„Ona jest dla mnie wieczną inspiracją”, mówi o żonie Vito Bambino, czyli Mateusz Dopieralski. „Dobrze być z nim”, odpowiada Agata. Długo się mijali, dziś cieszą się, że razem idą przez życie.
Spis treści
AGATA DI PRIMA-DOPIERALSKI pochodzi z Giessen w Niemczech, pół Niemka, pół Sycylijka. Ma 34 lata. Po szkole przeniosła się do Kolonii i pracowała w branży modowej. Teraz mieszkają z mężem w Polsce, a ona zajmuje się dwuipółletnim synkiem Amarem. Ma 34 lata.
MATEUSZ DOPIERALSKI czyli Vito Bambino urodził się w Katowicach. W wieku trzech lat wyjechał z rodzicami do Leverkusen. Muzyk, aktor, tekściarz. Skończył szkołę aktorską Schuleim Theater der Keller w Kolonii. Zagrał w kilkunastu filmach, m.in. „Fucking Berlin”, „Das Attentat. Sarajevo 1914”. Wraz z przyjaciółmi tworzy zespół Bitamina. Występuje również jako Vito Bambino. Wydaje też solowe płyty. Ma 34 lata. Tata Amara.
Mieszkamy od maja na Saskiej Kępie w Warszawie i bardzo mi się tu podoba. Nasz synek Amar chodzi do przedszkola obok domu. Coraz lepiej mówi po polsku, a ze mną porozumiewa się po niemiecku i rozumie nawet trochę po angielsku. Przeprowadziliśmy się do Polski, bo teraz tutaj rozwija się kariera Mateusza. Zauważam to nawet, gdy wychodzimy na miasto, bo coraz częściej ktoś odwraca za nim głowę czy podchodzi z prośbą o zrobienie wspólnego zdjęcia. Rozpoznawalność to część zawodu artysty, a ja nie zastanawiam się, czy to lubię, czy nie, to po prostu jego praca. To także koncerty i łączące się z tym wyjazdy. Mateusz nie lubi rozstawać się z nami na dłużej i bywa zmęczony podróżami. Wiem, jak ważna jest dla niego muzyka, dlatego w momentach zwątpienia, przepracowania staram się go wspierać. Gdy tylko jest to możliwe, wybieramy się na koncerty. Amar to koncertowe dziecko, lubi ruch, publiczność. Pamiętamy o zakładaniu mu słuchawek na uszy, bo bywa za głośno dla malucha. Mateusz jest świetnym ojcem. Gdy wyjeżdża, codziennie rozmawiamy na Face-Timie. Zdarza się, że Amar widzi tatę i zaczyna się złościć, nie chce mu nic odpowiedzieć. Wiadomo, że woli, gdy tata jest z nim w domu. Mateusz to także domator. Lubi zapraszać przyjaciół i grać z nimi w grę planszową Osadnicy z Catanu lub w karty. On nawet urodziny chciałby spędzać w domu. Ja wolę wyjść do restauracji, do klubu. Gdy wraca z trasy, gotuje dla nas. Kiedyś nie znał się na kuchni i nie wiedział np., czym jest guacamole. Teraz ogląda tutoriale, vlogerów i powtarza dla nas przepisy. Po gotowaniu od razu wszystko sprząta. Lubi porządek, a ja nie jestem typową panią domu. Rozrzucam rzeczy, a on ciągle je zbiera i układa.
Teraz skupiłam się na opiece nad Amarem, ale wciąż szukam swojej drogi. Kiedyś pracowałam w branży odzieżowej, dziś uważam, że moda i masowa produkcja ubrań za bardzo niszczą nasze środowisko. Nie chcę być związana z tym biznesem. Wychowałam się w małym miasteczku koło Giessen. Po ukończeniu szkoły średniej zrobiłam sobie rok przerwy, aby zarobić na wyjazd do Kolonii. Marzyłam o studiach, ale nie było mnie na nie stać. Przez rok pracowałam w domu opieki, zajmując się seniorami. Gdy przeniosłam się do Kolonii, dostałam pracę w H&M, a potem trafiłam do COS.
