Portret

Małgorzata Niemirska: "Łatwiej stracić majątek, pieniądze czy rolę niż mężczyznę"

Małgorzata Niemirska: "Łatwiej stracić majątek, pieniądze czy rolę niż mężczyznę"
Małgorzata Niemirska
Fot. AKPA

"Ogarnęła mnie melancholia. Staram się nie mieć czarnych myśli, ale one czasem przychodzą" - mówiła Małgorzata Niemirska w 2015 roku. Aktorka wspominała śmierć męża Marka Walczewskiego, z którym była przez 35 lat. 

Małgorzata Niemirska o wieku

Wychodzi na scenę elegancka: w długiej niebieskiej sukni, dopasowanej peruce i z mocnym makijażem. Ale gdy w połowie spektaklu ściąga sztuczne włosy, a z zabandażowanych nóg spadają jaskrawożółte szpilki, wygląda na zmęczoną życiem. Pogorelka w „Romantykach” Hanocha Levina jest jedną z najlepszych ról Małgorzaty Niemirskiej. W czerwcu zeszłego roku w warszawskim Teatrze Dramatycznym świętowała nią 45-lecie pracy artystycznej. To sztuka o starości, ale aktorka mówi, że nie martwi się upływem czasu.

Nie udaję podlotka, ale nie mam świadomości wieku. Odziedziczyłam tę cechę po ojcu. Kiedyś poszedł do lekarza i zapytany, ile ma lat, odpowiedział bez namysłu, że 58. A kiedy skonsternowany medyk zasugerował, że chyba 68, tata prawdziwie zaskoczony odpowiedział: „Ja? Niemożliwe…” – śmieje się aktorka.

– Wiele osób nie wierzyło, że w „Romantykach” dam sobie radę, bo wyglądam zbyt młodo w stosunku do moich scenicznych partnerów. Dlatego tym bardziej się cieszę, że spektakl okazał się sukcesem. A reżyser Grzegorz Chrapkiewicz dodaje: – Od początku wiedziałem, że Małgosia jest idealna do tej roli. Ona łączy w sobie skrajne cechy: jest niezwykle delikatna i subtelna, a jednocześnie ma silną osobowość. Świetnie poradziła sobie na scenie, chociaż musiało jej być ciężko. Sztuka została rozpisana na trzy osoby, a że jeden z aktorów nie wierzył w projekt i stale dawał temu wyraz, praca była utrudniona dla wszystkich. Małgosia robiła wszystko, żeby wynagrodzić mi ten dyskomfort. Pierwszy raz w życiu spotkałem się z sytuacją, żeby aktor roztaczał nade mną parasol ochronny. Ona dba o innych. Jak powiedziałem, że robi najlepsze na świecie kotlety mielone, zaczęła mi je przynosić niemal codziennie w ilości hurtowej – śmieje się reżyser.

 

 

Małgorzata Niemirska o śmierci męża

Kiedy spotykam się z aktorką w jej domu na warszawskiej Sadybie, w niczym nie przypomina zmęczonej Pogorelki. Elegancka bluzka i dopasowane białe spodnie podkreślają jej zgrabną figurę. Dyskretny makijaż, delikatna biżuteria. Małgorzata Niemirska ma w sobie klasę dawnych gwiazd kina. Bliźniak, w którym mieszka, stoi przy ulicy, gdzie wciąż są gazowe latarnie. Na porośniętym bluszczem tarasie ćwierkają wróble, które Niemirska codziennie karmi. Czuć, że to dom z duszą. Ale aktorka wyznaje, że nadszedł czas pożegnania się z tym miejscem.

– Długo dojrzewałam do tej decyzji, jednak teraz już nie ma odwrotu. Myślałam, że ten dom będzie dla mnie i dla mojego męża Marka docelowym, ale życie potoczyło się inaczej i psychicznie już tu nie mieszkam. Czas na nowy rozdział.

Ostatnie lata były dla niej trudne. W maju 2009 roku, po długiej walce z alzheimerem, zmarł jej mąż, wybitny aktor Marek Walczewski, a dwa lata temu, również po ciężkiej chorobie, odeszła mama. Małgorzata przyznaje, że wciąż trudno jej pogodzić się z tą stratą.

