Portret

Renata Dancewicz: ze szkoły filmowej wyrzucili ją za lenistwo, a małżeństwo to nie jej bajka

Renata Dancewicz: ze szkoły filmowej wyrzucili ją za lenistwo, a małżeństwo to nie jej bajka
Fot. AKPA

Juliusz Machulski wyrzucił ją z filmówki – uznał, że nie chce się uczyć i buntuje innych. Renata Dancewicz przyznaje, że niechętnie się podporządkowuje i jest niepokorna. Ale z pokorą przyjmuje to, co przynosi jej los.

Renata Dancewicz: "Nie przejmuję się tym, co ludzie powiedzą"

Mówi się o niej: „za inteligentna jak na aktorkę”. - Może to się bierze stąd, że się „wymądrzam” na różne tematy i ludzie myślą, że jestem inteligentna - zastanawia się Renata Dancewicz. - Ignacy Gogolewski powiedział kiedyś, że aktor może być inteligentny, jeżeli mu to nie przeszkadza. - Jest wybitnie inteligentna i w ogóle jej to nie przeszkadza - potwierdza Ewa Kasprzyk, która ponad 20 lat grała z Renatą w warszawskim teatrze Kwadrat.

W mediach piszą o niej: feministka, lewaczka, ateistka, lesbijka, Żydówa, masonka, dziwka. - Wszystko mi jedno - wzrusza ramionami. Nie przejmuje się tym, co ludzie powiedzą, żyje po swojemu. I żyje prawdziwym życiem, nie instagramowym. Nie znajdziemy jej w mediach społecznościowych. - Mogłabym co najwyżej prowadzić portal: Przygody Myszkina i jego lekkomyślnej pani - śmieje się. Myszkin to pies, znajda, symbiotycznie związany ze swoją panią, towarzyszy jej wszędzie, nawet na planie zdjęciowym. „Na Wspólnej” wszyscy go znają. - Jest nieszczęśliwy, gdy zostaje sam w domu, nie mogę mu tego robić, bo serce by mu pękło - tłumaczy. Ale nawet dla ukochanego Myszkina nie założyła profilu, bo, jak mówi, jest po prostu za leniwa. Z łódzkiej filmówki wyrzucili ją po dwóch latach. Nie dlatego, że nie miała talentu, po prostu bimbała. Interesowało ją wszystko oprócz chodzenia na zajęcia. - Wyleciałam z opinią osoby niepokornej, która buntuje innych, zamiast się uczyć - wspomina Dancewicz.

Z drugiej strony myślę sobie, że gdybym skończyła szkołę po bożemu, nie byłabym dziś aktorką, bo jestem zbyt leniwa. Przez to, że Machulski mnie wyrzucił i powiedział, że nie nadaję się do tego zawodu, postanowiłam udowodnić, że jest inaczej. Mam naturę lesera i wiele rzeczy sobie odpuszczam. Ale nie wtedy, gdy ktoś chce stanowić o moim życiu. „Tak? To ja wam jeszcze pokażę!” - postanowiła.

I zawzięła się. Została adeptką w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu u Wowo Bielickiego. Ale wcześniej pojechała do Norwegii, żeby trochę zarobić. Nie udało się, musiała jeszcze pożyczyć na bilet do Polski. Po powrocie zatrudniła się jako listonoszka. Najtrudniej było wchodzić w upalny dzień na czwarte piętro - torba listonosza waży sporo. - Miałam swój rewir, a w nim zaprzyjaźnionych rencistów i emerytów, którzy siedzieli na ławeczkach i wołali na mój widok: „O, jest nasza narzeczona. Czy jest coś dzisiaj dla mnie?” - wspomina. - A dzieci biegały za mną i wołały: „Proszę pani, a jest coś pod szóstkę?”

