Relacje

"Nie chcę być etatową babcią. Córka nie rozumie, że po 50. nie marzę wyłącznie o niańczeniu wnuków"

"Nie chcę być etatową babcią. Córka nie rozumie, że po 50. nie marzę wyłącznie o niańczeniu wnuków"
Fot. 123RF

Czy bycie babcią zobowiązuje do opieki na wnukami w wersji pełnoetatowej? Czy dojrzała kobieta może bez poczucia winy odmówić dzieciom pracy jako niania? 

Krok po kroku do sukcesu 

Czy naprawdę jedyna droga, jaka została kobiecie po pięćdziesiątce, to niańczenie wnuków? Nie sądzę.

Zawsze chciałam mieć dużą rodzinę i na pragnieniach się skończyło. Dostałam od biologii jedną szansę na dziecko. Długo nie przyjmowałam tego werdyktu do wiadomości, ale ile można płakać, prowokując los? A jak się na mnie zemści, bo nie umiem cieszyć się z tego, czym już mnie obdarzył?

Miałam wspaniałą córeczkę, śliczną i zdrową, kochanego męża, takiego wspierającego, a nie do ciągnięcia albo wiecznego malkontenta; wielu uważało mnie za szczęściarę i w końcu sama zaczęłam tak o sobie myśleć. Gdy posłaliśmy Majkę do przedszkola, żeby się socjalizowała, ja zaczęłam pracę w salonie kosmetycznym, chcąc z kolei więcej przebywać z dorosłymi ludźmi.

Lubiłam swoją pracę, pogawędki z klientkami, ich pochwały, więc kiedy moja szefowa postanowiła przejść na emeryturę i sprzedać salon, odkupiłam go. Mimo pomocy finansowej męża, który we mnie zainwestował, musiałam wziąć kredyt, a potem usilenie walczyć o utrzymanie się na powierzchni. Znowu mogłam podziękować pani fortunie za tak wspaniałego partnera u boku, który niezmiennie powtarzał, że musi być gorzej, żeby było lepiej, i na pewno będzie, bo jestem świetna.

Lata dziewięćdziesiąte to nie był łatwy okres dla biznesów. Choć pół Polski rzuciło się do zakładania i rozkręcenie własnych firm, niewiele z nich przetrwało do dziś. Mnie się udało, bo kobiety – po smutnych, szarych czasach komuny – łaknęły zabiegów kosmetycznych. Gdy dostawały usługi na wysokim poziomie, o co dbałam, wracały, nawet jeśli u mnie nie było najtajniej. Jakość swoje kosztuje.

Uśmiecham się – niekiedy ze zgrozą – na wspomnienie ówczesnych metod i kosmetyków, co nie zmienia faktu, że starałam się, by wszystko było najlepszej jakości. Żadnych podróbek ani szkodliwych oszczędności. Zatrudniałam trzy osoby i pilnowałam, by dziewczyny chodziły na szkolenia. Dyplom ukończenia szkoły zawodowej – który też posiadałam – to zdecydowanie za mało, by zainteresować i zatrzymać klientelę. Świat idzie do przodu w każdej dziedzinie, w kosmetologii również. Jeśli chciałam osiągnąć sukces, musiałam podążać za trendami. Dziś, w dobie Internetu, na takie czy inne szkolenia można zapisać się w minutę; wtedy trzeba było szukać informacji „na piechotę”, przeglądać czasopisma branżowe, dowiadywać się od innych kosmetyczek, jeździć na targi…

Podczas gdy mój salon przynosił z roku na rok coraz większe dochody, ja dalej się dokształcałam. Poszłam na zaoczne studia chemiczne, marząc, że może kiedyś stworzę i opatentuję własne kosmetyki.

Wytrwale zmierzałam w tym kierunku i udało mi się. Mieszałam, próbowałam, testowałam. Znalazłam we Włoszech fabrykę, która zajmowała się produkcją krótkich linii kosmetyków, i u nich zamawiałam moje kremy do twarzy i dłoni, balsamy do ciała… I to był strzał w dziesiątkę!

Robiąc karierę, nie zapominałam o rodzinie 

Postronnym może się wydawać, że podporządkowałam swoje życie karierze, ale to nieprawda. Rodzina była dla mnie bardzo ważna. Starałam się dawać z siebie wszystko, i w pracy, i w domu. Uczyłam się po nocach, gdy mąż i córka już spali, bym mogła pójść z nimi na spacer po pracy. W salonie tak ustawiałam wizyty klientek, żeby nie ominęło mnie szkolne przedstawienie czy zawody pływackie. Przypominało to żonglerkę, ale chcieć to móc.

