Społeczeństwo

Fake newsy - dlaczego chętnie w nie wierzymy i jak odróżnić rzetelną informację od nieprawdy?

Fake newsy - dlaczego chętnie w nie wierzymy i jak odróżnić rzetelną informację od nieprawdy?
Dlaczego chętnie wierzymy w fake newsy? Sprawdź.
Fot. Imaxtree

Nie wierz w to, co „mówią wszyscy, bo przecież wiadomo, że...”. Warto umieć demaskować pozory logiki, rozwijać krytyczne myślenie. Sprawdzaj, weryfikuj. W czasach wszechobecnych fake newsów to gwarancja intelektualnej wolności – przekonuje Janina Bąk, statystyczka, autorka bestsellera Statystycznie rzecz biorąc. Czyli, ile trzeba zjeść czekolady, żeby dostać Nobla. Nam tłumaczy, jak nie dać się nabrać na brednie.

Twój STYL: Przeczytałam ostatnio, że kobiety z wyższym wykształceniem żyją o 5 lat dłużej od swoich gorzej wyedukowanych rówieśniczek. Statystycznie rzecz biorąc, będę długo żyła?

Janina Bąk: Możliwe i tego nam wszystkim życzę. Ale daleka jestem od wniosku, że dyplom magistra zapewni dłuższe życie. Warto przyjrzeć się uważnie temu – i każdemu innemu – doniesieniu medialnemu. Bo czy naprawdę chodzi o studia wyższe? Może osoby z dyplomem mają większą szansę na zdobycie lepiej płatnej pracy, a tym samym na dostęp do prywatnej opieki medycznej, karnetu na siłownię, zdrowej żywności? Może to są czynniki, które mają większe znaczenie dla dłuższego życia? Dostęp do nich ułatwiają wyższe zarobki, które mogą wynikać z wyższego wykształcenia. Problem w tym, że nagłówek „Wyższe wykształcenie da ci dodatkowych pięć lat życia!” lepiej się „klika”. Tekst na portalu zapowiedziany w ten sposób szybciej zainteresuje internautów niż ten, który wyjaśni, o co w tej zależności chodzi. Jesteśmy dziś zewsząd atakowani takimi „szokującymi” uproszczeniami, bo przyciągają czytelników, widzów, a ci z kolei przyciągają reklamodawców.

Logika - dlaczego nasz mózg lubi chodzić na skróty?

TS: Dlaczego nasza logika nabiera się na takie uproszczenia?

JB: Bo mózg lubi chodzić na skróty. To mu się w pewien sposób opłaca, nie marnuje czasu i energii na roztrząsanie każdej kwestii. Dlatego często nasze postrzeganie rzeczywistości jest uproszczone, a przez to interpretacje i wnioski błędne. Chcemy myśleć o sobie, że jesteśmy stworzeniami racjonalnymi, ale pamiętajmy, że nasz proces podejmowania decyzji często jest zakłócony przez heurystyki, czyli skróty myślowe i uogólnienia, które stosujemy w wyciąganiu wniosków. A także przez błędy poznawcze, czyli wzorce nieracjonalnego postrzegania rzeczywistości. Wszyscy jesteśmy na nie narażeni, ale to nie znaczy, że jesteśmy w ich obliczu bezsilni. Za każdym razem, gdy wyciągamy jakiś wniosek, warto się zatrzymać i przyjrzeć mu z wielu stron, poszukać innych wyjaśnień, nie tylko tych, które się narzucają w pierwszej chwili. Dla przykładu: swego czasu odkryto, że w domach, na dachach których żyją bociany, rodzi się więcej dzieci. Czy to oznacza, że bociany przynoszą dzieci? To jednak nie tak. Bociany gniazdują na wsiach, czyli tam, gdzie częściej spotkamy też rodziny wielodzietne. Zachęcam więc, by pytać, wątpić, nie poprzestawać na najprostszych rozwiązaniach, choć czasem i te są słuszne. Można, a w naszych czasach szczególnie warto, pobawić się w detektywa. Dla własnego dobra.

