzymać i pomyśleć. O, coś poszło nie tak, chodź, sprawdzimy, co można by zrobić inaczej. Wiesz, nieraz trudno od razu znaleźć rozwiązanie, powoli, daj sobie czas. Jestem tutaj, gdybyś mnie potrzebował(a). Ubiegłoroczne badania z Uniwersytetu Harvarda pokazują, że dzieci, na które nie wywierano presji, by unikały błędów, mają wyższy poziom samoakceptacji i wyniki w uczeniu się lepsze o 30 proc. (!) niż te karane za pomyłki. To pokazuje, jak istotny jest nasz wpływ – nauczycieli, rodziców, opiekunów. Pamiętajmy też, że dzieci uczą się od nas przez naśladowanie. Nie mówmy: ale ze mnie niezdara, ciamajda, gdzie ja miałam głowę, o rany, jaka byłam głupia. Tak często mówią dorośli przy dzieciach. One to słyszą i widzą, że błąd wiążemy ze wstydem, z negatywnym widzeniem siebie. Przecież można powiedzieć: o rany, zapomniałam, zamyśliłam się, no nic, zdarza się, następnym razem wyjdę wcześniej, następnym razem nastawię minutnik. Żeby to się już nie powtórzyło.
Przechodzimy do wyciągania wniosków?
Tak. Stało się, ale ważne, co zrobię następnym razem. Przypomina mi się, jak mój synek niedawno podszedł do mnie: „Mamo, a co ty jesteś taka zamyślona?”. Odpowiedziałam: „Wiesz co, bo popełniłam dzisiaj błąd w pracy i rozmyślam, co mogę następnym razem zrobić inaczej”. On na to: „A co to był za błąd? A chodź go rozpiszemy!”. Aż się uśmiechnęłam, że już to umie, że tak łatwo się nauczył metody rozpisywania błędów, o której zaraz opowiem. Ta metoda nazywana paskiem postępu polega na graficznym rozłożeniu sytuacji, w której popełniliśmy omyłkę, na etapy, żeby dziecko zobaczyło cały proces. Rysuję poziomą linię i zaznaczam: najpierw przeczytałeś polecenie, tu wybrałeś wzór, teraz podstawiałeś liczby do wzoru, dalej wykonywałeś obliczenia… Na jakim etapie pojawił się błąd?
To mi przypomina, że na podstawie analizy błędów powstają procedury w lotnictwie.
Podobnie na kolei i w medycynie. Analizuje się błędy po to, by im zapobiegać. Jeśli już coś ma nas prowadzić ku doskonałości, to właśnie pomyłki, a nie ich niepopełnianie. I tak samo jest w życiu. Analizujmy, który krok był postawiony niewłaściwie, jak można zrobić to inaczej, co mogłam wziąć pod uwagę, a nie wzięłam, kogo mogłam poprosić o pomoc, a nie poprosiłam. Ale pasek postępu jest znakomitą metodą nie tylko dlatego, że sprzyja wyciąganiu wniosków. Pokazuje też, że pomyłka jest określonym fragmentem procesu, a to nas chroni przed myśleniem typu: wszystko zawaliła(e) m. Można tak rozpisać każdy problem także w sytuacjach społecznych, bo przecież popełnianie błędów to również naruszanie granic innych. A dzieci się kłócą, biją, zabierają sobie zabawki, mówią przykre słowa. Wtedy trzeba pogadać: nie ma zgody na takie zachowania w naszym domu, siądźmy, rozpiszmy problem, pomyślmy, co można by zrobić inaczej, kiedy brat cię zdenerwował. Najpierw poszliście do pokoju, potem wyciągnęliście klocki, zaczęliście planować budowanie… Zobacz, to był chyba ten moment. Co mogłabyś zrobić w przyszłości inaczej? Jeśli będziesz chciała, mogę ci podpowiedzieć.
Z nastolatkami będzie trudniej. Wcale nie chcą podpowiedzi. Czasem mamy wrażenie, że uparcie popełniają w kółko ten sam błąd. Tak jakby w ich głowach zatrzaśnięto drzwi do wnioskowania.