Tam poznałam Martę, siostrę Mateusza. Marta wychowała się w Leverkusen. Często opowiadała mi o swoim bracie, który studiował aktorstwo. Zaczynał grać w teatrach i w telewizji. Gdy Marta przeniosła się do Kolonii, zrobiła imprezę i wtedy pierwszy raz zobaczyłam Mateusza. Nie pamiętam dokładnie, ale to był chyba 2010 rok. „Cudny”, pomyślałam o nim, ale miałam wtedy chłopaka i w ogóle nie przychodziły mi do głowy flirty. Przez cztery lata mijaliśmy się na imprezach u Marty. Był wesoły, uroczy, dużo się śmialiśmy, ale wciąż miałam swoje życie, nowego chłopaka. Choć to nie była najlepsza relacja. Gdy się skończyła, myślałam, że wreszcie pobędę sama. Jak typowa 20-latka lubiłam się bawić i prowadziłam „party life”. Zajmowałam się DJ-ką, dorabiałam w klubie pracą barmanki i nagle znów pojawił się on. Powiedział, że właśnie na mnie czekał, na to, że będę wreszcie wolna... (śmiech) Nasz związek od razu stał się mocny, mimo że nie przeprowadziliśmy się do jednego mieszkania, zachowaliśmy swoje – ja w Kolonii, on w Leverkusen. Jednak spędzaliśmy razem wszystkie wolne chwile. Pracowałam wtedy w dziwnych godzinach, często zaczynałam o 6.15. Mateusz wstawał ze mną o świcie i wiózł mnie samochodem do Kolonii. Na dzień przed rocznicą naszego związku oświadczył się. Od razu powiedziałam „tak”. To było też na dzień przed wyjazdem do Polski. Byliśmy zaproszeni na zjazd jego rodziny do Odolanowa w Wielkopolsce. Śmieję się, że chciał tam pokazać narzeczoną. Jest tradycjonalistą – gdy go poznałam, chodził do kościoła w niedzielę. Ja, choć jestem ochrzczona, nie praktykuję.
Nasz ślub cywilny odbył się w Kolonii. Rok potem, w upalnym sierpniu 2018 roku, zorganizowaliśmy ślub kościelny i wesele w Polsce. Przyjechało 130 gości z Niemiec i Włoch. To było moje pierwsze polskie wesele, takie z barszczem nad ranem i poprawinami. Mateusz jest szczery i skromny, co bardzo w nim cenię i podziwiam. Ma mocny charakter, ja też. Nie obywa się bez konfliktów, ale najczęściej kłócimy się o drobnostki. Emocje, które temu towarzyszą, są kompletnie niewspółmierne do problemu. Najważniejsze jednak, że się nie obrażamy na długo. Potem zawsze rozmawiamy. Lubimy podróżować. Przed narodzinami syna zwiedziliśmy San Francisco i Nowy Jork. Mateusz to świetny kompan, przy nim czuję się bezpiecznie. Umie rozwiązać każdy problem, zawsze też znajduje kogoś, kto nam pomoże, bo trzeba przyznać, że on jest czarujący. Świetnie pasuje do niego powiedzenie „everybody’s darling” (tłum. z ang. ulubieniec). Dobrze być z nim.
Kiedyś Marta, moja siostra, pokazała mi na Facebooku zdjęcie Agaty. Pamiętam, że wybierałem się wtedy na koszykówkę. „O patrz, twoja żona”, zażartowała. „O rany, to jakaś modelka”, powiedziałem. „Ja z nią pracuję! I jest zajęta”, szybko ostudziła mój zapał. Kilka lat chroniła nas przed sobą. Na tym zdęciu Aguś (tak ją nazywam) miała fryzurę na pieczarkę, a raczej na francuską piosenkarkę Mireille Mathieu. To było oldscholowe, ale też odważne. Ta odwaga bardzo mi się spodobała. Sam nigdy nie bałem się takich eksperymentów. Na początku Agi była dla mnie symbolem czegoś totalnie pięknego. Dwa lata potem zobaczyłem ją na żywo. Wciąż była zajęta. Spokojnie i cierpliwie czekałem na nią. Dziś jestem szczęściarzem, bo udało mi się znaleźć przyjaciółkę, z którą mogę rozmawiać o wszystkim, która mnie pociąga i wspiera. Stworzyliśmy tylko nasz, fajny sposób komunikowania się. Agi ma po ojcu sycylijskie geny, co nieraz pokazuje podczas sprzeczek. Ta Sycylia pojawia się, kiedy Agi nie kontroluje emocji. Jest pierwotna, świadczy o jej temperamencie i szczerości. A ja to lubię. Oboje nie tłumimy uczuć, mówimy o wszystkim otwarcie. Wydaje mi się, że nasze pokolenie w ich wyrażaniu jest o krok dalej niż generacja moich rodziców.
