Kompleksy doprowadzają nas do złych decyzji. Ale czas bywa łaskawy.
Dominika wycofała się z sali tanecznej do jadalni, kiedy zaczęto robić zdjęcia. Nie była bliską krewną, więc nie oczekiwano od niej pozowania ze świeżo upieczonymi małżonkami.
Znalazła swoje miejsce przy pięknie udekorowanym stole i – by ukryć przed otoczeniem narastające w niej przygnębienie – zaczęła z uwagą studiować menu.
Po chwili oderwała wzrok od starannie wykaligrafowanej karty dań i rozejrzała się po sali. Zatrzymała oczy na spektakularnym torcie ślubnym, który dziesięć minut wcześniej został uroczyście pokrojony przez państwa młodych. Wyglądał apetycznie, ale wiedziała, że nie przełknie nawet kęsa.
Postanowiła zaczerpnąć świeżego powietrza. Dom weselny otoczony był przez mały, zadbany parczek poprzecinany alejkami przy których stały ławki. Dominika usiadła na jednej z nich i spojrzała w niebo.
Obserwowała księżyc i zastanawiała się, czy wypada już wracać do domu. Huczne wesele to nie jest miejsce dla samotnych osób. Przez chwilę rozważała się, czy nie zabrać ze sobą na tę uroczystość byłego męża, Krzyśka. Pomimo rozwodu, byli w dobrej komitywie, a większość ślubnych gości nie wiedziała o ich rozstaniu...
Nie chciała jednak udawać szczęśliwej mężatki – zwłaszcza, że tak naprawdę nigdy nią nie była. Czasami zastanawiała się, czy nie wzięła ślubu z Krzyśkiem, żeby choć w jednej rzeczy być "lepszą" niż jej siostra cioteczna, Marta.
Z Krzyśkiem łączyła ją przyjaźń i nic więcej. Wydawało jej się, że to wystarczy, żeby żyć razem w szczęściu. To, jak bardzo się myliła, uświadomiła sobie w pełni niedługo po ślubie. Ona i jej mąż chcieli od życia różnych rzeczy, a łącząca ich wzajemna sympatia nie była w stanie zastąpić miłości i namiętności.
Wychodząc za Krzyśka popełniła duży błąd i wiedziała już, że podczas ślubu – także cudzego – nie powinno się być nieszczerym. Zresztą oboje powinni zapomnieć o swoim nieudanym małżeństwie i zacząć wszystko od nowa – tak przynajmniej tłumaczył Krzysiek podczas ich niedawnej, wyjątkowo krępującej rozmowy telefonicznej.
Jedynym pocieszeniem dla Dominiki było to, że Marta też pojawiła się na weselu sama. Nie chodziło o to, że obserwowanie Marty samotnie siedzącej kilka stolików dalej sprawiało Dominice przyjemność. Była to po prostu jedna z niewielu sytuacji w jej życiu, kiedy nie czuła się jak gorsza wersja swojej siostry ciotecznej.
– Dominika, jak miło cię widzieć! – powiedziała Marta, kiedy spotkały się pod kościołem.
Mocno objęła Dominikę, a na jej twarzy malowała się naprawdę szczera radość.
– Od naszego ostatniego spotkania minęło chyba kilka lat... Zdecydowanie zbyt dużo! – powiedziała Marta wyciskając na policzku Dominiki soczystego całusa.
– Zdecydowanie zbyt dużo... – przyznała lekko oszołomiona tym spotkaniem Dominika.
Wiedziała, że ochłodzenie kontaktów z tak bliską jej niegdyś siostrą cioteczną było jej winą. Marta wielokrotnie proponowała spotkanie – wspólny lunch, wyjście do klubu, wyprawę na zakupy czy do kina...
Dominika za każdym razem odmawiała. Nie chciała rozmawiać o swoim nieudanym małżeństwie i zaskakująco szybkim rozwodzie. Teraz, widząc Martę po tak długim czasie, trochę żałowała, że nie skorzystała z żadnego z jej zaproszeń. Ostatnie dwa lata były naprawdę ciężkie, a wsparcie Marty, która tak dobrze ją znała, mogło uczynić je lżejszymi...
Ale wtedy Dominika bała się, że skonfrontowanie klęski jej małżeństwa z pełnym sukcesów życiem Marty byłoby dla niej po prostu zbyt bolesne. Marta zawsze świetnie sobie radziła.
