Relacje

Oglądanie filmów pornograficznych z partnerem: czy podsyci namiętność w związku?

Oglądanie filmów pornograficznych z partnerem: czy podsyci namiętność w związku?
Fot. 123RF

Wspólne oglądanie pornografii może jawić się jako sposób, by rozpalać relacje, być nieszkodliwą rozrywką i źródłem seksualnej edukacji. Ale korzyści z pornografii są zupełnie innego rodzaju - mówi psychoseksuolożka Marlena Kazoń.

 

PANI: Czy poleca pani pacjentom oglądanie filmów pornograficznych jako sposób na urozmaicenie życia seksualnego?

MARLENA KAZOŃ: Bardzo rzadko. Czasami polecam to stałym parom znużonym monotonią ich seksu jako jednorazową inspirację. Na zasadzie: sprawdźcie, czy znajdziecie tam coś dla siebie. Ale tylko wtedy, kiedy zauważam, że łączy ich silna więź.

Dlaczego jednorazową?

Filmy pornograficzne nie nadają się na rytuał erotyczny, bo uzależniają. Nie uzdrowią namiętności, nie wzmocnią więzi – przeciwnie, mogą je osłabić. Jako psychoseksuolożka uważam, że czasem mogą być pożyteczne w przypadku ludzi o dużej dojrzałości, którzy rozumieją, że oglądają kompletną fikcję. Widzimy stosunek, który trwa godzinę. Przy tym poziomie erotycznych bodźców to biologicznie niemożliwe, chyba że ktoś ma poważne zaburzenia z dojściem do orgazmu lub zażył środki psychoaktywne. Ale na planie filmowym wszystko jest możliwe. Warto rozumieć, że pornografia to biznes, obrazy tworzone są tak, żeby wciągać i uzależniać, bo to się opłaca. Jeśli para to wie, takie wspólne oglądanie może zainspirować, a czasem pozwolić zobaczyć coś bardzo ważnego: nasz seks jest lepszy, jest w nim coś więcej, coś nas łączy, a tu są tylko urozmaicone ćwiczenia fizyczne.

 

 

Podkreśla pani: wspólne oglądanie. To ważne?

Bardzo. Jeśli doświadczamy tego razem, widzimy, jak się czuje partner, co go porusza, na co reaguje niechęcią. Możemy potem o tym rozmawiać. A ponieważ ogólnie mamy problem z rozmawianiem o seksie, pornografia spełnia pozytywną rolę: stwarza kontekst do rozmowy. Natomiast oglądanie osobno oznacza, że nie wiemy, co nasz partner przeżywa, co czuje, co go podnieca, jakie znaczenie temu nadaje. To budzi niepokój, oddala. Wzmaga zazdrość. Choć pamiętam pary, w których żona cieszyła się, że to pornografia, a nie inna kobieta. Tylko że pornografia uzależnia. Jeśli oglądamy ją osobno, może się zdarzyć, że nasz partner albo my zwyczajnie popadniemy w nałóg. Na poziomie neurologicznym sceny porno tak samo jak alkohol czy hazard są wyzwalaczami ogromnych dawek dopaminy, która zalewa pierwotne obszary mózgu, m.in. układ limbiczny, który kontroluje podstawowe emocje. Już po kilku sesjach porno w mózgu powstaje nowa ścieżka między odczuciem przyjemności a obrazem. Łatwa autostrada seksualna, która usuwa w cień dawne sposoby osiągania satysfakcji.

Ale czy to znaczy, że pornografia nie jest dobrym wyjściem dla singli?

Często oznacza, że nie zawrą już związku. Maja łatwy upust emocji, szybką przyjemność, fascynację tym, co oglądają. Budowanie więzi z rzeczywistą osobą, przełamywanie trudności w komunikacji, dopasowywanie się – to się robi za trudne. Pożądanie obraca się w innym kierunku, korzystają z ekranu, żeby je przeżyć.

To dlatego naukowcy mówią, że porno osłabia pożądanie do rzeczywistych partnerów?

