Chciałabym zachować samodzielność do ostatniej chwili, ale jeśli stanie się inaczej, wszystko będę miała zaplanowane. Z korzyścią dla każdej ze stron.
Za kilka lat przejdę na emeryturę. Po tylu dekadach pracy na wysokich obrotach miło będzie zwolnić. Miło będzie pospać dłużej albo wstać bladym świtem i pójść na spacer, bo ma się taki kaprys.
Zdrowie mi dopisuje, choć nie mam już tyle siły co niegdyś. Czasem bolą mnie plecy. Ze względu na ciśnienie unikam mocnej kawy. Na dietę też uważam. I już teraz myślę o czasie, kiedy już taka zdrowa nie będę. Chciałabym zachować samodzielność do ostatniej chwili, ale nikt mi tego nie obieca. Boję się, że mogę potrzebować pomocy.
Przez całe życie byłam aktywna, sprawna, samowystarczalna. Skończyłam studia, wychowałam dziecko, pracowałam, pomagałam mężowi w firmie, uprawiałam sport. Do dziś nie wyobrażam sobie tygodnia bez przepłynięcia kilku basenów i przejścia kilkunastu kilometrów. Dbałam o ciało, ale organizm może odmówić posłuszeństwa bez względu na moje starania. Dlatego mam plan. Nie zamierzam się pocieszać, że jakoś to będzie i nie ma co martwić się na zapas. Wolę się zabezpieczyć. Skoro już tak się zdarzy, że będę zależna od drugiej osoby, chcę, by to się odbywało na moich warunkach.
Zgromadziłam fundusze. Mąż przed emeryturą sprzedał firmę z niezłym zyskiem, za co zamierzaliśmy podróżować, ale udar pokrzyżował te plany. Przez kilka miesięcy zajmowałam się Staszkiem na zmianę z opłacanymi opiekunkami. Nie żałowałam pieniędzy, ale nie byłam zadowolona z tych kobiet. Nie dbały o Staszka tak, jak ja to robiłam. Czemu? Bo nie mógł się poskarżyć? Bo był kimś obcym? Nieważne. Gdy wracałam z pracy, widziałam żal w jego oczach i serce mi się łamało. W końcu wzięłam urlop i zostałam z nim. Trzymałam go za rękę, gdy odchodził…
Nie odwzajemni mi się tym samym.
Na szczęście nie jestem biedną i samotną wdową skazaną na łaskę i niełaskę obcych ludzi. Mam córkę. Przekażę jej mieszkanie, działkę, lokaty i biżuterię. Niedawno wróciła do rodzinnego miasta po studiach za granicą. Znalazła dobrą pracę, zarabia porządne pieniądze, ale na pewno nie pogardzi taką darowizną. Wiele osób w jej wieku musi dorabiać się od zera, brać kredyty i hipoteki, by móc mieszkać u siebie. Ona dostanie wszystko, a na start mam dla niej przestronną kawalerkę. Pod jednym warunkiem.
– To bardzo rozsądne podejście – pochwalił mnie adwokat, do którego się udałam. – Wielu moich klientów chce anulować umowę darowizny, gdy po jej przekazaniu są traktowani… no, nie najlepiej, i to przez najbliższą rodzinę.
Poczułam się w obowiązku ująć za córką.
– Jestem pewna, że Kinga zajęłaby się mną najlepiej, jak potrafi. Ale ona, osobiście, ta kwestia musi być jasna od samego początku i ujęta w umowie. Ewentualnie mogę zgodzić się na jakąś profesjonalną opiekunkę, z referencjami, o ile moja córka będzie koordynować i sprawdzać jej pracę. Córka dostanie cały mój majątek, pod warunkiem, że będzie się mną opiekowała do końca życia, o ile będę takiej opieki potrzebowała.
– Rozumiem, nie widzę problemu, by dodać taki punkt. Tylko… czy nie myślała pani, by wybrać i sprawdzić jakiś ośrodek?
– Absolutnie nie. Ta opcja nie wchodzi w grę. Nigdy! – Od razu poczułam, jak podnosi mi się ciśnienie.
Adwokat pokiwał głową.
Dom opieki, dom spokojnej jesieni… Dla mnie to zawsze będzie miejsce, w którym nikt nie powinien się znaleźć, bez względu na ładną nazwę. Doskonale pamiętam, jak moja matka umieściła w takim ośrodku swoją mamę. Babcia mieszkała z nami, ale jej skleroza się pogarszała. Gubiła rzeczy, myliła nasze imiona, zapominała, że odkręciła wodę albo włączyła gaz. Kiedyś wyszła z domu na spacer i nie umiała wrócić. Przyprowadził ją sąsiad, już po zmroku, zamarzniętą i wystraszoną. Wszyscy się o nią martwiliśmy i szukaliśmy całymi godzinami. Po tym incydencie mama w końcu postanowiła umieścić babcię w ośrodku.
To nie był darmowy ośrodek. Przejmowali całą emeryturę babci, do czego matka jeszcze dopłacała, a ja nie mogłam się pozbyć wrażenia, że płaci za pozbycie się kłopotliwego obowiązku. Co jakiś czas odwiedzaliśmy babcię i te widoki zostały ze mną do dziś. Starzy, bezradni ludzie, leżących lub siedzący na łóżkach w kilkuosobowych salach. Babcia miała swój pokój, ale nie wyglądała na szczęśliwszą z tego powodu. Ożywiała się trochę, gdy przyjeżdżaliśmy, ale tylko na chwilę...
Reklamy współczesnych ośrodków są piękne, kolorowe i pokazują cudowną perspektywę na godną starość. Być może sprawne intelektualnie i fizycznie osoby się tam odnajdą. Ja nie zamierzam.
Przez całe życie troszczyłam się o moje jedyne dziecko, wychowywałam, kształciłam, wspierałam na każdym kroku. Chyba mam prawo oczekiwać, że Kinga zajmie się mną, jak będę tego potrzebować? Że mnie nie odda, nie przekaże dalej jak uciążliwej paczki… Stąd ten warunek w umowie darowizny. Majątek w zamian za czułą opiekę w moim własnym domu. Czy wymagam zbyt wiele?