W szkole synów Klaudii Mynarskiej i Łukasza Orbitowskiego nazywano Rodziną Addamsów. Ma to sens, bo przecież wiadomo, że Morticia i Gomez kochali się do szaleństwa. Tak jak równie nietuzinkowi Klaudia Mynarska i Łukasz Orbitowski.
KLAUDIA MYNARSKA ukończyła nauki polityczne na Uniwersytecie Śląskim. Pracowała między innymi jako recepcjonistka i asystentka zarządu, specjalistka ds. sprzedaży i marketingu. Od niedawna pracuje w agencji marketingowej PR Inspiration Sp. z o.o. Współtwórczyni (z Łukaszem Orbitowskim) audiserialu „Recepcja” i podcastu „Kawał Kina”. Ma 33 lata. Z Łukaszem wychowują jego syna Juliana (16 lat) i jej Alana (14 lat).
ŁUKASZ ORBITOWSKI, z wykształcenia filozof po Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisarz, publicysta, scenarzysta. Na początku zajmował się głównie literaturą fantastyczną i opowieściami grozy. Nagrodzony Paszportem „Polityki” (za powieść „Inna dusza") i Nagrodą Fandomu Polskiego im. Janusza A. Zajdla. Otrzymał nominacje do Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia. Do jego najbardziej znanych książek należą „Tracę ciepło”, „Szczęśliwa ziemia”, „Kult”, „Chodź ze mną”. Ma 45 lat.
To było ponad siedem lat temu. Koleżanka z pracy podsunęła mi profil pisarza Łukasza Orbitowskiego w mediach społecznościowych. Widziałam go wcześniej w telewizji, gazetach, ale nie znałam jego książek, bo nie byłam fanką fantastyki. Jednak zerknęłam i wszystko, co czytałam, bardzo mi się podobało. Przeglądając te pełne humoru wpisy, lajkowałam je. Zupełnie nie pomyślałam, że on widzi każdą aktywność na profilu. Byłam zaskoczona, kiedy do mnie napisał. Zaczęliśmy rozmawiać, a potem zaprosił mnie do Krakowa na kawę. Wyruszyłam z rodzinnego Zabrzega w lipcowy, parny dzień. Już na początku zgubiłam się na Plantach. Gdy się wreszcie spotkaliśmy, wiedziałam, że to nie skończy się na jednej kawie. To nie była strzała Amora czy piorun sycylijski, ale spodobaliśmy się sobie i bardzo się polubiliśmy. Od razu pokochałam jego poczucie humoru. Oboje po przejściach, z bagażem doświadczeń, mieliśmy synów w podobnym wieku. Łukasz mieszkał wtedy w Warszawie, w Krakowie był po to, aby spędzać czas z ciężko chorym ojcem. Jego kariera literacka szybko się rozwijała, dużo podróżował po kraju. Gdy tylko mogłam zostawić syna z rodziną, spotykaliśmy się gdzieś w Polsce. Nieraz wstawałam o piątej rano, żeby spędzić z nim weekend w mieście, w którym miał akurat spotkania autorskie albo jakiś festiwal literacki.
Poznawałam kompletnie nieznany mi świat, ludzi kultury, dziennikarzy, których widziałam wcześniej tylko w mediach. Ale wiedziałam, że nie stracę dla tego świata głowy. Przyznaję, że byłam takim Kopciuszkiem, który potem wraca do trudnego życia i musi sobie sam radzić. Pracowałam i mieszkałam z synem w przybudówce u rodziców. Jego tata wyjechał zagranicę, gdy Alan miał pięć lat. Słuch po nim zaginął. Spotkania z Łukaszem były wielką nagrodą, ale powroty były trudne. W pewnym momencie Łukasz zdecydował się kupić mieszkanie w Krakowie i zaproponował mi przeprowadzkę. Małe wydawnictwo, w którym pracowałam, zrobiło czystki kadrowe i zostałam zwolniona. Skończyłam studia, nic mnie nie trzymało. Zaczęliśmy wspólne życie. Gdy wyjeżdżał, tęskniłam. Byłam zakochana, zafascynowana, musiałam włożyć sporo pracy, żeby znaleźć sposób na życie, gdy jego przy mnie nie ma. Wciąż nazywam czas bez Łukasza „półczasem”.
