Partnerzy

Ewa Gawryluk-Domaniecka i Piotr Domaniecki: "Wszystko jest tak, jak powinno być"

Ewa Gawryluk-Domaniecka i Piotr Domaniecki: "Wszystko jest tak, jak powinno być"
Ewa Gawryluk-Domaniecka i Piotr Domaniecki
Fot. Filip Zwierzchowski

"W końcu nie muszę uważać na słowa. Piotr nie ocenia, nie denerwuje się, za to daje mnóstwo wsparcia", mówi Ewa Gawryluk-Domaniecka. Przy nim odnalazła spokój.

Kim jest Ewa Gawryluk- Domaniecka?

Ewa Gawryluk-Domaniecka – aktorka serialowa i teatralna. Aktualnie gra w spektaklach „Kolejny wieczór kawalerski, czyli na gorącym uczynku”, „My baby” i „Teściowe wiecznie żywe” wystawianych gościnnie w całej Polsce. Miłośniczka zwierząt i podróży. 

Kim jest Piotr Domaniecki?

Piotr Domaniecki -  trener piłki nożnej z 20-letnim stażem w specjalizacji szkolenia bramkarzy. Nauczyciel w szkole podstawowej. Miłośnik literatury historycznej, sztuki filmowej, pasjonat sportu i były triatlonista. Spokój odnajduje w domu, u boku żony Ewy.

EWA GAWRYLUK WSPOMINA POCZĄTKI ZNAJOMOŚCI Z PIOTREM

Byłam po rozwodzie i nie szukałam miłości. Przeprowadziłam się do centrum Warszawy i cieszyłam się, że wszędzie mam blisko. I nagle spotkałam Piotrka i zakochałam się. Mieszkał pod Warszawą – jeździliśmy wciąż do siebie, ale podróże zabierały nam mnóstwo czasu. W końcu mama Piotrka podpowiedziała: „Bierz kota, pakuj się i przeprowadzaj na wioskę”.

Spotkaliśmy się na lotnisku, kiedy wracałam z Wrocławia po nocnych zdjęciach. Byłam zmęczona i… zagubiona, bo wyjścia z samolotu były ustawione inaczej niż zwykle. Piotrek zauważył to moje zagubienie i zaprowadził do taksówki. I to wszystko. Nie chciał autografu, numeru telefonu, nie prawił komplementów. Po prostu pomógł. Bezinteresownie. Po kilku dniach napisał do mnie na Instagramie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że czekam na jego wiadomości. Piotrek dużo wie, pięknie pisze. Do tej pory lubię wracać do naszej dawnej korespondencji. Ale choć miło mi się z nim pisało i rozmawiało, nie chciałam jeszcze się spotkać. Choć w rozmowach czułam że jest dobry, ciepły, troskliwy. Umówiliśmy się w końcu na spacer. Zachwycił mnie swoim szacunkiem, delikatnością i uważnością.

Piotrka łatwo się kocha. I łatwo się z nim żyje. Przy nim nie muszę niczego udawać, czuję się lekko, przyjemnie, na luzie. Urzekł mnie jeszcze tym, że kiedy szliśmy na ten nasz pierwszy spacer, spotkaliśmy ludzi, którym zginął pies. „Proszę podać do siebie numer telefonu, jak tylko gdzieś znajdziemy, to od razu damy znać” – zaproponował, choć przecież mógł tylko powiedzieć, że nie widzieliśmy. A on zaangażował się w szukanie.

EWA GAWRYLUK: "DZIŚ WIEM, ŻE JEST PIOTREK I NIE MUSZĘ SIĘ O NIC MARTWIĆ"

Długo nie wiedziałam, co będzie dalej. Byłam poraniona, z bagażem niedobrych doświadczeń, ostrożna. Piotr przekonywał mnie do siebie z każdym dniem coraz bardziej. Jest typem faceta, przy którym nie musisz wciągać brzucha. Nie ocenia, nie ma w nim małostkowości, za to daje mi mnóstwo wsparcia. Kiedy lecieliśmy w podróż poślubną do Tajlandii i okazało się, że nasz lot jest opóźniony, wpadłam w panikę. Bo to znaczyło, że na kolejne loty po przesiadce nie zdążymy. A Piotr poszedł do pracowników linii, przeanalizowali winne możliwości i zaplanowali na nowo podróż.

