Portret

Nowotwór, kontuzja i niezwykła siła. Kim jest Maria Andrejczyk, która na olimpiadzie w Tokio zdobyła srebro?

Nowotwór, kontuzja i niezwykła siła. Kim jest Maria Andrejczyk, która na olimpiadzie w Tokio zdobyła srebro?
Kim jest Maria Andrejczyk, która na olimpiadzie w Tokio wygrała srebrny medal? Jaka jest prywatnie?
Fot. PAWEL SKRABA/East News

O Marii Andrejczyk mówi dziś cała Polska. Sportsmenka stanęła do walki o medal olimpijski w Tokio i w pięknym stylu sięgnęła po srebro. Sprawdźmy, kim prywatnie jest Maria Andrejczyk.

Droga Marii Andrejczyk na Igrzyska Olimpijskie w Tokio jest długa i wyboista. Rekordowe rzuty oszczepem mieszają się z poważnymi kontuzjami. - Po tym, co zobaczyłam na badaniu USG oszczep nie miała prawa latać dalej - wyznała niedawno. Oszczep jednak lata dalej. Historia Marii to historia pełna wzlotów i upadków, kontuzji, załamań, ale i wielkich powrotów.

O włos od brązowego medalu olimpijskiego

Maria Andrejczyk do polskiej lekkoatletyki wdarła się przebojem. Był rok 2016, w Rio de Janeiro trwały igrzyska olimpijskie. To właśnie wtedy o Andrejczyk zrobiło się naprawdę głośno. Rzucony przez nią podczas eliminacji do konkursu oszczep przebył odległość 67,11 m. Zaskoczyła nawet samą siebie. Marzyła o złamaniu granicy 65 metrów - oszczepem rzuciła ponad dwa metry dalej, ustanawiając tym samym rekord Polski, który w maju tego roku zresztą po raz kolejny pobiła. Dwa dni później w konkursie finałowym o włos przegrała rywalizację o brązowy medal.

Choć do brązu zabrakło jej zaledwie dwóch centymetrów, w oczach Polaków, a szczególnie mieszkańców jej rodzinnych Kluk, Maria wygrała wtedy wszystko. – Gdy zobaczyliśmy na ekranie Majkę, dla nas Ziemia zaczęła obracać się szybciej. Po konkursie nie nadążaliśmy odbierać telefonów. Środek nocy, a każdy chciał się cieszyć razem z nami z sukcesu. Nie było domu, gdzie nie czekaliby na występ Majki. Człowiek zmęczony, cały czas pracuje, bo region biedny. A każdy czekał. Każdy chciał wziąć trochę tej radości dla siebie. Pocieszyć się z czegoś – opowiadała w jednym z wywiadów mama oszczepniczki. Od tamtego dnia życie Mai, bo właśnie tak do Marii Andrejczyk zwracają się jej przyjaciele, będzie dzielić się na życie "przed Rio" i "po Rio". 

Beztroskie dzieciństwo z czterema braćmi

Na świat Maria Andrejczyk przyszła 9 marca 1996 roku w Suwałkach, ale beztroskie dzieciństwo spędziła w położonej 40 km na wschód, małej wsi Kukle niedaleko Sejn i granicy z Litwą, którą dziś Andrejczyk nazywa najlepszym miejscem na świecie. – Z dzieciństwem wiążą się piękne wspomnienia - przyznała w rozmowie z Przeglądem Sportowym. –  Organizowaliśmy nocne wyprawy. Po ciemku wymykaliśmy się z domu. Biegliśmy na plażę, żeby się wykąpać albo wypłynąć kajakami na jezioro. Mama nie wie o tym do dziś. I lepiej, żeby się nie dowiedziała - dodała oszczepniczka.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

We wszystkich tych wyprawach towarzyszyli Marii jej czterej bracia – Szymon, który zajmuje się fizjoterapią, pilot sił powietrznych Kamil, Paweł – członek młodzieżowej rady miejskiej i Adam – miłośnik historii i matematyki, który również jest oszczepnikiem. – To postawni chłopcy, budzący respekt. Takie mamy geny, że wszyscy jesteśmy duzi, więc lepiej ze mną nie zadzierać, bo mam mega ochronę. Co ciekawe – młodszą ode mnie! Z całego rodzeństwa to ja jestem najstarsza - przyznała ze śmiechem w w jednym z wywiadów.