Wtedy zajmowałam się remontem naszego mieszkania, prowadziłam Alana do szkoły. Potem zamieszkał z nami jeszcze syn Łukasza, Julian. Po-szedł do piątej klasy. W szkole nazwano nas Rodziną Addamsów, bo Łukasz pojawiał się tam w podkoszulkach z dość obcesowymi napisami, które odsłaniały tatuaże, a ja też mam ciemne włosy i lubię czarny kolor. Śmiejemy się z tego, bo każdy, kto zna Addamsów, wie, że Gomez i Morticia kochali się do szaleństwa. A chłopaki podczas oglądania filmów powiedzieli, że jesteśmy tacy sami. Dziś Alan jest w siódmej klasie, a JuIian w pierwszej technikum. Patchwork wygląda dobrze tylko w filmie, w życiu jest trudniej. Każde z nas czworga miało swoją historię, trzeba było czasu, aby je pozszywać. Trochę nocy przepłakałam. Nie wszystko działa doskonale, kłócimy się, godzimy, kochamy, a czasem mamy się wszyscy dosyć, ale nie zamieniłabym tego na nic innego. Zawsze znajdujemy porozumienie, zawsze szukamy złotego środka. Chłopcy wiedzą, że mogą na nas liczyć. Ja jestem ten zły policjant, ojciec nieraz się odgraża, że czegoś im zabroni. Oni przychodzą do niego, gadają i od razu mięknie. Łukasz pomógł mi pokochać Alana ina-czej. Urodziłam syna w wieku 19 lat, nie miałam czasu na bycie spełnioną mamą. Pracowałam, studiowałam, a gdy mieszka się na wsi, wszędzie jest daleko. Byłam potwornie zmęczona i zabiegana, a to nie pomaga w byciu obecnym rodzicem.
On mówi mi: „Musisz mieć do niego więcej cierpliwości” i ma rację. Dał mi też wiarę w siebie i we wszystkim, co robię, mnie wspiera. Wiem, że mogę się potknąć, popełnić błąd, a on nigdy mnie nie ocenia. To bardzo wyzwalające. Kiedy miałam problemy zdrowotne, był ze mną cały czas. Oboje jesteśmy uparci, twardzi. Ja się bardziej „podpalam”, wściekam, a wiem, że on tego nie lubi. Nie ma jednak u nas żadnych cichych dni, nie umiem grać w takie gry. W Łukaszu nie ma też żadnej agresji, zawziętości, zawsze dąży do spokoju, pojednania. Czasem jest prostolinijny i naiwny, ale patrzę na to z czułością i zrozumieniem. Jestem dziewczyną za Śląska, lubię porządek w domu, potrzebuję czystej przestrzeni. On nie przykłada do tego wagi. Ile ja się naga-dam, aby gasił światło, wkładał kubki do zmywarki, odkładał książki. Nauczyłam się jednak odpuszczać. Lubię nasze po-ranki, gdy po wstaniu pytamy się o swoje plany na cały dzień. Zwykle są napięte. Czekam na jego: „Ale wieczór nasz!”. Ko-chamy wspólny czas, rozmowy, wieczorne oglądanie filmów. Oby tak trwało.
Cechami związku dojrzałego są konsekwencja w realizacji celów i trwałość. My z Klaudią oba te warunki spełniamy. Poważnie myślimy o życiu, jesteśmy w tym wręcz nudni i płyniemy ku wspólnemu celowi. Robimy dwa kroki w przód, czasem jeden w tył, ale idziemy. Jest między nam dość duża różnica wieku, ale jej doświadczenie macierzyństwa sprawiło, że w sensie mentalnym nigdy nie czułem, że jest młodsza. Wcześnie została samotną matką. Aby wychowywać Alana, musiała niemal kompletnie z siebie rezygnować. To bardzo odważna, świadoma i poważna kobieta. Ja żyję w świecie pasji, fikcji, ona zawsze robiła to, co musiała. Miałem łatwiej niż ona, ale mam doświadczenie ojcowskie. Może gdy się poznaliśmy, zobaczyła, że odpowiedzialnie traktuję dziecko, staram się być najlepszym ojcem?
Poznaliśmy się przez internet. Jestem zwykły chłop – gdy widzę, że mam polubienia od bardzo ładnej dziewczyny, to od razu piszę, czy chciałaby się przejść ze mną na drinka. Mieszkałem wtedy jeszcze w Warszawie, ale bywałem w Krakowie, gdzie teraz razem mieszkamy. Gdy spotkaliśmy się pierwszy raz, ostro przegnałem ją przez miasto. Przez Rynek, na Kazimierz, potem na Podgórze, a na końcu weszliśmy na Kopiec Krakusa. To moje ulubione miejsce z najwspanialszym widokiem. Były też elementy, które mogły ją zniechęcić. Zabrałem ją do przyjaciela na urodziny, do dużego starego mieszkania na Krowodrzy. Gospodarz spał, nie wymiękła.