Jej rodzice mieli własną, prężnie działającą firmę i znacznie większe dochody od rodziców Dominiki. Starsza o rok Marta regularnie jeździła na narty, miała dodatkowe lekcje angielskiego i francuskiego, i najmodniejsze ciuchy.
Te ostatnie, kiedy z nich wyrastała, trafiały zwykle do jej uboższej krewnej – Dominiki. I choć Marta w żaden sposób się nie wywyższała i nie obnosiła się z zamożnością swojej rodziny, Dominika czuła się tą sytuacją upokorzona.
Ubrania, które Marta oddawała Dominice zawsze były doskonałej jakości i w świetnym stanie. Ale Dominice trudno było być wdzięczną za te dary. Gdyby mamy obu dziewczyn przekazywały te rzeczy między sobą, byłoby inaczej?
Dla nastoletniej Dominiki otrzymywanie używanych ubrań od niewiele starszej siostry ciotecznej wiązało się z silnym poczuciem wstydu. I fakt, że Marta – w dobrej wierze – zawsze starała się bagatelizować te upominki, niewiele tu zmieniał.
Śmiech weselnych gości wyrwał Dominikę z zamyślenia. Powoli podniosła się z ławki i wróciła do eleganckiego pałacyku, w którym odbywało się wesele. Przez chwilę obserwowała bliskich państwa młodych usiłujących ustawić się do wspólnego zdjęcia.
Zauważyła, że w zaaranżowaniu idealnego kadru pomagała fotografowi Marta, która – choć tak jak Dominika – pojawiła się na weselu sama, sprawiała wrażenie, jakby doskonale się bawiła.
Podchodząc do siostry ciotecznej, Dominika zastanawiała się, dlaczego Marta nie miała męskiego towarzystwa. Znalezienie partnera na wesele na pewno nie stanowiłoby dla niej najmniejszego problemu. Była atrakcyjna i – trzeba to przyznać – naprawdę miła.
Przez te wszystkie lata, kiedy Dominika donaszała jej ubrania, Marta ani razu o tym nie wspomniała. Gdyby chciała, mogłaby zamienić szkolne życie Dominiki w koszmar. Wystarczyłoby, żeby potwierdziła podejrzenia koleżanek z klasy młodszej siostry ciotecznej, które od dawna sugerowały, że Dominika nosi stare ubrania Marty.
Dominika doskonale pamiętała sytuację, do której doszło, kiedy była w drugiej klasie liceum. To wtedy jedna z dziewczyn z jej klasy głośno skomentowała na przerwie strój Dominiki: – W zeszłym roku ta Marta z 3 A miała dokładnie taką samą spódnicę. Nosisz ciuchy po siostrze ciotecznej?
Tak się złożyło, że Marta akurat przechodziła korytarzem i usłyszała pytanie klasowej koleżanki Dominiki. Nie przeszła obojętnie, ani nie potwierdziła słów złośliwej dziewczyny. Zamiast tego powiedziała:
– Jasne, że mamy bardzo podobne ubrania. Nasze mamy są siostrami i mają zbliżony gust. Często kupują nam takie same ciuchy.
To jedno kłamstwo Marty raz na zawsze zakończyło złośliwe komentarze dotyczące ubrań Dominiki. A Marta dalej nie przestawała dzielić się z Dominiką swoją garderobą.
Kilka lat później Dominika uświadomiła sobie, że Marta podarowała jej wiele ubrań, z których wcale nie wyrosła. Oddała jej rzeczy, o których wiedziała, że po prostu podobają się Dominice. Równocześnie nie chciała, żeby jej młodsza siostra cioteczna czuła się skrępowana tymi darami, więc wymyśliła wytłumaczenie, że sama już się w te ubrania nie mieści.
Przypominając sobie te wszystkie wydarzenia i obserwując Martę ustawiającą gości weselnych do zdjęcia, Dominka poczuła wstyd i żal do samej siebie. Przez swoje kompleksy i źle rozumiane poczucie godności odtrąciła przyjaźń Marty. Do oczu napłynęły jej łzy i kiedy nerwowo szukała w torebce chusteczki, nie zauważyła, że Marta właśnie się do niej zbliża.