Tak. Pornografia to orgazm bez wysiłku. Mogę puścić filmik gdziekolwiek, nawet w toalecie, i bach. Nie muszę rozmawiać, starać się, nie muszę nawet całować. Są pary, które rezygnują z gry wstępnej: mówią, że łatwiej jest odpalić film i już są podnieceni. Ale co dzieje się ze związkiem? To właśnie rozmowa i ten taniec godowy tworzą więź. Jeśli chcemy się z kimś związać, trzeba pornografię odstawić. W stałych parach będzie powodować zamieranie życia erotycznego, bo jeśli mamy porno po południu, to cokolwiek by partner zrobił o 21, już nie mamy na to wielkiej ochoty. Mieliśmy orgazm, jesteśmy zaspokojeni. Dlatego badacze mówią, że pornografia niszczy związki, sprawia, że przestajemy się starać o partnera, budować relację. Seks wyrywa się z więzi. Coraz bardziej zmienia się w antystresową technikę szybkiego upuszczania napięcia. Miałam pacjentów, którzy z każdym niepokojem, obciążeniem, nawet z poczuciem niskiej wartości radzili sobie, zrzucając stres przy porno.

Jak właściwie pornografia wkracza w nasze związki?

Najczęściej przez kryzysy. Seks jest kiepski albo bardzo rzadki. Nie rozmawia się o tym. Po COVID-zie jest mnóstwo takich zmęczonych sobą par. Czasem powodem jest choroba partnera, jego żałoba, ciąża, poronienie. Partner rozumie, ale ma niezaspokojone potrzeby, więc zaczyna się masturbacja. Sama w sobie jest naturalnym, poniekąd biologicznym działaniem i nie uzależnia – przeciwnie, uczy, co nas podnieca. Zamykamy oczy, uruchamiamy wyobraźnię. Ja jestem głównym bohaterem, ja fantazjuję. Ale sytuacja się zmienia, kiedy – żeby było szybciej i intensywniej – wkręcamy się w obrazek, filmik. I już nie jest OK. Używam swojego ciała, ale nie ja jestem bohaterem tego aktu. Odtwarzam film, który zostaje w mojej głowie, powiązany z uczuciem przyjemności. Potem trudno wrócić do seksu we dwoje. Do przytulania, głaskania, bliskości.

 

 

Słyszałam o sytuacji, gdy nałóg jednego z partnerów był skutkiem wspólnego oglądania filmów. Zaczęli razem, ale jej się nie podobało. A jemu tak. I już w tym został.

To bardzo ważne – umieć powiedzieć: „To nie dla mnie” oraz mieć umiejętność przyjęcia takiej odmowy. Jest normalne, że po kilku latach, kiedy mija fascynacja, pragniemy nowych podniet w seksie. Sięgamy po inne techniki, pomysły, zmieniają się nasze oczekiwania wobec partnera. Problem w tym, że zamiast o tym mówić, niejasno coś sugerujemy. Zamiast wytłumaczyć: „To mi się nie podoba”, formułujemy jakieś pretensje, wymówki. Nieraz słyszę: „Powinien mnie zaspokajać jak dawniej, kiedyś umiał”. Albo: „Żona mnie odpycha, znajdę pocieszenie w filmach”. Tak się dzieje, kiedy szwankuje komunikacja. A porno naprawdę nie jest dla wszystkich. Mamy różne uwarunkowania, emocje, różne pomysły na seks. Na przykład jeśli kobieta odczuwa niechęć do masturbacji, prawie na pewno nie będzie chciała oglądać ze swoim partnerem filmów erotycznych. Bywa gorzej: niektóre kobiety zmuszają się, robią to „dla niego”, tłumią negatywne emocje. Pamiętam pacjentkę, która nie umiała powiedzieć swojemu partnerowi: „Ja tego nie lubię, nie chcę, to jest dla mnie nieprzyjemne”. Tak jak wcześniej nie umiała powiedzieć nic negatywnego swojemu ojcu. Musiała nauczyć się mówić o swoich odczuciach i odmawiać, zamiast przemilczać emocje, a potem wybuchać pretensjami. Nie da się utrzymać więzi, jeżeli partnerzy nie przegadują różnic. Rośnie napięcie, w końcu jedno mówi: „stop”, a drugie zaczyna sobie radzić inaczej.

Na czym polega terapia?

Na powstrzymaniu się od eksperymentowania na sobie, bo właśnie eksperymentowanie doprowadziło parę do sytuacji, w której jest. Tak jak w przypadku innych uzależnień potrzebna jest decyzja o wstrzemięźliwości, w tym wypadku całkowita rezygnacja z treści pornograficznych.