Ja byłem po dwóch związkach, które nie wyszły. Bałem się kolejnego. Prowadziłem samotne życie, które miało swój urok. Jednak pewne okoliczności postawiły mnie przed zadaniem przejęcia opieki nad synem Julianem. Klauducha z Alanem mieszkali pod Bielskiem. Uznaliśmy, że trzeba zaryzykować i połączyć nasze rodziny, tworząc dom dwóm chłopcom. Wróciłem do Krakowa. Udało mi się z dorobku życia kupić mieszkanie i tam się wprowadziliśmy. Wcześniej były remonty, urządzenie i tym wszystkim zajęła się ona. Dziś, niestety, większość obowiązków domowych też spoczywa na Klaudii. Ja nie jestem specjalnie „domowy”. Kiedyś chodziłem z Alanem na zakupy, doskonale współpracowaliśmy. Ja wiozłem supermarketowy wózek, a on wszystko odnajdywał i wrzucał. Teraz wszystko zamawiamy online. Klaudia lubi się krzątać i żywi nas wszystkich. Według mnie przykłada nadmierną wagę do porządku, ale docieramy się w tych drobnych szczegółach. Kłótnie też nam się zdarzają. Wytrzymuję erupcję jej emocji i raczej staram się nie kontrować, aby się nie ranić. Jakoś potem się przepraszamy i nie trwamy w gniewie. Dużo czasu minęło, zanim te moje pięć książek, kilka płyt, kable przestały wracać na półkę. Klaudia powoli przyzwyczaja się, że to nie bałagan, a moje otoczenie pracy. Nie mam biura, piszę na stole kuchennym lub siedząc w fotelu. Szczególnie trudno było w pandemii, kiedy wszyscy byliśmy w domu, a ja nie mogłem nawet wyjść pracować d o knajpy.
Pisanie jest przygodą samotniczą i gdyby nie rodzina, pewnie pisałbym więcej i szybciej. Ale Klaudia bardzo pomogła choćby przy „Kulcie”. Dzięki niej zmieniłem zakończenie powieści – było nazbyt ponure. Obydwoje poważnie traktujemy pracę zawodową, czasem nawet za bardzo potrafimy się jej poświęcić. Ona w życiu wykonywała wiele prac, była sekretarką, asystentką zarządu, recepcjonistką w kampanii piwnej. Niedawno postanowiła spełnić marzenie i zatrudniła się w agencji PR-owej. Kocha tę pracę, to jej żywioł i choć nie miała doświadczenia, odnajduje się świetnie. Jestem przekonany, że kiedyś będzie robić duże projekty. Klauducha miała ambicje aktorskie, chciała iść na takie studia, ale to się nie spełniło ze względu na wczesne macierzyństwo. Skończyła nauki polityczne, ale wciąż kręcą ją działania artystyczne. Cieszę się, że realizuje się półamatorsko, grając w słuchowiskach czy w naszym podcaście filmowym na YouTubie - „Kawał kina”.
Łączy nas miłość do filmów. Ja lubię horrory, sensacje. Kiedyś pokazałem jej horror „Bone Tomahawk”. Ta prosta fabuła jest przerażająca. Na Dzikim Zachodzie atakuje plemię rdzennych Amerykanów: wyrywają krtanie, jedzą ludzi... Klaudia się zachwyciła. Pomyślałem: jak ta baba jara się takim filmem, to z tej mąki będzie chleb. Łączy nas też poczucie humoru. W utrzymaniu związku ważna jest rozmowa, partnerzy muszą gadać ze sobą, ciągle i o wszystkim. Ważne są seks, namiętność i to, żeby lubić coś robić razem. Nauczyła mnie korzystać z prostych radości życia, spędzania razem czasu. Zaczęliśmy też podróżować, byliśmy w Rzymie, Wenecji, teraz w Amsterdamie. Planujemy dalsze, może Stany Zjednoczone, Ameryka Południowa. Ale na to musimy jeszcze trochę poczekać. Gdy już będziemy mogli zostawić naszych nastolatków samych.
Materiał ukazał się w czerwcowym wydaniu magazynu PANI