Relacje

"Pani mąż ma romans. Ze mną..." Po tym wyznaniu już nic w moim życiu nie było takie samo

"Pani mąż ma romans. Ze mną..." Po tym wyznaniu już nic w moim życiu nie było takie samo
Fot. 123rf

Szczerość w każdej sytuacji? Czy chęć wyznania prawdy usprawiedliwia naruszenie cudzej prywatności? 

Poznałam go na portalu randkowym. Trochę zawstydzający sposób zawierania znajomości, ale z drugiej strony… Odkąd grzecznie, acz definitywnie rozstałam się z Michałem – któremu nic nie można było zarzucić, poza tym, że był nieznośnie nudny – los jakby uznał, że nie zaszkodzi mi dłuższa przerwa w relacjach damsko-męskich.

Nie brakowało mi znajomych, którzy mogli mi przedstawić kogoś wartościowego. W pracy układ koleżeński, przy dobrych wiatrach, mógł nabrać romansowych rumieńców, albo mógł się pojawić ktoś nowy i obiecujący. W czasie wolnym nie broniłam się przed wypadami do pubu czy na stand-up. Chodziłam do teatru, kina, na koncerty. Uczęszczałam na warsztaty rękodzieła, gdzie lepiłam miski z gliny albo plotłam łapacze snów. Naprawdę miałam dość okazji, by kogoś poznać, a jednak nadal byłam sama. Lubiłam swoje własne towarzystwo, nie szukałam męża i nie przeszkadzało mi, że chodzę na różne imprezy bez pary, ale w pewnym momencie zatęskniłam za męskim ramieniem i śmiechem, za męską atencją i obecnością u boku.

Ponieważ wolę działać, zamiast bezradnie wzdychać, zarejestrowałam się na jednej z randkowych aplikacji, zamieściłam swoje zdjęcie, napisałam parę słów o sobie i… uzbroiłam się w cierpliwość. Nie szukałam księcia z bajki, tylko normalnego, dorosłego mężczyzny – chłopcy i lekkoduchy wykluczeni – z którym mogłabym miło i produktywnie spędzać czas, więc...

Trochę się naczekałam.

Potencjalni kandydaci dużo pisali, mniej lub bardziej elokwentnie, nie szczędzili czasu na rozmowy, mniej lub bardziej intymne, ale gdy proponowałam spotkanie – milkli. Najwyraźniej chcieli znajomości, ale bezpiecznej, na odległość, bez konieczności bycia sobą na żywo. Gdy się decydowali na spotkanie twarzą w twarz – punkt za odwagę – prawda wychodziła na jaw i ten jeden punkt niewiele pomagał. Odkrywałam, że mężczyźni lubią sobie dodawać wzrostu, a ujmować wagi i lat. Nie chcąc być powierzchowna i mając w pamięci nasze interesujące pogawędki, kontynuowałam randkę. Niestety wtedy zwykle się okazywało, że wiadomości, którymi błyszczeli w rozmowach na czacie, pochodziły od wujka Google’a i cioci Wikipedii. Gdy musieli się posiłkować własną wiedzą, robiło się drętwo i niezręcznie.

Miłość na portalu randkowym?

Już miałam zrezygnować i odinstalować aplikację – pochłaniającą mój czas i nerwy – gdy trafiłam na Piotra. Trzy lata starszy ode mnie inżynier, który kochał adrenalinę, ale posiedzieć z książką też lubił. Intrygujące, o ile nie kłamał i jeśli to nie była jedna i ta sama książka. Zaryzykowałam. Nie ukrywam, że jego fizyczna atrakcyjność – blondyn o zielonych oczach – też odegrała tu rolę. Porozmawialiśmy, pożartowaliśmy, a potem postanowiłam: karty na stół.

„Spotkajmy się”, zaproponowałam.

„Pochlebiasz mi. Aż takie wrażenie na tobie zrobiłem?”

„Tak”. I właśnie dlatego nie miałam ochoty na flirtowanie całymi tygodniami, by potem w pięć minut się rozczarować. Wolałam sprawdzić go od razu.

