Wspólne konto dla jednych jest oznaką bliskości i przejrzystości w relacji, dla innych pogwałceniem ich niezależności, a jeszcze innym psuje związek.
Spis treści
Czy wspólne konto jest dla każdego? A może nasze wychowanie i doświadczenia życiowe zmieniają punkt widzenia i stosunek do pieniędzy. Budżet domowy często jest lustrem, w którym widzimy coś więcej niż ilość zer na rachunku. Czasem tu właśnie widać nasze lęki, kompleksy i ukryte potrzeby.
Najłatwiej jest na początku. Dwoje młodych ludzi nie ma nic, ale razem mają bardzo dużo – miłość. Uczucie łączy, pieniądze nie mają wtedy znaczenia. Zresztą – nie ma ich za wiele. Tak było w związku Ani i Łukasza. Wszystko mieli wspólne, zero tajemnic. Wspólne konto, wspólne rozliczanie wydatków i planowanie budżetu. Kiedy Ania zaszła w ciążę, Łukasz pracował za dwoje. W ciągu dnia w biurze architektonicznym, a wieczorami robił dodatkowo płatne projekty. Kiedy dzieci poszły do przedszkola Ania wróciła do korporacji i szybko awansowała. Już po roku zarabiała dwa razy tyle co jej mąż. Po kolejnym awansowała na szefa całego regionu, co oznaczało oczywiście więcej pracy, ale także bardzo wysoką pensję.
Łukasz żartuje dziś, że zarabia 1/6 pensji żony i jest z tym ok, ponieważ kiedyś to on pracował na całą rodzinę, a Ania nigdy nie dała mu odczuć, że coś w tym układzie jest nie OK. Po prostu kiedy ona ma więcej pracy, on zajmuje się domem. Dzieci więcej czasu spędzają teraz z tatą, ale Ania nie ma wyrzutów sumienia, bo wie, że poświęciła im kilka lat. Teraz pora na nią. A mąż? „Dzięki takiemu podziałowi stać nas na nowe mieszkanie i zagraniczne wakacje. Dumę chowam do kieszeni”, śmieje się Łukasz i mówi, że gdy na koniec miesiąca na ich wspólne konto wpływa pensja żony to czuje po prostu dumę.
Kasia poznała Romka, gdy była studentką. On prowadził już wtedy dobrze prosperująca firmę. Był sporo starszy, miał w sobie rys opiekuna i chciał otoczyć młodą żonę troską i we wszystkim jej pomagać. Po ślubie opłacał Kasi studia, kupował nawet podręczniki szkolne i zeszyty, mimo że żona zarabiała już swoje pieniądze. On ich nie liczył, biznes szedł dobrze, był więc hojny. Kasia szybko przyzwyczaiła się do wygody zapewnianej przez Romka. Z czasem zasugerowała, że powinni mieć wspólne konto. Romek, dobroduszny i szczery, dopisał młodą żonę do swojego rachunku bankowego. I wtedy okazało się, że Kasia, widząc kolejne wpływające niemałe kwoty, odkryła w sobie gen zakupoholizmu.
Romek, zajęty pracą, nie sprawdzał stanu konta ani nie zastanawiał się nad nowymi płaszczami i sukienkami, które przybywały w szafie. Kasia zaś najpierw zmieniła swoją szafę – ze studenckich ciuchów kupowanych w sieciówkach na designerskie, szyte przez projektantów. Następnie zajęła się przemeblowaniem mieszkania. Gdy wyrzuciła półkę na płyty kompaktowe z młodości męża (łaskawie ich nie wyrzuciła, choć brzydziła się metalem, a jedynie zniosła do piwnicy) a w to miejsce, na ścianie, pojawił się modny obraz abstrakcyjny, Romek stanął jak wryty. Najpierw zapytał, czy Kasia nie uważa, że miło byłoby skonsultować tak znaczące zmiany we wspólnym domu, a potem zadał pytanie o cenę rzeźby. Kasia wpadła w szał, krzycząc, że ją ogranicza i nie będzie jej mówił na co ma wydawać pieniądze. Kiedy zapytał, co ten obraz przedstawia, rzuciła: "każdy widzi w nim to, co chce. Nie znasz się na sztuce?" Następnie podała cenę obrazu. Usłyszał, dopytał czy dobrze usłyszał a przez kolejną godzinę tępym wzrokiem patrzył w ścianę.
Ta relacja rozpadła się nie tylko przez ten ciekawy skądinąd obraz, ale z powodu szeregu różnic, wynikających nie tylko z różnicy wieku. Kasia pochodziła z niebogatej rodziny i po prostu zachłysnęła się pieniędzmi. Drogimi strojami zalepiała kompleksy. Romek został w domu nauczony szacunku do pracy. Wiedział, że dobry czas w biznesie raz jest, a raz go nie ma. Wolał kupić kilka kawalerek na wynajem. Właśnie zbierał na pierwszą, ale okazało się, że obraz był w cenie zaliczki na mieszkanie. Wspólne konto także tutaj było lustrem, które odsłoniło stosunek ludzi do siebie nawzajem i poczucie odpowiedzialności, lub jego brak.
