Historie osobiste

Z czym kojarzymy tłusty czwartek? Jedni z dietą, inni z niezwykłymi wspomnieniami

Z czym kojarzymy tłusty czwartek? Jedni z dietą, inni z niezwykłymi wspomnieniami
Tłusty czwartek - smaczny rytuał, szaleństwo diet i wspomnienia
Fot. Agencja 123rf

Tłusty czwartek to dla jednych łamanie diet i cukrowe szaleństwo, dla innych dobra zabawa i osłodzenie dnia. Są jednak i tacy, którym pączki przypominają ważne chwile w życiu i przynoszą ciepłe wspomnienia.

Dlaczego tłusty czwartek jest tłusty? Bo przez setki lat na koniec karnawału zajadaliśmy się „pączkami” ze słoniną. Geneza tego smakowitego święta sięga czasów pogaństwa. W ten sposób świętowano koniec zimy i nadejście wiosny. Zajadano się tłustymi potrawami, a pączki stanowiły pyszną zagryzkę. Przygotowywano je z ciasta chlebowego i nadziewano... słoniną. Dopiero od XVI wieku pączki podaje się w wersji słodkiej, w wersji zbliżonej do tego, co dziś kojarzy nam się z tłustym czwartkiem.

Wokół tłustego czwartku jest wiele emocji, głównie związanych z cukrem, glukozową rewolucją i dietami. Jedni nerwowo liczą kalorie i pozwalają sobie jedynie na jedną sztukę, inni proponują cheat day i jedzą tego dnia głównie pączki (i faworki). Dla wielu z nas jest to wyjątkowy rytuał, polowanie na ukochane wypieki w konkretnych piekarniach, a inni nie zwracają zupełnie uwagi na pączkowe szaleństwo. Co ciekawe, są i tacy, dla których tłusty czwartek to niezwykłe wspomnienia.

 

Tłusty czwartek: w kolejce po miłość

Ola, lat 45: "Tłusty czwartek kojarzy mi się z zakochaniem. Pięć lat temu miałam taki moment w życiu, że przestałam wierzyć w miłość. Rozstałam się z narzeczonym, który na miesiąc przed ślubem oznajmił, że jednak boi się odpowiedzialności. Załamałam się i zaczęłam dość cynicznie podchodzić do związków. Kiedy któraś z koleżanek ogłaszała, że poznała chłopaka marzeń, pękałam ze śmiechu. Był to też czas, kiedy pocieszałam się trochę słodyczami. Tak właśnie było w ten tłusty Czwartek, który zmienił moje życie. Stałam w najdłuższej kolejce świata na ulicy Górczewskiej w Warszawie. To niesamowite, jak bardzo niektóre cukiernie stają się kultowe. Tego dnia stałam dwie i pół godziny po moje ukochane pączki i faworki. I nagle okazało się, że cały ten czas przegadałam z miłym chłopakiem, który stał za mną. Po kurtuazyjnych opowieściach o dietach i radosnym łamaniu ich przez z okazji tłustego czwartku, przeszliśmy do rozmowy o pasjach, książkach i ukochanych filmach. Kiedy zapytał, czy mam jakiegoś męża czy chłopaka, dla którego kupuję te pyszne pączki, powiedziałam „Nigdy więcej! Bycie singielką jest najlepsze”. Przybił mi piątkę, śmiejąc się, że tak samo myśli. Opowiedział, że też naciął się totalnie w miłości i nie planuje kolejnych. Całkiem wyluzowani… umówiliśmy się na kolejny dzień na kawę. Przegadaliśmy kilka godzin, bez żadnego randkowego napięcia, wiedząc, że to tylko kumpelskie spotkanie. I tak pierwszy, drugi, trzeci raz, aż  zorientowaliśmy się, że powstała między nami bliskość. Nieplanowana. Po kilku kolejnych spotkaniach spojrzeliśmy sobie w oczy i pogadaliśmy szczerze, że coś się między nami dzieje. To pierwszy raz w moim życiu, kiedy związek zaczął się bez żadnego podrywania i pokazywania „lepszej wersji siebie”. Poznaliśmy się będąc sobą i polubiliśmy. A wszystko przez pączki. Od tamtej pory, w każdy tłusty czwartek ustawiamy się na Górczewskiej i stojąc ponad dwie godziny po pączki, wspominamy ten… słodki dzień".

