Historie osobiste

"Nasz romans był sensacją w pracy i mezaliansem, ale trwa już 20 lat, a my jesteśmy szczęśliwi"

"Nasz romans był sensacją w pracy i mezaliansem, ale trwa już 20 lat, a my jesteśmy szczęśliwi"
Miał być przelotny romans, jest związek od ponad dwudziestu lat
Fot. Agencja 123rf

Długo czekałam na miłość. A kiedy już przyszła, ukrywałam ją. Ze strachu, co powiedzą inni na ten… mezalians. Po latach chce mi się śmiać. To my przetrwaliśmy i jesteśmy dobraną parą. 

Rodzina zadbała o moje wykształcenie. W zasadzie nie miałam innych obowiązków poza nauką. Skończyłam liceum, w którym zajęcia odbywały się w języku angielskim i francuskim. Wiadome było, że pójdę na studia. Nigdy mi nawet przez myśl nie przeszła inna droga kariera. Co do wyboru kierunku, oczywiście jakiś prestiżowy. Najlepiej medycyna. Ewentualnie prawo. Mniejsza o powołanie czy moje zainteresowania. Oczekiwano ode mnie konkretnego stylu życia i trzymania wysokiego poziomu. Starałam się, jak mogłam. Nikt mi nie powiedział, że może być inaczej, mniej restrykcyjnie, że żyję dla siebie, nie dla innych, pod dyktando, więc mogę mieć własne zdanie, pragnienia…

Dziewczyna z sukcesami

Poszłam na medycynę i co roku uzyskiwałam stypendium. Nie było łatwo. Uczyłam się po nocach, w weekendy, w wakacje, bo jeśli miałam być kimś, musiałam być najlepsza. Nie miałam życia poza nauką, młodość przeciekała mi przez palce. Obiecywałam sobie, że nadrobię to później, kiedy dostanę się na staż, zrobię specjalizację, będę mieć określone godziny pracy… Kiedyś znajdę sobie przyjaciół, zakocham się…

Ale miłość nie była priorytetem w oczach mojej matki. Planowała moją przyszłość, realizując własne aspiracje.

– Pora pomyśleć o małżeństwie – napomykała coraz częściej, gdy przekroczyłam trzydziestkę.

Kandydat musiał spełnić jeden podstawowy wymóg: być lekarzem z dobrą specjalizacją. Dobrą, czyli opłacalną. Ginekolog, kardiolog albo chirurg, tak jak mój ojciec.

 

Ten jedyny

W trakcie rezydentury na endokrynologii poznałam Bartka. Od razu zwrócił moją uwagę. Wysoki, silny, dobrzy zbudowany blondyn o niesamowicie błękitnych oczach. Pociągał mnie jak żaden inny mężczyzna. Prawdę mówiąc, chyba dopiero on obudził we mnie kobietę. Dotąd mężczyźni mnie nie interesowali, byłam zbyt skupiona na nauce i karierze, na spełnianiu oczekiwań rodziców. Teraz też rozsądek mówił: „trzymaj się z dala od tego faceta, w niczym ci nie pomoże”, ale moje ciało się buntowało. Chciało tego silnego, cichego mężczyzny, który pracował… jako salowy. I nie pochodził z rodziny, którą można się chwalić. Raczej się od niej ucieka. Marzył, by zostać lekarzem, ale w wieku osiemnastu lat opuścił dom i musiał radzić sobie sam. Zatrudnił się w zawodzie najbliższym temu, co chciałby robić. Nie leczył ludzi, sprzątał w szpitalu, ale był z siebie dumny. Uczciwie pracował i pomagał innym na tyle, na ile potrafił.