Kiedyś wciąż wpadałam w panikę, szybko się dołowałam, bo prawie ze wszystkim byłam sama i zwyczajnie nie zawsze sobie radziłam. Dziś wiem, że jest Piotrek. I nie muszę się już o nic martwić. W dodatku nigdy się na mnie nie denerwuje, tylko działa. Podam przykład: któregoś wieczoru okazało się, że nie mam lekarstw, które biorę na stałe. Oczywiście wpadłam w czarną rozpacz, bo co teraz będzie? Piotr objeździł tej nocy wszystkie otwarte apteki, musiał jeszcze załatwić receptę. Kiedy po dłuższym czasie wrócił szczęśliwy do domu, że zdobył lek, musiałam mu się przyznać: „Piotruś, znalazłam tabletki w torebce”. Ktoś inny by się wkurzył, że niepotrzebnie zadał sobie tyle trudu i jeszcze postawił pół miasta na nogi. A on tylko się roześmiał. I mnie przytulił. Lubię, gdy wciąż mi mówi: „Kotek, wyglądasz fantastycznie! Jesteś taka piękna!”. Czasem budzę się rano, mam sińce pod oczami, albo wracam zmęczona po spektaklu, ale dla niego zawsze jestem najpiękniejsza na świecie.

 

EWA GAWRYLUK O WSPÓLNYM ŻYCIU Z PIOTREM

Piotrek jest pięknie niezazdrosny o czas, który spędzam w pracy. Dzwonimy do siebie po 30 razy, ale to nie są telefony sprawdzające, gdzie jesteś, co robisz, z kim, a dlaczego. Cudownie przyjął do rodziny moją córkę. Kupił specjalny tort na nasze pierwsze spotkanie i powiedział, że kocha jej mamę i co ona na to. Polubili się. A ja polubiłam jego rodziców. Nie mam już swoich, więc rodzice Piotra przygarnęli mnie jak córkę, a ja znalazłam w nich oparcie. Teściowa często dzwoni i mówi: „Przyjedź, ugotowałam sporo jedzenia. Musisz to odebrać”. Wie, że nie mam dużo czasu na gotowanie, więc pomaga. Bardzo to doceniam, a gotuje przepysznie.

Piotrek jest pedantem. Musiałam go nauczyć, żeby odpuszczał. Pamiętam, jak pierwszy raz przyszłam do niego. W korytarzu zobaczyłam niemal pod linijkę poustawiane buty, a wszystkie miały starannie powkładane do środka sznurowadła. Okazało się, że to nawyk ze świata piłki nożnej, w którym jest od dziecka. Nie wiedziałam, że tak wyglądają piłkarskie realia chłopaków, którzy 90 minut biegają spoceni po boisku. Ja po takim morderczym wyczynie pewnie padłabym na kanapę, a oni muszą jeszcze równiutko ustawić buty! (śmiech) Można wybaczyć taką „fobię”, tym bardziej że nie wymaga ode mnie, żebym ustawiała swoje buty na baczność. Po prostu, robi to za mnie. (śmiech) Piotr interesuje się tym, co u mnie, jak minął dzień, co mi się śniło, jak było na planie. A kiedy jadę późno w nocy, zawsze wychodzi z latarką przed bramę, żeby mi oświetlić drogę. Jest cudownym mężczyzną, dlatego jego nazwisko chciałam dołączyć do swego.

PIOTR: "EWA NIE POTRZEBUJE FAJERWERKÓW ANI NA SCENIE, ANI W ŻYCIU"

Pragnąłem ślubu z Ewą. Był dla mnie ważny. Ślub to zobowiązanie, wzięcie odpowiedzialności, wyznaczenie wspólnej drogi. „I nie opuszczę cię aż do śmierci” - chciałem jej to przysiąc. Wtedy związek jest ważniejszy, a miłość przypieczętowana. Ślub był skromny, ale taka jest Ewa. Wiedziałem, że nie będzie chciała wielkiej imprezy. Miałem nawet pomysł, by zaręczyć się hucznie, na przykład na zakończenie spektaklu, w którym gra. Tak bardzo chciałem obwieścić światu, że znalazłem kobietę, z którą pragnę spędzić resztę życia. Na szczęście szybko wycofałem się z pomysłu, bo Ewa nie potrzebuje fajerwerków ani na scenie, ani w życiu. I to mi się w niej podoba. Ale pierścionek zaręczynowy był wyzwaniem. „Musi być z historią”, powiedziała. Bo dla niej opowieść ma znaczenie, nie cena. Powiedziała wprost: „Chyba nie pójdziesz na łatwiznę i nie będzie pierścionka ze sklepu? Bo takiego nie chcę”. Kombinowałem, kombinowałem i... w końcu dostałem pierścionek od mamy, który nosiła jeszcze jej prababka.

