Początki związku Pauliny i Tomasza Karaudów były trudne, ale dzisiaj tworzą wspaniały związek. Ona - specjalistka od administracji i finansów, on - lekarz i społecznik. Łączy ich wzajemna miłość, ale też chęć niesienia pomocy innym.
Paulina Karauda – urodziła się i wychowała w Nieporęcie pod Warszawą. Skończyła studia zarządzania w warszawskiej Wyższej Szkole Finansów i Zarządzania. Jest specjalistką public relations, ekonomii i administracji. Po studiach pięć lat pracowała w banku, a od 10 lat w Ministerstwie Obrony Narodowej.
Tomasz Karauda – jest specjalistą chorób wewnętrznych i lekarzem oddziału chorób płuc związanym z Uniwersyteckim Szpitalem Klinicznym im. Norberta Barlickiego w Łodzi. Jest też radnym Sejmiku Województwa Łódzkiego. W pandemii jako specjalista pracujący w szpitalu covidowym często tłumaczył w mediach sprawy związane z covidem. Znany jest m.in. z organizacji koncertów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy w Łodzi.
Kiedyś ktoś mi powiedział: „Wybierz sobie męża, który będzie cudownie traktował swoją mamę, bo tak będzie też traktował i ciebie”. A relacja Tomka i jego mamy jest piękna. Wiem, jak Tomek jest oddany rodzinie i jak bardzo ją kocha. Poza tym bardzo podoba mi się, że jest zaangażowany w różne rodzinne działania charytatywne. Tata Tomka jest pastorem, mama nauczycielką języka polskiego. Wiem, że sama zawsze mogę na niego i na jego rodzinę liczyć. Zresztą dość szybko po naszych pierwszych spotkaniach poznałam jego rodziców. To był czas pandemii i on, z racji tego, że był na pierwszej linii frontu w szpitalu covidowym, nie chciał ich narażać, a ja akurat byłam w Łodzi i przekazałam im klucze do samochodu. Tomek zawsze marzył o związku, jaki mają rodzice. Gdy jego tata poznał mamę, oświadczył się po dwóch tygodniach i on też miał takie romantyczne wyobrażenie o miłości. My poznaliśmy się przez aplikację i dość szybko zaskoczyło. Najpierw on przyjechał do Warszawy, w której mieszkałam, a później ja do Łodzi. Spotykaliśmy się co tydzień, dwa. Byliśmy oboje trzydziestolatkami, rówieśnikami, a w takim wieku trzeba się już dobrze poznać, zanim zdecyduje się być razem. Tymczasem on był poraniony po poprzednim związku i chyba niegotowy na nowy. Ja też po niełatwych doświadczeniach, w tym po ośmioletnim związku. Gdy poznałam Tomka, byłam w szoku i zastanawiałam się, gdzie uchował się taki rodzinny i dobry mężczyzna.
Urzekł mnie jego głos – niski, męski, ciepły. Był pierwszym mężczyzną, który nagrywał mi „głosówki”. Jest zapracowany i w wolnej chwili, gdzieś na szpitalnym korytarzu, nagrywa wiadomości. Byłam nimi zahipnotyzowana, potrafiłam odtwarzać je po kilka razy. Czasami nawet coś zaśpiewał. Gdzieś po ponad roku wyjechaliśmy na Santorini i tam mi się oświadczył. Nie spodziewałam się tego, ale od razu powiedziałam „tak”. Byłam pewna, że to ten mężczyzna. Ślub był jak z bajki. Pełen wzruszeń i emocji. Tomek dedykował mi i wykonał utwór, który był bliski naszemu sercu. To było bardzo wzruszające. Przełknął stres i dał radę wystąpić przed tyloma ludźmi. Wykonał utwór, od którego tak naprawdę zaczął się nasz związek. Kiedyś przyjechałam do niego, a on zagrał mi tę piosenkę. Oboje się rozpłakaliśmy, bo zrozumieliśmy, jak bardzo za sobą tęsknimy.
