Wakacje z dziewczyną syna mogą być wyzwaniem dla matki. Szczególnie, jeśli dopiero się poznajemy. Można się na taki wyjazd zgodzić lub nie. Nastawienie to jedno, ale kiedy w grę wchodzi odpowiedzialność za nieletnią osobę, a ona nas okłamie, wtedy zaczynają się problemy.
Obserwowałam syna, siedzącego w salonie i nerwowo zerkającego w komórkę. Zwykle pakował się na ostatnią chwilę i musieliśmy go poganiać, ale wiele się zmieniło… On się zmienił. Ostrzegano mnie, że dorastanie u dzieci tu ciężki okres dla rodziców, zwłaszcza dla matek dorastających synów, ale naiwnie myślałam, że z nami będzie inaczej. Przecież miałam z Mateuszem taki świetny kontakt. Do czasu.
Ostatni rok był trudny. Na pewno dla mnie. Mateusz zamknął się w sobie i coraz rzadziej dzielił się ze mną swoimi sprawami. A gdy się zakochał, całkiem się ode mnie odsunął. Nie miałam pojęcia, co go martwi, co cieszy, z czy ma kłopot. A przede wszystkim nie wiedziałam, kim jest ta starsza od niego dziewczyna, która z dnia na dzień stała się najważniejszą kobietą w jego życiu. Ja stałam się zbędna, nieważna, przynajmniej tak to odczuwałam.
Pragnąc czegokolwiek się dowiedzieć, musiałam prosić męża, by wypytał Mateusza. Bo z ojcem jeszcze rozmawiał. I to on przekonał Matiego, by pojechał z nami w góry, jak co roku. Znajomi mieli willę w Karkonoszach i wynajmowali ją zaufanym osobom. Wiele sobie obiecywałam po tym wyjeździe. Miałam nadzieję, że odnajdziemy dawną więź w trakcie wspólnych wypraw w góry i wieczorach przy kominku…
Moje plany legły w gruzach, gdy na dwa dni przed wyjazdem Mateusz poinformował nas, że albo weźmiemy też Oliwię, albo on nie jedzie. Mój mąż zasadniczo nie miał zastrzeżeń, a ja… Poczułam żal, rozczarowanie i dojmującą bezradność. Jeśli się nie zgodzę, syn mi nie wybaczy. A jeśli się zgodzę…
Abstrahując od planu naprawiania relacji z Mateuszem, przecież to nasze wyczekane wakacje. Dwa tygodnie na relaks, zdrową aktywność i bycie razem, w rodzinie. Oliwia do niej nie należała. Mateusz mógł być w tej dziewczynie zakochany, mógł aktualnie świata poza nią nie widzieć, ale dla mnie była obcą osobą. I będę musiała spędzić z nią urlop, pod jednym dachem, jeść razem posiłki, organizować jej rozrywki, pilnować, by czuła się z nami komfortowo, bo inaczej… Mateusz będzie miał do mnie żal.
Widziałam, jak się teraz denerwował, czekając na wiadomość od Oliwia. Obawiał się, że zmieni zdanie. Ja miałam na to nadzieję. Tak jak wcześniej łudziłam się, że rodzice Oliwii nie wyrażą zgody, ale podobno wyjechali za granicę. I zostawili ją samą? Nawet jeśli oficjalnie była pełnoletnia… dziwne. Nie zwykłam krytykować cudzych metod wychowawczych, ale ja nie cedowałabym opieki nad synem na zupełnie obcych mi ludzi. Bez żadnej rozmowy, ustaleń. Cóż…
Oliwia przyjechała z plecakiem pod nasz dom, Mateusz natychmiast do niej pobiegł, a potem my dołączyliśmy do nich i pojechaliśmy.