Zbyt wiele ciosów musiałam przyjąć, zbyt wiele tych nieszczęść było. Zapewne inaczej jest, kiedy człowiek ma dzieci, a ja mam poczucie, że zostałam sama. Oczywiście, są znajomi i przyjaciele, ale oni mają własne życie – mówi.

I szczerze przyznaje: – Ogarnęła mnie melancholia. Staram się nie mieć czarnych myśli, ale one czasem przychodzą. Jestem jednak zodiakalnym Bliźniakiem, mam dwoistą naturę – łatwo mnie zasmucić, ale też łatwo ucieszyć. Dlatego przyjęłam do wiadomości, że taki mam teraz etap w życiu, lecz wiem też, że po burzy zawsze przychodzi słońce. I ja na to słońce czekam. Może znowu obudzi się mój wewnętrzny Piotruś Pan, który w ostatnich latach musiał wydorośleć? – zastanawia się aktorka. – Dla mnie lekarstwem i zbawieniem jest praca. Dopóki ją mam, wiem, że wszystko będzie dobrze – dodaje.

Małgorzata Niemirska: gdzie grała?

Jej życie zawodowe ostatnio przyspieszyło. Pod koniec ubiegłego roku w kinach można było zobaczyć „Zbliżenia” Magdaleny Piekorz, w których Niemirska pojawiła się u boku swojej starszej siostry Ewy Wiśniewskiej. – To był tylko epizod, „machnęłam” go w jeden dzień. Pomyślałam, że to będzie taki rodzinny żarcik, ekscesik towarzyski.

Występuje u nas pewne rodzinne podobieństwo, ale tak naprawdę jesteśmy bardzo różne, dwie kompletnie inne osobowości – opowiada. Grzegorz Chrapkiewicz potwierdza: – Ewa jest jak wulkan, a Małgosia do roli dochodzi przez skupienie i wycofanie się do wewnątrz. We wrześniu pojawił się w TVN serial „Aż po sufit!”, w którym wciela się w matkę głównej bohaterki granej przez Edytę Olszówkę, a na początku przyszłego roku na ekrany wejdzie film „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej z jej udziałem. – To nieduża, ale znacząca rola. Bardzo dla mnie trudna, bo dotyczy śmierci, a zagrałam ją tuż po odejściu mamy. Na początku strasznie się przed nią broniłam, uznałam, że jest za blisko życia. Ale ponieważ pani reżyser też przeżyła taką podwójną traumę, w krótkim odstępie czasu zmarli jej rodzice, to pomyślałam, że może to będzie lekarstwo. Z trudnymi emocjami trzeba się zmierzyć, oswoić je – mówi aktorka. – Lekarstwo zadziałało? – pytam. – Trochę zadziałało – odpowiada.

Małgorzata Niemirska i rola w "Czterech pancernych i psie"

– Kiedyś zapytałam ją, czy brała pod uwagę jakiś inny zawód. Odpowiedziała ze śmiechem: „A co, dentystką miałam zostać? Po tylu latach pracy z kamerą przy serialu?” – opowiada Kamila Drecka, dziennikarka i przyjaciółka Niemirskiej. Ale Małgorzata, zanim została Lidką Wiśniewską z „Czterech pancernych i psa”, czyli radiotelegrafistką, w której w latach 60. kochała się połowa męskiej populacji (ta, która nie kochała się w Marusi, czyli Poli Raksie), marzyła o tym, żeby zostać baletnicą. Sprzeciwił się ojciec, który był skrzypkiem w Teatrze Wielkim i wiedział, jak krótka jest kariera tancerki. Teraz aktorka stwierdza: – Mogłabym być dyrygentem, czuję, że byłabym w tym niezła. Ale wtedy nie było modne, żeby kobiety dyrygowały orkiestrą. Ja i moje siostry chodziłyśmy do szkoły muzycznej. W domu stał fortepian i ćwiczyłyśmy na nim na zmianę. Muzyka to pierwsze medium, które mnie pochłonęło, i to ją kocham najbardziej. Gdy przygotowuję nową rolę, dobieram dźwięki, które do niej pasują. Nasłuchuję i wczuwam się w postać. A potem tańczę, wyobrażając sobie moją bohaterkę.

