Teściowa mojej córki uznała, że wychowywanie dziecka to żadna praca. Próbowała zmusić ją do podpisania intercyzy. Musiałam jej wytłumaczyć, ile kosztuje czas spędzony na urlopie wychowawczym i wymyśliłam rozwiązanie. "Bezczelność", krzyknęła, ale sprawa ucichła...
Spis treści
Córka odziedziczyła spryt i inteligencję po mnie. Co prawda z mężem, a dokładniej z teściami, nie trafiła najlepiej, ale poradziła sobie z nimi. Moja krew. Rodzice mojego zięcia mają się za jakąś arystokrację, sądząc po wyszukanych manierach i poglądach rodem z dziewiętnastego wieku, choć ubranych we współczesne szatki. Jeszcze przed ślubem czynili aluzje do podpisania umowy przedmałżeńskiej, by zabezpieczyć obie strony, oczywiście, ale zakochana para nie chciała o tym słyszeć. Uważali, że oboje zyskują na tym małżeństwie.
Moja Amelia wyrosła na piękną i inteligentną dziewczynę. Studia ukończyła z wyróżnieniem i gdy zaproponowali jej, by została na uczelni, robiła doktorat… Wahała się.
– Córcia, chyba nie zmierzasz marnować życia za akademicką pensję? – przestraszyłam się.
Zwłaszcza że dzięki kilku programom, w których wzięła udział podczas studiów, mogła przebierać w ofertach pracy. Ostatecznie wybrała dużą, międzynarodową firmę, która miała rozwinięty dział badawczy. Tam jej talent mógł w pełni rozkwitnąć i zaowocować.
Tam też poznała swojego przyszłego męża. Przystojny ekonomista odpowiadał za dział finansów. Kilka lat starszy, z poczuciem humoru, od samego początku miał poważne zamiary wobec mojej córki. Wreszcie spotkał właściwą kobietą, jak mówił. Bacznie mu się przyglądałam i podobał mi się coraz bardziej. Świetnie zarabiał, miał pięknie urządzone mieszkanie w luksusowym apartamentowcu i nowoczesne poglądy. Lubił i umiał gotować, a obsługa pralki czy zmywarki nie była dla niego czarną magią. Idealny przyszły mąż.
Składając przysięgę, Amelia i Robert wyglądali na szczęśliwych. Po trzech latach ich szczęście się pomnożyło… Cieszyłam się, że zostanę babcią, ale martwiłam się o karierę córki. Nauka ciągle idzie do przodu i kilka lat przerwy w zawodzie mogło ją wyeliminować z konkurencji. Dlatego zaoferowałam w pomoc w opiece na małą.
– Dzięki, mamo, pomyślę.
Sądziłam, że będzie myśleć nad moją propozycją. Tymczasem kiedy kończył się jej urlop macierzyński, Amelia wcale nie szukała żłobka. A naszą pomoc, owszem, zamierzała przyjąć, ale okazyjnie, by wyskoczyć do fryzjera albo wyjść z mężem na randkę.
– Postanowiłam, że jednak nie wracam tak szybko do pracy. Obie z Julcią nie jesteśmy jeszcze gotowe na rozstanie. Poza tym urlop wychowawczy mogę wykorzystać na przygotowanie kilku publikacji. Dawno nie napisałam żadnego artykułu, a mam mnóstwo badań do podsumowania. To też pomoże mi w przyszłej karierze, a nie stracę tych ważnych miesięcy z życia Julki.
Westchnęłam.
– Boże, mamo, nie rób takiej miny, jakbym zamierzała zrezygnować z pracy na zawsze. Chodzi o rok, może półtora.
Okazało się, że nie tylko mnie zaalarmowała decyzja Amelii. Teściowie wezwali ją na rozmowę…
Nie wiem, jakim cudem ci ludzie tak dobrze wychowali swojego syna. Może to zasługa niań albo dziadków? W każdym razie nie spodobało im się, że gdy Amelia weźmie urlop wychowawczy, to utrzymanie rodziny w całości spadnie na Roberta.
