Utrudniamy sobie życie każdego dnia. Nie umiemy powiedzieć STOP, wszystko chcemy mieć pod kontrolą lub odwrotnie: idziemy na żywioł. A ty jak komplikujesz swoje?
Spis treści
Tęsknimy za prostotą. Szukamy porad, jak kupować mniej i jak pozbyć się nadmiaru przedmiotów z domu. Próbujemy uwolnić się od technologii i związanego z nią przebodźcowania, więc karierę robi cyfrowy detoks. Prostotę utożsamiamy też z życiem w zgodzie z naturą, zatem staramy się być eko. Zdaniem specjalistów to zrozumiałe.
– Stworzyliśmy cywilizację, której pędem i przeładowaniem informacyjnym jesteśmy zmęczeni. Dlatego prawie nikogo nie trzeba dziś namawiać do prostoty. Ona jest metaforą spokoju, intuicyjnie czujemy jej potrzebę – tłumaczy Leon Ciechanowski, psycholog i filozof z Uniwersytetu SWPS. Jak jednak tę prostotę osiągnąć? Wbrew pozorom to nie takie… proste, bo oddzielają nas od niej przeszkody, które sami stwarzamy.
Czasem, gdy mówimy „proste życie”, mamy na myśli życie spontaniczne i beztroskie: minimum przymusu, maksimum wolności. O takim marzymy, zmęczeni licznymi obowiązkami zmuszającymi nas do ciągłego planowania. Poza tym spontaniczność stała się pożądanym elementem wizerunku.
W naszej naturze leży chęć wyróżnienia się z tłumu, pokazania własnej atrakcyjności. A spontaniczność kojarzy się z młodością i naturalnością – tłumaczy Leon Ciechanowski.
Pułapka, którą na nas zastawia, wynika właśnie z jej zalet – jesteśmy przekonani, że wniesie w nasze życie tylko to, co dobre: luz i radość. Nawet psychologowie łączą ją głównie z cechami, które warto w sobie rozwinąć: kreatywnością, odwagą wyjścia poza ramy codzienności. – Wiąże się ją z elastycznością, umiejętnością dostosowania się do zmieniającej się sytuacji. Wyskakuje nowe, nieoczekiwane zadanie, a my nie załamujemy się, lecz reagujemy i znajdujemy rozwiązanie często nietypowe, poza ustalonymi procedurami. To jest istota spontaniczności. Pytanie: czy tak właśnie ją rozumiemy? – zastanawia się Leon Ciechanowski. W codziennym życiu jest raczej tak, że tęskniąc do pełnej beztroski, wybieramy postawę: robię to, na co mam ochotę, idę za impulsem, nie będę się zmuszać do niczego. A to oznacza zmiany planów, zawalanie terminów, spóźnienia, tworzenie zaległości. W efekcie komplikujemy życie – i sobie, i innym.
Sama spontaniczność nie jest remedium na cywilizacyjny pęd ani sposobem na proste życie. Jest raczej dodatkiem, przyprawą, której nadmiar psuje potrawę. – Filozof Henri-Frédéric Amiel mawiał: spontaniczność kończy się tam, gdzie pojawia się analiza – dodaje Leon Ciechanowski. – Innymi słowy: nie w każdej dziedzinie, nie o każdym czasie się przydaje. Potrzebujemy też analizować i planować choćby po to, żeby realizować cele, rozumieć sens swoich działań. Natomiast gdybyśmy zapragnęli więcej kreatywności w życiu, spontaniczność odegra w nim kluczową rolę. Badania pokazują, że najlepsze pomysły wpadają nam do głowy już po okresie intensywnej analitycznej pracy: najpierw harujemy, a potem odpuszczamy, oddajemy się beztrosce. I wtedy: eureka! To zdrowy, prosty rytm.
Cenne wskazówki:
– Mamy to we krwi. Zgromadzić więcej, zjeść więcej, robić zapasy: to genetyczny kod całego królestwa zwierząt. Jesteśmy zaprogramowani do odkładania na czarną godzinę – mówi Leon Ciechanowski. – Ale od świata zwierząt odróżnia nas kora nowa w mózgu (odpowiedzialna za wyższe czynności poznawcze) i powinniśmy użyć jej do analizy sytuacji. Żyjemy w czasach dobrobytu i obfitości, nie potrzebujemy większości rzeczy, które kupujemy. Choć przeciwdziałanie głęboko zakodowanym impulsom nie jest łatwe, warto pamiętać, że mamy doświadczenie w ograniczaniu konsumpcji: ćwiczymy się w nim już parę tysięcy lat. Większość religii i systemów filozoficznych – buddyzm, stoicyzm, konfucjanizm, chrześcijaństwo – sygnalizowało, że nadmiar pożądań szkodzi. „Ten najlepiej korzysta z bogactw, kto ich najmniej pożąda” – pisał Epikur trzy wieki przed Chrystusem. Dziś potrzebujemy sobie przypomnieć, że mnożenie pragnień wzmaga niepokój i niezadowolenie z życia. - Naszą odpowiedzią jest minimalizm, ten szeroki trend od designu po codzienne doświadczanie rzeczywistości, sztuka odejmowania, czyszczenia przestrzeni i życia ze zbędnych rzeczy – mówi Leon Ciechanowski.