Miała 16 lat, kiedy zaproponowano jej rolę Lidki. Ekipa filmowa chodziła po warszawskich szkołach średnich i szukała dziewczyny, która byłaby przeciwieństwem eterycznej Poli Raksy. Zadziornej, z charakterem. Tak trafili do żeńskiego Liceum im. Narcyzy Żmichowskiej, gdzie uczyła się Małgorzata. To miała być tylko przygoda, ale na planie serialu Niemirska spędziła siedem lat – klasę maturalną, całe studia i pierwszy rok pracy w Teatrze Dramatycznym.

Były momenty, że miałam dość. Moi rówieśnicy, gdy mieli wolne, jeździli na wakacje, a ja na poligon lub w okopy. Ciągle w tych samych walonkach, oficerkach, mundurze. W pewnym momencie byłam już tak zmęczona, że nie lubiłam nawet rozmawiać o „Czterech pancernych…”. Serial obejrzałam w całości dopiero kilka lat temu. Musiało trochę czasu minąć, żebym nabrała dystansu – opowiada aktorka.

– Z drugiej strony, robiłam coś, co sprawiało mi wielką przyjemność. I czułam się samodzielna, taka dorosła. Zarabiałam co prawda grosze, ale mogłam sobie kupić puder czy tusz do rzęs bez proszenia rodziców o pieniądze – dodaje. Długo nie mogła pozbyć się wizerunku Lidki, reżyserzy chcieli ją obsadzać w kolejnych wersjach tej samej roli.

Być może sama zawiniłam, że tak rzadko pojawiałam się w kinie. Najpierw miałam dość seksbomby, którą chciano we mnie widzieć. Potem nastał stan wojenny i w filmach nie grało się wcale, został tylko teatr. Aż minęły czasy seksbomby i nie mogłam już grać dzierlatek, a na kobiety bardzo dojrzałe byłam za młoda. Zawsze zresztą tak było, że byłam za młoda albo za stara. Nigdy akurat – śmieje się Niemirska. Nie żałuje jednak, że nie została gwiazdą dużego ekranu, bo spełniała się w teatrze – najpierw przez 13 lat występowała w Dramatycznym, w stanie wojennym, gdy zwolniono dyrektora Gustawa Holoubka, przeniosła się do teatru Studio Jerzego Grzegorzewskiego i tam spędziła 12 lat, a od połowy lat 90. znów jest aktorką Dramatycznego. Mówi, że ta scena to jej drugi dom. Czasami nawet pierwszy. – Mam tam swoją garderobę, od skończenia szkoły tę samą, i tę samą toaletkę. A także leżankę, która na cześć mojej roli została ochrzczona Sofą Lidką im. Małgorzaty Niemirskiej (śmiech). Agata Kulesza, która przez lata dzieliła ze mną tę garderobę, powiedziała mi raz: „Ta leżanka kiedyś będzie twoją własnością”. I podczas obchodów 45-lecia mojej pracy zawodowej, na których panowała niezwykle podniosła atmosfera, na scenę wparowała nagle Agatka i stwierdziła bezceremonialnie: „Jeszcze ja chciałam coś powiedzieć”. I wyjęła mosiężną tabliczkę z wygrawerowanym napisem „Sofa Lidka im. Małgorzaty Niemirskiej” oraz cztery śruby w zestawie – śmieje się aktorka.

 

 

