Rozmowy

"Wstydź się, z taką twarzą do ludzi?" O zawstydzającej komunikacji nie tylko w sieci

"Wstydź się, z taką twarzą do ludzi?" O zawstydzającej komunikacji nie tylko w sieci
Fot. Agencja 123RF

Psychologowie mówią, że żyjemy w kulturze zawstydzania. Pozwalamy się uciszać, ukrywamy fakty z naszego życia, które inni uznali za nie do przyjęcia. Wstyd zamyka nam usta, odbiera pewność siebie. O tym, jak się nie dać postawić do kąta, rozmawiamy z psychoterapeutką dr Agnieszką Kozak, autorką książki „Uwięzieni we własnej głowie”.  

PANI: „Wstydzę się tego kim jestem, skąd pochodzę. Umieram ze strachu, że ktoś zapyta i się wyda”, opowiada jedna z bohaterek pani książki. A pochodziła po prostu z małego miasteczka, z rodziny z problemem alkoholowym. Nic takiego wyjątkowego, a wstyd tak wielki?

DR AGNIESZKA KOZAK: Wstyd powstaje w wyniku negatywnych ocen innych ludzi. Jest sklejony z lękiem przed napiętnowaniem i odrzuceniem. A etykietka „dziecko alkoholika” wciąż niesie ze sobą negatywne skojarzenia z patologią, przemocą, ubóstwem. To prawda, że dla wielu osób 40 plus alkohol w domu nie był czymś wyjątkowym. Ale był czymś, o czym się nie mówi, co się ukrywa. Bo jak się wyda, to cię wyśmieją, odwrócą się od ciebie.

Myślałam, że do wstydu potrzebne jest poczucie, że jestem gorsza, bo inna?

W pewnym sensie tak jest. „Jestem gorsza, nie pasuję tu”, mówi wielu moich pacjentów. Ale ta inność, wyjątkowość, o której pani wspomniała, wynika nie z faktów, ale z naszych wyobrażeń. Wczoraj rozmawiałam ze znajomym z Warszawy, który spytał: „Jak tam w gabinecie?”. Mówię: „Wiesz, ciągle mnie poruszają opowieści o przemocy”. On na to: „Ojej, ale to chyba się już dziś nie dzieje!”. A jednak wciąż się dzieje. Dzieci nadal są wyzywane, terroryzowane krzykiem, wykorzystywane, ale o tym nie mówią, to jest okryte warstwą tajemnicy. Dlatego my, dorośli, wyobrażamy sobie, że zdarza się rzadko, że jest wyjątkowe.

Pamiętam, że w młodości wstydziłam się, że moi rodzice się rozwiedli. Ale przestałam się wstydzić, gdy zauważyłam, że nie jestem wyjątkiem. Byłam zszokowana, gdy jedna ze szkolnych koleżanek powiedziała, że mi zazdrości, bo ona mieszkała z ojcem, który ją tyranizował.

Przestała się pani wstydzić, bo zaczęła pani o tym mówić. Gdybyśmy mieli odwagę pokazywać, że nie jesteśmy idealni i nie żyjemy w idealnych domach, wstyd traciłby pożywkę do trwania. On rośnie, puchnie, gdy ukrywamy fragment naszej tożsamości, gdy uważamy, że musimy to przemilczeć, bo to jest nie do przyjęcia. A skąd to wiemy? Bo nam tak powiedziano. Wstyd jest emocją społeczną i powstaje w wyniku zawstydzania, czyli negatywnej oceny, wciskania w nas informacji, że coś z nami nie tak. Przez cale liceum chodziłam w długich bluzach dresowych, bo ktoś mi powiedział, że to wstyd mieć takie szerokie biodra. Przestałam, gdy inni zaczęli nazywać je atutem.

Do niedawna sądziłam, że we współczesnym świecie stajemy się coraz bardziej ludźmi bez winy i bez wstydu. Normy się rozluźniły, zaczęliśmy promować różnorodność. Ale coś się chyba stało po drodze, bo dziś wielu badaczy mówi, że żyjemy w kulturze zawstydzania.

Wyszydzanie i zawstydzanie zastąpiło nam tłumaczenie, perswadowanie. Ktoś się nie zgadza? To tępy wsiok. Ma inne poglądy? Żenada, jak można być tak głupim? Ostatnio przeczytałam, że politycy powinni się wstydzić, że kłamią. Do czego jest mi potrzebny zawstydzony polityk? Potrzebny jest mi polityk, który mówi prawdę, a nie taki, który kłamie i się wstydzi. Jedna z bohaterek mojej książki opowiada, jak zapukała do gabinetu kierowniczki, bo miała problem z zaksięgowaniem faktury i potrzebowała jej pomocy. Kiedy pokazała jej ten dokument i zapytała, jak powinna go wprowadzić do ewidencji, w odpowiedzi usłyszała: „Co za głupie pytanie? Ty, księgowa z dziesięcioletnim stażem, i tego nie wiesz?”.

