Dopóki używały ich tylko naturofanki, a produkowały niszowe firmy, problem rzekomej wyższości kosmetyków naturalnych nad zwykłymi był dla większości z nas nieważny. Dziś takich serii jest więcej, nawet drogeryjne firmy proponują naturalne linie. Czas o nich porozmawiać. Dlatego spotykam się przy okrągłym stole z ekspertką od pielęgnacji naturalnej Zofią Witucką i z doktor dermatolog Ivaną Stanković.
Twój Styl: W najnowszej edycji Doskonałości Roku Twojego STYLU na większości zgłoszonych kosmetyków napisane było, że mają co najmniej 95 procent składników pochodzenia naturalnego. To znaczy, że są naturalne?
Zofia Witucka: Nie ma jasnej definicji. Najczęściej mówi się, że większość składników powinna pochodzić z natury. Najbardziej jasne określenie to „kosmetyk organiczny”. Ekstrakty w nim zawarte muszą być z kontrolowanych plantacji, mieć atest potwierdzający, że cała hodowla – czyli gleba, nawozy, sposób uprawy – jest zgodna z naturą. Że nie było dodatków podwyższających płodność roślin, efektywność hodowli, odporność na warunki pogodowe czy pasożyty. W przypadku takich kosmetyków wiesz, że ich składniki zostały wyhodowane w naturalny sposób.
TS: Ale potem są przerabiane.
ZW: To nic. Chodzi o to, by surowiec roślinny nie był przez nas sztucznie wyprodukowany, ale pochodził z natury.
Dr Ivana Stanković: Jednak mówi się o tym, że zrywając rośliny w celu wyprodukowania z nich kosmetyków, działamy nieetycznie wobec środowiska, niszczymy zasoby. Lepsze jest wytworzenie składnika naturalnego w laboratorium, w hodowli komórkowej. Nie wpływamy wtedy negatywnie na ekosystem. Bierzemy to, co w przyrodzie najlepsze, i odtwarzamy pod szkłem.
ZW: Uczestniczyłam niedawno w webinarze na temat kosmetyków przyszłości i tam jedną z wielu prognoz było właśnie to, że część surowców roślinnych będzie uzyskiwana w procesach biotechnologicznych.
TS: Czyli biorę z listka konkretną molekułę, hoduję ją i rozmnażam w laboratorium.
IS: Albo masz potrzebne uprawy w szklarniach. Na przykład w kosmetykach do cery bardzo wrażliwej Aderma są kilkutygodniowe zarodki owsa. Pochodzą z własnej hodowli firmy Pierre Fabre.
Natura z probówki? Dlaczego nie. Zaciera się już granica między tym, co naturalne i syntetyczne.
TS: Chodziłam swego czasu na targi kosmetyków naturalnych Ekocuda. Było tam sporo wystawców sprzedających składniki do samodzielnej produkcji kosmetyków. Niektórzy oferowali nawet kremy zrobione we własnej kuchni. I zachwalali, że to „zdrowe, bo naprawdę naturalne”.
ZW: Trzeba być ostrożnym! Chałupniczo robione kosmetyki nie są ani zabezpieczone przed rozwojem bakterii, ani stabilne fizykochemicznie. Mogą też opierać się na wątpliwej jakości recepturach czy składnikach. Kosmetyki naturalne muszą powstawać zgodnie z takimi samymi zasadami bezpieczeństwa jak konwencjonalne. W laboratorium z lampami antybakteryjnymi, w określonej temperaturze, w probówkach, zgodnie z normami i przepisami. Ich producent może kupować tylko przebadane składniki z certyfikatami, a gdy powstanie z nich kosmetyk, poddaje się go wymaganym prawem testom mikrobiologicznym, kompatybilności, stabilności, badaniom dermatologicznym czy aplikacyjnym. W przypadku kosmetyków z certyfikatami, np. Ecocert, warunków jest jeszcze więcej.
TS: Co z kremami popularnych niedrogich marek? Na wielu jest napisane, że są naturalne. Prawda to czy marketing?
ZW: Jeśli mają znak Ecocert, a takich w drogeriach jest coraz więcej, znaczy, że spełniają normy ustanowione przez tę instytucję. Jest też dużo produktów bez atestów nazywających się naturalnymi. Trudno stwierdzić, czy to prawda. Czasem to pojęcie jest nadużywane, bo procentowy udział surowców pochodzenia naturalnego, w szczególności ekologicznych, nie spełnia norm wymaganych dla kosmetyków naturalnych.