TS: Większość z nas tego nie robi, bo...

JB: ...nie zawsze mamy odpowiednie narzędzia, by weryfikować fakty i doniesienia medialne. Niestety, statystyki, logiki i poprawnego wnioskowania nie uczy się w szkołach. A na studiach często niewystarczająco wyjaśnia się, jak matematyczne wzory łączą się z normalnym życiem i jak statystyka może nam pomóc zrozumieć rzeczywistość. A dziś bardzo jej potrzebujemy. Podobnie jak zasad poprawnego wnioskowania. Do odsiewania prawdziwych doniesień od fałszywych. Inaczej mówiąc do weryfikowania faktów.

Fake newsy - dlaczego  nie wierzymy?

TS: Gdy zachorowałam na raka, mnóstwo znajomych zasypywało mnie przedziwnymi newsami o substancjach, które mają mnie uzdrowić. Była tam oczywiście lewoskrętna witamina C, kurkuma, chili, a nawet buraki liściowe, które zresztą lubię i których zawsze jadłam więcej od przeciętnego Polaka. Co nie uchroniło mnie przed chorobą.

JB: Tylko na podstawie rzetelnej wiedzy naukowej – a nie anegdotycznej! – możemy podejmować dobre dla nas decyzje, w tym takie, od których może zależeć nasze zdrowie i życie. Szczepić się czy nie? Leczyć raka lewoskrętną witaminą czy zaufać onkologom? Czy warto porzucić medycynę akademicką dla terapii naturalnych? No bo wróćmy do tych buraków i kurkumy – najpewniej pani znajomi popełnili błąd myślenia, który nazywamy naturalistycznym: wszystko, co naturalne, jest dobre, a wszystko, co stworzone sztucznie, na przykład w laboratorium, złe. A przecież w naturze również możemy znaleźć substancje, którym daleko do bycia bezpiecznymi. Jak na przykład jad kiełbasiany czy muchomor sromotnikowy.

TS: A jak wytłumaczyć, że ktoś wierzy w związek między szczepionkami i autyzmem, bo przeczytał w internecie informację o doktorze, który propaguje tę tezę. A jednocześnie ta sama osoba odrzuca informacje, że ten doktor sfałszował swoje badania, na co jest wiele dowodów?

JB: Żyjemy w czasach niemal nieograniczonego dostępu do informacji. Problem polega na tym, że nie mamy nawyku ich weryfikowania. Ja uważam, że to w porządku: nie wiedzieć, wątpić, stawiać kolejne pytania. Problem pojawia się wtedy, gdy przestaniemy pytać. Niestety często zbyt rzadko przekładamy nasze wątpliwości na działanie, czyli dalsze poszukiwanie informacji. Andrew Wakefield, bo o nim mowa, faktycznie w 1998 roku wraz z grupą naukowców opublikował artykuł, w którym zasugerował związek pomiędzy trójskładnikową szczepionką przeciwko odrze, śwince i różyczce a autyzmem. Niemniej badanie, które przeprowadził, było oparte na bardzo słabych standardach badawczych i lichej dyscyplinie intelektualnej. Po pierwsze, badanie przeprowadzono ledwie na dwanaściorgu dzieciach, które były wybrane w sposób celowy – Wakefield zakwalifikował do badania tylko te dzieci, które potwierdzały jego tezę. Z tej grupy jedno dziecko z próby faktycznie cierpiało na zaburzenia ze spektrum autyzmu, choć w artykule Wakefield twierdził, że było ich... dziewięcioro. A sam związek między czynnikami (szczepionka – autyzm) nie został ustalony na drodze badań eksperymentalnych czy testów statystycznych, ale poprzez zapytanie rodziców: „Czy myślisz, że przyczyną złego stanu twojego dziecka była szczepionka MMR?”. Inaczej mówiąc: badanie Andrew Wakefielda nie spełniało żadnych standardów rzetelnego badania naukowego, było to zwyczajne fałszerstwo i oszustwo, którego skutki odczuwamy do dzisiaj. Nawet jeśli od tamtego czasu przeprowadzono szereg badań, które miały znaleźć odpowiedź na pytanie, czy istnieje związek między szczepieniami a zaburzeniami ze spektrum autyzmu, i żadne tego nie potwierdziło. Również to, które zostało zlecone przez… amerykański ruch antyszczepionkowy!