Nazywa to pani toksycznym motywowaniem.

Tak, bo zamiast wyjaśnić, nauczyć, poprowadzić, zachęcić, mamy tu zawstydzanie, uderzanie w wartość osoby, wywoływanie poczucia winy. Za zawstydzaniem stoją zresztą często ukryte motywacje – żeby kogoś ukarać, pokazać mu jego miejsce w szeregu, kto tu jest silniejszy i ma władzę. Zawstydzamy dzieci, żeby robiły to, co uważamy za słuszne, ale straszymy: bo inni nie będą cię lubili, bo cię odrzucą. Takie zjawiska dzieją się w naszym życiu społecznym i dlatego uważam, że określenie „kultura zawstydzania” nie jest przesadą. Oczywiście wstyd zawsze był narzędziem kontroli społecznej, stąd te wszystkie „jako matka powinnaś”, „skoro jesteś mężczyzną, to musisz”. Ale we współczesnym świecie odgrywa nadmierną rolę. Wystarczy popatrzeć, co ukrywamy, bo to pokazuje, czego się wstydzimy. Brak dyplomu, nieznajomość języków obcych, cellulit i to, że czegoś nie czytaliśmy. Ukrywamy, że za mało zarabiamy i że nas na coś nie stać. Wreszcie - ile mamy lat i że się starzejemy. Ostatnio na warsztatach jedna z uczestniczek przepraszała, że jest jej gorąco i musi otworzyć okno – wstydziła się, że ma menopauzę. Na miłość boską, menopauza nie oznacza, że jesteś gorsza, oznacza, że żyjesz, że twoja fizjologia przebiega prawidłowo!

 

 

No ale może powodem jest współczesny perfekcjonizm? Każdy chce być piękny, młody i bogaty, wieść wspaniałe życie.

To jest raczej skutek, a nie przyczyna. Perfekcjonizm przykrywa niskie poczucie własnej wartości i lęk przed krytyką. Tylko idealny zostanę przyjęty, nie przyznam się, że nie mam czy nie umiem, bo wypadnę z tej bajki. Myślę, że nasilenie się zawstydzania zbiega się z rozwojem mediów społecznościowych, pojawieniem się smartfona. Internet nas ośmielił – ludzie dają sobie dziś prawo do mówienia innym, co powinni, jak mają myśleć, jak mają żyć, co im wolno, a co nie wypada. Stało się to tak powszechne, że przestaliśmy widzieć, jak jest krzywdzące społecznie. Wstydź się, z taką twarzą do ludzi? Głupia blondynka, ale się wymalowała. Kim ty jesteś, kobieto, po pięćdziesiątce i z takimi poglądami? Masz ty w ogóle maturę? Przywykamy do zawstydzającej komunikacji.

Jak temu przeciwdziałać?

Myślisz, że jestem od ciebie głupsza, bo jestem blondynką? Naprawdę? Uważasz, że jestem gorszy, bo jestem starszy? Myślisz, że jestem mniej warta, bo mam niższą pensję? Pytajmy „zawstydzaczy” otwarcie, z ciekawością i wprost. Ale przede wszystkim trzeba dostrzec, że te krytyczne, oceniające komentarze to jest czyjaś słabość. Jeśli ktoś mi mówi, że jestem zacofana albo nazywa mnie debilem, bo wyglądam inaczej albo mam odmienne wartości – to on ma problem z akceptacją innych ludzi. To jemu przydałaby się praca nad adekwatnym poczuciem własnej wartości, żeby nie pogardzać innymi, nie oceniać z wyższością i nie zawstydzać.

Czy wstyd wiąże się też z tzw. syndromem oszusta, o którym sporo się ostatnio mówi? Badania pokazują, że dotyka aż 75 proc. z nas.

W ubiegłym tygodniu zaprosiłam znajomego, żeby porozmawiał ze mną w podcaście, a on na to: „Nie wiem, czy to jest dobry pomysł, bo czułbym się jak oszust”. Kompletnie mnie zaskoczył, bo mieliśmy rozmawiać na temat, który jest jego domeną. „Jak to, dlaczego?”, dopytywałam. „No, temat znam, ale nie jestem dobrym mówcą jak ty”, odpowiedział. Syndrom oszusta wiąże się z wieloma trudnymi emocjami – z niepewnością, lękiem przed oceną, przed zdemaskowaniem nieumiejętności, którą sobie przypisujemy, wstydem, że to się wyda. Ale zwróćmy uwagę na słowa: JAK TY. Tu chodzi o porównania. W tym syndromie porównujemy się z innymi w nowych dla nas sytuacjach, podczas wyzwań, zadań, które wykonujemy pierwszy raz, kiedy awansujemy na nowe stanowisko. Inni wydają nam się bardziej doświadczeni, lękamy się ocen i krytyki. Pamiętam taką sytuację na warsztatach: podchodzi do mnie dziewczyna i mówi: „Wie pani, do przerwy czułam się tu doskonale, ale teraz zwarzył mi się nastrój. – Czemu? – A, bo dowiedziałam się, że w mojej grupie jest trzech lekarzy. Ja jestem tylko pielęgniarką, w dodatku nie skończyłam studiów… – Ale zauważyłaś, że oni są na tym samym warsztacie, co ty?”. Wielu ludzi, których uznaliśmy za autorytety, czuje to, co my: wstyd i lęk przed oceną.