Małgorzata Niemirska we wspomnieniach przyjaciół

Chociaż przez wiele lat Małgorzata Niemirska dzieliła czas głównie między szkołę a plan serialu, to wspomina, że mimo wszystko zawsze udawało się jej go wygospodarować także na tzw. normalne życie. Szczególnie na potańcówki, na które zapraszali chłopcy z męskich liceów. Teresa Lewińska, przyjaciółka aktorki ze szkolnej ławy, wspomina: – Ja i Małgosia to była miłość od pierwszego wejrzenia. Połączyło nas podobne poczucie humoru. Pamiętam, jak pod koniec przedmaturalnej klasy pojechałyśmy na szkolną wycieczkę na Mazury, do Starych Jabłonek. Paliłyśmy na potęgę, więc w domku, w którym mieszkałyśmy, dym wychodził dosłownie każdą szparą. W środku było wręcz czarno. Dlatego kiedy nauczycielka od chemii zaczęła tarabanić w drzwi, postanowiłyśmy odwrócić jej uwagę i zagrałyśmy scenę, że Małgosia źle się czuje, niemal umiera, a ja próbuję ją ratować. Profesorka jednak wyczuła przekręt i napiętnowała nas przy całej klasie, czym oczywiście się nie przejęłyśmy. Wcześniej zauważyła, jak na pomoście próbuje do nas zagadać jakiś mężczyzna, na oko 30-letni, więc po powrocie podczas wywiadówki powiedziała rodzicom: „Dziewczynki wykazały się wysoce nagannym zachowaniem. Podrywały starszych panów i dawały im się uwodzić”. Na koniec roku dostałyśmy obniżone oceny ze sprawowania. My, panienki z dobrych domów! To była kara karkołomna, bo obniżone oceny ze sprawowania mieli tylko najgorsi chuligani – śmieje się Lewińska. I dodaje: – Ja zawsze zdrowo opalona, a Małgosia biała jak mąka, dlatego kiedy chciałyśmy urwać się ze szkoły, to jej przypadały wszelkie „choroby”. Angina pectoris to była stała dolegliwość. Ona zaczynała się beznadziejnie czuć i wtedy ja taką omdlałą niemal wynosiłam na rękach (śmiech). A potem szłyśmy do kawiarni Mozaika i czytałyśmy… podręczniki. Tylko okładki robiłyśmy z opakowań po paczkach papierosów, bo przecież to wstyd, żeby w kawiarni podręcznik czytać.

Arystokratycznie bladą cerę Niemirska ma do dzisiaj: nienawidzi się opalać i najchętniej zamieszkałaby w Skandynawii. – Ja Małgosię uwielbiam opaloną, bo pod wpływem słońca na jej twarzy pojawiają się śliczne piegi. Kiedyś wybrałyśmy się do Zakopanego do zaprzyjaźnionej rodziny góralskiej i namówiłam ją – choć opierała się twardo – do wyjścia na podwórko i złapania trochę koloru – opowiada Lewińska. – Wyniosłyśmy piernaty i tak sobie leżymy, ale że przeszkadzały mi długie, niezwiązane włosy, zapytałam przyjaciółkę, czy mogłaby mi przynieść klipsy. Była zachwycona, że może się wyrwać z tego słońca i poleciała do środka. Wróciła dopiero po półgodzinie, a gdy zapytałam, co jej zajęło tyle czasu, odparła skruszona: „Długo szukałam, ale w końcu znalazłam” – i wyciągnęła rękę z dwoma ogromnymi klipsami margerytkami, które były wtedy niesamowicie modne. Zaczęłam się śmiać: „Wariatko, po co komu na podwórku obok obory klipsy do uszu? Ja klipsy do spięcia włosów chciałam!”. Do tej pory kiedy namawiam Małgosię na opalanie, ona żartuje: „To może polecę po klipsy?”.

Kamila Drecka też uważa, że Niemirska ma niebanalne poczucie humoru: – Kiedy w Teatrze Dramatycznym nagrywałam z nią wywiad do telewizji, była rzeczowa, dowcipna i – co ważne – szczera. W pewnym momencie usłyszeliśmy głośny sygnał karetki. Zapytałam dźwiękowca, czy nie trzeba powtórzyć ostatnich słów naszej rozmowy, ale zanim odpowiedział, Małgosia krzyknęła: „A, to po mnie”, i pobiegła za kulisy. W taki oto wdzięczny sposób zakończyła trudny i emocjonalny wywiad.

 

 

Małgorzata Niemirska: pierwszy mąż

W jej życiu zawsze najważniejsi byli mężczyźni i praca. – Jestem kochliwa. Nie umiem żyć bez miłości. Czuję się wtedy, jakbym miała uciętą rękę albo nogę, niekompletna. Dlatego nigdy nie byłam sama. Kiedy kończyła się jedna miłość, zaraz przychodziła kolejna. Wszystkie były dla mnie bardzo ważne, nawet te, które nie przetrwały – mówi Niemirska. – To najbardziej silne i dojmujące, a jednocześnie druzgocące uczucie. Ma niszczycielską siłę. Łatwiej stracić majątek, pieniądze czy rolę niż mężczyznę. Oczywiście czas leczy, ale blizny zostają.

