Czy można powiedzieć, że lepszy jest jeden model związku, a inny gorszy? Ja mam tradycyjne podejście do ról w małżeństwie, a moja córka nazywa to manipulacją. Ale to my spędziliśmy ze sobą kilkadziesiąt lat. Skoro nam dobrze, to chyba mamy udany związek?
Spis treści
Wielu uważa, że nie jestem nowoczesna, bo w moim małżeństwie panuje tradycyjny podział ról. Ja jestem „słabą” kobietą, a mój mąż to silny mężczyzną, który się mną opiekuje. Oboje pracujemy zawodowo, ale to na jego barkach spoczywa odpowiedzialność za utrzymanie rodziny. I nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej, bo dzięki temu moja praca może być moją pasją, bez martwienia się o finanse.
Choć jesteśmy wiele lat po ślubie i mamy dorosłe dzieci, Paweł nadal traktuje mnie jak narzeczoną. Otwiera przede mną drzwi, daje mi kwiaty bez okazji, prawi komplementy i nie pozwala dźwigać niczego cięższego od torebki. Czuję się kochana, doceniana i pożądana. Dla mojego męża jestem nie tylko żoną i matką jego dzieci, ale też seksowną i piękną kobietą, o którą wciąż jest zazdrosny.
Paweł to mój typ mężczyzny. Wobec kobiet szarmancki i opiekuńczy, w sferze zawodowej charyzmatyczny przywódca. Zawsze pociągali mnie faceci z mocną osobowością. Na szczęście z wzajemnością.
Jednak znalezienie odpowiedniego mężczyzny to nie wszystko. Żeby związek się udał i trwał, trzeba odpowiednio pielęgnować wzajemną relację, aby nie zniszczyć w partnerze tego, co najcenniejsze, czyli jego siły, temperamentu oraz wysokiej samooceny. Niejedna moja koleżanka wychodziła za mąż za „samca alfa”, a po kilku latach miała u boku pantoflarza. I same były temu winne.
Aby mężczyzna nie stracił wewnętrznego ognia, musi czuć się ważny, potrzebny, szanowany i podziwiany. Dlatego w naszym małżeństwie to mój mąż jest głową domu. A ja… ową przysłowiową szyją, która tą głową kręci. To Paweł podejmuje wszystkie ważne decyzje, przynajmniej oficjalnie. Ja działam zakulisowo, czego się nie wstydzę, bo robię to dla dobra naszej rodziny.
Moja metoda?
Przede wszystkim ustępuję mu w mniej ważnych sprawach, dzięki czemu nie odnosi wrażenia, że nim rządzę. Ale kiedy bardzo mi na czymś zależy, sięgam po inne środki. Nie kłótnie czy ciche dni. Zamiast tego powoli, cierpliwie i niepostrzeżenie sprawiam, by Paweł moje zdanie uznał za swoje.
Rzadko sięgam po łzy, bo to zbyt oczywisty sposób. I trochę dziecinny. Ja z premedytacją jestem smutna. Po prostu. I niech Paweł zgaduje, jak mnie pocieszyć…
Ustępowanie mężowi nie oznacza, że jestem żoną cichą i łagodną niczym gejsza. Gdybym była wyłącznie taka, w naszym małżeństwie szybko powiałoby nudą. Mam wiele twarzy. Zdarza mi się rzucić talerzem o ścianę, ale to nigdy nie są kłótnie o pryncypia. Służą głównie do podkręcania temperatury w związku i… są doskonałym pretekstem do romantycznego godzenia się. Mądra żona dba o swój wizerunek nieodgadnionej i zmiennej niczym pogoda w górach…
Większość moich znajomych to feministki, bizneswoman, ogólnie kobiety głoszące niezależność od mężczyzn, więc nie chwalę się przed nimi moimi sposobami na udany związek. Jednak niedawno postanowiłam zrobić wyjątek i porozmawiać na ten temat z moją córką Weroniką.