IS: Obok naturalnych ekstraktów w kosmetykach popularnych mogą występować też składniki syntetyczne – tym się te produkty różnią od typowo naturalnych. Bywają w nich też ulepszacze. Dzięki nim krem ma aksamitną konsystencję i gładko się rozsmarowuje.
ZW: Ale naturalne kremy też są coraz przyjemniejsze! Zawierają np. naturalne emulgatory, które poprawiają konsystencję. Coraz ładniej pachną, choć można wybierać tylko z gamy naturalnych olejków eterycznych. Dzięki rozwojowi nauk biotechnologicznych to już nie są ciężkie mazidła o specyficznym aromacie.
Kosmetyki naturalne są przeznaczone tylko do zdrowej skóry. Nie leczą problemów i chorób.
Pod mikroskopem
TS: W Doskonałości Roku TS przyznaliśmy nagrodę dla kosmetyków aptecznych naturalnych. To nowość. Dermokosmetyku, który ma 98 procent składników naturalnych jeszcze nie było.
IS: Ale będzie ich coraz więcej. W mniejszej dawce roślinne ekstrakty występują w kosmetykach aptecznych nie od dziś. Na przykład regenerujący wyciąg z wąkrotki czy przeciwzapalny ekstrakt z liści ambory w kosmetykach La Roche-Posay. Do tej pory nie podkreślano tak bardzo naturalnych składników, bo z punktu widzenia lekarza nie było to ważną informacją. Dla nas istotne są tylko badania kliniczne. Na tym się znamy, na roślinach nie.
TS: Ale przychodzą do was pacjenci podrażnieni naturalnymi kosmetykami.
IS: Najczęściej są to kontaktowe zapalenia skóry wywołane przez olejki eteryczne. To złożone, silnie działające substancje. Poza tym wiele osób wierzy w delikatność i niezwykły potencjał natury, dlatego używa takich kosmetyków za dużo. Albo źle dobiera do potrzeb cery.
ZW: Na fali mody na naturalność upowszechniło się przekonanie: kosmetyki naturalne są tak przyjazne, że mogą leczyć podrażnienia czy inne problemy. Jednak ich właściwości medyczne musi określić lekarz czy dermatolog. Producenci kosmetyków są zobowiązani odnosić się tylko do ich aspektów pielęgnacyjnych, nawet jeśli wiadomo, że tradycyjnie surowce również służyły do leczenia. Celem producenta kosmetyków jest zapobieganie starzeniu skóry, zapewnianie ochrony, komfortu, przyjemność stosowania, czystość. W kosmetykach naturalnych występują składniki stosowane w dermokosmetykach, na przykład witamina C. My jednak będziemy podkreślać jej walory odmładzające, niwelujące przebarwienia, rozświetlające skórę. Nie leczymy.
TS: W kosmetykach popularnych często są oleje. Ale tylko te najmodniejsze, np. arganowy. A w markach naturalnych jest ich mnóstwo, z każdego zakątka świata. Po co komplikować?
ZW: Wszystkie oleje zmiękczają, uelastyczniają skórę, odbudowują film hydrolipidowy. Ale każdy z nich ma dodatkowo odmienne właściwości, uzależnione od jego struktury. Podstawowa różnica wynika z proporcji kwasów nasyconych do nienasyconych. Skóra sucha albo dojrzała potrzebuje takich olejów, które zawierają mniej niż 20 procent wielonienasyconych kwasów tłuszczowych. Są bardziej lepkie, długo zachowują płynną postać, dłużej pozostają na skórze i działają na nią. Najlepszy to moringa. Natłuszcza, uelastycznia, odżywia i neutralizuje wolne rodniki, bo się bardzo wolno rozpada i utlenia. Tak jakby chronił sam siebie, a przy okazji skórę. Natomiast do cery przetłuszczającej się lepsze będą oleje, które zawierają ponad 50 procent kwasów wielonienasyconych. Są lżejsze, cechuje je szybka wchłanialność, nie leżą długo na skórze, nie zatykają porów, przeciwnie – potrafią przywrócić właściwą konsystencję sebum, ułatwiając ich oczyszczenie. Tak działa na przykład olej tamanu albo konopny.
IS: Wykorzystywany zresztą z powodzeniem również w terapii łuszczycy.
TS: A po co skórze przetłuszczającej się natłuszczający olej?