– Domi, ty płaczesz? Co się stało?!
– Nic – odpowiedziała Dominika, siląc się na uśmiech. – Jestem trochę przygnębiona, bo przyszłam na to wesele bez partnera. Głupi powód do łez, co?
– Wcale nie! – powiedziała Marta energicznie kręcąc głową. – Zresztą wszyscy trochę rozklejają się podczas ślubów.
Marta była taka miła i Dominika poczuła, że jej siostra cioteczna zasługuje, by usłyszeć prawdę.
– Ale ja się nie wzruszam cudzym szczęściem, tylko użalam samą nad sobą – wyznała Dominika. – Ucieszyłam się, kiedy zobaczyłam, że też przyszłaś sama. Ale teraz czuję się z tego powodu winna.
– Nie ma powodu, żebyś czuła się winna – odpowiedziała spokojnie Marta.
– Czy to znaczy, że masz kogoś?
– Tak – przyznała Marta delikatnie się rumieniąc.
– Czy to "Ten Jedyny"? – zapytała podekscytowana Dominika.
– Tak mi się wydaje. Do żadnego innego mężczyzny nie czułam tego, co czuję do niego. Zastanawiałam się, czy nie zabrać go ze sobą na ten ślub, ale nie chciałam nikomu sprawić przykrości...
– Nie rozumiem – Dominika była wyraźnie zdezorientowana. – Komu miałabyś sprawić przykrość przyprowadzając na ten ślub swojego nowego chłopaka?
– Tobie – powoli odpowiedziała Marta.
Marta wiedziała o rozwodzie swojej siostry ciotecznej i przyszła na ślub sama, żeby nie sprawić jej przykrości – kiedy ta myśl pojawiła się w głowie Dominiki, zrobiło jej się jeszcze bardziej wstyd.
– Przyznaję, że przez lata zazdrościłam ci komfortowego życia i czułam się upokorzona twoimi podarunkami. Ale to było dawno temu. Teraz doskonale sobie radzę – mam świetną pracę, kupiłam mieszkanie i samochód... – Dominika w napięciu obserwowała twarz swojej siostry ciotecznej. – Czy mogłybyśmy znowu się zaprzyjaźnić?
– Bardzo bym tego chciała, ale nie wiem, czy nie wycofasz swojej propozycji, kiedy poznasz prawdę – powiedziała Marta, spuszczając wzrok. – Tym mężczyzną, z którym się spotykam i którego przyprowadzenie na ten ślub rozważałam jest Krzysiek.
– Mój były mąż?!
– Żadne z nas tego nie planowało! Spotkaliśmy się wiele miesięcy po waszym rozstaniu. Zawsze lubiłam Krzyśka, ale był dla mnie przede wszystkim twoim mężem...
Kiedy wyraźnie zdenerwowana Marta tłumaczyła się Dominice, ta uświadomiła sobie dwie ważne rzeczy. Po pierwsze, Marta i Krzysiek świetnie do siebie pasowali. Oboje byli domatorami, marzyli o założeniu rodziny i domku z ogródkiem. Dominika chciała skoncentrować się na swojej karierze, nie wiedziała, czy chce być matką, za to planowała dalekie podróże.
Drugą rzeczą, którą uświadomiła sobie Dominika, był fakt, że po raz pierwszy to Marta dostała coś "po" niej, a nie na odwrót.
– Nie jesteś na mnie zła? – spytała zaskoczona Marta.
– Nie, nie jestem – odpowiedziała Dominika.
Dominika czuła wiele sprzecznych emocji. Zazdrościła swojej siostrze powodzenia w miłości, ale też czuła ulgę, że Krzysiek znalazł nową partnerkę. Uświadomiła też sobie, że choć nie "sprezentowała" Marcie swojego byłego męża, może dać jej coś innego – swoje błogosławieństwo.
– Cieszę się twoim szczęściem, szczęściem was obojga. Przekaż to proszę Krzyśkowi. I proszę nie rozchodźmy się dzisiaj bez ustalenia terminu spotkania. Bardzo chcę, żebyśmy znowu były ze sobą blisko.
Dominika i Marta przytuliły się. Wesele, na którym się spotkały, okazało się wyjątkowo udane i było zapowiedzią długiego, szczęśliwego związku – i to nie tylko państwa młodych.