TS: Jak to wytłumaczyć? Od twardych naukowych faktów silniejsze jest... posłuszeństwo wobec autorytetu? To, że Wakefield kiedyś był lekarzem?

JB: Chciałabym, żeby to było posłuszeństwo wobec autorytetu – obecnie autorytety nie zawsze cokolwiek dla nas znaczą. Bo jak wyjaśnić to, że w kwestii pandemii i szczepień na COVID-19 wciąż tak wiele osób woli wierzyć Edycie Górniak niż lekarzom i naukowcom, którzy są ekspertami w tej dziedzinie? Obecnie w internecie jest tak dużo darmowych treści na ten temat – wywiadów ze specjalistami, opracowań stworzonych przez ludzi popularyzujących naukę, a nawet stron, które wprost zajmują się weryfikowaniem fake newsów. Warto chociażby śledzić strony FakeNews.pl albo Demagog.org.pl. Na tej ostatniej można nawet zgłosić do weryfikacji własnego newsa.

T S: Znajoma , by przekonać mnie o szkodliwości szczepień przeciw covidowi, opowiedziała, że u niej w rodzinie zaszczepiła się tylko jedna osoba, jej kuzynka, i... właśnie ona zmarła! Okazało się, że ta kobieta zmarła kilka dni po ciężkiej operacji. Gdzie tu związek?!

JB: Każda śmierć to tragedia i rozumiem, że w takich sytuacjach chcemy znaleźć wyjaśnienie, dlaczego przytrafiło nam się coś złego. A „wina szczepień” to proste rozwiązanie. Chciałabym jednak zachęcić do tego, by go nie nadużywać, bo tak, oczywiście, że istnieją negatywne odczyny poszczepienne, również po szczepieniach na COVID-19. Można zresztą śledzić stale uaktualniane statystyki w tej kwestii dostępne na stronie Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowego Zakładu Higieny. Na tej stronie samemu można też takie NOP-y zgłaszać.

TS: Kuzynka mogła nie przeżyć ciężkiej operacji, bo jej organizm po długiej chorobie był wycieńczony. Niekoniecznie musiała być ofiarą „światowego spisku”. Dlaczego nie przekonuje nas, że czasem po prostu złe rzeczy przytrafiają się też dobrym ludziom?

JB: Bo taki argument odbiera nam poczucie kontroli. A my wolimy mieć wytłumaczenie, nawet iluzoryczne, by móc powiedzieć: to ja będę czegoś tam unikać, więc nic mi się nie stanie. Paradoksalnie, jeśli dojdę do wniosku, że kuzynka zmarła przez szczepionkę, prosty wniosek: „nie szczepię się, więc nie umrę”, zredukuje mój niepokój. Choć to nie ma nic wspólnego z prawdą. Idąc za tą logiką: sąsiadowi spadła cegła na głowę, bo szedł po stronie ulicy z parzystą numeracją domów? Odtąd ja będę zawsze chodzić nieparzystą, więc... cegła mi nie grozi? To nie jest takie proste, choć tak zdarza nam się myśleć. Zwłaszcza gdy wyciągamy wnioski na podstawie tak zwanego dowodu anegdotycznego. Gdy jakieś zdarzenie dotyczące znanej nam osoby – kuzynki, sąsiada, przyjaciółki – nastąpiło jedno po drugim i wzbudziło silne emocje, mamy skłonność, by uznać te zdarzenia za związane ze sobą i z siebie wynikające. Wujek palił jak smok, a dożył setki – palenie to sposób na długowieczność! Oto przykład dowodu anegdotycznego. Ale na podstawie historii i doświadczeń jednej lub dwóch osób nie możemy wysnuwać wniosków na temat ogółu społeczeństwa. Gdy chcemy sprawdzić prawdziwość dowodu anegdotycznego, wystarczy sformułować odwrotną hipotezę. Zapytajmy siebie, czy znamy osoby, które się nie szczepiły i umarły. Albo takie, które się szczepiły i żyją. Jeśli odpowiedź jest twierdząca, już wiemy, że to, co spotkało kuzynkę, nie jest regułą. Do każdej teorii anegdotycznej można dobrać przykład, który ją potwierdzi, i taki, który jej zaprzeczy.