Nie zwiódł mnie. Był przystojny, inteligentny, zabawny, szarmancki i odrobinę nieśmiały, co było jak wisienka na torcie, jak pieprzyk Marylin Monroe. To tacy faceci jeszcze istnieją? Czytał książki, które i mnie się podobały. Temat sztuki nie był mu obcy, choć nie ukrywał, że jako inżynier niewiele ma okazji do obcowania z kulturą wysoką.

– Może dzięki tobie to nadrobię.

Zazwyczaj na hasło „opera”, „balet” czy „filharmonia” mężczyźni się płoszyli, jakbym im mentalne tortury proponowała. Rozumiem, nie każdy musi być fanem Strawińskiego czy Moniuszki, ale co im szkodzi poszerzyć swoje horyzonty?

– Jasne. Możemy zacząć od wystawy Moneta. Jest re-we-la-cyj-na.

– Masz na myśli Immersive Monet and The Impressionists? W Fabryce Norblina?

Pokiwałam głową.

– No, nie! Wciąż się zbieram i nie mogą wybrać. A ty już ją widziałaś! – rzucił niemal oskarżycielskim tonem.

– Nawet trzy razy! – Rozłożyłam ręce. – Co poradzę, jestem nieuleczalną fanką.

Spotkaliśmy się jeszcze raz, i kolejny… Byliśmy również na tej wystawie, a potem długo wymienialiśmy wrażenia. Trafił mi się unikat, dosłownie jednorożec. Jakim cudem ktoś taki nikogo nie miał? Gdzie się uchował? Bo przecież doświadczenie posiadał. Więcej niż skromne. Za to, co potrafił wyczyniać ustami, powinien dostać medal olimpijski. Nic dziwnego, że nas poniosło nas i…

Bliżej było do niego. Na miejscu wydawał się zdenerwowany.

– Przepraszam cię, daj mi ze trzy minuty, okej? Nie spodziewałem się…

Ja też nie zakładałam aż takiego tempa. Ogarnięcie mieszkania zajęło mu trochę więcej niż trzy minuty, ale i tak musiał przelecieć przez nie jak huragan, bo wszędzie panował wzorowy porządek. Oho, pan pedant. Jeszcze nie wiedziałam, czy to wada, czy zaleta.

– Można by u ciebie jeść z podłogi – zażartowałam, a on się zaczerwienił.

Urocze. Naprawdę urocze. Gdy wróciliśmy do całowania, znowu nabrał śmiałości i… zasłużył na kolejny medal...

Szokujące odkrycie

Leżałam zmęczona i zrelaksowana na kanapie, przytulona do niego, i myślałam, że mogłabym tak kończyć każdy dzień.

– Pokażesz mi, gdzie jest łazienka? – spytałam. – Nie chcę wejść, gdzie nie powinnam. – Zachichotałam.

A on dziwnie spoważniał i zawahał się, jakby to nie było jego mieszkanie. Po chwili uśmiechnął się i wskazał mi drzwi.

Weszłam do środka i rozejrzałam się. Czysto jak w szpitalu. Jedynym dysonansem była duża miska, stojąca za koszem na brudne rzeczy, nakryta ręcznikiem. Co nasz Sinobrody tam chowa? Z uśmiechem uniosłam róg tkaniny…

I zastygłam. Szampon, żel pod prysznic, odżywka do włosów, peeling, kremy do twarzy i pod oczy, żel do mycia twarzy, tonik i płyn do demakijażu… Same damskie kosmetyki. Kilka flakoników perfum… Damskie zapachy. Wzięłam jedną z buteleczek i wróciłam do pokoju. Działałam w trybie robota.

– Możesz mi wytłumaczyć, z łaski swojej, co robi w twojej łazience zużyty do połowy flakonik „Miss” Diora? – spytałam.

W jego spłoszonym, skruszonym wzroku wyczytałam to, co powinien mi był powiedzieć na samym początku.

– Masz dziewczynę?

– Żonę – szepnął.

Jego nieśmiałość i rumieńce już nie wydawały się urocze. Zrobiło mi się niedobrze. Stałam półnaga w domu, który dzielił z żoną, i trzymałam w dłoni flakon jej perfum. Poczułam się jak intruz, gorzej, jak złodziejka. W ciszy się ubrałam i wyszłam. Po prostu. Nie miałam mu nic do powiedzenia, poza inwektywami. Nie umawiam się z żonatymi. Nieważne, czy byli to nieszczęśnicy, którzy utknęli w złych relacjach, czy niewiernicy chowający się za etykietą „otwartych związków”. Miano kochanki nie odpowiadało mi w żadnym rozkładzie kart.