Zamieszkaliśmy razem dopiero po ślubie. Musiałam opuścić moją Warszawę i prowadziłam się do Łodzi, jednak nadal pracuję w Ministerstwie Obrony Narodowej. Dojeżdżam więc codziennie do stolicy. Pracuję w departamencie budżetowym. Zajmuję się opiniowaniem aktów prawnych. Obydwoje marzymy o dziecku i staramy się o nie. Mam nadzieję, że wtedy oboje trochę zwolnimy. Teraz nasze są weekendy, bo tak organizujemy zajęcia, aby mieć ten czas wolny. Tomek pracuje w szpitalu i bierze jeden do dwóch dyżurów w tygodniu. Kończy też etap ścisłej nauki. Zrobił specjalizację z chorób wewnętrznych i kończy drugą, z pulmonologii. Ponadto kończy doktorat. Gdy się uczy, jest systematyczny - dzieli materiał od - do, wszystko ma przeliczone i zaplanowane. Umie tak spiąć grafik, że kiedyś podczas jednej konferencji w przerwie prowadził drugą. Jest także łódzkim radnym. Bywa mało asertywny, bo jeżeli ktoś zadzwoni i poprosi o pomoc, nawet jeżeli nie ma czasu, nigdy nie odmawia. I po ciężkim, długim dyżurze też pojedzie na wizytę domową. Jego największą pasją jest organizowanie w Łodzi koncertów Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. W domu, gdy przychodzi, pyta się, czy i jak ma mi pomóc. Choć staram się go nie angażować w domowe porządki i gotowanie, bo sama to robię i lubię. Mimo natłoku obowiązków zawsze w niedzielę wychodzimy na randki, Tomek bardzo o to dba. Zwiedzamy całą Piotrkowską i odwiedzamy po kolei restauracje, aby później znajomym coś dobrego polecić. Polubiłam Łódź, jej rytm, jej parki. Latem kochamy jeździć na rowerach albo Tomek bierze mnie na swój chopper. W domu nieraz relaksujemy się, grając na PlayStation. Mam brata bliźniaka, więc gdy byłam mała, grałam z nim, a teraz z mężem. Uwielbiamy też gry planszowe i modelarstwo. W wolnych chwilach Tomek siada do pianina i śpiewa, a ja z nim. Gdy gdzieś wychodzimy na oficjalne spotkania i uroczystości, zawsze dba o to, żebym czuła się dobrze i zaopiekowana.
W naszym związku czuję się bardzo szczęśliwa i oby tak było zawsze. Uwielbiam małe gesty, które pokazują jego miłość – sobotnia kawa przynoszona mi do łazienki, poranne wiadomości: „Dzień dobry, kochanie, jak się czujesz?” czy wspólne rozmowy o jego małych sukcesach i trudniejszych momentach. Uwielbiam, że potrafimy rozmawiać na każdy temat, nie obawiając się krytyki. W tym wszystkim tkwi nasza siła – wsparcie, zrozumienie i szczerość, które tworzą wyjątkową więź.
Mamy półtoraroczny staż małżeński. We wrześniu 2024 miała miejsce papierowa rocznica, ale w sumie cztery lata już za nami. To może jeszcze zbyt krótko, aby opowiadać o stażu małżeńskim. Z drugiej strony, dlaczego nie mówić o naszej pięknej miłości? Mamy podobne poczucie humoru, wspólne zainteresowania. Kochamy ludzi, kochamy aktywność fizyczną, gry planszowe, komputerowe oraz filmy. Gdy jesteśmy razem, szczególnie w weekendy, odpoczywamy i po prostu gadamy, śmiejemy się, oglądamy seriale. Czasem zmęczeni tygodniem zasypiamy na kanapie. Największym prezentem dla mnie jest poczucie, że żona jest w domu, że na mnie czeka. Kiedy wracam i otwieram drzwi, Paulinka biegnie do mnie jak małe dziecko i mocno się przytula. I tak w objęciach trzymamy się przez kilka minut. Mój tata jest pastorem, mój dziadek był pastorem, a ja założyłem się z Panem Bogiem, że gdy się nie dostanę się na studia medyczne, to pójdę tą samą drogą i zostanę pastorem. Dostałem się na studia i zostałem lekarzem, a życie z lekarzem nie jest łatwe. To nie tylko godziny spędzone z pacjentami, ale także emocje, bo na co dzień mierzę się z cierpieniem. Nieraz wracam po horrendalnie ciężkim dyżurze, czasem się kogoś traci… I ona w tym wszystkim jest ze mną. Życie, które kręci się wokół ludzi i pomagania, daje też dużo siły. Oczywiście nieraz człowiek oberwie, ale nigdy nie zamieniłbym tego na nic innego. Od początku mówiłem Paulince, że musi być przygotowana na to, że cały czas w naszym życiu będzie się działo. Świetnie się w to wpasowała. Wieczorami żona dzieli się ze mną tym, jak przeżyła dzień, rozśmiesza mnie, koi stres. Jej praca w poważnym ministerstwie to inna skala problemów, inne przestrzenie, ale też bardzo ciekawe. Dla mnie przeniosła się z Warszawy do Łodzi, ale wciąż dojeżdża do pracy. To ogromne poświęcenie z jej strony, bo wstaje po czwartej rano, wraca po siedemnastej. W samochodzie spędza kilka godzin.