Kiedy powiedziała mi, że zaręczyła się ze swoim wieloletnim chłopakiem, naprawdę się ucieszyłam. Igor to dobry kandydat na męża i partnera – sympatyczny, energiczny i zaradny, do tego przystojny. Może jest trochę za delikatny i za mało zdecydowany, jak na mój gust, ale z pomocą ukochanej kobiety na pewno to nadrobi. Właśnie w tym celu przeprowadziłam z córką kobiecą rozmowę od serca. O tym, jak nasza kruchość, bezbronność i delikatność, choćby i pozorna, wyzwala w mężczyznach ich najlepsze cechy.
– Mamo, nie obraź się, ale nie zmierzam stosować żadnych tego typu sztuczek. Nasz związek z Igorem jest partnerski i opiera się na szczerości oraz zaufaniu. Nie mam zamiaru tego zmieniać – oznajmiła butnie. I naiwnie.
– Szczerość, kochanie, jest zdecydowanie przereklamowana – ostrzegłam ją.
– Nie zgadzam się. Chcesz powiedzieć, że całe życie oszukujesz tatę? Udajesz kogoś, kim nie jesteś? Ja tak nie chcę.
Westchnęłam głęboko, zbierając w sobie całą moją macierzyńską cierpliwość i wyrozumiałość, by dokładniej wytłumaczyć jej, o co mi chodzi.
– Zawsze i wszędzie jesteście wobec Igora stuprocentowo szczera? Nigdy nie zdarza ci się ugryźć w język, żeby nie urazić go jakimś komentarzem? Nigdy go nie pochwaliłaś za samo staranie, chociaż efekt był mizerny?
– Oj, mamo! To podchwytliwe. Przecież nie mówimy o szanowaniu cudzych uczuć, motywowaniu czy oszczędzaniu ukochanej osobie przykrości, tylko o zwyczajnej, ordynarnej manipulacji! – Weronika przybrała mentorsko-buńczuczny ton. – Sorry, ale twoje rady są jak wyjęte z filmu „Żony ze Stepford”, czyli seksistowskie, dyskryminujące i zwyczajnie szkodliwe. Do tego kompletnie nieżyciowe! – perorowała z zacietrzewieniem.
W tym momencie nie wytrzymałam i roześmiałam się w głos. Oj, ta urocza, młodzieńcza naiwność…
– Ja i twój tata jesteśmy małżeństwem od dwudziestu ośmiu lat. Szczęśliwym małżeństwem, uwierz mi.
Weronika skrzywiła się i niechętnie przytaknęła.
– Owszem, wiem, że się kochacie, ale… przepraszam, mamo, nie jesteście dla mnie wzorem związku. Tata traktuje cię protekcjonalnie, a ty chyba nigdy nie pokazałaś mu się bez makijażu. Pewnie głównie dlatego macie oddzielne sypialnie. Nie przeszkadza ci to, że sprowadzasz samą siebie do roli ozdoby?
Zrobiło mi się przykro z powodu tej surowej i popędliwej oceny. Do tego świadczącej, że moja córka nie jest tak bystra, jak mi się wydawało.
– Mylisz się – odparłam ostrzejszym tonem. – Kiedy byłam w ciąży, twój tata często oglądał mnie bez makijażu, cierpiącą, wymiotującą, spoconą. A kiedy przyszłaś na świat, miałam depresję poporodową i brakowało mi siły nie tylko, by się umalować, ale nawet żeby umyć głowę.
– Nie wiedziałam… – Wera się zaczerwieniła i przygryzła dolną wargę.
– Nie oceniaj ludzi tak powierzchownie. Nie myśl stereotypami. Kobieta, która się stroi, wcale nie musi był płytka, a pogarda wobec makijażu nie musi oznaczać głębi intelektualnej.
– Masz rację, mamo, przepraszam.
Wycofała się, ale nadal nie zmieniła zdania w kwestii przepisu na udany związek. Trudno. Jest dorosła i ma prawo postępować, jak uważa. Może znajdzie własną metodę. Powodzenia.