Na czym polega "skin fasting" i czy nasza skóra rzeczywiście go potrzebuje? O minimalizmie kosmetycznym oraz o tym, czy post dla skóry to dobry pomysł rozmawiamy z dr Iwoną Marycz-Langner, dermatolożką z kliniki DermClinic.
Spis treści
Czy najnowszy trend w pielęgnacji, czyli "post dla skóry" polegający na odstawieniu na dwa tygodnie wszystkich kosmetyków w celu przywrócenia jej naturalnej równowagi, ma sens z dermatologicznego punktu widzenia?
Według zwolenników skin fastingu skóra pozostawiona sama sobie powinna uregulować swoje funkcjonowanie. Sucha ma zacząć produkować więcej sebum o działaniu natłuszczającym i pośrednio nawilżającym, a tłusta zmniejszyć jego wydzielanie i przestać się świecić. Niestety, rodzaj skóry jest uwarunkowany genetycznie i raczej nie da się tego zmienić. Na pewno jednak warto ograniczyć ilość stosowanych kosmetyków. Nie na dwa tygodnie, tylko na zawsze.
Moda na skomplikowaną, wieloetapową pielęgnację i demakijaż w azjatyckim stylu doprowadziła do znacznego zwiększenia liczby przypadków trądziku dorosłych, podrażnień i alergii. Skóra na pewno nie musi być kilkakrotnie oczyszczana, nie potrzebuje też stosowania dużej ilości preparatów. Nawet jeśli jej to nie zaszkodzi, to po prostu nie będzie w stanie ich wchłonąć i z nich skorzystać. Jednak odstawienie wszystkich kosmetyków nie ma większego sensu.
Nie zmieni to rodzaju cery, lecz doprowadzi do jeszcze większego przesuszenia lub pojawienia się kolejnych wyprysków. Gdyby leczenie trądziku było takie łatwe, żaden dermatolog nie przepisywałby kilkumiesięcznych kuracji retinoidami, które wymagają robienia regularnych badań, wizyt kontrolnych i rygorystycznego stosowania antykoncepcji. Skóra to duży organ ciała i bardzo trudno zmienić sposób jej funkcjonowania.
Jakie kosmetyki są nam niezbędne?
Skórę trzeba oczyszczać, nawilżać i chronić przed promieniowaniem UV. Według mnie do usunięcia zanieczyszczeń wystarczy dobrej jakości płyn micelarny, który zastępuje też tonik. Jeśli lubimy myć twarz wodą, bardzo dobrze sprawdzają się delikatne żele i pianki. Najlepiej sięgać po te przeznaczone do cery wrażliwej lub naczynkowej. Konieczny jest też krem na dzień z filtrami, który będzie nawilżał skórę i chronił ją przed słońcem. Idealnie byłoby, gdyby zawierał antyoksydanty. Jeśli ich nie ma, można wcześniej użyć serum z witaminami C i E, kwasem ferulowym lub wyciągami roślinnymi. Zimą można stosować filtry SPF 30, ale już od wiosny i przez całe lato niezbędne są filtry SPF 50.
Nocą dobrze jest pomóc skórze w regeneracji. W tym wypadku najlepiej sprawdzają się kosmetyki z retinolem lub kwasami, które przyspieszają złuszczanie wierzchnich warstw naskórka. Zbyt intensywne złuszczanie może podrażniać skórę, więc częstotliwość ich aplikacji trzeba koniecznie dostosować do jej rodzaju. Najlepiej używać ich co drugi lub trzeci dzień na zmianę z lekko natłuszczającym kremem, który będzie wzmacniał płaszcz lipidowy chroniący przed utratą wody. Specjalny krem pod oczy niezbędny jest tylko wtedy, jeśli są one bardzo wrażliwe i skłonne do podrażnień. W pozostałych przypadkach można z powodzeniem używać tego samego co do całej twarzy.
Z jakich kosmetyków możemy zrezygnować?
Z wszystkich pozostałych. Zamiast na ich ilość zdecydowanie lepiej i zdrowiej dla skóry jest postawić na jakość.
Liczy się nie tylko ilość samych kosmetyków, ale też zawarte w nich składniki. W tym wypadku dermatolodzy są zgodni – im ich mniej, tym lepiej i bezpieczniej dla skóry. Swoim pacjentkom zawsze polecam produkty apteczne, bo są lepiej przebadane i zawierają składniki wyższej jakości, nie chodzi tylko o konserwanty czy substancje zapachowe, ale także emulgatory.
Ostrzegam też przed olejkami. Większość z nich po dłuższym stosowaniu wysusza skórę. Jednymi z olejów, które pozytywnie działają na skórę, są oleje z czarnuszki, pestek malin i marchwi.
Czy w ramach pielęgnacyjnego detoksu warto zmienić kosmetyki na naturalniejsze?
Konieczne byłoby wcześniejsze ustalenie, co to oznacza. Często jako naturalne reklamowane są te, które z naturą nie mają dużo wspólnego i zawierają np. sztuczne składniki zapachowe. Generalnie dermatolodzy nie lubią tzw. kosmetyków naturalnych, nawet jeśli zostały w stu procentach zrobione z roślin. Nic bowiem nie uczula bardziej niż natura. Jeśli jednak komuś kosmetyki naturalne nie szkodzą, nie widzę przeszkód. Jednak w przypadku cery wrażliwej lub skłonnej do podrażnień zdecydowanie je odradzam. Byłabym też ostrożna w stosunku do kosmetyków z długą listą składników, których nie zawierają. Zwłaszcza że niektóre z nich w ogóle nie są szkodliwe, np. parabeny, a w niektórych państwach Unii Europejskiej i tak nie można ich stosować. Chyba zawsze lepiej chwalić się tym, co się ma, niż tym, czego się nie ma?