Sama zresztą od najmłodszych lat miała charakterek. – Zawsze była uparta, jak już wpadła na jakiś pomysł, nie można było jej od niego odwieść. Często nas zaskakiwała. Pamiętam, jak przed pierwszą komunią świętą zapytaliśmy ją, jaki prezent chciałaby dostać. Wie pan, dzieci marzą o rowerach, komputerach... A nasza Maja poprosiła o... konia - wyznała w rozmowie z Przeglądem Sportowym mama oszczepniczki Małgorzata Andrejczyk. Ona sama była zresztą kiedyś wybitną kulomiotką. Do sportu zachęcała córkę od najmłodszych lat. Choć ta początkowo równie mocno interesowała się rysowaniem i architekturą. Sport jednak zwyciężył. Maria treningi lekkoatletyczne rozpoczęła już w piątej klasie szkoły podstawowej. W jaki sposób narodziła się w niej miłość to tak niszowej konkurencji, jaką jest rzut oszczepem?  – To wszystko zaczęło się w szkole, kiedy chodziłam do szóstej klasy. Na zawodach w rzucaniu piłeczką palantową wypatrzył mnie pan Karol Sikorski i zaproponował treningi - przyznała w rozmowie z Eurosportem sportsmenka. 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Świetna sportsmenka i pilna studentka

Ciężka praca zaczęła przynosić pierwsze sportowe sukcesy. Andrejczyk pięła się coraz wyżej i zdobywała coraz to nowsze wyróżnienia i tytuły. Jej sukcesy dostrzeżono nawet za oceanem. Sportowe stypendia zaproponowało Marii kilkanaście uczelni. Z wyjazdu zrezygnowała w ostatniej chwili. – Byłam gotowa jechać na Florydę. Wypełniłam wniosek o zdawanie amerykańskiej matury. Wszystko było już załatwione, został jeden klik myszki i… rozpłakałam się. Ryczałam jak dziecko. Zawołałam mamę, powiedziałam, że nie wiem, co robić. W końcu odpuściłam. Wszyscy mówili mi: leć do Stanów, to wielka szansa. W końcu zadałam sobie jednak pytanie: czy to są moje marzenia, czy kogoś innego? Zrezygnowałam w ostatniej chwili i to chyba jedna z najlepszych decyzji w moim życiu - przyznała w rozmowie z Onetem.

Maria Andrejczyk zdała maturę i w 2016, zamiast za oceanem rozpoczęła studia na filologii angielskiej na Uniwersytecie w Białymstoku. – Przede wszystkim jestem dziewczyną z Podlasia, więc jakżeby inaczej. Uniwersytet też musi być z Podlasia - żartowała w czasie jednego z wywiadów. Rok później przeniosła się do Państwowej Wyższej Szkoły w Suwałkach, na filologię angielsko-rosyjską ze specjalizacją translatorską. Pracę licencjacką napisała na temat anglicyzmów w sporcie. Swoimi zawodowymi i naukowymi sukcesami Maria chętnie dzieli się z powiększającym się z każdym dniem gronem obserwatorów na Instagramie - ma ich już ponad 40 tysięcy i liczba ta wciąż rośnie.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Olimpiada, nowotwór i kontuzje

Z dalszej walki o kolejne sportowe sukcesy na jakiś czas po olimpiadzie wyeliminowała Marię Andrejczyk kontuzja barku. Dla oszczepniczki bark to przecież najważniejsze, jeśli nie jedyne narzędzie pracy. Po operacji jeszcze długo dochodziła do siebie. Rehabilitacja również okazała się drogą przez mękę - ciągnęła się tygodniami, a następnie miesiącami, które przeszły w lata. Na tym zresztą nie skończyły się zdrowotne problemy sportsmenki - coraz częściej narzekała na ból głowy. - Ból zamienił się w coś trudnego do wytrzymania, był rozsadzający. Zadziałał mój narzeczony Marcin, profesjonalista w każdym centymetrze, od lat związany ze sportem. On ma taki charakter, że pcha bardzo do przodu, motywuje. I teraz też tak było. „Musisz sprawdzić”, mówił. Bo ja jestem w tych sprawach raczej pasywna, z reguły czekam, aż samo przejdzie. Marcin nalegał, więc poszłam na prześwietlenie i okazało się, że jest narośl w kości - wyznała w wywiadzie dla Wyborcza.pl Maria.