Mama i tata, choć dali mnie i siostrze totalną miłość, sami nie zawsze umieli się między sobą dogadać. Dziś powiedziałbym im: „Słuchajcie, są na to metody. Ty idź w jedną stronę, ty w drugą”. Jestem z domu, w którym raczej problemy zamiatało się pod dywan, a Agi jest wychowana bardzo liberalnie, we współczesnym niemieckim stylu. My w spornych sytuacjach szukamy kompromisu. Nawet gdy jestem wkurzony, odczekam chwilę, przemyślę i staram się zrobić pierwszy krok w stronę żony. Mówię „przepraszam”, wtedy ona od razu dodaje, że już w porządku i w sumie to ona przeprasza! Każde z nas zmaga się z jakimiś duchami przeszłości. Agi przez 20 lat nie miała kontaktu ze swoim ojcem, pojawił się w jej życiu niedawno. Mój tata, który umarł w zeszłym roku, też nie był święty, choć dziś mi go bardzo brakuje. Obydwoje doceniamy, że ojciec Agaty stara się odkupić winy i jest całkiem fajnym dziadkiem dla Amara. Ale zdarza się, że jak to Sycylijczyk spóźni się czy odwoła spotkanie w ostatniej chwili. Umie po włosku czarować, a ja już znam te triki i na mnie nie działają. Syn Amar dostał imię po moim przyjacielu, a kolejne: Franciszek i Adam, po dwóch innych. I to był pomysł Agi, bo wie, jak są mi bliscy. Ona jest supermamą i świetnie prowadzi naszą najważniejszą firmę, czyli wychowanie syna.
Kiedy wracam z trasy, staram się przejmować opiekę nad małym, nieraz jestem jednak bardzo zmęczony. Agi to widzi i wysyła mnie, abym się przespał. Wtedy podziwiam ją i myślę, że ona od dwóch i pół roku wciąż jest z młodym. Choć go kocham nad życie, nawet mnie ta myśl przeraża, a ona daje radę. Przecież w takich momentach nie można uniknąć pewnej rutyny, znudzenia, a Agi nigdy nie marudzi. Bałem się, że może w Polsce będzie jej jeszcze trudniej, a ona wszystko akceptuje. I coraz więcej rozumie po polsku. Jest też bardzo otwarta na polską kuchnię. Kocha nasze zupy warzywne, barszczyk. Sama szykuje głównie jedzenie dla młodego i używa Thermomixu. Ja za to gotuję tradycyjnie, lubię kuchnię włoską i orientalną. Właśnie odkryłem w sąsiedztwie sklep z produktami z Sycylii – będę tam robił zakupy. Mam też ulubione kucharskie kanały na YouTubie, np. Włocha i Nowojorczyka w jednym (Not Another Cooking Show). W ogóle lubię domowe czynności: pranie, wkładanie naczyń do zmywarki. Dla mnie to medytacja. Agata jeszcze przez rok będzie na urlopie macierzyńskim. Los tak nam ułożył życie, że ja na razie pracuję, a ona może zastanowić się, co chciałaby robić. Nie pospieszam jej, nie ingeruję, ale to się samo powolutku krystalizuje. Żona ma zdolności plastyczne – pięknie rysuje, maluje. Teraz wkręca się w projektowanie witraży, które sama zamierza robić. Ma fantastyczny gust. Lubię się nią inspirować. Podglądam, jakie rzeczy kupuje, i nieraz wybieram coś podobnego, np. koszulki XXXL. Ma swój niepowtarzalny styl i nigdy nie ogląda się na to, co ludzie powiedzą. Podoba jej się warszawska ulica, jej luz, nowoczesność.
To, że mieszkamy na Saskiej Kępie, to też sprawka żony. Sam nie odważyłbym się jej zaproponować przeprowadzki, ale kiedyś wpadł do nas przyjaciel Adaś. Rozmawialiśmy o muzyce i o planach. W końcu poszedłem usypiać Amara, Adaś i Agi nadal gadali przy winie. Kiedy wróciłem, powiedziała: „Przeprowadzamy się!”. Tłumaczyłem jej, że ten kraj nie jest teraz najłatwiejszy do życia, obok wojna, zagrożone prawa kobiet itp. Ale nie miała wątpliwości: „Przecież zawsze można wrócić do Niemiec”. Ona wie, jak ważna jest dla mnie muzyka. I chyba jest ze mnie dumna. Agata jest dla mnie wieczną inspiracją i tak naprawdę to piszę wiecznie o niej. I o nas. I oby to trwało!