 

 

PIOTR O POCZĄTKACH ZNAJOMOŚCI Z EWĄ

To był maj 2022 roku. Byłem kilka lat po rozwodzie i nie szukałem miłości. Wracałem z Amsterdamu. Zauważyłem zagubioną śliczną blondynkę na lotnisku. Nie mogła znaleźć taksówki, więc zaoferowałem pomoc. Dopiero kiedy wsiadała do auta i przedstawiliśmy się sobie: Ewa, Piotr, zobaczyłem, że to znana aktorka. Nie kojarzyłem jej z telewizji, nie oglądam seriali, ale twarz była znajoma. A przede wszystkim ciepła, dobra i piękna. Znalazłem jej profil na Instagramie. Właśnie wstawiła swoje zdjęcie z samolotu. Napisałem wiadomość: „Pozdrawiam panią serdecznie. To ja odprowadziłem panią do taksówki”. I tak zaczęła się nasza korespondencja. Wysyłałem jej zdjęcia samolotów, lotnisk, miejsc, w których byłem. A ona zdjęcia ze swoich podróży. Pisaliśmy o wszystkim – co się dzieje, jaka pogoda, co robimy, gdzie jesteśmy. Pan, pani - dobry miesiąc tak się do siebie zwracaliśmy, nie skracając dystansu. Zadzwoniłem do mamy. Pomyślałem, że pomoże mi zrozumieć. Była kostiumologiem w filmach, później w Teatrze Wielkim Opery Narodowej, zna to środowisko. „To jest artystka. Musisz spokojnie, bo jest bardzo wrażliwa”, powiedziała. Od razu zadzwoniła do ciotki, mojej chrzestnej, która jest reżyserem castingu. Ciocia Monika doskonale znała Ewę. Uspokoiła, że nie gwiazdorzy, przeciwnie - jest pięknym człowiekiem, o którego warto powalczyć. Przez lata byłem piłkarzem, teraz pracuję w szkolnej świetlicy i jako nauczyciel WF-u. Szkoła to zupełnie inna specyfika niż piłka, ale nauczyłem się tam wiele o kontaktach interpersonalnych. Ewa mówi, że jestem jak taki empatyczny, wrażliwy romantyk, choć wyglądam na twardziela. Może dlatego dzieci mnie lubią. Żałuję, że nie możemy mieć własnych. Ale przecież jest Marysia, ma kto wiochę odziedziczyć, więc nie martwię się o to. (śmiech)

PIOTR DOMANIECKI O ŻYCIU Z EWĄ GAWRYLUK

Co jakiś czas proponowałem spotkanie, ale zawsze się czymś wykręciła. Ewa wymaga cierpliwości. A jednocześnie jest słodka i kochana. Zachwyca mnie jej subtelność, delikatność, jej czułość, empatia i uroda. Mam poczucie, że wszystko jest tak, jak powinno być, że idealnie się dopełniamy. Podam przykład: ja lubię sprzątać, Ewa woli gotować; ja robię pranie, Ewa nie prasuje. (śmiech) A tak na poważnie - jest genialną dekoratorką wnętrz. Właśnie remontujemy nasz dom na wsi, który odziedziczyłem po babci. Mówi się, że jak para przejdzie wspólny remont, to przejdzie wszystko. A ja tak tego nie czuję. Ewa zarządza wszystkim. Ma świetny gust, więc to ona decyduje, co i gdzie ma być. Fakt, trochę mnie dziwi rozmach tego remontu, ale wierzę, że to ma sens. Bo najpierw mieliśmy tylko wyremontować dach, ale szybko okazało się, że trzeba pomalować elewację, potem zrobić nowy taras, a także zadaszenie. W końcu stworzymy idealne miejsce do życia, tylko nasze.

Żona trzyma kasę. Na szczęście! Bo ja mam lekką rękę do wydawania, nawet nie na siebie, bardziej ją chciałbym obdarowywać wciąż. Bo pieniądze nie są dla mnie celem. Widziałem nieraz biedę. Dzieciństwo spędziłem w Etiopii. Tata jest chirurgiem naczyniowym i dostał kontrakt z ramienia ONZ. Wyjechaliśmy całą rodziną. Rodzice pokazali mi prawdziwą miłość. Ojciec nauczył mnie uważności na drugiego człowieka, mama - czułości. To dobry kapitał na życie.

Lubię przynieść Ewie kawę do łóżka i zobaczyć radość w jej oczach. Czasem siedzimy razem pod kołdrą, pracujemy na komputerze, nawet nie patrzymy na siebie, bo każde ma swoje zajęcie, ale to uczucie, że jest blisko mnie, sprawia, że dzień od rana jest już piękny. 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 11/2024
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również