Wróciłam do domu, zła na siebie, na niego, na los, który ciągle stykał mnie z osobnikami, którzy na mnie nie zasługiwali. Zresztą nie tylko na mnie.

Powinna wiedzieć...

– Musisz powiedzieć jego żonie – upierała się moja przyjaciółka, której nazajutrz opowiedziałam całą historię. Im mocniej wcześniej kibicowała Piotrowi, tym bardziej teraz była nim była nim rozczarowana. – Powinna wiedzieć, nie uważasz? Skoro ciebie nabrał na ten swój styl wrażliwego, nieśmiałego inżyniera interesującego się sztuką, ją na pewno też okłamuje, udając z kolei idealnego męża. Znam cię, nigdy nie zadałabyś z cudzym facetem.

Westchnęłam ciężko. Miała rację. Nie zawiniłam, zostałam oszukana, ale i tak czułam się fatalnie. Na domiar złego mam jeszcze iść do kobiety, którą nieświadomie skrzywdziłam, i zranić ją jeszcze bardziej, tym razem świadomie?

Z drugiej strony…

– Pomyśl, ja bym wolała wiedzieć w jej sytuacji. A ty?

Wsłuchałam się w siebie.

– Ja też.

Wybrałam się tam z przyjaciółką. Potrzebowałam wsparcia i jakiejś wymówki, gdyby drzwi otworzył Piotr.

Otworzyła ona. Słyszałam uprzejmy damski głos, a potem moja przyjaciółka spytała:

– Zastałam Piotra?

– Nie, mąż wyszedł.

Zamknęłam oczy. To była trudne, trudniejsze niż sądziłam. Zostały mi jakieś resztki nadziei, że to wszystko nieprawda i nie będę musiała łamać komuś serca, niszczyć czyjegoś świata…

Zrobiłam dwa kroki do przodu, wychodząc zza załomu korytarza.

– Przepraszam, że muszę to pani powiedzieć, ale mąż panią zdradza. Uznałam, że powinna pani wiedzieć.

Zaskoczyłam ją. Zszokowałam. Nie owijałam w bawełnę, nie złagodziłam ciosu, ale czy można taką informację przekazać w miły sposób?

– Co…? Co pani mówi? Jak pani może takie…

– Przepraszam, bardzo mi przykro. Wiem, bo zdradził panią ze mną. Może wcześniej robił z innymi. Ja nie miałam pojęcia, że jest żonaty.

– To jakiś głupi żart? – Ładna twarz kobiety zmieniła się. Wszelkie ślady uprzejmości zniknęły, pojawiły się napięcie i irytacja.

– Nie. Nie żartuję z takich spraw. Postanowiłam tu przyjechać i powiedzieć pani prawdę, bo na pani miejscu ja… – Zawahałam się, patrząc na jej zaciśnięte usta i wrogie spojrzenie.

Co ja tu robię? Czemu wtrącam się aż tak bardzo w cudze życie? Naprawdę chciałabym w taki sposób dowiedzieć się o zdradzie najbliższej mi osoby?

– Na moim miejscu? Więc o to chodzi… Skąd go znasz? Zazdrościsz mi? A może przyszłaś się tu pochwalić? Zresztą nieważne, nie obchodzi mnie to. Nie wierzę w ani jedno słowo – wycedziła. – Zajmijcie się swoimi sprawami, zamiast pakować się butami w moje. – Zatrzasnęła nam drzwi przed nosem.

Chwilę stałyśmy w ciszy.

– No cóż. My wolałybyśmy wiedzieć, ona najwyraźniej nie – podsumowała przyjaciółka.

Wróciłam do domu i wykasowałam aplikację randkową. Mężczyzn z życia nie wykasuję, ale będę odtąd jeszcze ostrożniejsza. By kiedyś na moim progu nie stanęła jakaś zdesperowana kobieta z pytaniem, czemu umawiam się z jej mężem.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również