Historie osobiste

"Nikt nie pytał, czy chcę być babcią, i to na pełen etat. Mam przecież chyba prawo odpocząć?"

"Nikt nie pytał, czy chcę być babcią, i to na pełen etat. Mam przecież chyba prawo odpocząć?"
Myślałam, że nacieszę się wolnością i czasem, a tymczasem córka przyprowadziła mi dzieci do opieki
Fot. Agencja 123rf

Czy jestem złą matką i babcią, bo marzę o dwóch tygodniach bez wnuków, w jakimś fantastycznym miejscu na końcu świata? Nawet jeśli, trudno. Czas nie jest po mojej stronie. Muszę porozmawiać z córką i zawalczyć o siebie.

Moje życie kręciło się wokół rodziny. Tak ustaliliśmy z mężem. Stać nas było na to, bym na pełen etat zajmowała się domem i trójką naszych dzieci, podczas gdy on pracował. Gdybyś oboje zajęli się karierą, albo nie mielibyśmy dzieci, albo wychowywałyby je opiekunki. Michał zarabiał bardzo dobrze, był ordynatorem kardiologii w szpitalu, miał też prywatną praktykę. Był świetnym specjalistą. Jak na ironię, zabił go zawał.

Plany na nowe życie

Wszystkie moje plany na przyszłość, gdy dzieci dorosną i nie będą nas już potrzebować, gdy będziemy mogli robić to, na co mamy ochotę – runęły. Tylko pieniędzy mi na brakowało. Mąż miał ubezpieczenie na życie, poza tym dostawałam część jego emerytury.

Gdy pierwszy ból minął, zaczęłam zastanawiać się, co dalej. Co mnie jeszcze czeka. Miałam sześćdziesiąt dwa lata. Byłam zdrowa, jak na ten wiek. Była sama, ale nie samotna. Przecież miałam rodzinę, troje dzieci, które żyły własnymi sprawami, ale mogłam je odwiedzać. Michał nie chciałby, żebym zamknęła się w czterech ścianach i usychała w żałobie. Mieliśmy wiele planów i pomysłów, sporo miejsc na świecie do odwiedzenia i mnóstwo potraw do skosztowania. Podjęłam decyzję, że to chcę robić: spełniać nasze wspólne marzenia. Michał już nie mógł tego wszystkiego doświadczyć, ale ja mogłam i chciałam. Po wszystkich tych latach, kiedy poświęcałam się rodzinie, pragnęłam teraz żyć w zupełnie inny sposób.

 

Aż tu nagle... wnuki!

Ledwo posmakowałam tej inności, a na progu rodzinnego domu stanęła Dominika, moja młodsza córka. Jedno dziecko trzymała za rękę, drugie siedziało w wózku. Na plecach dźwigała ogromny plecak. Wyglądała jak imigrantka.

– Mamo, odeszłam od Rafała – powiedziała i rozpłakała się.

Zachowałam spokój. Położyłam maluchy na drzemkę w pokoju gościnnym, a później zaczęłyśmy rozmawiać.

– Nie chciałam cię martwić, ale dłużej nie dam rady udawać, że wszystko jest w porządku. Wiem, ostrzegałaś mnie. Nie sądziłam jednak, że… on aż tak się zmieni! W ogóle mnie nie szanuje. Chyba ma kochankę, nie wiem, co robić. Ale nie wrócę tam, nie wrócę do niego.

Zięć był uczniem i podwładnym mojego męża. Bardzo zdolnym, ale wyrachowanym. Podejrzewałam, że ożenił się z naszą córką dla kariery, nie z miłości. Po ślubie maska zaczęła opadać, a gdy Michała zabrakło, już w ogóle przestał się hamować.

 

Wsparcie matki

Dominika płakała, ja głaskałam ją po plecach, powtarzając, że wszystko będzie dobrze. Pozwoliłam jej zostać, bo gdzie się miała podziać? Musi znaleźć pracę, zapisać dzieci do przedszkola i żłobka, wnieść o rozwód i przejść przez całą tę procedurę, by ułożyć swoje życie na nowo.