 

 

Renata Dancewicz: kariera

Egzamin z aktorstwa zdała eksternistycznie. Miała już na swoim koncie ważne role w kultowych filmach. Po co? Sama nie wie. Może dla ukochanej babci. Bo przecież dużo wcześniej udowodniła, że jest świetną aktorką. Do zawodu weszła z przytupem, od razu dobrymi rolami, w dobrych filmach, w doborowej obsadzie i szybko została gwiazdą festiwalu filmowego w Gdyni. Do dziś wszyscy pamiętają choćby słynną scenę z filmu „Pułkownik Kwiatkowski”, w której Marek Kondrat płacze na widok ślicznych piersi Renaty.

Pierwszy raz rozebrała się w „Diabelskiej edukacji” Janusza Majewskiego. Nie chciała grać takiej roli. Zadzwoniła do mamy: „Dziecko, reżyseruje to Majewski, grają tam wybitni aktorzy – Dymna i Kondrat. Nie ma w tym nic złego”. Ale babcia była zatroskana. Poszła nawet za wnuczkę do spowiedzi i zapytała księdza, czy udział w rozbieranych scenach to grzech. Duchowny odpowiedział, że tak. Nie na taką odpowiedź czekała, więc księdzu trochę się dostało: „Ale to jest praca, a nie żadna rozpusta”.

Renata Dancewicz: niepokorna dusza

W Renacie pociąga jej oryginalność. Jest niepospolita, niepodobna do nikogo. A w dodatku bezgranicznie dobra. Nigdy nie słyszałam, aby łatwo oceniała kogokolwiek. Może dlatego, że jest uważna na słowo, wie, ile złego może wyrządzić drugiemu człowiekowi, ale też, że może czynić dobro. A może dlatego, że jej rodzina pochodzi ze Wschodu - a to często są osoby otwarte, życzliwe, akceptujące inność. Kiedy myślę o Renacie - czule się uśmiecham. Tylko skąd ta niepokora? - zastanawiam się. - Studiowała niepokorę - śmieje się Kasprzyk, która jest bratnią duszą Renaty.

- Rzeczywiście, pokora nigdy nie była moją cechą - przyznaje aktorka. - Moja ukochana babcia zawsze mi powtarzała, że pokorne cielę dwie matki ssie i że mądry głupiemu ustępuje. Wciąż tłumaczyła, żeby nie wychodzić za bardzo naprzód, ale i nie zostawać w tyle. Mimo ogromnej miłości do babci buntowałam się przeciw temu. Może to przez układ planet? – zastanawia się Renata.

Urodziła się pod wpływem Wodnika, a to znak buntu i niezależności. W domu była uważana za kaczkę dziwaczkę. - Babcia wciąż pytała mnie: „Czemu ty zawsze jak nie ludzie?” - wspomina. - A ja nie lubię niczego musieć. Oczywiście czasem coś muszę – płacić podatki, rachunki... Może przez to, że babcia wciąż mi powtarzała, że coś wypada, a czegoś nie wypada, zaczęłam się wszystkiemu bardziej przyglądać. Ponieważ jestem ateistką, nie mam swojej świętej księgi, to raczej wierzę w swoje odczucia. - Dekalog? Moim zdaniem Dekalog nie jest objawieniem Pana Boga. To są po prostu zasady dobrego współżycia: nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij… - mówi i trudno nie przyznać jej racji. Nie schowa głowy w piasek, nie zamilknie, nawet jeśliby to znaczyło, że coś straci.

- Mama uznała, że nie chce być wieszakiem reklamowym, wolała mieć nieskrępowany język w przestrzeni publicznej, a taka swoboda potencjalnie mogłaby jej przeszkodzić w kontraktach, gdzie potrzebna jest postać niekontrowersyjna - mówi Jerzy, 20-letni syn Renaty Dancewicz.

 

 

Syn Renaty Dancewicz: "Ironicznie podchodziła do roli matki"

Mimo że jest niepokorna, to z ogromną pokorą przyjmuje to, co przynosi los. Dancewicz nie buntuje się, nie histeryzuje, nie rozpacza, nie zabiega. Po prostu - los daje, los odbiera, raz jest sukces, raz porażka. - Taka pokora jest niezbędna do życia, podobnie jak umiejętność przegrywania - wyjaśnia. - Jak się nie nauczysz z pokorą znosić porażek, będziesz sfrustrowana i bardzo nieszczęśliwa. Ale z nadstawieniem drugiego policzka ma kłopot. W ogóle nie lubi obłudy, udawania, kalkulacji, hipokryzji.

