Wywiad

Irena Santor: "Nie odważyłabym się radzić, nie wszystko wiem. Ciągle się uczę"

Irena Santor: Nie odważyłabym się radzić, nie wszystko wiem. Ciągle się uczę
Irena Santor w sesji zdjęciowej do magazynu Twój Styl
Fot. Piotr Porębski

"Jestem osobą spontaniczną wbrew temu, co można o mnie myśleć. I mam taką cechę, że jeżeli ktoś mi nadepnie na odcisk, mówię: dziękuję, było miło, i idę w swoją stronę" - mówi Irena Santor w rozmowie z Twoim Stylem.

Irena Santor o karierze

Mazowsze. Państwowy Zespół Ludowy Pieśni i Tańca. To była pani muzyka?

Irena Santor: Gdy się znalazłam w Mazowszu, o muzyce nie wiedziałam nic i nagle jakby ktoś mi otworzył drzwi do sezamu. Skończyłam tam średnią szkołę muzyczną. Przekonałam się, że dźwięki można podzielić, zapisać, odczytać, odtworzyć. Przyjeżdżali do nas, do Karolina, fantastyczni nauczyciele i nie tylko. Również chłopi z różnych zakątków. Uczyli nas charakterystycznych dla swojego regionu brzmień, tańców.

Co takiego się wydarzyło, że dojrzała pani do zmiany i ostatecznie została piosenkarką, odeszła z zespołu?

Miałam 25 lat i uświadomiłam sobie, że nie można całe życie śpiewać jednej piosenki Przeleciał ptaszek. W dodatku wyszłam za mąż za Stanisława Santora, skrzypka, koncertmistrza Orkiestry Polskiego Radia. Przyjeżdżał do Mazowsza na chałtury, bo wyjeżdżaliśmy z orkiestrą za granicę, co wtedy prywatnie było trudne. Nasze oczy się spotkały, raz, drugi, trzeci... A odejście z zespołu... Otóż, jestem osobą spontaniczną wbrew temu, co można o mnie myśleć. I mam taką cechę, że jeżeli ktoś mi nadepnie na odcisk, mówię: dziękuję, było miło, i idę w swoją stronę. Tak się zdarzyło w Mazowszu. Pewnego dnia z powodów, o których mówić nie będziemy, odeszłam. A nie mieliśmy z mężem gdzie mieszkać w Warszawie.

Dwoje młodych ludzi bez miejsca do życia, w odbudowującym się mieście, gdzie własny skrawek podłogi jest tak cenny. Mieli państwo plan?

Skądże. Przez dziewięć miesięcy, ponieważ mąż był szanowanym skrzypkiem, Polskie Radio wynajmowało dla nas pokoje. To był ciężki okres, ciągle na walizkach, ale w końcu Staś dostał przydział na mieszkanko: pokój z kuchnią.

W nim was dwoje jak w piosence. A w życiu?

Odeszłam z Mazowsza i nie wiedziałam, co mam dalej robić. Dzięki mężowi chodziłam na koncerty do radia. I pewnego dnia zaproszono mnie na przesłuchanie, żeby zobaczyć, czegóż mnie w tym Mazowszu nauczyli. Nagraliśmy próbną piosenkę i puszczono ją Władysławowi Szpilmanowi. „Niewiele umie, ale niech się uczy” – powiedział do Stefana Rachonia, dyrektora radiowej orkiestry. Uczyłam się więc, śpiewałam, nagrałam dwa utwory. Aż pewnego dnia Szpilman wezwał mnie i mówi: „Proszę pani, Zygmunt Wiehler, słynny kompozytor, napisał taką piosenkę. Pani się tego nauczy i nagra do jednorazowego odtworzenia”. To był Maleńki znak. Nauczyłam się, ucieszyłam, że chociaż raz puszczą mnie na antenie. Nie wiedziałam, że tak zaczyna się jedna z moich bajek w życiu, bo miałam kilka takich momentów. Dwa dni później idę ulicą, a z megafonów na ulicy słyszę swój głos i tę piosenkę. Myślałam, że śnię!

Irena Santor: "Ciągle się uczę"

Jest pani mistrzynią romantycznego popu, jego „najczystszym głosem”, młodsi artyści zwracali się do pani jak do mentorki z prośbą o radę?

Nie odważyłabym się radzić, nie wszystko wiem. Ciągle się uczę. Niedawno byłam na koncercie Lady Pank. Panasewicz śpiewa od 45 lat. Jak on to robi? Przecież to rock, wiem, z czym to się je. Struny głosowe zdarte, tryb życia nie do końca higieniczny. Słyszałam Lady Pank lata temu, kiedy było ciężko z nagłośnieniem, i dźwięk dosłownie uderzał w człowieka. Teraz technika pomaga – dźwięk jest mocny, ale okrągły, to dobre muzyczne doznanie. I ten Borysewicz... Wart grzechu – aranżer znakomity, ale i kompozytor. I teksty mają dobre. Od Panasewicza mogłabym się nauczyć, jak śpiewać tyle lat i nie zniszczyć sobie głosu. Bo jednak w pewnym momencie musiałam spojrzeć w lustro i powiedzieć sobie szczerze: „Irenko, struny głosowe prześpiewane. Koniec z występowaniem”.

Irena Santor o powrocie na scenę

Pawłowi Głowińskiemu z grupą Polyphonics udało się panią namówić do powrotu na scenę, a nawet wyruszenia w jubileuszową trasę koncertową.

Ale śpiewam mało, jestem narratorką. Piosenki podarowałam tym młodym ludziom w posagu. 

Andrzej Poniedzielski, który wraz z  panią prowadzi koncert, nazwał je poetycko melowianem.

Pięknie, prawda? Jestem wdzięczna Pawłowi, że tym zaproszeniem wydłużył mi zawodowe życie. Bałam się tylko, że publiczność nie zechce zaakceptować repertuaru. Ale okazuje się, że moje piosenki nadal brzmią ludziom w pamięci.

A Irena Santor nadal niepodzielnie panuje nad sceną, gdy tylko na nią wchodzi w pięknej kreacji.

Tak pani myśli? Dziękuję. Kreacje to zasługa Doroty Goldpoint. A scena, cóż, za każdym razem, gdy na niej stoję, cieszę się, że mogę jeszcze raz usłyszeć swoje piosenki. Dlatego tak długo żyję! Trwam dzięki muzyce. (śmiech)

Cały wywiad w najnowszym numerze magazynu "Twój STYL".

st_07_001 MUZY podst_small (1)
Podpis
Źródło

 

Kim jest Irena Santor?

Irena Santor - Rocznik 1934. W latach 50. była solistką zespołu "Mazowsze". Po odejściu rozpoczęła karierę solową. Utwory artystki takie jak "Już nie ma dzikich plaż", "Tych lat nie odda nikt" czy "Embarras" do dziś śpiewają pokolenia fanów. Irena Santor stworzyła wiele wspaniałych duetów, m.in. z Magdą Umer, Zbigniewem Wodeckim czy Justyną Steczkowską.

 

Tekst ukazał się w magazynie Twój STYL nr 07/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również