Historie osobiste

"Zakochałam się i chciałam przedstawić partnera synowi. Okazało się, że znają się aż za dobrze"

"Zakochałam się i chciałam przedstawić partnera synowi. Okazało się, że znają się aż za dobrze"
Ta miłość zaskoczyła mnie, ale nie zrezygnuję ze szczęścia
Fot. Agencja 123rf

Kiedy zaczęliśmy się spotykać, oboje byliśmy po rozwodach. Okazało się, że niezwykle do siebie pasujemy. Kiedy już zaczęłam planować zapoznanie Krzysztofa z moim synem, okazało się, że dobrze się znają. Co więcej, pracują razem. 

Byłam bardzo podekscytowana wyjściem do teatru. Bilety na spektakl dostałam od syna, ten natomiast otrzymał je z firmy, jako bonus pracowniczy. Niestety Marcin nie mógł się wybrać, ponieważ jego żona była w zaawansowanej ciąży i źle znosiła swój stan. Nadal walczyła z nudnościami, a ostatnio także z osłabieniem. Marcin nie chciał zostawić jej samej, więc bilety przypadły mnie.

Tajemniczy mężczyzna z teatru

Zamierzałam zabrać koleżankę, ale skręciła nogę, więc finalnie poszłam sama. Niespecjalnie mi to nie przeszkadzało. Ostatnio często wychodziłam bez towarzystwa. Cieszyłam się tym nowym rodzajem pewności siebie, skupieniem wyłącznie na sobie. Przed rozwodem zwykle stawiałam siebie na ostatnim miejscu, ale od kilku lat wszystko się zmieniło.

Usiadłam na swoim miejscu i przeszedł mnie dreszcz ekscytacji. Dawno nie oglądałam niczego na żywo i miałam przeczucie, że to będzie wyjątkowy wieczór.

– Widziała pani już tę sztukę?

Spojrzałam na mężczyznę siedzącego dwa miejsca dalej. Miał świetny garnitur, srebrne, okrągłe okulary i śmiesznie zakręcone, posiwiałe wąsy. Wyglądał jak dżentelmen ze starych romansów. Wydawało mi się, że już go kiedyś widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie.

– Nie, jestem pierwszy raz. – Uśmiechnęłam się.

Pokiwał głową i odwzajemnił uśmiech. Coś mnie w nim zaintrygowało. To, jak wspierał łokieć o oparcie siedzenia, sposób, w jaki na mnie spoglądał… Ponownie zwróciłam uwagę na te jego wąsy. Dodawały oryginalności jego sympatycznej twarzy.

– Ja już byłem dwa razy.

– Aż dwa?

– Tak, i za każdym razem widzę coś innego. To jak z podróżą w to samo miejsce. Niby droga ta sama, a zawsze odkrywa się coś nowego.

 

Poczułam motyle

Rozbrzmiał ostatni dzwonek, więc oboje spojrzeliśmy na rozświetloną scenę.

– I jak wrażenia? – spytał w antrakcie po pierwszej części przedstawienia.

– Niesamowite. Odnoszę wrażenie, że światło w tym akcie to najważniejszy aktor.

Mój nowy znajomy pokiwał z uznaniem głową i zajął wolne miejsce obok mnie. Byłam zaskoczona, ale nie protestowałam. Jestem wrażliwa na zapachy, a on bardzo ładnie pachniał. Czymś wytrawnym i eleganckim.

– Zgadza się. W tej części światło gra główną rolę.

– A co będzie w drugiej części?

– Dźwięk. – Nachylił się i spojrzał mi w oczy, a ja poczułam coś, co ostatni raz czułam w szkole średniej. Motyle w brzuchu.

 

I nagle zechcieliśmy to kontynuować

Nigdy nie zapomnę tego wieczoru. Obserwowałam mężczyznę, kiedy po zakończeniu przedstawienia, wstawał z miejsca. Wiedziałam, że nie odejdzie ot tak, i miałam rację. Najwyraźniej też poczuł to dziwne przyciąganie między nami, tę subtelną nić porozumienia…

– Jeśli będzie pani chciała porozmawiać o teatrze albo… o czymkolwiek, to będzie mi bardzo miło. – Podał mi wizytówkę, która też wydała mi się znajoma. Gdzieś widziałam już to logo.

Nie drążyłam jednak. Mam pamięć wzrokową, gorzej ze skojarzeniami. Przed pójściem spać postanowiłam napisać do niego SMS. Miał na imię Krzysztof, pięćdziesiąt trzy lata i był architektem. Już wtedy powinnam się zorientować, ale mój oszołomiony umysł nie składał faktów.

Zaczęliśmy się spotykać. Żadne z nas tego nie planowało. Na początku mówiliśmy sobie, że to relacja bez zobowiązań. Oboje byliśmy po rozwodach i chyba baliśmy się zbyt wczesnych deklaracji. W każdym razie każde wyjście z nim było przygodą, a noc, cóż… Pasowaliśmy do siebie idealnie. W moim wieku już coś się wie na ten temat.

 

Pora przedstawić go synowi

– Mam dla ciebie niespodziankę – szepnął mi do ucha, kiedy oboje leżeliśmy na kanapie w jego salonie, oglądając maraton czarnobiałych filmów.

Spotkania z nim były dla mnie odskocznią od codzienności w pracy i w domu.

– Czy to ma coś wspólnego z moimi urodzinami?

– Tak! Jedziemy do Warszawy, do Teatru Wielkiego.

Domyśliłam się, że chodzi o Draculę. Kiedy tylko w mediach pojawiła się informacja o baletowej wersji mojej ulubionej książki, chciałam ją obejrzeć. I nawet nie musiałam tego mówić na głos…

– To polska premiera. Z trudem zdobyłem bilety, więc musimy pojechać.

Trochę się zestresowałam, bo nie byłam pewna, czy w ten piątek nie wypadnie mi dyżur przy wnuczce. Okazało się, że syn i synowa też jadą do Warszawy, i to na cały tydzień, a Kornelką zajmie się w tym czasie druga babcia. Pomyślałam, że to dobry moment, by Marcin poznał Krzysztofa. Spotykaliśmy się już ponad trzy miesiące i zapowiadało się na trwałą relację. Zatem pora wyjść z ukrycia.

 

Oni się już znają?

Chciałam o tym porozmawiać po spektaklu, kiedy opadną artystyczne emocje. Tak jak się spodziewałam, balet był fantastyczny. Podczas przerwy wyszliśmy na taras, by trochę odetchnąć. Czułam się jak zakochana dwudziestolatka. Krzysztof trzymał mnie za rękę i cały czas komplementował. Dzisiaj był szczególnie romantyczny, a ja czułam się bardzo szczęśliwa.

– Mamo? – Znajomy głos wprawił mnie w osłupienie. – Pan prezes?

Oboje spojrzeliśmy na mojego syna, który patrzył na nas jak na obcych z innej planety. Moje usta bezwiednie ułożyły się w nieme „o”, kiedy do Marcina dołączyła moja elegancko ubrana synowa. Przez chwilę wszyscy czworo przyglądaliśmy się sobie w nerwowym milczeniu.

– Co tu robicie? – zapytałam.

– Mama Iwony dała nam bilety na naszą drugą rocznicę ślubu – odparł Marcin, patrząc na mojego towarzysza. – Nie wiedziałam, że znasz mojego szefa.

– Szefa? – Zerknęłam na Krzysztofa, który uśmiechał się bardziej z rozbawieniem niż zażenowaniem.

– Pracuję dla niego. Nie zorientowałaś się? – W głosie Marcina zabrzmiał wyrzut.

Nie miałam pojęcia, jak się zachować. Uratował mnie dzwonek obwieszczający koniec antraktu.

 

Jestem otwarta na przyszłość

– Kto by pomyślał, że umawiam się z matką mojego pracownika. Idealny temat na plotki. – Krzysztof zaśmiał się cicho, obejmując mnie. – Masz inne nazwisko niż syn…

– Wróciłam do panieńskiego po rozwodzie.

– Jesteś jak zakazany owoc. – Pocałował mnie rękę, kiedy zajęliśmy już miejsca.

– Bardzo śmieszne – mruknęłam.

– A co powiesz na to? – szepnął, gdy światła zaczęły przygasać, i wyjął coś z kieszeni.

Spojrzałam na jasny pierścionek połyskujący w blasku rozświetlonej sceny.

– Specjalnie wybrałeś ten moment, żebym nie mogła uciec?

Kiwnął głową.

– Imponuje mi twój taktyczny spryt. – Podałam mu dłoń.

Co będzie dalej? Nie mam pojęcia, ale dokonałam już wyboru. Ja też mam prawo być szczęśliwą. 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również