Historie osobiste

"Granice kobiecej solidarności? Ja nie umiałam kryć przyjaciółki, która zdradzała męża"

"Granice kobiecej solidarności? Ja nie umiałam kryć przyjaciółki, która zdradzała męża"
Miałam dylemat, kiedy przyjaciółka poprosiła bym ukrywała jej zdradę
Fot. Agencja 123rf

Mogę się ostatecznie zgodzić, by wysłuchać zwierzeń o tym jak moja przyjaciółka zdradza męża, ale nie chcę go okłamywać i dawać jej alibi. Usłyszałam, że jestem zbyt zasadnicza.

Jestem osobą lojalną, dyskretną i pomocną. Nie przechwalam się, taka po prostu jestem, co zresztą wcale nie ułatwia mi życia. Tego typu cechy najbardziej cenią ich beneficjenci, czyli przyjaciółki, pracodawcy i współpracownicy, no i oczywiści mąż oraz rodzina. A ja? Co ja z tego mam? Ostatnio dorobiłam się poważnego dylematu moralnego.

Nagle usłyszałam tajemnicę o zdradzie

Znamy się z Zośką od liceum. Może nie jest moją najlepszą przyjaciółką, ale regularnie spotykamy się na kawie i wymieniamy najnowszymi informacjami. Nasi mężowie też się lubią, więc czasem umawiamy się we czworo. Chociaż powinnam raczej użyć czasu przeszłego… Zdziwiło mnie, kiedy Zosia kazała mi obiecać, że zachowam to, co od niej usłyszę, dla siebie. Zwłaszcza jej mężowi nic nie powiem.

– No proszę cię… – obruszyłam się. Powinnam wiedzieć, że nie zwykłam rozpowiadać cudzych sekretów. Zbliżała się rocznica ich ślubu. Pewnie chodzi o jakąś niespodziankę dla Marka, pomyślałam.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę! Muszę się wygadać! Inaczej ta tajemnica rozsadzi mnie od środka! – skandowała z emfazą Zosia.

Zaczęła opowiadać, a ja słuchałam z rosnącym zmieszaniem i zdegustowaniem. Aż dostałam gęsiej skórki. Moja bliska koleżanka postanowiła bowiem podzielić się ze mną swoją… zdradą. Ni mniej, ni więcej. Nie chodziło o niewinny sąsiedzki flirt, dwuznaczne żarty znajomych czy powłóczyste spojrzenia rzucane zza komputera w biurze. Poznała kogoś na firmowej imprezie i skończyło się na wspólnej nocy w pokoju hotelowym.

– Powinnam być sobą rozczarowana, mieć kaca moralnego…

– A nie masz?

– No właśnie nie! Czuję się wspaniale! Moje małżeństwo to marazm, nic się nie dzieje. Jesteśmy razem prawie piętnaście lat, nie mamy dzieci, wiemy o sobie wszystko, każdy dzień jest niemal taki sam, zero zaskoczeń. A Michał jest taki… nowy, taki ekscytujący.

– Powiesz mu?

– Komu? Markowi? Zwariowałaś! – syknęła. – Po co? Żeby się załamał?

– Czyli to był jednorazowy skok w bok, nie zamierzasz tego kontynuować?

Zosia uśmiechnęła się jak przyłapana na psocie trzylatka.

– Tak jakby… już to robię. Widujemy się od czasu do czasu.

 

Zmusiła mnie do dyskrecji

Nie wiedziałam, jak się zachować. Moją instynktowną reakcją było oburzenie. Musiała to odczytać z mojej twarzy.

– Tylko nic nie mów, obiecałaś, swojemu mężowi też nie.

Kiwnęłam głową. Nie musiała mi przypominać o dyskrecji. Nie widziałam siebie w roli „życzliwej” uświadamiającej Marka, że jego żona ma dochodzącego kochanka. Co nie zmniejszało wrażanie niesmaku. Przeciwnie. Zdrada była dla mnie czymś nieakceptowalnym. Zwłaszcza taka świadoma, celowa, dokonywana z czysto egoistycznych pobudek. Od czasu do czasu przeżyję ekscytującą przygodę, a potem jak gdyby nic wrócę do rutyny codzienności – to był jej plan..

