Internet wydaje się idealną przestrzenią do poszukiwania partnera. Ale życie dowodzi, że często mimo obiecujących początków znajomości zostajemy same i… ze złamanym sercem. Na jakie sieciowe manipulacje warto uważać? O trendach i zjawiskach związanych z miłością w wirtualu rozmawiamy z profesorem Michałem Lew-Starowiczem, seksuologiem.
Spis treści
Twój Styl: „Zrobiłem, jak kazałaś, niegrzeczna dziewuszko, i dogodziłem sobie dwa razy, czytając twój list…”, pisał Joyce w 1909 roku do Nory Barnacle. Długie wyznania miłosne, sprośne, a jednak wyrafinowane, to już przeszłość?
Michał Lew-Starowicz: Na szczęście nie do końca. Wciąż dobrze ma się miłość analogowa, prawdziwe randki i miłosne uniesienia. Ale wyszukaną sprośną korespondencję na papierze wyparły nasycone erotyką sms-y i czaty. Różnej jakości. Mają swoją nazwę – sexting. Wypowiedzi są raczej zdawkowe, za to wysyłane i czytane w czasie rzeczywistym. Trudno sobie wyobrazić, ile Józefina musiała czekać na list od Napoleona. Sexting jest natychmiastowym pytaniem i odpowiedzią. Tu i teraz.
Randkowanie w sieci daje spore pole do manipulacji.
Józefina i Napoleon się znali, wiadomo było, kto jest kim. W wirtualnych randkach tej pewności nie ma. Za sukcesem cyberseksu stają trzy czynniki, tzw. 3A: access, affordability i anonymity, czyli dostępność, przystępność i anonimowość, która pozwala każdemu stworzyć awatara. Dowolnego. Również zupełnie nieprzystającego do osoby, która się nim posługuje. I korzystać z niego – przynajmniej do czasu weryfikacji, czyli spotkania na żywo. Można ukryć się za inną twarzą, imieniem, nazwiskiem, zawodem itd. Z badań wynika, że 50 procent osób szukających w sieci seksu zmienia tożsamość, udaje kogoś, kim nie jest. To ma nazwę: catfishing. Pół biedy, gdy chcemy tylko „podrasować” wizerunek – wyszczuplić sylwetkę, usunąć zmarszczki w Photoshopie, przyznać sobie więcej zasług, niż mamy w rzeczywistości. Zdarza się jednak, że „ukochany” podszywa się pod cudze dane – kradnie z sieci zdjęcie, wymyśla imię i nazwisko.
Koleżanka wdała się w taki romans. Były cudowne wyznania, ale gdy już mieli się spotkać, on… zniknął. Bez słowa wyjaśnienia i szansy na kontakt.
To zjawisko tak powszechne, że też zyskało nazwę – ghosting, czyli budowanie intymnej relacji, a potem znikanie bez „do widzenia”. Ghosting rani głęboko, narusza poczucie wartości i, niestety, zbiera coraz większe żniwo. Osoby „zgostowane” przeżywają to doświadczenie tak samo jak porzuceni w realnym życiu. Bo gdy ktoś znika bez wyjaśnienia, zostajesz z milionem pytań, których nie masz komu zadać. I z milionem wątpliwości – również na swój temat.
Nie lepiej rozstać się z klasą? Bez niesmaku, ranienia kogoś?
Wielu ludziom trudno powiedzieć: „Już cię nie kocham” albo „Zakochałem się w innej”. Miałem pacjentkę, która po bolesnym rozstaniu wdała się w wirtualny romans. Od kochanka z internetu słyszała to, czego potrzebowała. Zakochała się więc bez pamięci – tak naprawdę nie w nim, lecz w swoim wyobrażeniu o nim. Częsty przypadek. Gdy zaczęła mieć ochotę na spotkanie i poruszyła temat w rozmowach, konto wybranka stało się nieaktywne. Jakby tego człowieka nigdy nie było. Ona nie rozumiała, co się stało. Zastanawiała się, co zrobiła, czym go uraziła, że zniknął bez słowa. A dla niego to rodzaj gry. Takie zjawisko ma nazwę mosting, jest okrutniejszą odmianą ghostingu. Nie jest zerwaniem po kilku randkach, ale gwałtownym zakończeniem obiecującej relacji, gdy zaczyna robić się poważnie.
Dlaczego na manipulacje nabierają się czasem inteligentne dojrzałe kobiety?
Pamiętasz film Oszust z Tindera? Ten facet miał zawsze ten sam „zestaw narzędzi” do uwodzenia, bardzo skuteczny, choć prosty i typowy: zachwyć się nią, spraw, by poczuła się najważniejsza. Czym charakteryzowały się uwiedzione, oszukane i porzucone dziewczyny? Nie patrzyły na tworzoną relację w sposób świadomy, tylko życzeniowy. Gdy trawi nas głód uczuć, poziom IQ nie zawsze jest wystarczającym mechanizmem obronnym. U wielu pacjentów, niezależnie od płci, widzę skłonność do życia w iluzji. Często mają w sobie ogromne pragnienie relacji, więc są podatni na pozory miłości. Internetowi oszuści matrymonialni na tym żerują. To zwykle łowcy świeżych wrażeń. Mam pacjentów, których problemem jest to, że wciąż potrzebują nawiązania nowej, przygodnej relacji. Mówią, że dla nich najbardziej podniecające jest samo uwodzenie, nawiązywanie znajomości. Jak powiedział jeden z pacjentów z takim problemem: „potem jest zwykły seks, jak z każdą”.