Maja rosła, moja firma się rozwijała, mąż nadal mnie wspierał, choć nie chciał porzucić pracy księgowego na rzecz branży kosmetycznej.

– Zamiast być z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę, wolę zatęsknić – mówił przekornie – i cieszyć się twoją obecnością po pracy.

Poza tym rozsądek zalecał mieć dwa różne źródła utrzymania, niezależne od siebie, wszak nigdy nie wiadomo, co się może zdarzyć.

Z biegiem lat miałam coraz więcej czasu dla siebie, bo zatrudniałam coraz więcej pracowników, którzy wyręczali mnie na różnych płaszczyznach. A Majka… Gdy internet zawitał do Polski, moja zdolna córka świetnie się odnalazła w tym nowym medium. Dostała porządny komputer i namówiła mnie na otworzenia sklepu internetowego. Ten rodzaj biznesu dopiero u nas raczkował, ale czułam, że to dobry kierunek. Im szybciej się zainteresujemy biznesem w sieci, tym mocniejszą będziemy mieli pozycję.

Rzeczywiście, niebawem moje kosmetyki sprzedawały się nie tylko w salonie stacjonarnym, ale też w sklepie internetowym, a ja musiałam zamawiać coraz większe ilości produktów w fabryce. Cały czas opracowywałam też nowe formuły, oparte na aktualnych odkryciach, badania i trendach.

Cieszyłam się z bycia babcią, ale nie na cały etat

I tak, nim się obejrzałam, minęło mi trzydzieści lat w zawodzie. Moje dziecko dorosło, skończyło studia z zarządzania i założyło rodzinę. Na wieść, że zostanę babcią, dosłownie skakałam z radości. Mąż też nie mógł się doczekać wnuczki lub wnuczka.

Pierwsze zgrzyty pojawiły się, gdy Maja kończyła urlop macierzyński.

– Mamo, rozumiem, że mogę na ciebie liczyć, jeśli chodzi o opiekę nad Zuzią? – spytała któregoś dnia, gdy wyszłyśmy razem z małą na spacer.

– Oczywiście. Zawsze chętnie z nią zostanę, gdybyś potrzebowała pomocy…

– Myślałam o tym, żebyś codziennie się nią zajmowała. Żłobki to wylęgarnie chorób, a ja… Dość stałam z boku w trakcie ciąży i macierzyńskiego. Cała się rwę do działania. Czuję, że jestem gotowa na przejęcie firmy. A ty przeszłabyś sobie na emeryturę i została babcią na pełen etat. Co uważasz?

Jak miło, że raczyła zapytać...

Tyle że nie mogłam od razu odpowiedzieć, bo mnie zamurowało. Moje jedyne dziecko, jak mi się wydawało, mądre i dobre, oczekiwało, że w wieku pięćdziesięciu czterech lat zamknę się w domu z wnuczką, co więcej przekażę firmę w ręce córki, choć moje były całkiem sprawne i dużo bardziej doświadczone?

– Kochanie – zaczęłam z namysłem – owszem, rozmawiałyśmy o tym, że kiedyś przejmiesz firmę, ale raczej w dalszej niż bliższej przyszłości.

– Chcę rozwijać skrzydła! – przerwała mi. – Musisz mi pozwolić, skoro zależy ci na moim szczęściu!

No proszę, i mały szantaż emocjonalny do kompletu. Brakowało tylko łez i tupnięcia nogą. I ja miałam jej powierzyć mój budowany od zera biznes? Podać go jej na tacy i usunąć się w cień?

Niedoczekanie.

– Jesteś odpowiedzialna za cały sklep internetowy. Mało? To go rozwiń, promuj, wykaż się, bo ja odchodzić nie zamierzam. Nie jestem zgrzybiałą staruszką, by ustępować ci pola. Chcesz sobie porządzić, a na mnie scedować opiekę nad dzieckiem? No przepraszam, ale nie. Zresztą mnie jakoś nikt nie wyręczał. Byłam i matką na pełen etat, i szefową własnej firmy.

– No oczywiście! Bo ty jesteś chodzącym ideałem!