Żadna praca nie hańbi, jednak niektóre są nie do przyjęcia w świecie, z jakiego pochodziłam. Gdyby matka się wiedziała, że się spotykamy…

Tyle że o niczym nie musiała wiedzieć. O tym, że szukamy z Bartoszem swojego towarzystwa. O tym, że nas do siebie ciągnie, że oboje czujemy tę samą fascynację. Nie zakładałam sytuacji, w której przedstawiam go rodzicom. Byłam pewna, że nigdy Bartosza nie zaakceptują. Zarazem nie umiałam mu się oprzeć. Intrygował mnie. Miał szerokie horyzonty, można z nim było o wszystkim porozmawiać, a Norwida cytował, jakby uczył się mówić na jego poezji. Budził mój podziw swoją wewnętrzną siłą, nie tylko tą fizyczną. Nie poddawał się, bez względu na sytuację, i umiał zachować spokój nawet wobec bardzo niemiłych pacjentów czy lekarzy. A od jego pocałunków kręciło mi się w głowie…

 

Co z nami będzie?

Mimo wszystko nie traktowałam naszej znajomości w kategoriach „na zawsze”. Nie zamierzałam przyznawać się rodzicom, że mam romans, tym bardziej z kim go mam, bo zakładałam, że wcześniej czy później zauroczenie minie. Więc po co narażać się na nieprzyjemności. Jednak wcześniej matka sama się dowiedziała. Nie wiem, skąd ani jak, ale odkryła moją tajemnicę.

– To prawda? Spotykasz się z salowym?

Patrzyła mi prosto w oczy, więc nie skłamałam.

– A co w tym takiego złego?

Cisza, która potem zapadła, skuła przestrzeń między nami lodem. W spojrzeniu mojej matki było tyle niedowierzania i bólu, że prawie jej współczułam. Chwilę później jej wzrok stwardniał.

– Skończ to – zażądała. – Dość już się ośmieszyłaś.

O dziwo, choć tak bardzo obawiałam się tej chwili, gdy już doszło do konfrontacji między nami, nagle uderzyło mnie, że nie jestem już dzieckiem ani nastolatką. Nie muszę jej słuchać. Nie muszę robić tego, co mi każe. Jestem dorosłą, ponad trzydziestoletnią kobietą, coraz lepszą lekarką, dla której wartościowy mężczyzna stracił głowę. Z poczuciem humoru, empatyczny, niebojący się swoich uczuć. Bartek mówił wprost, że się we mnie zakochał, bez żadnej presji, bez oczekiwań typu „żyli długo i szczęśliwie”. Za to wciąż mi powtarzał, jak cudowna i wspaniała jestem. Był moim największym fanem.

 

Wbrew oczekiwaniom rodziny

I ja mam się z nim rozstać? Bo matka sobie tego życzy? Może kiedyś źródło fascynacji między nami się wyczerpie, może górę wezmą różnice, ale jeszcze nie teraz. Teraz chciałam z nim być. Bez zobowiązań, bez małżeństwa, dzieci, na które jako młoda lekarka i tak nie miałam czasu.

Postawiałam na swoim, za co matka się na mnie obraziła. Gdy ich odwiedzałam, tylko tata ze mną rozmawiał, zresztą głównie o sprawach zawodowych. A mama traktowała mnie jak trędowatą. I znowu zaskoczenie – znosiłam to bez większego problemu. Było mi przykro, ale potem wracałam do Bartka. Zamieszkaliśmy razem, co niby przelotny romans wprowadziło na wyższy poziom.

Minęło dwadzieścia jeden lat, a ja nadal lubię się obok niego budzić i zasypiać. Lubię z nim odpoczywać, pracować i bawić się. Właściwie cokolwiek z nim robię, to mi się podoba. Rodzice ciągle wywierali na mnie presję, a Bartek mnie dopinguje. Oni mnie przytłaczali, on dodaje mi skrzydeł.

Trudno mi wskazać ten jeden moment, w którym zrozumiałam, że nasz romans to miłość na całe życie. Nie oczekiwałam oświadczyn, ale je przyjęłam. Nie rozmawialiśmy o dzieciach, ale byłam szczęśliwa, gdy przyszły na świat. Nie naciskałam na Bartka, by poszedł na studia, bo to podniesie jego prestiż w oczach teściów. Sam zdecydował, że chce studiować pielęgniarstwo, i teraz jest moją prawą rękę. Gdy lekarz zwiąże się z pielęgniarką, nikogo to nie dziwi. Nasz związek nadal w niektórych kręgach budzi sensację.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również