Mama nigdy nie udawała pokornej, lepszej, bardziej grzecznej tylko po to, by ludzie lepiej ją postrzegali, żeby mogła coś uzyskać - mówi Jerzy. Jest z niej dumny. Bo fajnie mieć taką matkę.

- Mam wrażenie, że mama zawsze dość ironicznie podchodziła do roli matki. Bez zbędnego napięcia. Sama przyznaje, że macierzyństwo nie jest pępkiem jej życia. Choć z czułością w oczach mówi: – Cieszę się, że Jerzyk mi się przydarzył. Bo jest cudownym chłopakiem. A kiedyś nawet nie chciałam myśleć o macierzyństwie. Planowałam szczęśliwą starość bez dzieci. (śmiech)

To na pewno nie jest matka Polka, która roztacza nad dzieckiem ochronny parasol - śmieje się Jerzy. - Ale i ja nie byłem na siłę wpychany w rolę dziecka, które ma nakazy i zakazy.

- Ona nie wychowuje, nie narzuca, nie zakazuje, tylko towarzyszy Jurkowi, po prostu z nim jest - mówi Kamila Drecka. - Wychowała go przez osmozę. (śmiech) - Uważam, że dziecko trzeba przygotować do życia tak, by samo sobie w nim radziło. Ale rozmawiamy o wszystkim. Nie ściemniam, nie owijam w bawełnę, nie zmieniam tematu. Miał trzy latka, kiedy zapytał, dlaczego nie mam siusiaka. Wcześnie też dowiedział się, co to jest okres. Wytłumaczyłam mu, że gdyby nie mój okres, ludzkość nie mogłaby się w ogóle rozmnażać - śmieje się aktorka. Zawsze dawała synowi dużą wolność. - Nie mówiła na przykład, że nie wolno palić, bo uważała, że skoro sama pali, to jak może takie bzdury opowiadać synowi.

Pamiętam, jak pierwszy raz się upiłem - wspomina Jerzy. - Śmiała się wtedy do rozpuku. Podobnie było z pierwszą marihuaną. U niej nie ma podwójnych standardów. Skoro sama paliła w młodości trawę, dziś nie będzie udawać przed synem świętej. Ma duże zrozumienie dla ludzkich wad i słabości. Ale o ważne potrafi walczyć. Kiedyś zabrała syna na marsz w sprawie walki o prawo do aborcji. Jerzy miał osiem, może dziesięć lat. Niewiele jeszcze z tego rozumiał, ale dowiedział się, że trzeba głośno wypowiadać swoje zdanie. Dancewicz idzie więc w Paradzie Równości, popiera in vitro, walczy o prawo do aborcji, adopcję dzieci przez związki homoseksualne… -

Uważa, że milczenie w niektórych sprawach mogłoby być kłamstwem - mówi Ewa Kasprzyk. - To są dla mnie ważne sprawy. Tak zostałam wychowana - wyjaśnia aktorka, dla której wolność, również decydowania o sobie, jest najważniejsza. Z domu rodzinnego wyszła z przekonaniem, że zawsze sobie ze wszystkim da radę, że nikt i nic jej nie złamie. - Etgar Keret, izraelski pisarz, powiedział kiedyś w wywiadzie, że rodzice mogą skrzywdzić dzieci na 20 tysięcy sposobów i właściwie wystarczy wybrać jeden. Popatrz, każdy z nas nosi jakąś traumę z dzieciństwa. Nie przejmuję się więc tym zbytnio. Nie uważam, żebym była najgorszą matką. Poza tym tak naprawdę nie mamy aż tak wielkiego wpływu na nasze dzieci. I najważniejsze jest dać im miłość i poczucie bezpieczeństwa - twierdzi Dancewicz. Ona dała swemu jeszcze miłość do książek.