Właśnie odkrywałam, że wręcz przeciwnie. Idealne matki nie mają takich scysji ze swoimi córkami. A może nie ma czegoś takiego jak doskonałe relacje w rodzinie? Dlatego, by nie dać się wmanewrować w niechciane role, trzeba jasno wytyczać granice.

– Brałaś w ogóle inne opcje pod uwagę? Czy od początku chciałaś mnie wyprosić z mojej własnej firmy i przekwalifikować na niańkę?

Majka wydęła usta.

– Nie, to nie!

"W pewnym wieku nie nadajemy się na rodziców"

Obrażona, zrobiła w tył zwrot razem z wózkiem i szybkim krokiem odeszła. Byłam zbyt zdenerwowana, żeby ją gonić. Poza tym musiałam sobie wszystko przemyśleć, poradzić się męża… Kochałam moją córkę, ale kochałem też swoją firmę, moje drugie dziecko, stworzone od podstaw, troskliwie pielęgnowane, które pięknie się rozwinęło i przetrwało wiele zawirowań na rynku. I teraz miałabym się z nim pożegnać? W imię czego? Miłości do córki? Raczej dla jej wygody i egoizmu.

Już przeszłam etap pieluch i przecieranych zupek. Dziękuję uprzejmie za powtórkę z rozrywki. Nie chciałam od nowa wchodzić w buty młodej mamy – na to faktycznie byłam za stara. Uwielbiałam wnuczkę i nasze wspólne zabawy, jednak co innego godzinka lub dwie, a co innego codzienna, stała opieka. Zajmowanie się małym dzieckiem to potężny wysiłek, fizyczny oraz emocjonalny, plus wielka odpowiedzialność. Nie bez powodu natura wymyśliła menopauzę. W pewnym wieku nie nadajemy się na rodziców.

Wymyśliłam kompromisowe rozwiązanie i pierwsza odezwałam się do córki, chcąc załagodzić konflikt.

– Maja, a może po prostu dam ci podwyżkę i zatrudnisz nianię?

– Pięknie – usłyszałam. – Czyli tak chcesz się zatroszczyć o swoją wnuczkę? Wolisz oddać ją komuś obcemu, byleś dalej mogła odgrywać wielką panią prezes? W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak zrezygnować z pracy.

Rozłączyła się, pozostawiając mnie w osłupieniu. Które się powiększało, gdy zadzwoniła do ojca, by mu się pożalić i znaleźć w nim sojusznika. Tym samym znowu wykazała się kiepską znajomością swoich rodziców. Najpierw uznała, że dam się grzecznie odstawić na boczny tor, a potem próbowała nastawić przeciwko mnie męża.

Stanął za mną murem.

– Majka nie ma wstydu! Powiedziałem jej to. Nie ma prawa tak cię szantażować! Co to za zachowanie? Nie tego ją uczyliśmy. Zaproponowałaś rozsądne rozwiązanie i wierzę, że to doceni, jak ochłonie.

– A jeśli rzeczywiście odejdzie? – zamartwiałam się. Nie chciałam kłócić się z córką, zwłaszcza w sprawach wnuczki i przedsiębiorstwa.

– Nie jest głupia, to nasza córka. Nie wiem, czemu teraz stawia sprawę na ostrzu noża, ale nie zablokuje sobie możliwości przejęcia firmy w przyszłości. Obydwie musicie odetchnąć, uspokoić nerwy, a potem usiąść do negocjacji. Majka jest uparta i dumna, zupełnie jak ty, więc łatwo nie będzie, ale jeśli ma coś po mnie, to dojdziecie do porozumienia.

Postanowiłam zaufać mężowi i podtrzymałam ofertę: wynajęcie niani na koszt dziadków albo podwyżka dla córki. Chętnie zajmę się wnuczką, kiedy tylko będę mogła, ale babcią na pełen etat, jak to ujęła Majka, nie zamierzam zostać.

Jeszcze spory kawałek życie przed mną i chcę z niego czerpać garściami, póki zdrowie mi dopisuje i mam przy sobie ukochanego mężczyznę. A na emeryturze, gdy już na nią przejdę, chcę pozwiedzać świat, a nie niańczyć wnuki. Zdrowy egoizm to warunek wewnętrznego spokoju. Postępowanie wbrew sobie grozi poważnymi konsekwencjami, gorszymi niż dąsy córki.

 

 

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również