Jak rozpoznać fake newsy?

TS: Jak poznać, gdzie jest prawda? Sama nie wykonam badań naukowych. Mogę poszukać w internecie, ale jak mam odróżnić badanie rzetelne i wiarygodne od tego, które takie nie jest?

JB: Internet jest miejscem równie pięknym, co przerażającym. Pięknym, bo zapewnia dostęp do wielu wspaniałych darmowych źródeł. Przerażającym – bo nie zawsze są to źródła godne zaufania. Warto więc zrobić sobie checklistę, jak piloci samolotów przed startem, czyli zadać sobie kilka pytań na temat danych, które znaleźliśmy na przykład w internecie. Pytanie pierwsze: jakie jest źródło tych danych? Jeśli w trakcie dyskusji na tematy medyczne, ostatnio najgorętsze, ktoś podaje informacje, które mnie zaskakują, proszę o podanie źródła. I gdy mój rozmówca powołuje się np. na gazetę „Czas Kalisza”, to już wiem, że należy do tych treści podchodzić ostrożnie.

TS: Co możemy zrobić, gdy wiadomość nas zaintryguje, a nie jesteśmy pewni jakości i wiarygodności miejsca, w którym ją przeczytaliśmy?

JB: Zawsze zachęcam do zapoznania się z oryginalnym źródłem informacji. Przeczytajmy raport, na który powołuje się autor tekstu z portalu newsowego, i zastanówmy się, czy wyciągnęlibyśmy podobne wnioski. Może tak, może nie. Naszym najlepszym przyjacielem może tu być GoogleScholar, wyszukiwarka tekstów naukowych. Po źródle sprawdźmy, kto przeprowadził dane badanie, kiedy je przeprowadzono, w jaki sposób badano i na jakiej próbie.

TS: Jakie inne błędy popełniamy, selekcjonując informacje?

JB: Opisanych błędów poznawczych jest ponad setka. Wszyscy je popełniamy, ja też. Na przykład: błąd konfirmacji. Kiedy poszukujemy takich informacji, które weryfikują i potwierdzają naszą tezę, a ignorujemy wszystkie inne. Jest też efekt izolacji: nasza tendencja do lepszego zapamiętywania obiektów, faktów i zdarzeń, które w jakiś sposób wyróżniają się ze środowiska. Łatwiej zapamiętujemy to, co „niezwykłe”, a nie to, co „typowe”. Dlatego też łatwo pamiętamy tę jedną kuzynkę, która miała powikłania po szczepieniu, a nie pamiętamy o setkach naszych znajomych, którzy czuli się bez zarzutu. Jest to jeszcze trudniejsze w momencie, gdy mówimy o rzeczach, które są dla nas ważne. Zawsze powtarzam, że tam, gdzie w grę wchodzą emocję, pierwszym zakładnikiem stają się fakty. Warto wtedy pamiętać o cytacie autorstwa Bernarda Barucha: „Można mieć własne opinie, ale nie można mieć własnych faktów”.

TS: 9 marca w Polsce obchodzimy dzień statystyki. Będzie go pani jakoś świętowała?

JB: Nie, bo dla mnie dzień statystyki jest codziennie, bardzo lubię uczyć innych, że ze statystyką można i należy się zaprzyjaźnić. To cudowne narzędzie, które pomaga nam zrozumieć i porządkować rzeczywistość. Jeśli czegoś sobie życzę, to właśnie tego: żeby jak najwięcej osób się przekonało, że statystyka jest wspaniała. I warta naszej uwagi.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również