- Cieszę się, że Jurek lubi czytać. Dla mnie zawsze to było ważne. Gdy był mały, przeczytałam też mu wszystkie swoje lektury z dzieciństwa - mówi. Sama może czytać bez przerwy. - Renata zawsze ma ze sobą książkę - mówi Ewa Kasprzyk. - Jeszcze tuż przed każdym wejściem na scenę czyta. Nie lubi jak czas przecieka jej przez palce. Choć… na brydżu może spędzić nawet 48 godzin bez żadnej przerwy na sen. Jest zresztą wicemistrzynią Polski w brydżu sportowym.

 

 

Renata Dancewicz o małżeństwie: "To nie moja bajka"

Kamila Drecka mówi: – Mężczyzn do niej przyciąga nie tylko jej niezwykła uroda, ale też inteligencja, dowcip i potrzeba wolności. Ci, którzy są tym przerażeni, jej nie interesują. Ona ma potrzebę wolności i niech się ma na baczności ten, kto by jej tego próbował odmawiać. W krótkich słowach usłyszy ripostę. Potwierdza to Piotr Polk, który gra z Renatą w sztuce „żONa”. - Jest bardzo kobieca. Przez dwa miesiące prób do spektaklu przychodziła codziennie w innych butach. Ale niech nie zwiodą nikogo jej uroda i delikatność. Renata jest prawdziwym wyzwaniem intelektualnym dla mężczyzny - inteligentna, błyskotliwa, oczytana, erudytka z własnym zdaniem. Myślę, że jeśli ktoś chce ją pokonać w intelektualnych rozgrywkach, niech od razu wywiesza białą flagę. Polk podziwia też koleżankę za talent i odwagę, bo przecież Renata w tej sztuce gra… mężczyznę, który 30 lat temu zmienił płeć. - Z taką urodą! A zrobiła to po mistrzowsku - zachwyca się. Piękna, interesująca, budzi zachwyt mężczyzn, ale za mąż nie chce wyjść. - To nie moja bajka. Może to przez babcię, która uważała, że każda kobieta powinna wyjść za mąż, że to najważniejsze. Ale związek między kobietą i mężczyzną jest wystarczająco skomplikowany, żeby jeszcze komplikować go sobie bardziej. Papier nie daje żadnego poczucia bezpieczeństwa. Nie gotuję, nie sprzątam, nie zmuszam się do niczego - mówi, choć mało którą kobietę stać na taką deklarację. - Oczywiście to nie do końca tak - przyznaje.

- Nie da się tak żyć zupełnie bez sprzątania, gotowania i tych innych codziennych przyziemnych spraw. Ale rzeczywiście nie są moją pasją. Jurek przyznaje jednak, że kilka świetnych zup mama potrafi ugotować. Najbardziej lubi porową. Ciasto zrobiła tylko raz, było dobre, ale bez zachwytu. - O nie! Ostatnio zrobiła rewelacyjny placek dyniowy - broni przyjaciółki Kamila Drecka. - I choć czasem krzyczy i się awanturuje - mówi Jerzy - to jest też bardzo ciepła i czuła. Jasne, często przeklina, ale i mnie nie zabrania. Tylko musi być kontekst. Wtedy jest to forma ekspresji. U nas w domu każdy zawsze mógł też mieć własne zdanie. - Nawet gdy Jerzyk był mały i obowiązywała teoria, że rodzice powinni trzymać wspólny front przy jego wychowaniu, ja tego nie stosowałam - przyznaje Renata i argumentuje: – Bo co, jeśli ten drugi rodzic nie ma racji? Mam go wspierać? Niech się sam kompromituje. (śmiech) Zresztą gdyby natura chciała, żeby rodzice mówili jednym głosem, to pewnie byłby jeden rodzic. Ja jestem leniwa, nienawidzę konwenansów, wszystkiego, co jest od–do. Nie jestem przesadnie ambitna. Nie mam w sobie genu rywalizacji czy pracowitości. (śmiech) Może dlatego, że jako dziecko byłam kochana bezwarunkowo, nie musiałam na miłość rodziców zasłużyć. Pewnie gdybym grała więcej, miałabym więcej pieniędzy - zastanawia się. - Ale po co? Na życie mi wystarcza, a jeśli nie, zawsze mogę pożyczyć. Nie boi się zaciągać długów, kupować na kredyt.