 

Tłusty czwartek: wspomnienie uśmiechniętej mamy

Sylwia, lat 50: „Tłusty czwartek to dla mnie dzień niezwykłego wspomnienia. Moje dorastanie było pełne buntu. Nieustająco kłóciłam się z mamą. Walczyłyśmy dosłownie o wszystko. Awanturowałyśmy się o ubrania, w których wychodzę na imprezy, o moje diety, o oceny, o chłopaków, z którymi się spotykam, a nawet o muzykę, której słucham. Kiedy wyprowadzałam się z domu myślałam, że nie wrócę tam nigdy i że dom rodzinny zawsze będzie mi się kojarzył tylko z walką.

Nie szło mi z relacjami. Trzy kolejne związki rozpadły się, a ja zaczęłam zastanawiać się, co ze mną nie tak. Przyjaciółka poleciła mi sprawdzoną psychoterapeutkę. Po kilku miesiącach wizyt przeszłyśmy do wspomnień z dzieciństwa. Źle mówiłam o mamie, nie mogłam przypomnieć sobie ani jednej dobrej wspólnej chwili. Wciąż przypominały mi się kłótnie z okresu mojego liceum. Aż nagle terapeutka zapytała mnie o gotowanie. I o wspomnienia z tym związane. To był szok, bo z oczu popłynęły mi łzy. Stanęła mi przed oczami scena z rodzinnej kuchni, kiedy jako mała dziewczynka robiłam z mamą pączki i faworki na tłusty czwartek. W tym wspomnieniu mama była ciepła i uśmiechnięta, a ja szczęśliwa. Moje pancerze, które ponakładałam na siebie przez lata, zachwiały się w posadach. Wzruszenie sprawiło, że drżała mi broda, a ja wylałam z siebie morze łez. Obraz mamy zmieniał się od tamtej pory w moim sercu i dziś myślę, że były trudne momenty w naszej relacji, ale były też piękne. I będę te wspomnienia pielęgnować. A wszystko przez tłusty czwartek”.

 

Tłusty czwartek: nauki babci

Justyna, lat 44: „Babcia Henia robiła najlepsze pączki. Zawsze chciałam się tego nauczyć i w końcu, gdy byłam już koło 30-stki, umówiłam się z nią, że przyjadę na nauki. Była wokół tego spotkania ogromna celebracja, wyprawa całodniowa do Serocka, mnóstwo dobrych rad, jak należy wyrabiać ciasto, sklejać, jak układać dżem, wycinać kółeczka, czekać, by wyrosły, sprawdzać ziemniakiem czy olej odpowiednio nagrzany.... itd. Gdy jednak zaczęliśmy je smażyć... wszystkie popękały, a babcia tak się przejęła, że usiadła i stwierdziła, że nigdy już nie będzie smażyć pączków. To, że wtedy, podczas umówionej z babcią nauki, nie udały się, było o tyle dziwne, że przez wiele lat prowadziła z dziadkiem piekarnię i cukiernię. Robiła te pączki każdego dnia. Myślę że tego dnia za bardzo się starała. I stało się to dla mnie lekcją, by do ważnych i mniej ważnych rzeczy w życiu podchodzić jednak z większym luzem. Z takim właśnie luzem wspominam też pewien „pączkowy” zakład. Miałam jakieś 10 lat i znajomy rodziców chciał założyć się ze mną o „górala”, że nie uda mi się zjeść pączka bez oblizywania się. Ponieważ nie wiedziałam, co to ten „góral”, zaproponowałam zakład o przekonanie, który wygrałam. Potem dowiedziałam się, że góralem nazywano 1000 złotych - żałuję do dziś. Skoro jednak lepiej podchodzić do życia na luzie, żałuję tylko troszkę i raczej z uśmiechem".

Macie jakieś dobre wspomnienia związane z tłustym czwartkiem? Stajecie w kolejce po najsłynniejszy karnawałowy przysmak? Czy liczycie kalorie i omijacie pączki szerokim łukiem?

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również