Podejście mojej córki i jej męża do codzienności coraz bardziej mnie niepokoi, zwłaszcza że chodzi o moje wnuki. Jeżdżą teslą, ale ubrania dla dzieci kupują w lumpeksach. Mnie takie miejsca kojarzą się biedą, nie z ekologią.
Zawsze uważałam, że w życiu potrzebny jest balans. Złoty środek pomiędzy przesadą w jedną czy drugą stronę. Pomiędzy godną pochwały oszczędnością a ciągłymi wyrzeczeniami. Pracujemy po to, żeby móc godnie żyć, co nie wyklucza sprawiania sobie przyjemności. Przynajmniej w moim systemie wartości. Myślałam, że Marlena wyznaje ten sam…
Niestety podejście mojej córki i jej męża do codzienności coraz bardziej mnie niepokoi. Walka z konsumpcjonizmem… Co to w ogóle znaczy? Nie każę im trwonić pieniędzy w pogoni za modą czy nowinkami. Ale oni eksperymentują na samych sobie, na swojej rodzinie, dowodząc, że robią to dla dobra dzieci, wnuków i prawnuków. Czyli jest to dobro bardzo szeroko rozumiane, przez co moim zdaniem sama idea się rozmywa. Ważniejsza jest dla nich przyszłość całej planety i następnych pokoleń niż ich teraźniejsze szczęście, przyjemność czy wygoda?
Staram się, ale nie potrafię ich zrozumieć. Też byłam młoda i nieco kategoryczna w swych poglądach, jednak oni posuwają się za daleko. Jeśli teraz nie będą korzystać z tego, co mają, stracą tę okazję bezpowrotnie. Młodość mija, nim się obejrzysz. Na emeryturze też można podróżować, spełniać marzenia i korzystać z życia, oczywiście, że można, ale to już nie będzie to samo. Wszystko smakuje inaczej, kiedy jest się młodym i pełnym wigoru. Na pewne wyzwania w starszym wieku zwyczajnie już się nie ma ochoty ani zdrowia. Nie mówię od razu na skokach na bungee, ale choćby o wyprawie w Alpy, na narty czy snowboard. Gdy grozi ci osteoporoza albo wypadnięcie dysku, nieco inaczej podchodzisz do ryzyka wywrotki czy złamania… Wiem, co mówię. Mamy cudowne wspomnienia, bo się nie ograniczaliśmy, gdy mieliśmy i siły, i fundusze.
Skąd to parcie Marleny do oszczędności? Nigdy nie zaznała biedy. Zapewniliśmy córce dobry start w życie. Daliśmy jej tyle, ile byliśmy w stanie. Przykro mi, gdy myślę o wnukach, bo nie wiem, czy będą mogły liczyć na to samo. Czy Marlena „odda” swoim dzieciom to, co dostała od nas? To dopiero przedszkolaki, a ona ciągle powtarza, że muszą się uczyć samodzielności i niemarnowania rzeczy. Robi mi wyrzuty, kiedy daję im jakieś pieniądze. Bo mają dbać o swoje zabawki i przemyśleć zakup następnej, a nie kierować się kaprysem czy modą. Przypomnę, mowa o przedszkolakach!
Córka i zięć świetnie zarabiają. Stać ich na wakacje all inclusive, dobrej klasy auto i markowe ubrania dla dzieci. Wiadomo, jakie teraz panują przekonania wśród młodzieży. Gorzej ubrane dzieciaki narażone są na szykany. Tymczasem oni jeżdżą teslą, ale ubrania dla dzieci kupują w lumpeksach. Mnie takie miejsca kojarzą się biedą, nie z ekologią.
– Nawet nie wiesz, po kim są te rzeczy…
– I nie muszę wiedzieć. – Marlena tylko wzrusza ramionami. – Kupowanie kilkulatkom nowych ubrań jest bez sensu. Zaraz je zniszczą albo z nich wyrosną.