Na samym początku, gdy poznałem Paulinkę, to ja miałem problem. Ona zaskoczyła mnie swoją dobrocią, zaangażowaniem. Potrafiła mi z Warszawy przywieźć ugotowany przez siebie obiad, a były trudne czasy pandemii, bary i restauracje pozamykane. A ja wciąż nie mogłem uwierzyć i zaufać, że ktoś taki może w ogóle istnieć. Myślałem nawet, że to, co widzę, to udawanie lub fikcja. Wcześniej zresztą już pogodziłem się z myślą, że zostanę sam, bo tyle razy zawiodłem się w związkach. Wciąż dręczyła mnie poprzednia bolesna relacja. Paulina trafiła w czas, kiedy musiałem korzystać z profesjonalnej psychoterapii, żeby poradzić sobie ze sobą. Bałem się wchodzić w nowy związek, nie wiedziałem, co czuję. Z drugiej strony na terapii słyszałem, że trzeba dać temu czas. A ja myślałem, że nie mogę zabierać Paulince cennego czasu. Dopiero pewne doświadczenia sprawiły, że zrozumiałem, iż to, czego zawsze szukałem, mam obok. Dziś jestem Bogu wdzięczny za Paulinkę. Z każdym dniem przekonuję się, jak wspaniała to była decyzja, by iść przez życie razem.
Oczywiście Paulinka od początku urzekła mnie urodą, ale nawet do najpiękniejszej twarzy szybko się przyzwyczajamy i tak naprawdę zostaje się z człowiekiem. Kochamy razem podróżować. Mamy marzenie, by objechać kulę ziemską i jak najwięcej zobaczyć. Na naszą podróż poślubną wybraliśmy wyspę Bali. Paulina jest świetnym kompanem i nigdy nie narzeka. Polecieliśmy tam z plecakami, prawie każdej nocy spaliśmy gdzie indziej, co sprawiło, że cała podróż była niezwykłą przygodą. W domu żona jest pedantką, nigdy nie żyłem w tak czystym mieszkaniu jak teraz. Często mam żal do siebie, że mógłbym jej więcej pomagać, ale nawet nie zdążam, bo ona wszystko wysprząta, ugotuje. Paulinka to mistrzyni kuchni. Przez czas małżeństwa przytyłem kilka kilo, a po niej nic nie widać, jakbym zjadał jej porcje… Paulinka wszystko, co ma zrobić, robi szybko. Zazdroszczę jej tego, bo ja pracę i obowiązki systematycznie dzielę i liczę, tyle minut tego, ileś tamtego. Do zadań podchodzę filozoficznie i powoli. To, co mnie zajęłoby ze dwie godziny, ona robi w pół. Ma też kapitalne zdolności artystyczne, potrafi malować, rysować, tworzyć coś z niczego. Ja nie mam zdolności manualnych, za to muzyczne, przez co uzupełniamy się. Paulinka wie, że moją pasją jest też organizacja koncertu dla WOŚP. Wiem, że w związkach problemem bywa właśnie komunikacja. My dużo rozmawiamy, a nawet jeżeli pójdę za daleko w jakimś sporze, to Paulinka robi minę obrażonego dziecka, mięknę i ją szybko przepraszam. Może w przyszłości będą jeszcze jakieś awanturki, a może nie… Paulinka marzy o dziecku, ja też oczywiście bardzo chcę, choć nie jestem typem faceta „do dzieci”. Instynkt macierzyński budzi się u kobiet wcześniej, ja pewnie też mam, ale ukryty. Mój brat i tata mówią, że: „jak się urodzi się twoje dziecko, to jak je zobaczysz, zwariujesz”. Tak będzie!