ZW: Lipidy rozpuszczają lipidy, dlatego olejem łatwiej usuniemy makijaż i inne tłuste zanieczyszczenia twarzy, choćby sebum. Poza tym nierzadko skóra przetłuszczająca się jest... sucha. Produkuje za dużo sebum, bo przesuszamy ją pielęgnacją przeciwtrądzikową. Rolą oleju do mycia jest oczyszczenie twarzy bez odtłuszczania skóry. Gruczoły łojowe się wtedy wyciszają. Dostają sygnał, że nie muszą produkować nadmiaru sebum.
TS: Jakie jeszcze błędy popełniamy podczas pielęgnacji olejami roślinnymi?
ZW: Wiele osób nakłada je na suchą twarz. Gdy olej połączy się z lipidami naskórka, może wejść z nimi w niewłaściwą reakcję i przesuszać skórę albo łączyć się z nimi i zatykać pory. Jeśli najpierw zwilżymy twarz wodą, czystym hydrolatem czy kwasem hialuronowym, wilgoć ułatwi proces przenikania oleju.
TS: Skoro oleje są świetne, to dlaczego masażyści, którzy ciągle ich używają, mają twarde i suche dłonie?
IS: To narastanie warstwy rogowej pod wpływem ucisku. Olej nie ma tu nic do rzeczy.
Oleje i hydrolaty - to przeboje naturalnej kosmetyki. Ale oleje różnią się między sobą. Hydrolaty też. Trzeba je dobrać do cery.
TS: Jak powinien wyglądać idealny rytuał pielęgnacyjny z użyciem kosmetyków naturalnych?
IS: Zasady są zawsze takie same niezależnie od tego, czy używamy roślinnych, czy innych: oczyszczanie, tonizowanie oraz serum i krem albo tylko krem.
ZW: Jeśli myjesz twarz czystym olejem, musisz go dokładnie zmyć, np. wodą micelarną. Prostsze w użyciu są olejki do mycia twarzy tworzące emulsję w kontakcie z wodą. Następny krok to hydrolat. Pełni taką rolę jak tonik. To woda kwiatowa uzyskana w procesie destylacji olejków eterycznych. Równoważy pH skóry zaburzone przez oczyszczanie, przygotowuje na następne kosmetyki, wzmacnia ich działanie, nawilża, pielęgnuje. Różana odmładza, lipowa łagodzi, oczarowa reguluje produkcję sebum. Potem czas na krem pod oczy, koniecznie przetestowany okulistycznie.
TS: W pielęgnacji tej okolicy zawsze sprawdzały się wyciągi ze świetlika i kasztanowca.
ZW: Nadal je wykorzystujemy, są świetne. Kolejnym krokiem pielęgnacji jest nałożenie na wilgotną jeszcze od hydrolatu twarz serum olejowego lub kremu z olejem.
TS: Nie zaleca się czystego naturalnego oleju?
ZW: W złożonych kosmetykach są też inne substancje pochodzące z roślin. Poza tym wiele osób nie umie właściwie dobrać oleju. Sam czysty olej najbezpieczniej nakładać na włosy. By je nawilżyć, odżywić, wygładzić i wzmocnić. Najlepiej sprawdza się arganowy i moringa. Ale uwaga, nie wolno natłuszczać nimi skóry głowy, to może wywołać zapalenie mieszków włosowych. Trzeba pamiętać, by nakładać je na nawilżone włosy.
TS: A co z modnymi kokosowym czy palmowym?
ZW: Kokosowy ostatecznie na włosy, nie na twarz – jest ciężki. Palmowego nie polecam z powodów etycznych, by nie karczować lasów pod plantacje.
TS: Czy olej nie obciąży cienkich, rzadkich włosów?
ZW: Ograniczysz ryzyko, gdy nałożysz go na wilgotne włosy od połowy długości. Można po myciu i przed nim.
TS: Włosy koleżanki najpierw były „zachwycone” olejowaniem, potem stanęły dęba przesuszone jak nigdy wcześniej.
ZW: Może nakładała olej na suche włosy i przesuszyła je. A może po prostu w pewnym momencie miały już dość.
IS: I włosy, i skóra mogą powiedzieć „dość”. Objawia się to nagłym przesuszeniem, podrażnieniem lub napięciem twarzy. To nie znaczy, że należy wtedy porzucić kosmetyki naturalne. Można nimi żonglować, zmieniać je. Po zakończeniu jednego sięgnąć po coś podobnego, ale innego.