W drodze sytuację ratowało radio. Gdy próbowałam podpytać o coś Oliwię, poznać ją lepiej, słyszałam od syna: „mamo, skończ”. Więc przestałam. A już na miejscu Oliwia starała się być niewidzialna. Gdy przebywaliśmy razem w willi, albo siedziała w pokoju Mateusza, albo on siedział u niej. Ale głównie wychodzili i robili… nie wiadomo co, bo się nie zwierzali. Spędzali czas wyłącznie ze sobą, ignorując mnie i mojego męża. Nie potrafiłam się zrelaksować, ciągle o nich myślałam, próbowałam zorganizować nam jaką wspólną aktywność, bez powodzenia. Żaliłam się Leszkowi, że czuję się odsunięta i wykluczona.
– Powiedz mu to.
– Matiemu? Akurat się przejmie…
– Zdziwiłabyś się – rozległ się głos mojego syna, który właśnie zszedł z góry. – Nie izolujemy się, po prostu pokazuję Oliwii okolicę i moje ulubione miejsca. Poza tym Oliwka nie chce się wam narzucać, nie chce byście czuli się skrępowani i do czegokolwiek zmuszani z powodu jej obecności.
– Jaka wrażliwa…
– Mamo, proszę cię. Wiem, że nie jesteś zachwycona, ale mogłabyś się postarać. Tak jak ona.
– Czyli mam dać wam spokój, a najlepiej udawać, że was nie znam, tak? – zakpiłam.
Mateusz rozłożył ręce.
– No właśnie o tym ci mówiłem, tato. Matka wiecznie dramatyzuje i przesadza. Z nią się nie da normalnie porozumieć.
Musiałam wyjść, by ochłonąć w wieczornym chłodzie.
W porządku, skoro mam się nimi nie przejmować, nie będę. Zmuszę się i nie będę. Odtąd skupiłam się na swoim zadowoleniu i wypoczynku. Planowaliśmy z mężem dni, nie biorąc pod uwagę Matusza i Oliwii. Nieważne, czy to była wycieczka na Śnieżkę, wyprawa do Ogrodu Japońskiego czy gra w kości. O dziwo, gdy odpuściłam narzuconą sobie rolę gospodyni, poczułam się lżej i wreszcie naprawdę na wakacjach.
Pewnego wieczoru nasze głośne śmiechy ściągnęły na dół Mateusza.
– Świetnie się bawicie – zagaił. – Możemy… się przyłączyć? Oliwia nie bawiła się tak nigdy z rodzicami.
Chyba zaczynałam współczuć tej dziewczynie.
– Chodźcie, chodźcie – odparł mój mąż. – Im nas więcej, tym lepiej. Prawda?
Nie zaprzeczyłam. Wreszcie miałam okazję spędzić czas z synem, a że również z Oliwią, siła wyższa.
To był miły wieczór integracyjny, choć Oliwia nie umiała grać w kalambury, albo zbyt się wstydziła, a ta zabawa wymaga nie tylko bystrości i szybkości skojarzeń, ale też dystansu do siebie. W każdym razie przełamaliśmy lody. Nie staliśmy się nierozłączni od następnego dnia, ale jeszcze kilka razy zrobiliśmy coś wspólnie.
Uznałabym ostatecznie te wakacje za całkiem udane, gdyby… nie telefon od matki Oliwii. Niemal oskarżyła nas o porwanie córki. Podobno wcale nie zostawili jej samej. To ona po wielkiej kłótni, nic nie mówiąc, wróciła do Polski i nie odbierała telefonów. Skrócili pobyt i nie zastali jej w domu. Dowiedzieli się, gdzie jest, z jej mediów społecznościowych, gdzie wstawiła kilka zdjęć. Skąd matka Oliwii wzięła mój telefon, nie wiem, ale to nie jest obecnie mój największy problem.
Mateusz murem stoi po stronie Oliwii, nieważne, że nas okłamała, zaproponował nawet, by z nami zamieszkała. Mój mąż nie potrafi mu wytłumaczyć, że to kiepski pomysł. Więc to ja będę musiała być znowu tą złą i zdecydowanie odmówić. Wakacje z obcą dziewczyną to jedno. Branie na siebie odpowiedzialności za uciekającą z domu osiemnastolatkę, to zupełnie co innego.