Powiedz, bez czego nie możesz się obyć, a pokażesz, kim jesteś. Przedmioty, wspomnienia, marzenia, wartości, ludzie. Swoją złotą dziesiątkę wybrała dla nas znana wokalistka jazzowa Urszula Dudziak.
Nie pamiętam, kiedy i od czego zaczęła się ta pasja polowania na „okazy” w stosach używanych ciuchów. Ale dziś z upodobaniem szperam w „szmateksach”, a gdy znajduję coś niepowtarzalnego, cieszę się niebywale. Mam tych „cudów” z drugiej ręki mnóstwo! Od czasu do czasu robię w domu selekcję i podaję je dalej. Ale za chwilę i tak zapełniam wolne miejsce w szafie nowymi nabytkami. Uwielbiam grzebanie w stosach niepozornych rzeczy, a szczególnie bezcenny jest moment, gdy trafiam na tę jedną, niebywałą okazję. Chyba dobrze bym się czuła w roli archeologa. Czasem myślę, że minęłam się z powołaniem...
Kilka lat temu w Brukseli w butiku trafiłam na buty. Ale jakie! Na solidnej podeszwie, z czarnymi, groźnie wyglądającymi tygrysami! Od razu wiedziałam, że bez nich nie wyjdę. Gdy je włożyłam pierwszy raz, pomyślałam: „Są takie, jakby się ze mną urodziły i rosły przez te wszystkie lata”. Dla mnie to buty idealne, bo na dodatek są najwygodniejsze na świecie! Jedno wiem na pewno: nigdy ich nie wyrzucę!
Nie mogłabym mieszkać w miejscu, gdzie jest tylko gorąco lub zimno. Zmienność pór roku w naszym klimacie to dla mnie esencja życia. Radośnie przeżywam nadejście wiosny, mojej ukochanej pory roku! Ale ekscytuje mnie też czas każdego kolejnego przełomu. Z entuzjazmem czekam na kolejne lato, jesień, zimę... Zachwyca mnie koło natury. Mam nadzieję, że będzie się toczyć przez wieki!
Gonię, latam, długo nigdzie nie usiedzę. Dziennie robię przepisowe dziesięć tysięcy kroków (wiem to, bo mam aplikację w telefonie, która mi je liczy). Wbiegam po schodach po dwa stopnie i trudno za mną nadążyć. Czasem ktoś pyta, skąd u mnie taki napęd. Mój jedyny „napój energetyczny” to poranna kawa. Resztę energii czerpię z ukochania życia ze wszystkimi jego odcieniami. Akumulatory ładuje mi też miłość do zwierząt, przyrody i ludzi – najbliższych, ale nie tylko. Czuję,
że energii przybywa mi też od podróżowania, koncertowania, gry w tenisa i chodzenia wszędzie, gdzie się da, na piechotę. Chyba dopiero teraz, dobrze po siedemdziesiątce, czuję, że żyję na pełnej petardzie. Chwilo, trwaj!
Mieszkam w centrum Warszawy. Teraz to moje miasto. Tu czuję się najszczęśliwsza. No, chyba że wsiadam z Bogusiem, moją „drugą półnutą”, do samochodu i pędzimy do podwarszawskiej wsi. Egocentrycznie nazwałam ją Ulanówką. Tam szybko wracam do formy. W Warszawie kaszlę, na wsi zaciągam się kryształowym powietrzem i... żałuję, że nie mogę na zapas. Uwielbiam czereśnie z mojego ogrodu! Z Bogusiem niedługo zaczniemy w nim kopać, siać, sadzić i patrzeć, jak roślinki i zioła kiełkują. Może to jednak nie archeologiem powinnam być, ale ogrodnikiem?
To moje lekarstwo na wszystko. Nawet ten przyklejany na twarz wbrew wszystkiemu, w gorsze dni po jakimś czasie potrafi rozświetlić mi duszę. Dlatego staram się go mieć zawsze ze sobą
i nie chować w zakamarkach siebie. A korzystając z okazji, zachęcam wszystkich: rozdawajmy nasze uśmiechy garściami!
Mam z nim codzienną randkę. A jak przegapię jakąś, szybko nadrabiam zaległości. Piszę swój pamiętnik i piszę. Zapisałam już tysiące stron. Pierwsza przypada na rok 1960! Mam wielką frajdę, gdy czasem wracam do różnych okresów mojego życia, czytam i cieszę się ogromnie, że jestem wierna tym zapiskom przez tyle lat. Moje dzieci też piszą. Jakoś to ode mnie przejęły. Jestem pewna, że podziękują mi kiedyś za ten nawyk.
Pilnuję swoich myśli. Nie pozwalam sobie na marudzenie, żale. Polecam wszystkim, bo to daje radość, zdrowie i pomaga ciału harmonijnie funkcjonować. Nikt nie uniknie w życiu problemów, lecz założenie, że ze wszystkim można sobie jakoś poradzić, daje mi poczucie szczęścia. Często wracam myślami do przeszłości, ale wyłącznie do dobrych, szczęśliwych momentów. Te złe szybko tracą u mnie ostrość. Może dlatego lubię ze sobą przebywać.
Spędziłam w tym mieście 30 lat. Tam urodziły się moje córki Kasia i Mika. I tam wyrosły na obywatelki świata. Kiedyś Wojtek Karolak powiedział: „Nowy Jork wygląda tak, jakby ktoś dał dziecku z chorą wyobraźnią za dużo klocków”. Zgadzam się. W tym mieście jest jakieś szaleństwo, ale mimo to je kocham. Ono nakręca, szlifuje talenty, inspiruje. Jest jak wyzwanie, sprawdzian, bezwzględny nauczyciel. Czasem daje w kość. Ale nie potrafiłabym bez niego żyć. Pewnie dlatego często jeżdżę do Nowego Jorku.
Zimna woda na powitanie dnia! Zaraz po przebudzeniu biegnę do łazienki i myję twarz lodowatą wodą. Robię to od dzieciństwa i jest to już u mnie odruch bezwarunkowy. Wierzę, że dzięki temu mam wciąż piękną cerę i niewiele zmarszczek. Zdradzam wam tu mój urodowy sekret!