Powrót młodzieńczej miłości może przewrócić życie do góry nogami. Szczególnie, gdy w małżeństwie bliskość już dawno wygasła. Co zrobić, gdy dawne uczucia wracają?
"Podczas ostatnich ferii syn Filip skręcił nogę na snowboardzie. Lekarz w małym szpitalu powiedział: „Raczej nic groźnego”, ale ja wolałam wracać do domu. Mąż Staszek był zły, zostały jeszcze cztery dni, wykupiony karnet, hotel. Zaproponowałam: ja wrócę z małym. Zgodził się. Zadzwoniłam do Karola, żeby mu powiedzieć, co się stało, w drodze dostałam od niego SMS: „Macie jutro wizytę u świetnego ortopedy w klinice w Wilanowie”. Karol jest moim kolegą z liceum. Właściwie byłym chłopakiem, chodziliśmy ze sobą przez całą trzecią klasę. Spotkaliśmy się znowu rok temu. Ja w urzędzie miasta pracowałam już długo, Karol został nowym szefem działu zarządzania zielenią. „To ty?”, „A to ty?!”, wyściskaliśmy się. Kawa na mieście, kilka maili – szybko odświeżyliśmy znajomość. Karol dalej lubił sport (kiedyś uprawiał pływanie), ja wciąż chodziłam w kraciastych koszulach. Tyle że w większym rozmiarze i trochę mi było wstyd z tego powodu. Mój mąż nie należał do mężczyzn, którzy wymagają, żeby kobieta przez całą dobę chodziła w szpilkach i obcisłej sukience. Ma być wygodnie. Staszek zajmuje się aktywizacją dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, pracuje nad ważnym unijnym projektem. Ja dbam o dom. Przygotowuję obiad na 16, chodzę na wywiadówki Filipka. Zaczęłam studia zaoczne, ale odpuściłam. Staszek twierdzi: albo, albo. Rodzina albo kariera. Ma koleżanki, które poświęciły się pracy i przegapiły czas na dzieci. Inna rzecz, że niektóre z tych koleżanek bardzo chwali. Wciąż słyszę: wyobraź sobie, Karolina wywalczyła staż, Anka wygrała konkurs... Ja nie wygrywam, bo nie startuję. Gdy próbowałam odświeżyć pomysł studiów, Staszek się wściekł. A gdy jest zły, zaczyna krzyczeć. Boję się tego krzyku.
Któregoś dnia Karol zapytał: "Ewa, ty dalej malujesz?”. Maluję? Już nie pamiętałam, że kiedyś to robiłam. „Może namalowałabyś coś do pokoju naszej córki, robimy jej remont”. Zaskoczył mnie. Wieczorem myślałam o tym, z czego zrezygnowałam w ostatnich latach. Amatorskie granie na gitarze, ceramika, siatkówka... Niedobrze. Z Karolem rozmawialiśmy coraz częściej. Czułam w nim bratnią duszę. „Nie cierpię tej kobiety, kiedyś założę jej sprawę o mobbing”, napisałam o mojej szefowej w którymś mailu do niego. „Przestań się tym przejmować, życie jest gdzie indziej”, odpisał. Karol ma dystans do świata, który ja też chciałbym mieć. Może za dużo na siebie biorę? Za mało myślę o sobie? A... o nim? Zadałam sobie ćwiczenie: wyobrażaj go sobie częściej z córką u boku, z żoną za rękę – to miało przywracać mnie do pionu. Właśnie, Joanna. Poznałam ją, bo zaprosili nas na niedzielny obiad, no i żebym obejrzała ten pokój córki. Poszłam sama, Staszek w weekendy nie lubi ruszać się z domu. Joanna to szczęściara. Karol ją bardzo kocha, pomaga w kuchni, odwozi do kosmetyczki. Zazdroszczę jej. Postanowiłam zapisać się znowu na siatkówkę. Po dwóch miesiącach Karol pochwalił: „Ewa, super wyglądasz!”. Staszek mruknął: „Jeśli uważasz, że dla figury warto poświęcać sześć godzin w tygodniu – twoja rzecz”. Moja rzecz. Uświadomiłam sobie, że przestaliśmy mieć rzeczy wspólne. Staszek miał swoją pracę, znajomych, filmy. Ja miałam mało. Zrobiło się więcej, kiedy kupiłam w końcu farby. Namalowałam całkiem ładny obrazek na ścianie u córki Karola. Byłam z siebie dumna. To dzięki Karolowi. Już nie wyobrażałam sobie lunchu w pracy bez niego. On żartował, coś opowiadał, mrużąc zabawnie oczy. Prawie nie ma zmarszczek wokół oczu. Nosi jasnobłękitne koszule, jakich mój mąż nigdy by nie włożył. Powstrzymywałam się: nie porównuj ich. Mąż to numer jeden, nawet w wyciągniętej bluzie.
Kiedyś zerknęłam na biling i zamurowało mnie: aż tyle SMS-ów do jednego adresata? Czy nie przesadzam? Męczące pytanie, uciekam od niego. Po prostu bardzo lubię Karola. Lubię pisać do niego maile i dostawać pogodne odpowiedzi w stylu: „Głowa do góry!”. Lubię jego rady i pomoc. Choćby z tym ortopedą dla Filipka. Miły gest, tak robią przyjaciele. Czy przyjacielowi kupuje się szalik? Niedawno stojąc przed wystawą sklepową, pomyślałam: „Ten szary szal byłby idealny do marynarki Karola. Stop, za daleko” – zmitygowałam się. Od tego jest Joanna. Po minucie zdałam sobie sprawę, że do głowy mi nie przyszło kupić ten szalik Staszkowi! Łapię się na tym, że coraz częściej myślę: skoro Karol podpowiedział, żeby zapisać Filipka na judo – chyba tak zrobię. Zasugerował, że powinnam wymienić opony w aucie. Zadzwonię do warsztatu.
On jest po prostu serdecznym kumplem, życzliwym z natury, ale ja interpretuję to po swojemu. W wielu sytuacjach zastanawiam się, co on by teraz zrobił, co by powiedział. Zauważyłam, że obecność Karola pomaga mi w wielu sprawach. Stałam się odważniejsza, pewniejsza siebie. Poważnie myślę o złożeniu papierów na uczelnię... Jedno nie daje mi spokoju: czy ja w ten sposób nie krzywdzę Staszka? Od pewnego czasu, kiedy zasypiam koło niego, myślę o Karolu. Czy to już zdrada? Czy mam do tego prawo? Rozgrzeszam się w myślach: przecież nie ma mowy o romansie. On nigdy mnie nawet nie dotknął. Ale kiedy sobie myślę, że mógłby to zrobić, uśmiecham się... Jestem zła? Niewdzięczna? Powinnam przestać? Dlaczego nie mogę? Znalazłam na Facebooku ładne zdjęcie Karola, z rodzinnych wakacji. Wydrukowałam. Odcięłam Joannę. Przepraszam".