Pierwszy poważny związek? Przedmaturalna klasa. Przetrwał aż trzy lata. Potem było studenckie małżeństwo z Andrzejem Makowieckim, aktorem i reżyserem.

Ja nie kolekcjonuję facetów. Są kobiety, które zaprzyjaźniają się ze swoimi byłymi partnerami, całe życie mają z nimi kontakt. Ja nie. W trakcie trwania relacji tak wiele z siebie daję, że potem nie mam już tej osobie nic do zaoferowania. Nie myślę o takim człowieku ani dobrze, ani źle, jakby go nie było… – opowiada aktorka.

Małgorzata Niemirska i Andrzej Makowiecki
Małgorzata Niemirska i Andrzej Makowiecki
AKPA

Kim był drugi mąż Małgorzaty Niemirskiej?

Mężczyzną, który nigdy nie przestał dla niej istnieć, był Marek Walczewski. Poznali się na planie trzyodcinkowego spektaklu „Desperaci” w telewizyjnym Teatrze Sensacji „Kobra”. Ona była wtedy żoną Makowieckiego, on mężem Anny Polony. Podczas kręcenia pierwszego odcinka bardzo się polubili, w trakcie zdjęć do drugiego coś zaiskrzyło, a po trzecim byli już parą. W miesięczniku PANI Walczewski opowiadał potem: „Pamiętam dokładnie tamten moment – bardzo mi się podobała. Rozśmieszała mnie. Rysowałem dla niej jakieś głupstwa. A że była przeziębiona, dałem jej swój kożuch. Potem miałem do tego kożucha specjalny stosunek (…). Nie spodziewałem się, że spotkam kogoś takiego jak Małgosia. Po moim pierwszym, też aktorskim, lecz niezbyt udanym małżeństwie mówiłem półżartem, że powinienem mieć żonę dentystkę. Przyjemnie byłoby słyszeć, jak ktoś tam jęczy w gabinecie. A ja siedzę spokojnie, palę papierosa i czytam gazetę”.

Niemirska na początku nie miała pojęcia, że żoną Marka jest ceniona krakowianka Anna Polony, bo aktor mieszkał w Warszawie sam. A gdy się o tym dowiedziała, było już za późno. Wybuchł skandal i część środowiska odwróciła się od niej i Walczewskiego.

Zawsze to przykra sprawa, jeśli się kogoś zostawia. Zwłaszcza jeśli ta druga osoba nie zawiniła. Ale przyszedł taki moment, że nie mogliśmy się dalej oszukiwać i z tym walczyć. Rozstać się? To byłby gwałt na naturze. Trzydziestopięcioletnie wspólne życie potwierdziło, że to była dobra decyzja.

Czym ujął ją Marek Walczewski? – Przede wszystkim poczuciem humoru. To jest dla mnie w mężczyźnie najważniejsze. Nie kolor oczu, chociaż uwielbiam niebieski, czy włosów. Nie cierpię nudziarzy, nawet jeśli są nie wiadomo jak przystojni. Zresztą nie lubię zbyt ładnych mężczyzn. Musi być jakaś skaza, feler – zaznacza aktorka. On z kolei opowiadał o niej: „Jestem na ogół pogodny, optymistyczny, bardzo otwarty, bez tajemnic dla drugiej strony. Frapuje mnie to, że żona jest zupełnie inna. Ma swoje tajemnice. Świat, do którego czasem mnie dopuszcza, a innym razem – nie”.

Małgorzata Niemirska i Marek Walczewski
Małgorzata Niemirska i  Marek Walczewski
AKPA

Małgorzata Niemirska wspomina ślub z Markiem Walczewskim

Poznali się w marcu, ślub wzięli w grudniu. Przez ten czas przeszli dwa rozwody. Była zima, 19 grudnia 1974 r. Do urzędu stanu cywilnego na Saskiej Kępie pojechali w przerwie między próbą a spektaklem starym wartburgiem. Zaprosili tylko świadków, nie chcieli rozgłosu.

Miałam na sobie długi kożuch i przycięłam go, wsiadając do samochodu, więc cały był w błocie. Marek, żeby rozładować atmosferę zaproponował, żebyśmy puścili sobie jakąś muzyczkę. Włączyliśmy radio, a tam akurat leciała audycja o chorobach wenerycznych – śmieje się aktorka.

