Długo nie mogłam pozbierać się po śmierci męża. Kiedy w końcu porzuciłam żałobę i znalazłam miłość, musiałam tłumaczyć się z wieku partnera. Do czasu, kiedy to ja potrzebowałam pomocy...
Tak cieszyłam się na ten wieczór. W mieszkaniu unosił się aromat pieczeni jagnięcej, która właśnie dochodziła w piekarniku. Przygotowałam swoje popisowe danie, aby podkreślić rangę tego spotkania. Edward uważał, że przesadzam. Pewnie czuł się niezręcznie, ale nie wyobrażałam sobie lepszego sposobu, by przedstawić go moim dzieciom i pokazać, jak bardzo jest mi bliski.
Szybko zostałam sprowadzona na ziemię. Mój syn i jego żona wymienili zdziwione spojrzenia, gdy przedstawiłam im Edwarda.
– Miło mi – wydukał Patryk, a potem zapadła niezręczna cisza.
Nerwowo krzątałam się po kuchni, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Byłam rozczarowana i wytrącona z równowagi ich chłodem. Do kuchni weszła Julia. Wyglądała na niezadowoloną.
– Ile on ma lat? – zapytała, wyjmując sztućce z szuflady. – Wybacz bezpośredniość, ale wygląda na znacznie strasznego od ciebie.
– Czy to przesłuchanie? Patryk cię nasłał? – zapytałam drżącym głosem.
Otworzyłam drzwiczki piekarnika, z którego buchnęła para. Poczułam, jak na policzki wypełzają mi rumieńce. Nie rozumiałam ich reakcji. Przecież od tak dawna przekonywali mnie, żebym sobie wreszcie kogoś znalazła. Nie potrafili uszanować mojej żałoby po zmarłym mężu, a teraz chcą mi wybierać nowego partnera? Tego było już za wiele, ale nie chciałam psuć atmosfery.
– Skończył sześćdziesiąt pięć – wydusiłam z siebie. Owszem, Edward był ode mnie jedenaście lat starszy, ale zdrowie mu dopisywało. Bez problemu wchodził po schodach na czwarte piętro, podczas gdy ja wolałam wjeżdżać windą. – Czy to jakiś problem?
– Dla mnie żaden, ale… – Julia urwała w pół zdania, gdy dołączył do nas Patryk.
Z salonu dało się słyszeć śmiech dzieci. Zrobiło mi się ciepło na sercu na myśl, że przynajmniej moje wnuki zaakceptowały Edwarda bez żadnych zastrzeżeń. Dzieci są czasami mądrzejsze od dorosłych.
– Powinnaś nas uprzedzić, że kogoś masz. – Ton Patryka był pełen wyrzutu, jakbym zrobiła coś złego, a ja chciałam tylko miło spędzić z nimi wieczór.
– Co was ugryzło? – Odstawiłam talerze na szafkę i wzięłam się pod boki. – Chciałam zrobić wam niespodziankę. W końcu tak bardzo zależało wam na moim szczęściu. Podobno.
– Tata był młodszy, a mimo to musiałaś się nim opiekować w chorobie. – Patryk spuścił wzrok. Nie lubił wracać do tamtych chwil, gdy po ciężkiej chorobie odszedł jego ojciec. Ja również unikałam tego tematu. O, już pod powiekami zbierały mi się łzy. – Chcesz powtórki?
Lada chwila będziesz musiała go niańczyć…
– Patryk! – Rzuciłam synowi ostrzegawcze spojrzenie. – To nie jest odpowiedni moment na taką rozmowę.
Wzięłam talerze i ruszyłam do salonu. Uśmiechałam się do Edwarda, rozstawiając je na stole. Julia i Patryk zawzięcie nad czymś debatowali, ale na szczęście nie dało się dosłyszeć szczegółów. Zachowywali się wyjątkowo niegrzecznie, co było do nich niepodobne. Sądziłam, że dobrze wychowałam syna.
– Piotruś właśnie ogrywa mnie w warcaby. – Zaśmiał się Edward, przesuwając pionek na planszy.
Naprzeciwko niego siedział mój młodszy wnuczek i w skupieniu analizował przebieg gry. Edward był nim wyraźnie zachwycony. Chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, co wydarzyło się w kuchni. I bardzo dobrze. Dla mnie to i tak nie miało znaczenia. Pokochałam Edwarda i nic tego nie zmieni, nawet uprzedzenia mojego syna.
Reszta wieczoru minęła spokojnie. Julia i Patryk usiedli przy stole. Od czasu do czasu strofowali Piotrusia i Werkę, by się nie garbili i prawidłowo trzymali sztućce. Zamienili kilka zdań z Edwardem, ale wciąż nie zbierali się do wyjścia. Zrozumiałam, że chcą dokończyć naszą rozmowę. W końcu odprowadziłam Edwarda do drzwi, bo zaczęło się już zmierzchać.
– Mamo, przemyśl to, dopóki nie jest za późno. – Tym razem inicjatywę przejęła Julia. – Jesteś jeszcze młoda. Naprawdę chcesz mieć na głowie staruszka?