Bo trochę tak jest. W mózgu nastolatka zachodzi mnóstwo przeobrażeń, następuje wycinka starych nieużywanych połączeń neuronalnych, a nowe dopiero się kształtują. Dlatego czasem mamy wrażenie, że zachowują się jak przedszkolaki – trzaskają drzwiami, nie chcą nas słuchać, rzucają się, wkurzają. Nie chcą wyciągać wniosków, bo w tym okresie nie potrafią. To naturalny etap, bądźmy cierpliwi, ćwiczmy techniki samoregulacji. To chyba najważniejsza z rad, jakiej udzielam rodzicom. Kiedy dziecko popełnia błąd i czujesz, że odpala ci się złość, zatrzymaj się, otwórz okno i weź kilka głębokich oddechów, zrób 10 przysiadów, żeby zrzucić stres. Dopiero potem wróć do dziecka. Możesz powiedzieć: popełniła(e)ś błąd, mam wrażenie że nie chciała(e)ś, bo widzę, że cię to gryzie, zastanówmy się, co dalej. Natomiast nie zadawajmy tego ulubionego przez rodziców pytania: dlaczego to zrobiła(e)ś? Bo to jest pytanie DO NAS: dlaczego moje dziecko to zrobiło? Dlaczego pięć razy popełniło ten sam błąd? Jakie tam pod spodem są trudności, jakie niezaspokojone potrzeby? Może relacji albo autonomii lub kompetencji – bo to są trzy najważniejsze potrzeby psychologiczne dziecka. Sprawdzajmy, co jest pod spodem. Wyzwania w szkole? A może te związane z ciałem? Jak ja jako rodzic mogę pomóc? Mogę być obok, ofiarowując uwagę, mogę pogadać na spokojnie, bez wydzierania się. Wreszcie mogę doceniać jego starania, dowartościowywać to, co robi dobrze – o czym często zapominamy, gdy jesteśmy skupieni na błędach i traktujemy je jak porażki. Mamy dziś bardzo dużo badań na temat zdrowia psychicznego dzieci; nie wygląda to dobrze. Ponad 40 proc. uważa się za „beznadziejnych”, za „debili” i „głupków”. Tak się określają. Bądźmy na to uważni, żeby dziecko nie wędrowało w dorosłość z takim wewnętrznym przekazem. Powtórzę: błąd jest okazją do nauki i rozwoju, a nie porażką. Nie poddawaj się, każdy czasem się myli. Widzę, że się starała(e)ś, jestem z ciebie dumna. Sprawdź, jak będzie, jeśli postąpisz inaczej. Kocham cię, jestem z tobą.
Jak pomóc sobie, kiedy popełnimy błąd?
Po pierwsze – nie mówić o sobie źle ani w myślach, ani na głos. Po drugie – zauważyć emocje wywołane przez błąd – złość, poczucie winy, lęk, niezadowolenie z siebie. To ważne, bo jeśli dzieje się to poza świadomością, możemy mieć tendencje do samousprawiedliwiania i obwiniania innych: to przez ciebie się pomyliłam, gdybyś mnie nie zdenerwował, gdybyś odpowiedziała mi inaczej. To są mechanizmy, których nauczyliśmy się w dzieciństwie, żeby poradzić sobie z negatywnymi emocjami i oswobodzić z napięcia. Ale takie przekierowywanie frustracji oznacza także przekierowanie energii w bezsensowną spiralę oskarżeń, niszczy relacje, a nam uniemożliwia uczenie się. Czuję teraz złość – to ją wybiegam, wyskaczę. Opanowuje mnie poczucie winy – to przypomnę sobie, że błędy są częścią życia i wszystkim się zdarzają. Ja mówię do siebie: OK Magda, zdarza się. Teraz pomyśl, jak to zrobić lepiej następnym razem.
Magdalena Boćko-Mysiorska - pedagożka, trenerka All About Parenting, autorka książek dla dzieci i rodziców. Wspiera rodziców w budowaniu empatycznych relacji z dziećmi. Autorka bloga magdalenabockomysiorska.pl