U Agnieszki i Michała było całkiem inaczej. Spotkali się jako „kobieta z przeszłością i mężczyzna po przejściach”. Ona wychowywała dziecko z poprzedniego związku, on płacił alimenty byłej żonie. Nawet gdy wzięli ślub, temat pieniędzy wciąż pozostał tabu. Każde z nich miało osobne konto. Nie mówili sobie nawet ile zarabiają. Ustalili jedynie kto za co płaci. Agnieszka podkreślała w kłótniach, że nie zarabia na byłą żonę, a on nie pozostawał wdzięczny komentarzami, że za szkołę jej syna powinien płacić biologiczny ojciec. Poszli na terapię małżeńską, gdzie psycholog zalecił taką próbę: mają odliczyć wydatki na dziecko i byłą żonę Michała, ale resztę pieniędzy trzymać na wspólnym koncie.
Spróbowali i okazało się, że nagle pojawiło się wiele nowych tematów do omówienia. On był skrajnie oszczędny, ona lubiła poszaleć. Tygodniami analizowali na terapii, po co jej kolejne buty, skoro on ma trzy pary i wystarczy. Ona mówiła, że jest centusiem z Poznania. On nagle dowiedział się z bilingów, że żona kilka razy w miesiącu chodzi na masaż, a on odmawia sobie wizyty u rehabilitanta. I tak w kółko. Terapeuta, namawiając ich do prowadzenia wspólnie budżetu, pokazał im lustro. Zobaczyli siebie, swoje egoistyczne podejście, niezrealizowane potrzeby, ograniczenia. On nie potrafił wydawać pieniędzy nawet na pilne potrzeby związane ze zdrowiem, ona to tylko wyśmiała. Przy okazji dowiedzieli się, kto ile zarabia i mimo że Michał miał wyższą pensję, to Agnieszka wydawała pieniądze bez opamiętania. Okazało się, że zbyt wiele rzeczy w tej relacji do siebie nie pasowało. Rozstanie też nie było przyjacielskie: ona rzuciła mu na odchodne, żeby znalazł sobie taką samą „centusię” jak on. Michał zadzwonił do kumpla i pierwsze zdanie, jakie powiedział po rozwodzie brzmiało” „Uwierzysz? Założyliśmy wspólne konto. Pomyślałem, że to dobrze, że Aga zobaczy co mamy i będzie czuć, że jej ufam i traktuję po partnersku, ale myślałem, że będziemy zgodni w wydawaniu i powiększaniu tego co mamy. I że też będzie mnie traktować po partnersku. Chyba się nie znam na kobietach”.
Aneta i Wojtek poznali się jako 30-latkowie. On był świeżym rozwodnikiem. „Moja ex mówiła, że jestem zazdrośnikiem, a ja po prostu martwiłem się o nią i troszczyłem”, tłumaczył Anecie swoje rozstanie. Ona wykładała na ASP, Wojtek miał dobrze prosperującą galerię sztuki. Dysproporcja zarobków była znaczna. Aneta poczuła się wzruszona, kiedy przy okazji jej urodzin Wojtek wręczył jej kartę do swojego konta. „Wydawaj, ile chcesz”, uśmiechnął się i dodał, że starczy im na wszystko. Aneta zamknęła swój rachunek i przekierowała pensję na wspólne konto (faktycznie, wpływy z uczelni nie były szalone). Używała tylko karty do konta ukochanego.
Czasem, gdy wracała po pracy, Wojtek był spięty, ale nie chciał rozmawiać. Wymijająco tłumaczył, że jest zmęczony. Kiedy indziej, gdy przyszła po babskim spotkaniu w fajnym, nowym klubie we Wrocławiu, patrzył podejrzliwie. Pomyślała, że jest nie w sosie i pewnie coś nie idzie mu w pracy. Po kąpieli chciała położyć się do łóżka, ale przypomniała sobie, że okulary zostały na pralce. Wróciła do łazienki i zobaczyła Wojtka pochylającego się nad pralką. A potem podeszła bliżej i okazało się, że wąchał jej bluzkę. Spłoszył się i wyszedł. Aneta, zaniepokojona usiadła obok niego w salonie i zapytała, co to było. Wojtek wycedził przez zęby pytanie: „z kim byłaś w tej restauracji?”. Zamurowało ją. „Skąd wiesz, że byłam w restauracji?”. „Widziałem wyciąg z konta”. Aneta zaśmiała się, że była z koleżanką i faktycznie zafundowała jej obiad. „Koleżanka chyba dużo je, zupełnie jak facet”, usłyszała. Poczuła niepokój.
Zadzwoniła do przyjaciółki i umówiła się na kolejny dzień na lunch. Szczerze przestraszyła się tej sceny i chciała o tym pogadać. Kiedy nazajutrz wychodziła po spotkaniu z knajpki, Wojtek stał po przeciwnej stronie ulicy. Patrzył z kim była na spotkaniu. Przyjaciółka wyszła tuż po niej i zobaczyła całą sytuację. „Ale ty jesteś głupia, przecież on dał ci tę kartę by cię kontrolować. Zawsze wie gdzie jesteś, co jesz i co kupujesz. Wszystko sprawdza”. Wojtek tego wieczoru przepraszał. Obiecywał, że będzie się z nadmiernej kontroli leczył. Ale Aneta przypomniała sobie słowa jego byłej żony i uznała, że nie będzie jego pielęgniarką. Zanim powiedziała mu o decyzji odejścia, założyła osobne konto i przelała na nie swoje pieniądze. Tuż po rozmowie wspólne konto było już zablokowane.