Wstyd ma jakieś dobre strony?

To jest emocja silnego lęku związanego z odbiorem siebie jako negatywnie ocenianego przez otoczenie. Nie widzę wielu plusów tej sytuacji. Ale przeciwieństwem wstydu nie jest bezwstyd, tylko duma. Wybór mamy taki: wstydzę się tego, kim jestem, czy jestem dumna z tego, kim jestem? Pomiędzy tymi dwiema stronami medalu leży poczucie wartości. Wstyd obniża naszą wartość i odbiera nam głos, duma je nam zwraca. Zamieniajmy wstyd na wartość. Jak w przypowieści o talentach: nie zakopuj, nie ukrywaj tego, jaka jesteś i co jest w tobie dobre. Używaj tego, by służyć światu swoimi talentami. Jeśli cię zawstydzają, powiedz: „Jestem dumna z tego, co potrafię. Jestem dumna z mojego wieku, bo wiele osiągnęłam”. Stójmy przy sobie. To mi przypomina moją pacjentkę, która przed trzydziestką ukrywała swój wiek, bo czuła się za młoda na konsultantkę, a po czterdziestce ukrywała swój wiek, żeby ktoś nie uznał, że jest na nią za stara. Nie można żyć w wiecznym ukryciu.

Powiedziała pani, że wstyd rośnie, kiedy coś ukrywamy. Czyli ujawnienie go rozpuszcza?

 

 

Tak, ale nie chodzi o ujawnienie samego wstydu, tylko tego, co uważamy za swój brak, za swoją wadę: nie mam magistra, mój ojciec był alkoholikiem, nie stać mnie na wakacje. Wydaje się, że to straszne wyznanie. A może się okazać, że wtedy usłyszymy: „Ja mam tak samo”. Albo: „To nic nie zmienia, nadal cię lubię”. To nam pozwala zobaczyć, że wstyd rozgrywa się w naszej głowie, a nie w rzeczywistości. Pytajmy innych: „Co we mnie lubisz, co we mnie cenisz?”. Usłyszysz, że ludzie lubią twoje poczucie humoru, cenią twoją inteligencję. To pomaga rozbić obraz braków i wad w naszej głowie.

Chyba bym się wstydziła tak zapytać.

Proszę pomyśleć, dlaczego? Ojej, jeszcze pomyślą, że jestem szurnięta? Stawiam ich w głupiej sytuacji, bo muszą mi powiedzieć coś miłego? Tak zwykle kombinujemy. Wstyd karmi się obawami. Chodzi o to, by z tych myśli wyjść, opuścić wyobrażenia dla faktów. Odważamy się spytać „Co we mnie cenisz?” i nagle słyszymy: „No wiesz, imponuje mi to, że miałaś odwagę zapytać”. Potrzebujemy tego wzmocnienia z zewnątrz, żeby nie być uwięzionym we własnej głowie.

Taki tytuł dała pani swojej książce.

Bo musimy wiedzieć, że cokolwiek robimy, kimkolwiek jesteśmy, dostaniemy komunikaty pozytywne i negatywne. Mamy prawo prosić o potwierdzenie, o uznanie. Gdy będą nas hejtować (a będą), będziemy mogli powiedzieć sobie: tak, ale wiele osób widzi w tym wartość. Innym się podobało. Wszystko, co wyjęte na wierzch i docenione, sprawia, że możemy się rozwijać. I wtedy mamy powód do dumy.

Czytałam o badaniach prof. Matthew Vessa, który twierdzi, że wstyd zmniejsza się, kiedy jesteśmy wierni sobie. Co to właściwie znaczy?

Uznawać za wartościowe to, kim jestem. Bycie matką ma wartość. Bycie nauczycielem ma wartość. Bycie empatycznym ma wartość. Wstyd rośnie, kiedy się porównujemy i uważamy własne wartości za gorsze. A one są po prostu inne. Ja cenię swoją pracę, ktoś rodzinę, ktoś inny dobrą zabawę. Wierność sobie polega na tym, że wiem, co dla mnie ważne, i doceniam to, co we mnie dobre. Bez względu na to, co mówią inni. Bez porównań. Robię to, w co wierzę, wykorzystuję swój potencjał. Nie mam się czego wstydzić. 

 

Dr Agnieszka Kozak - Psycholożka, psychoterapeutka, wykładowczyni akademicka. Współautorka i autorka książek. Znalazła się na liście „Polek, które warto obserwować w 2025 roku” stworzonej przez „Forbes Women” 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 04/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również