Nie mieściło mi się w głowie takie wyrachowanie. Zośka zdradzała męża z nudów, okazjonalnie. W moim świecie, gdy pojawiają się problemy, dwoje ludzi rozmawia ze sobą i albo się rozstają, albo próbują naprawić związek. Tymczasem Zośka chciała mieć ciastko i zjeść ciastko. Nie musiała być mężatką. Mogła postawić na niezależność i niezobowiązujące do niczego romanse. Miała dobrą pracę, wysokie zarobki, rozwód nie oznaczałyby dla niej znaczącego pogorszenia jakości życia.

Tyle że ona lubiła swoje życie z Markiem. Lubiła być żoną tego poczciwego mężczyzny, przy którym mogła spełniać się w pracy i realizować swoje pasje. Marek nigdy w niczym jej nie ograniczał, przeciwnie, zawsze wspierał jej aspiracje.

I taka spotkała go nagroda. Współczułam mu. Nie jestem purytanką ani zwolenniczką przysiąg po grób. Rozumiem, że na różnych etapach życia można pragnąć czy wręcz potrzebować czegoś innego, że można się nagle zakochać, ale w takim wypadku należy zakończyć trwający wciąż związek i dopiero wtedy wejść w drugi, z czystymi intencjami, bez prowadzenia podwójnego życia.

 

Nie pochwalam i uznałam, że nie będę kłamać

Cóż, Zośka wcale nie zamierzała wchodzić w nowy związek. Nie tyle się zakochała, co kochała dreszczyk emocji, jaki wiązał się z sięganiem po owoc zakazany. Widziałam, jak się uśmiechała, gdy zawierzała mi swój sekret. Ale mogła być spokojna, ode mnie Marek się nie dowie się o jej romansie, choć jej spokój w tym względzie oznaczał mój dyskomfort. Lojalność wobec Zośki oznaczała oszukiwanie Marka. A to jeszcze nie był koniec przysług…

Pewnego piątku zadzwoniła do mnie i poinformowała:

– Jakby co, to idziemy dziś do klubu.

– Ale kiedy, o której? – Oderwała mnie od pracy, więc nie od razu zorientowałam się, o co dokładnie jej chodzi.

– Nieważne. Nie z tobą wychodzę, tylko z Michałem. – Zachichotała. – I muszę mieć jakieś alibi. Idealnie się do tego nadajesz, bo przecież ty nigdy nie kłamiesz.

Zaniemówiłam. Ponieważ cieszę się reputacją osoby prawdomównej, mam ją dla niej nadszarpnąć? Zrobiła się chciwa. Nie wystarczało jej moje milczenie, teraz chciała, bym dawała jej alibi. Miałam kłamać, gdyby Marek zapytał, jak bawiłyśmy się wieczorem. W tym momencie mój dylemat się skończył.

– Nie zgadzam się. Nie będę zmyślać.

 

Tak się traci przyjaciółki

– Oj, Iza, nie bądź taka zasadnicza. Też ci pomogę, jak zajdzie potrzeba. – Głos Zosi zdradzał zniecierpliwienie. – Po prostu idę potańczyć, napić się drinka czy dwa, nic więcej.

– Nie sama – uzupełniłam jej wypowiedź na wypadek, gdyby zapomniała o tym drobnym szczególe.

– Wiadomo. – Niemal widziałam, jak wzrusza ramionami. – To co, mogę na ciebie liczyć?

– Nie tym razem. Nie będę otwarcie okłamywać Marka. Nie popieram tego, co robisz, ale to twój wybór i twoje życie. Nie wciągaj mnie jednak głębiej w swoje matactwa. Chcesz mieć wspólnika, to znajdź kogoś innego.

– Chyba żartujesz? Im więcej osób wie, tym większe ryzyko wpadki!

– Czy nie to cię właśnie podnieca? Ryzyko?

– Zazdrościsz mi, bo sama nie masz odwagi! – padło oskarżenie. – Trudno, nie to nie, nie zamierzam błagać. Ale jak Marek się dowie, będę wiedziała od kogo. Cześć!

I tak straciłam bliską koleżankę, której nie znałam tak dobrze, jak mi się wydawało. A mój mąż stracił kolegę, bo Zośka zerwała z nami kontakty, oskarżając mnie o jakieś absurdalne przewiny. Pewnie po to, bym straciła wiarygodność w oczach Marka. Mogłabym się bronić, próbować przemówić Zośce do rozsądku, ale po co? Jeśli ktoś wymaga ode mnie łamania moich zasad, a potem kłamie, by mnie zdyskredytować, to nie warto o niego zabiegać. Marka mi szkoda, ale jest dorosłym mężczyzną i wierzy w to, co chce. Mnie nadal obowiązuję dana Zośce obietnica.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również