– Wprost mi oświadczyli, że to nie w porządku i mam podpisać intercyzę. Od dnia, kiedy przejdę na urlop wychowawczy, żadna ze złotówek zarobionych przez mojego męża nie będzie w połowie moja.
– Chyba żartujesz! Mówiłam ci, żebyś się zastanowiła nad tym wychowawczym. A co na to Robert?
– Nic nie wie. I jak zaznaczyła moja teściowa, o niczym nie musi wiedzieć. Oni po prostu chcą, żebym zachowała się fair.
– Z jakiej oni się choinki urwali? Jak ma się nie dowiedzieć, że będzie mieli rozdzielność majątkową? I co teraz zrobisz?
Amelia uśmiechnęła się.
– Mam mały plan…
Okazało się, że myślałyśmy podobnie. Moim zdaniem powinna zażyczyć comiesięcznej pensji w wysokości połowy pensji męża za „siedzenie w domu”, czyli za gotowanie, sprzątanie, opiekę nad dzieckiem, robienie zakupów, pranie i całą resztę. Amelia wolała zażądać gosposi oraz niani do dziecka.
– Skoro ich zdaniem na wychowawczym się leży i pachnie…
To będzie wspaniała konfrontacja, pomyślałam. Chciałabym ją zobaczyć.
– Pozwól mi pójść na to spotkanie – poprosiłam. – Załatwimy to między sobą, jak matka z matką.
Amelia parsknęła śmiechem.
Teściowa mojej córki zdziwiła się na mój widok, jednak po chwili wróciła jej pewność siebie.
– Może to i lepiej – stwierdziła. – Młodzi mają czasem zbyt idealistyczne podejście do życia. Niech się kochają, nikt im nie broni, ale zachowajmy zdrowy rozsądek. Muszę zadbać o sprawy mojego syna, żeby nie został wykorzystany. Nie miej mi tego za złe, moja droga, wiesz, że kocham Amelię jak córkę, ale różnie się życie układa…
– Doskonale cię rozumiem i popieram. Bardzo różnie się życie układa. Dlatego ja też chcę zabezpieczyć moją córkę przed ewentualną zdradą, rozwodem i wyrzuceniem z domu, gdy ona poświęci swoją karierę na wychowanie ich wspólnego dziecka. Do wyboru masz dwie opcje. Albo zapłacisz mojej córce comiesięczną pensję, albo zatrudnisz gosposię i nianię do dziecka, by moja córka mogła uczciwie… nie zarabiać.
Przez chwilę się bałam, że kobieta przede mną dostała udaru. Zrobiła się cała czerwona, dziwnie drgały jej jedna powieka i jeden kącik ust.
– To… to… skandal!
– Zgadam się. Twoja propozycja była skandaliczna. I mam nadzieję, że nigdy więcej do niej nie wrócicie. Amelia kocha twojego syna i kocha Julcię. Dla nich jest się gotowa poświęcić i zostać z małą w domu.
– Też mi poświęcenie! Chce artykuły pisać!
– Aha, więc gdyby w wolnych chwilach oglądała seriale, nie miałabyś zastrzeżeń?
– To… To… bezczelność po prostu!
Typowe. Brak argumentów zastępuje obraza.
Słowa dotrzymałyśmy: Robert nie dowiedział się o całej sprawie. Amelia woli wierzyć, że teściowa naprawdę próbowała chronić interesy syna, w zły sposób, ale bez złej intencji. W trakcie wychowawczego Amelia napisała trzy artykuły, które zostały opublikowane w międzynarodowych czasopismach naukowych, a potem wróciła do pracy i szybko dostała awans. W trakcie przyjęcia teściowa jej gratulowała. Wsłuchiwałam się w ton tych gratulacji i nie wyłapałam ironii. Może czegoś się nauczyła