Prześwietlenie wykazało obecność nowotworu kości w zatokach - kostniakomięsaka. Na szczęście łagodnego. –  Do momentu zabiegu miałam kłopoty ze snem, byłam wciąż zmęczona, nie mogłam prawidłowo oddychać, a organizm się nie regenerował. Operację trzeba było po jakimś czasie ponowić, bo pojawiły się drobne powikłania - przyznała lekkoatletka w rozmowie z Przeglądem Sportowym. Nowotwór i kontuzje nie pokrzyżowały jednak Marii planów sportowych i marzenia o złotym medalu, o który zawalczyła na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Razem w życiu prywatnym i zawodowym

Za jej sukcesy w Tokio kciuki trzymać będzie cała Polska. Ale najmocniej - rodzina i ukochany narzeczony. Przez długi czas Maria Andrejczyk ukrywała tożsamość swojego partnera, na Instagramie publikując np. enigmatyczne zdjęcie z Wenecji. Za jego pomocą dała jednak jasny sygnał tysiącom fanów - jej serce jest zajęte.  Bo zdobyć, je choćby drogą elektroniczną, próbowało już wielu fanów sportsmenki. Szczególnie po jej słynnym rzucie oszczepem na olimpiadzie w Rio de Janeiro – Po tym jak wygrałam eliminacje i wróciłam do wioski, odpaliłam Facebooka. Patrzę a tam pięćset powiadomień od różnych ludzi, od obcych facetów oczywiście również - wyznała ze śmiechem w jednym z wywiadów. "Czy wyjdziesz za mnie?" było najczęściej zadawanym przez wielbicieli pytaniem. 

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Dziś serce Marii jest już zajęte. Wiadomo też przez kogo! Tajemniczym ukochanym ze zdjęcia okazał się Marcin Rosengarten, pochodzący ze Śląska były dziennikarz sportowy, menedżer lekkoatletyczny i dyrektor Memoriału Kamili Skolimowskiej. Ze zmarłą tragicznie w lutym 2009 lekkoatletką był zresztą kiedyś związany. Marię i Marcina łączy dziś nie tylko miłość, ale również sprawy zawodowe - narzeczony jest równocześnie jej menedżerem.

Rodzina i sport to przepis Marii na szczęśliwe życie. Ale jest jeszcze trzeci składnik - wiara. – To nie tak, że jest pięć różańców dziennie i dziesięć mszy w tygodniu, ale rodzice wychowali nas w głębokiej wierze chrześcijańskiej. Wiara jest w moim życiu bardzo ważna. Uważam, że wszystko dzieje się według boskiego planu. A jeśli rzeczy układają się po mojej myśli, traktuję to jako potwierdzenie tego, że działam zgodnie z jego wolą. Przed każdym konkursem się modlę. Czuję, że to mi pomaga. Zdaję sobie sprawę z tego, jak moje słowa zostaną odebrane przez ludzi. Niektórzy to zaakceptują, inni powiedzą, że Andrejczyk jest jakaś porąbana. Nie przejmuje się tym. To jest moja wiara, moje życie - mówi lekkoatletka.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Rzut oszczepem i inne pasje

Sport to nie jedyna pasja Marii. Owszem, jej życie jest mu podporządkowane, ale znajduje czas na inne zajęcia - lubi biegać, grać w siatkówkę, pływać, jeździć na łyżwach, pływać, podróżować i rysować. Z rysunkiem i architekturą Maria wiązała nawet swoją przyszłość. Choć sport zwyciężył, regularnie wraca do tej pasji. – Mam w sobie wiele osobowości. Jedną z nich jest ta romantyczno-artystyczna. To jestem ja z dzieciństwa: zamykałam się w sobie, wolałam pomarzyć i porysować niż rozmawiać z ludźmi. To nadal we mnie siedzi, dlatego chciałabym kiedyś studiować architekturę - wyznała w rozmowie.

Waleczna, uparta, pewna siebie, charyzmatyczna, zdyscyplinowana, pracowita. Ale czasem Maria lubi wrzucić wolniejszy bieg. – Lubię wschody i zachody słońca. Lubię długie, samotne spacery. Lubię podczas nich patrzeć na ludzi i zastanawiać się, jakie mają życie. Jaka jest ich historia – dodaje Maria, prywatnie ogromna wielbicielka psów i kotów.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Chwil, w których mogła się załamać i poddać było wiele. Ale Maria Andrejczyk to nie ten typ. Dyscypliny i wytrwałości od dziecka uczył ją sport. Siłę do pokonywania kolejnych przeszkód i pobijania kolejnych rekordów daje jej rodzina i ukochany narzeczony. I jej własna, mocno stąpająca po ziemi natura dziewczyny z Podlasia. – Jeśli nawet stanę się kiedyś sławna, to na pewno mi nie odbije - przyznała w jednym z wywiadów.– Mam mądrego trenera i fajną rodzinę, oni na to nie pozwolą. Mam też dom na uboczu od wielkiego świata, do którego zawsze mogę uciec i odpocząć. Dam sobie radę, bycie rozpoznawalnym i normalnym człowiekiem naprawdę jest do pogodzenia

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Maria M. Andrejczyk (@m.andrejczyk)

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również