- Mam naturę dosyć lekkomyślną i nie lubię zamartwiać się za dużo - przyznaje.

- Myślę, że mam predyspozycje do bycia bezwarunkowo szczęśliwą. Chyba się już taka urodziłam. I niewiele mi do szczęścia potrzeba - mówi. Lubi wyjechać do swego wiejskiego domu na Warmii i tam cieszyć się wolnością. Wychowała się na wsi, bo miała dwie babcie, do których jeździła z rodzicami. Potem zachłysnęła się wielkim miastem - wszędzie blisko, nocne życie, atrakcje kulturalne. A teraz znów docenia spokój i ciszę wsi. Uprawia pomidory, wędzi ryby w wędzarni, pielęgnuje kwiaty, czyta książki. Lubi zatrzymywać czas. I patrząc na nią, mogę powiedzieć, że naprawdę jej się zatrzymał. Wciąż wygląda jak w swoich pierwszych filmach. - No skąd! - śmieje się.

Przemijanie i mnie dotyczy. I oczywiście nie jest fajne - niektóre płatki nam odpadają, ale inne przyklejamy. Dochodzą zmarszczki, cycki opadają, ale czy to jest jakiś koniec świata? Dostajemy przecież inne rzeczy, doświadczenie. Mam proste, wiejskie myślenie, że zamiast kopać się z koniem, można tę energię zużyć na coś innego - pograć w karty, iść na imprezę, wyjechać gdzieś. Nie odkłada na czarną godzinę. Bo po co? - Potem pójdę do grobu, za życia nie zrobię sobie paru przyjemności - śmieje się.

 

 

Kim jest Renata Dancewicz?

Renata Dancewicz urodziła się 7 lutego 1969 roku w Lesznie. Jest laureatką nagrody indywidualnej za najlepsze role drugoplanowe w filmach: "Tato", "Pułkownik Kwiatkowski" i "Deborah" na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Przez dwa lata studiowała w Państwowej Wyższej Szkole Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej w Łodzi. Karierę rozpoczęła w Teatrze Dramatycznym w Wałbrzychu. Występowała również w Teatrze Kwadrat. Na wielkim ekranie zadebiutowała w 1993 roku w filmie "Samowolka" Feliksa Falka rolą Anki. Później były role w filmach: "Wynajmę pokój", "Diabelska edukacja", " Deborah", "Pułkownik Kwiatkowski", "Tato", "Eukaliptus", "33 sceny z życia", "Bejbi Blues".

Renata Dancewicz na małym ekranie pojawiła się w 1994 roku w serialu "Radio Romans", gdzie grała Agnieszkę Piotrowską. Później była postać Beaty w serialu "Ekstradycja" w latach 1995-1999. Od 2003 roku Dancewicz gra Weronikę Wilk w popularnym serialu "Na Wspólnej". Ma na swoim serialowym koncie udział w serialach: "Komisarz Mama", "Wojenne dziewczyny", "Prawo Agaty", "Komisarz Alex", "Szpilki na Giewoncie" czy "Prawo Agaty". Od kilku miesięcy Renata Dancewicz wraz z Piotrem Polkiem występuje w spektaklu "żONA" w reżyserii Adama Sajduka.

Renata Dancewicz jest członkinią Polskiego Związku Brydża Sportowego i ma na swoim koncie tytuł Mistrza Międzynarodowego. W 2006 roku została odznaczona brązowym medalem PZBS. Dancewicz w tym samym roku wzięła udział w programie rozrywkowym "Taniec z gwiazdami", gdzie razem z tancerzem Michałem Olszewskim zajęła piąte miejsce.

Aktorka ma jednego syna Jerzego (ur. 15 września 2003) ze związku z przedsiębiorcą i brydżystą Tomaszem Winciorkiem.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również