Jak się chronić przed takim potraktowaniem?
Przede wszystkim należy urealniać sytuację, szczególnie gdy cały kontakt opiera się na pisaniu. Nawet jeśli treść wiadomości robi na nas najlepsze wrażenie, musimy wiedzieć, że widzimy niepełny obraz, nie całość. Warto zaproponować rozmowę przez telefon albo wideorozmowę. Gdy tu pojawia się „niemożność”, opór, powinno nam się zapalić czerwone światło. Ostrzeżeniem jest i to, gdy ktoś znika na dwa dni bez słowa wyjaśnienia, po czym jak gdyby nigdy nic wraca do konwersacji. W wirtualnym randkowaniu mówi się wtedy o zombieingu, czyli „zmyłem się, ale wróciłem”. Z reguły takie zachowanie jest powtarzalne. Amant nie ma poważnych zamiarów, za to wymyśla uroczą historyjkę swego zniknięcia i zapewnia, że jesteś miłością jego życia. Osoby, które nagle znikają, często równolegle nawiązują wiele różnych relacji. Sprawdzają, próbują, dopiero z czasem decydują się na jedną. Na to też jest specjalna nazwa – cushioning, czyli amortyzacja. Aplikacje randkowe są jak wielka ekspozycja, na której można przebierać, próbować, testować, wchodzić w relacje, oczarowywać. Sprzyja to zachowaniom typu: „popróbuję i później zdecyduję, która/który mi się najbardziej spodoba”. Albo – „mam wyłącznie potrzebę zdobywania. Raz zdobyty partner już mnie nie interesuje”.
A czym jest caspering? Kolejne z nowych zjawisk.
Mężczyzna nie znika z twojego życia na zawsze, ale jest subtelnie nieodstępny. Nie będzie odpisywał na sms-y, oddzwoni po kilku dniach. Dawkuje siebie oszczędnie, nie licząc się z kosztami emocjonalnymi drugiej strony.
Moja znajoma właśnie rozstała się z mężczyzną. Nie wie, co było powodem, czuje się porzucona, upokorzona, ale widzi, że on nie zniknął całkowicie z jej życia. Obserwuje jej media społecznościowe, lajkuje jej posty na FB, dodaje serduszka do jej zdjęć na Instagramie. Czasem wolałaby, żeby zniknął na dobre, bo pochowałaby na zawsze nadzieję. A tak, on wciąż igra z jej uczuciem.
Ten styl zyskał nazwę orbitingu, czyli pozostawania na czyjejś orbicie. Wprowadza w życie zaangażowanej uczuciowo osoby emocjonalny chaos. Jakby dawał nadzieję na drugą szansę, choć wcale jej ma.
Co zrobić? Zablokować kontakt? Wyrzucić ze znajomych?
A może po prostu napisać, że cię to rani i wolałabyś, żeby usunął się na dobre z twojego życia. Nie zawsze jest to manipulacja. Może to być pewna gra nieporozumień. Ale bywa też grą z premedytacją. Kiedyś oszuści matrymonialni musieli wykazać się większymi umiejętnościami, bo mistyfikację tworzyli w rzeczywistości. W sieci to znacznie łatwiejsze. Z czasem będzie jeszcze prostsze. Strach pomyśleć, jak będą wyglądały wirtualne randki, kiedy zostanie do nich użyta sztuczna inteligencja. Pamiętasz Łowcę androidów?
Tak, film z lat 80. o świecie przyszłości. Niedawno powstała jego nowa wersja.
Wydaje się bardzo futurystyczny, a jednak coraz łatwiej dziś uwierzyć w to, co pokazuje. Główny bohater pracuje w specjalnym oddziale policji i odpowiada za eliminowanie androidów stworzonych przez ludzi do pracy w niebezpiecznych warunkach. Androidy mają krótkie życie, wszystko po to, aby nie zdążyły nauczyć się odczuwać emocji, które przeszkadzają w wykonywaniu zadań. Rick ma zlikwidować kilka z nich. Tymczasem po ludzku zakochuje się w androidce Rachael. Chce jej pokazać romantyczny zachód słońca, a jednocześnie wie, że ta miłość nie ma sensu i przyszłości, bo Rachael ma ograniczoną długość życia.
Od grających nie fair mężczyzn będziemy wolały idealne pod każdym względem cyberistoty?
Nie wiem, czy androidy zyskają emocjonalność. Być może będą mogły być zaprogramowane zarówno na stuprocentową szczerość, jak i na perfekcyjną zdolność manipulacji. Trudno stwierdzić, czy relacje z androidem będą satysfakcjonujące. A może mężczyźni przestraszeni taką konkurencją będą częściej grali fair?
Fot. Książka "SpełniONA. Czego pragną kobiety", Michał Lew-Starowicz, Beata Biały, Dom Wydawniczy Rebis
Profesor Michał Lew-Starowicz bada zjawiska związane z zawieraniem znajomości w internecie. Również intymnych. A dzieje się tam wiele. O swoich odkryciach rozmawiał z dziennikarką Beatą Biały. Tak powstała ich książka Spełniona. Czego pragną kobiety, która właśnie trafiła do księgarń. Może dzięki niej łatwiej zrozumiemy, jakie są szanse i zagrożenia w poszukiwaniu miłości na portalach randkowych?