– A czemu ja nie mogę kupić moim wnukom jakichś ładnych ciuszków? Zrób mi tę przyjemność…
Córka poczerwieniała. Nie lubiła ze mną rozmawiać o pieniądzach.
– Czemu ci tak zależy?
– Bo babcie są od rozpieszczania. Poza tym wybacz, ale nie rozumiem tej waszej przesadnej oszczędności.
– To nie oszczędność, tylko zasady.
– Czasem można je nagiąć. Kupcie sobie coś niepotrzebnego, co sprawi wam radość, polećcie na wymarzone wakacje…
– Samoloty zużywają ogromne ilość paliwa i emitują masę gazów cieplarnianych – pouczyła mnie drżącym głosem Marlena. Zdenerwowałam ją. – Zamierzamy spędzić wakacje nad jeziorem, pod namiotem, z dala od cywilizacji, póki jeszcze gdzieś jakaś dzicz istnieje.
Westchnęłam ciężko. Nie chciałam się kłócić, ale… małe dzieci pod namiotem, bez kanalizacji, bieżącej wody?
– Mamo, nie zaczynaj.
– Przecież nic nie mówię.
– Ale wiem, co myślisz. To samo było ze ślubnymi prezentami…
Teraz ja się zaczerwieniłam na wspomnienie niezręcznej sytuacji, kiedy nie chcieli przyjąć od nas pieniędzy w ramach prezentu. Najpierw musiałam przeboleć bardzo skromny ślub i brak tradycyjnego wesela, a potem jeszcze to. Było mi przykro, bo chciałam ich hojnie obdarować na nową drogę życia, ale oni już na zaproszeniach zastrzegli, że zamiast kwiatów i prezentów proszą o przekazywanie datków na cel charytatywny. I nie zrobili wyjątku dla rodziców.
Nie rozumiem… Po co im te pieniądze, skoro z nich nie korzystają? Dzieci naszych znajomych podróżują po świecie, poznają nowe smaki, widoki, kultury, a oni jeżdżą rowerami po okolicznych wertepach. Jako urozmaicenie, w porządku, ale nie jako jedyny sposób na wypoczynek. W tym nie ma balansu.
Marlena uważa, że najlepsza zabawa to jedzenie jagód prosto z krzaka i bieganie boso po rozgrzanym piasku, a nie korzystanie ze snobistycznych ofert biur podróży. Może i ma trochę racji, ale we wszystkim można znaleźć złoty środek. Nie po to ciężko pracuje i świetnie zarabia, żeby stwarzać sobie jakieś ograniczenia w głowie. Pieniądze szczęścia nie dają, ale otwierają furtkę na świat i pozwalają spełniać marzenia. Skoro Marlena nie chce tego robić, po co w ogóle zarabia? Czemu nie zostanie z dziećmi w domu, zamiast pracować?
– Po prostu lubię swoją pracę, wynagrodzenie to rzecz drugorzędna. Zresztą te pieniądze nie znikną, mamo. Przydadzą się na czarną godziną.
Kręcę głową, bo przecież nie muszą odkładać wszystkiego. Ale nie trafiają do nich żadne argumenty. Prowadzą skromny tryb życia, a ja musiałam się z tym pogodzić. Obawiam się tylko o moje wnuki. Niedługo pójdą do szkoły. Już się boję tych sporów… Ja będę optować za prywatną edukacją. A oni, co wybiorą? Publiczną szkołę? Domowe nauczanie?
Tak czy inaczej, będą potrzebować nowych rzeczy, komputera, książek, innych przyborów i gadżetów. Bo chyba nie każą im się uczyć matematyki na używanym liczydle? Rodzice wychowują dzieci i dziadkowie nie powinni się wtrącać. Ale nie mam zamiaru patrzeć, jak moje wnuki czują się gorsze, bo rodzice odmawiają im dóbr dostępnych na wyciągnięcie ręki.