Neurologicznie rzecz biorąc, chodzi o to, żeby odbudować inne ścieżki przyjemności w mózgu – wrócić do prostego bycia razem, skupić się na kontakcie cielesnym, na dotyku, długiej grze wstępnej. Żeby seks znowu był tylko seksem. Podczas terapii próbujemy odbudować intymność, przypomnieć: co fascynowało cię w partnerze, gdyście się poznali? Mówią: „Miała rozwiane włosy, była silna i stanowcza”. Albo: „Rozśmieszał mnie nawet w łóżku”. Czasem proszę, by pacjenci przynieśli zdjęcia sprzed lat, to we wspomnieniach jest zalążek ich relacji. Terapia udaje się, jeśli motywacją jest miłość albo lęk przed utratą partnera czy partnerki. Motyw w rodzaju „Czuję, że coś ze mną nie tak” zwykle nie wystarcza, bo ten nałóg jest przyjemny i w przeciwieństwie do alkoholizmu czy narkomanii nie powoduje uszczerbku na zdrowiu. Może prócz nadciśnienia, ale to już u hiperseksualnych (seksoholików), dla których porno jest esencją życia i kilkanaście razy dziennie uprawiają masturbację przed ekranem.

Jednak lekarze alarmują, że w przypadku dorastającej młodzieży koszty tego uzależnienia są poważne.

To prawda. Nastolatki zwykle wchodzą w pornografię z ciekawości. „Odpal filmik – mówi koleżanka – zobaczysz, co będzie”. Tak uczą się masturbacji przy filmie i odtąd trudno im to robić bez niego. Bardzo szybko zaczynają traktować ją jako metodę na stres, szybki sposób poradzenia sobie z napięciem. I właściwie wchodząc w dorosłość, są już uzależnieni. Omijają ich seksualne fantazje, młodzieńcze fascynacje na przykład starszą kuzynką, mają tylko obiekty z filmiku. A przecież są w okresie, w którym kształtują się kluczowe postawy, preferencje i oczekiwania. Niebezpieczne jest także to, że korzystanie z pornografii eskaluje: rośnie tolerancja na obrazy – te, które dawniej podniecały, dziś wydają się nudne. Poszukują się więc coraz ostrzejszych, żeby uzyskać pobudzenie, które osiągali kiedyś. Mogą angażować się w tematykę dewiacyjną, związaną z przemocą.

 

 

Co możemy zrobić jako rodzice?

Wie pani, że nie spotkałam jeszcze pacjentki, która dowiedziałaby się o seksie od mamy? Powinniśmy rozmawiać. Nie w formie straszenia: „Musisz się zabezpieczać”, „Ojej, żebyś nie wpadł w nałóg”. Dobrze jest usłyszeć od ojca: „Synu, fajnie jest mieć dobry seks. Może być czymś wspaniałym, to coś więcej niż przyjemność i pornogimnastyka”. Rozmawiajmy o tym, że podczas seksu tworzy się więź i ona jest ważna, jeśli chcemy być szczęśliwi. Że dobrze mieć orgazm, ale to nie wszystko. Nie możemy naszych dzieci zabezpieczyć przed pornografią, bo jest łatwo dostępna. Ale możemy dać im podstawy, żeby nie były bezbronne, wydane na łup pornobiznesu.

Nie ma pani wrażenia, że przy tylu minusach plusy używania pornografii wyglądają dość mizernie?

Z pornografią rzeczywiście wiązano kiedyś nadzieje, które zupełnie się nie spełniły. Ale przydaje się po to, żeby lepiej poznać partnera. Wielu z nas, szczególnie z pokolenia czterdziestolatków, nie chce mówić o swoich potrzebach wprost. Ale oglądamy erotyczny film i rzucamy: „Zróbmy kiedyś coś takiego”. Albo: „To okropne! Nie chciałabym być na jej miejscu”. Film daje pretekst do rozmowy. Nie wyrządzi nam szkody, jeśli incydentalnie oglądamy z bliskim człowiekiem. Tylko czujnie, bo pornografia ma to do siebie, że łatwo wchodzi do naszego prywatne życia. A potem nie chce się wyprowadzić.

Marlena E. Kazoń psychoterapeutka par i małżeństw, psychoseksuolożka. Prowadzi terapię online: marlenakazon.pl

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również