– Mówią, że nie ma miejsc. Nawet w tych prywatnych w żłobkach i przedszkolach brakuje, trzeba się zapisywać w kolejce – żaliła się. – No i zostawiłabym tam prawie całą wypłatę…

Dominika miała dyplom wyższej uczelni, ale brakowało jej doświadczenia zawodowego, które przekłada się na wyższą pensję. Została żoną i mamą, zajmowała się domem, tak jak ja przez całe życie. Tyle że ja miałam dostęp do konta męża i nigdy nie usłyszałam, że „tylko siedzę w domu”. Tymczasem mój zięć najwyraźniej stosował na Dominice przemoc ekonomiczną i musiała go o wszystko prosić, wyliczać się z każdego grosza.

Znalazła pracę w butiku w galerii handlowej. Często kończyła po dwudziestej drugiej, musiała też stawiać się w soboty. A jak miała wolne, to chciała z niego skorzystać, wypocząć, zabawiać się ze znajomymi…

 

Nie tak miało być

Ja utknęłam z dziećmi w domu. Pocieszałam się, że to przejściowe. W końcu moja córka znajdzie lepiej płatną pracę, wywalczy w sądzie wysokie alimenty i nawet jeśli zostanie w moim domu, to nie będę musiała zajmować się maluchami na pełen etat, jak niegdyś własnymi dziećmi. To już nie było na moje siły i nerwy.

Natura wie, co robi, ograniczając nam czas na posiadanie potomstwa. Spędzając po dziesięć godzin dziennie z niespełna dwulatkiem i trzylatką, byłam kompletnie wykończona. Jedno biegło w jedną stronę, drugie w przeciwną. Każde z nich krzyczało z innego powodu. Na dokładkę Aleksowi trzeba było zmieniać pieluchy. Znów chodziłam na place zabaw i przygotowywałam zdrowe posiłki, bo dzieci nie mogę jeść byle czego. Po całym takim dniu zasypiałam na stojąco.

Optowałam za usilniejszym szukaniem żłobka i przedszkola. Byłam gotowa dołożyć się do czesnego w prywatnych placówkach albo do pensji niani. Dominika nie chciała o tym słyszeć.

– Chcę sama utrzymywać dzieci. I po co obca osoba w domu, mamo, skoro ty w nim jesteś? Świetnie nas wychowałaś, nikt nie będzie lepszy od ciebie.

Nie rozumiała albo nie chciała zrozumieć. Za bardzo skupiała się na sobie. Znalezienie lepszej pracy szło jej opornie. Sprawa w sądzie się ciągnęła. A dziećmi ktoś się musiał zajmować.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się działo! Przeżywałam jakieś déjà vu. Znowu małe dzieci od rana do wieczora, sprzątanie, zabawy, gotowanie, przewijanie, godzenie kłótni, usypianie, chorowanie, i tak kółko. Chciałam podróżować, znaleźć nowe hobby, rozwijać się. Tymczasem zostałam mamą-babcią swoich wnucząt. Kocham córkę, uwielbiam wnuczęta, ale czuję się wmanewrowana w cudze obowiązki i wcale mi się to nie podoba.

 

Jak zawalczyć o siebie

Nie robię się młodsza. Nie wiem, czy za rogiem nie czeka na mnie jakaś choroba, która pokrzyżuje mi plany na emeryturę. A nawet ze świetnym zdrowiem nie chcę czekać do osiemdziesiątki, by zacząć spełniać swoje marzenia. Muszę porozmawiać z Dominiką. Nie chcę, by poczuła się odrzucona – dużo przeszła i wiem, że jej eskapizm po części z tego wynika – jednak tak dalej być nie może.

Swój obowiązek wobec społeczeństwa i rodziny wypełniłam. Odchowałam troje dzieci. Niestety gdzieś popełniłam błąd. Dominice jest wygodnie tak, jak jest, i niespecjalnie stara się znaleźć inną pracę. Nie musi płacić za dom, za opiekę nad dziećmi, nawet za ich utrzymanie. Właściwie cała pensja zostaje jej na przyjemności. Znów może zachowywać się jak przed ślubem, przed macierzyństwem. Nie liczy się z moim planami ani z moim samopoczuciem. Po prostu zostawia mi dzieci i wychodzi, nawet gdy są chore.

Czy jestem egoistką, że myślę w ten sposób? Czy jestem złą matką i babcią, bo marzę o dwóch tygodniach bez wnuków, w jakimś fantastycznym miejscu na końcu świata? Nawet jeśli, trudno. Czas nie jest po mojej stronie. Jeśli czegoś nie zrobię, będzie tylko gorzej.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również