– Naprawdę to ja chcę być szczęśliwa – powiedziałam, wygładzając dłonią obrus.
Nie miałam ochoty na dyskusje o moim życiu uczuciowym. Ciężko przeszłam żałobę po mężu. Bardzo długo nie mogłam się pogodzić z jego śmiercią, a co dopiero spojrzeć na innego mężczyznę. Dopiero Edward wniósł na powrót radość do mojego życia. Zadurzyłam się jak nastolatka i wcale nie odczuwałam różnicy wieku.
– My też tego chcemy – odparła Julia.
Na jej twarzy malowała się troska. Patryk miał posępną minę. Zrozumiałam, że oboje mówią poważnie, szczerze się o mnie martwili, ale dlaczego nie chcieli dać mu szansy? Wiek to tylko liczba w metryce. Liczy się pogoda ducha i chęć do życia, a tych Edwardowi nie brakowało.
– Przemyśl to, mamo – poprosił Patryk, a potem mocno mnie uściskał.
W mieszkaniu zapadła dojmująca cisza, kiedy zamknęli za sobą drzwi. Zostałam sama ze swoimi myślami i nagle dopadły mnie wątpliwości. Może dzieci mają rację? Edward nie jest młodzieniaszkiem, mnie także przybywa lat. Jeśli zdecydujemy się dzielić ze sobą życie, to trzeba będzie ponieść konsekwencje tej decyzji. Będziemy razem nie tylko w zdrowiu, ale i w chorobie, a to nie jest łatwe. Ale czy można mówić o konsekwencjach, kiedy się kogoś kocha? To naturalne, że będziemy sobie wzajemnie pomagać.
Miałam okazję się o tym przekonać zaledwie kilka tygodni później, a rozwój sytuacji najbardziej zaskoczył mojego syna. Tamtego popołudnia zabraliśmy wnuki na pływalnię. Edward relaksował się w jacuzzi, od czasu do czasu machając do nas, bawiących się na dmuchanej zjeżdżalni. Nie mam pojęcia, co dokładnie się stało, ale w pewnym momencie poczułam silny ból i spadłam ze zjeżdżalni. Z trudem dopłynęłam do drabinki, wyjść z wody nie dałam już rady. Zawołałam o pomoc. Jako pierwszy dotarł do mnie ratownik, a tuż za nim zaniepokojony Edward.
Prześwietlenie wykazało skręconą kostkę. Zapakowano mi nogę w ortezę, a lekarz nakazał odpoczynek.
– No i co ja teraz zrobię? – zastanawiałam się.
– Nie martw się, babciu. Edward się do ciebie wprowadzi – stwierdził prostolinijny Piotruś.
Weronika zrobiła mądrą minę, a potem poparła brata:
– I będzie gotował zupki.
Edward posłał mi porozumiewawcze spojrzenie. Dostrzegłam rumieńce, skrywające się pod siwym zarostem. Nie śmiałam go o to prosić, choć oczywiście potrzebowałam pomocy.
Pytanie, czy nie za wcześnie na taki krok.
– Dzieci zadecydowały, więc nie mamy wyjścia – powiedział Edward, niemal wnosząc mnie do domu. Mimo swego wieku wciąż był pełen krzepy i sił witalnych. Imponowało mi to. Poza tym był również bardzo opiekuńczy.
– No i kto się kim zajmuje? – wytykałam synowi, kiedy przyjechał odebrać Piotrusia i Werkę.
Edward zajął się również moimi wnukami. Nakarmił ich i zabawił. Sądząc po ich minach, woleliby zostać z nami, zamiast wracać do domu. Zwłaszcza Piotruś był zapatrzony w przyszywanego dziadka jak w obrazek.
– Zamierzasz zostać z mamą? – Patryk zignorował moje pytanie i zwrócił się do Edwarda.
– Oczywiście. – Mój opiekun pojawił się z tacą, na której stał talerz pełen kanapek i kubek z parującą herbatą. – Nie ma mowy, żeby została sama. Na tym czwartym piętrze byłaby jak księżniczka uwięziona w wieży.
– Na szczęście mam swojego rycerza – mruknęłam.
– Stary, ale jary – zaśmiał się Edward i puścił oko do Patryka.
Mój syn lekko się zarumienił.
– No to powodzenia – bąknął, ale na jego twarzy zobaczyłam cień uśmiechu.
Nie wiem, czy zrozumiał, że moja relacja z Edwardem jest poważna i zdania nie zmienię. Nie wiem, kiedy - i czy w ogóle - ostatecznie ją zaakceptuje. Ja na pewno chcę czerpać z życia pełnymi garściami, póki mogę. Mam się przejmować tym, co będzie za pięć, dziesięć lat? Równie dobrze to nie Edward, a ja mogę ciężko zachorować. Czy powinien mnie wtedy zostawić? Albo w ogóle się ze mną nie wiązać? Ze strachu? Nie na tym polega miłość. Wystarczająco się już nacierpiałam, mimo że mój nieżyjący mąż ledwo przekroczył pięćdziesiątkę. Młody wiek niczego nie gwarantuje. Teraz mam seniora Edwarda i chcę jak największą część reszty mojego życia spędzić u jego boku.