Filozofia „im mniej, tym lepiej” zawiera ponadczasową mądrość: wrogiem prostoty jest każdy nadmiar. Nadmiar rzeczy, pragnień, kontroli, a nawet spontaniczności i naturalności. Nawet w kwestii kontaktów z ludźmi minimalizm mówi: miej mniej przyjaciół, za to prawdziwych.
I jeśli rzeczywiście zwracamy się ku życiu bardziej oszczędnemu, naturalniejszemu i powolniejszemu, działa to na naszą korzyść. Jednak minimalizm, jak wszystkie trendy, trafił na rynek i został przerobiony na produkt. Kosztowny i piękny produkt. Paradoksalnie więc, żeby na prostotę w designie zarobić, musielibyśmy zrezygnować z niej w innych sferach życia i zacząć pracować więcej…
Kiedy próbujemy uprościć życie, czeka nas „wojna” ze sprzedawcami pragnień. Jak ją wygrać? Psycholog radzi: zadawaj sobie pytania. „Czy tego potrzebuję? Właściwie do czego? Ile mi tego potrzeba? I czy to będzie dla mnie dobre?”. Dopiero kiedy zestawiamy pragnienia z potrzebami, nadajemy im właściwy wymiar.
Cenne wskazówki:
Jeśli sama nie spakuję bagażu, wszystko się skomplikuje i znowu wyruszymy w drogę po południu. Jeśli nie dopilnuję zakupów, nie będzie nic na kolację. Jeśli nie wstanę zrobić śniadania, domownicy najedzą się śmieci z konserwantami. Mechanizm nadmiernej kontroli to jeden z najbardziej przewrotnych komplikatorów życia, bo powstał z potrzeby upraszczania. Stoi za nim myśl, że proste życie to życie dobrze zorganizowane, i nie jest to pozbawione sensu. Ale ponieważ pod tą dobrą organizacją ukrywają się lęk i przewidywanie czarnych scenariuszy, kontrola się nakręca. Przewidujemy, planujemy, zapobiegamy, po czym wywołujemy scysje we własnym domu, choć tego właśnie chciałyśmy uniknąć. Jak mówi Leon Ciechanowski, nadmierna kontrola musi wywołać komplikacje po pierwsze dlatego, że jest przez bliskich odbierana jako wyraz braku zaufania. Skoro kontrolujesz, to nie ufasz, prawda? Mogłaś poprosić – mówią. Czy musisz sama decydować o wszystkim? Otóż właśnie wydaje się nam, że musimy, że zrobimy lepiej, ogarniemy sprawniej. Koncentracja na organizacji odwraca naszą uwagę od realnych potrzeb naszych bliskich, którzy czują, że w nich nie wierzymy, że wyżej cenimy swój idealny plan niż ich samych. – Wszyscy potrzebujemy mieć poczucie wpływu na rzeczywistość – dodaje psycholog. – Badania pokazują, że to przemożna potrzeba, której nie doceniamy. Jeśli kogoś kontrolujemy, paradoksalnie ograniczamy mu jego możliwość kontroli, sprawiamy, że czuje się zagrożony. To zupełnie nieważne, czyj plan jest lepszy: nasz może być idealny, ale zniszczy związek, jeśli zapomnimy spytać innych o opinię i wziąć ją pod uwagę.
Psychologowie społeczni mówią, że nadmierna kontrola jest problemem naszych czasów, ponieważ ilość napływających do nas informacji o zagrożeniach przekroczyła masę krytyczną. Grożą nam choroby, bieda, ocieplenie klimatu, cholesterol, smog, otyłość. Liczba zagrożeń sprawia, że łatwo tworzyć czarne scenariusze i przewidywać katastrofy, łatwo też o lęki i brak poczucia bezpieczeństwa. Czujemy ulgę, przestrzegając diety, badając się, czytając etykiety – zyskujemy kontrolę nad swoim zdrowiem, sposobem odżywiania. Ale z drugiej strony życie komplikuje się, bo przybywa drobnych zadań, które musimy włączać do planu dnia, żeby wszystkiego dopilnować. – A i tak się nie udaje – mówi Leon Ciechanowski. – Uliczny korek nie pozwala dojechać na czas, deszcz psuje piknik na łonie natury, gubimy kartkę z ważną informacją, a niespodziewane obowiązki sprawiają, że przegapiamy wyprzedaż.
Problem z kontrolą polega na tym, że jest nierealistyczna, oparta na złudzeniu, że to się może udać, że możemy nad wszystkim panować.
Mały test: przeczytaj zdanie „Są sytuacje, których przewidzieć ani zaplanować się nie da”. To straszne czy zwyczajne? Fakt czy raczej opinia budząca niepokój? – Jeśli mamy problem z kontrolą, nie chcemy się z tym zdaniem pogodzić, obwiniamy się, że gdybyśmy starali się bardziej, wstali wcześniej, pilnowali lepiej, nic by się nam nie wymknęło. Oczywiście to nieprawda – dodaje psycholog. – Zawsze się coś wymknie i właśnie to jest normalne. Życia nie da się złapać na haczyk i mieć na oku. Pewna doza niepewności będzie istnieć zawsze. W chwili, gdy to zaakceptujemy, życie stanie się prostsze.
Cenne wskazówki: