Portret

Joe Biden - sukces w cieniu tragedii

Joe Biden - sukces w cieniu tragedii
Fot. East News

Czy można wyobrazić sobie większy sukces niż wygranie wyborów prezydenckich? I czy można doświadczyć większej tragedii niż strata ukochanej żony i dziecka? Joe Biden doświadczył i jednego, i drugiego. 

Życie boleśnie doświadczyło Joe Bidena. Nowy, 46. prezydent USA wie, czym jest strata i rozpacz, które mogą doprowadzić człowieka do samobójstwa. Najpierw, w tragicznym wypadku Joe Biden stracił żonę i córeczkę. Później najstarszego syna odebrał mu nowotwór. W najtrudniejszych momentach przy życiu trzymało go poczucie obowiązku, wiara i miłość.

Joe Biden - śmierć pierwszej żony i maleńkiej córeczki

Zbliżały się święta Bożego Narodzenia. 18 grudnia 1972 roku, niedługo po tym, jak jej mąż Joe został wybrany na senatora, Neilia Biden jechała kupić choinkę. Razem z nią w samochodzie była trójka jej dzieci: 3-letni Beau, 2-letni Hunter i roczna Naomi. Prawdopodobnie coś rozproszyło uwagę Neilii i wjechała na sąsiedni pas jezdni - prosto pod koła ciężarówki.  

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez HONOR OF NEILIA BIDEN. (@neiliabiden)

Neilia, Naomi, Beau i Hunter zostali przewiezieni do szpitala. Na miejscu lekarze stwierdzili zgon żony i córeczki Joe Bidena. Los synów senatora-elekta był niepewny. Biden był na spotkaniu, kiedy zadzwoniono do niego z informacją o wypadku. Wspominał ten telefon podczas spotkania z rodzinami żołnierzy poległych na służbie: - Wiesz, czujesz to w kościach, że stało się coś złego. I ja wiedziałem - mówił Joe Biden.  - Osoba, która dzwoniła powiedziała, że moja żona nie żyje, moja córka nie żyje, i nie było wiadomo, czy moi synowie przeżyją.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Joe Biden (@joebiden)

- Po raz pierwszy w życiu zrozumiałem, jak ktoś może świadomie podjąć decyzję o popełnieniu samobójstwa. Nie dlatego, że jest obłąkany, tylko dlatego, że zdobył szczyt góry i wie, że już nigdy więcej na niego nie wejdzie - opisywał swój ból Joe Biden.

Tym "szczytem góry" było dla niego rodzinne szczęście. Śmierć Neilii i Naomi oraz ciężki stan dwóch synów doprowadziły go do rozpaczy, ale nie złamały. Beau i Hunter powoli wracali do zdrowia, a Joe Biden - za namową przyjaciół - do pracy. 5 stycznia 1973 roku senator Biden został zaprzysiężony w szpitalu, w obecności dwójki swoich ocalałych z wypadku dzieci.   

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez POLITICO (@politico)

Rodzina wzmocniona tragedią

Tragiczna śmierć Neilii i Naomi odcisnęła się piętnem na życiu Joe Bidena i jego synów. Stali się też dzięki temu doświadczeniu bardzo sobie bliscy. Senator Biden codziennie pokonywał 400 km z Wilmington do Waszyngtonu i z powrotem, żeby spędzić wieczór w domu, z Beau i Hunterem. Wszyscy byli pod wrażeniem jego ojcowskiego oddania. On jednak twierdzi, że jego kilkuletni synowie okazywali mu równie silne wsparcie: - Po wypadku, oni opiekowali się mną w takim samym stopniu, jak ja nimi - wspominał Joe Biden w programie Megyn Kelly.  

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez Joe Biden (@joebiden)

Nowe szczęście i... kłopoty 

W 1977 roku Joe Biden ponownie się ożenił. Jill Biden okazała się nie tylko niezwykle czułą zastępczą matką dla jego synów, ale też znaczącym wsparciem w jego politycznej karierze. W 1981 roku na świat przyszła ich córka - Ashley. Rodzinne szczęście trwało prawie niezakłócone do 1988 roku, kiedy to Joe Biden przeszedł operację mózgu, podczas której usunięto mu dwa tętniaki, i doświadczył śmiertelnie niebezpiecznego zatoru tętnicy płucnej. Powrót do pełnej formy i pracy zajął mu kilka miesięcy.

Śmierć Beau Bidena - utrata duszy

W 2013 roku u najstarszego syna Joe Bidena, Beau, zdiagnozowane zostało czwarte stadium raka mózgu. Przez dwa lata Beau Biden - prawnik, żołnierz i polityk - wspierany przez całą rodzinę, walczył z nowotworem. Zmarł w szpitalu, 30 maja 2015 roku. Joe Biden wspominał ostatnie chwile swojego syna w programie Oprah Winfrey: - Spojrzał na mnie i powiedział: "Tato, nie boję się".

Gdy koniec się zbliżał, jego brat był przy nim, i siedzieliśmy we trzech trzymając się za ręce, a on chciał nas uspokoić. Wiem, że mój chłopiec jest przy mnie - mówił z trudem hamując łzy Joe Biden. 

O stratę syna zapytała go też dziennikarka CCN. - Tęsknię za nim każdego dnia  - powiedział jej Joe Biden. - On był moją duszą. Hunter jest moim sercem, on był moją duszą.

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również