Wcześniej pojechali w podróż przedślubną do Budapesztu, gdzie Walczewski kręcił film. Małgorzata miała złamaną nogę, więc aktor wyjął przednie siedzenie samochodu, tak żeby siedząc na tylnej kanapie, miała gdzie trzymać gips. Kiedy dojechali na miejsce, wszędzie nosił ją na rękach. – Zaskoczyło mnie to, że Marek, który kompletnie nie miał poczucia orientacji, bezbłędnie dojechał na miejsce. Nieco wcześniej, w okresie narzeczeństwa, pojechaliśmy na spacer do lasu w Nadarzynie. Uznałam, że skoro jestem ze starszym ode mnie o dziesięć lat jegomościem, to mogę się na niego zdać, i wyłączyłam swój wewnętrzny GPS. Niesłusznie, jak się potem okazało. Zaczęło się ściemniać, wilki wyły, a my brodziliśmy w śniegu po kolana, bo Marek nie miał pojęcia, jak wrócić do samochodu. Aż w końcu zobaczyłam jakieś światełko i dotarliśmy do szosy. Od tamtej pory GPS pozostawał włączony – mówi rozbawiona. – Z tamtego wyjazdu do Budapesztu przywieźliśmy płytę winylową modnego wtedy zespołu Deep Purple. U nas w sklepach nic nie było i korciło nas, żeby puścić ją od razu, ale powiedziałam: „Marek, przyjedziemy do domu, zapalimy świeczki, zrobimy sobie kolację i dopiero posłuchamy”. Kiedy znaleźliśmy się w naszym miniaturowym mieszkanku na Poznańskiej, zapaliliśmy te świeczki, zrobiliśmy nastrój, włożyliśmy płytę do odtwarzacza, a tam same zgrzyty i trzaski. Okazało się, że sprzedali nam płytę bez wyżłobionych rowków… – wspomina.

 

 

Czy Małgorzata Niemirska ma dzieci?

Chcieli mieć dzieci, ale nie udało im się powiększyć rodziny. Ważnym członkiem familii stał się za to wyżeł niemiecki Maksio, którego pełne imię brzmiało Maksymilian Hrabia Potworowski. – To był prawdziwy „człowiek” teatru. W garderobie u Marka miał swoją kanapę i różne sprzęty: kocyki, miseczki, piłeczki. Jak tylko była chwila przerwy, to wychodziliśmy z nim na skwerek od strony Pałacu Młodzieży. Wszędzie z nami jeździł, nawet samochody wybieraliśmy pod tym kątem, żeby Maksiowi było wygodnie – mówi aktorka.

Niemirska i Walczewski razem żyli i pracowali, ale nigdy nie nudzili się ze sobą. – Oni godzinami toczyli artystyczny dialog. Nie pamiętam kłótni. Czasami Małgosia o coś się obraziła, ale trwało to moment. Marek robił minę albo serdeczny gest i tym ją rozbrajał. Między nimi była niezwykle silna więź, miało się wrażenie, że się dopełniają. Mimo że byli towarzyską parą, to myślę, że inni ludzie nie byli im niezbędni – podkreśla Kamila Drecka. A Niemirska dodaje, że nie wyobraża sobie, aby mogła z kimś innym przeżyć aż 35 lat.

– Łączyła ich niespotykana więź i chemia. Nie zawsze mieli takie samo zdanie, ale różnice przezwyciężała chęć bycia razem. Oni byli dla siebie stworzeni – stwierdza Teresa Lewińska.

– Pamiętam wieczory spędzane u nich na Sadybie. Marek rzucał celne repliki, bawił ironicznymi uwagami, a Małgosia zawsze dotrzymywała mu kroku. Ona wspaniale gotowała, a on pochłaniał potrawy w ilościach przekraczających ludzkie wyobrażenia. Potem, kiedy Marka zabrakło, Małgosia nadal magazynowała mnóstwo jedzenia. Z trudem zmieniła przyzwyczajenia – mówi Kamila Drecka.

Małgorzata Niemirska: "Po raz trzeci za mąż się nie wybieram"

„Jakaś pani powiedziała kiedyś do mnie: niech pan uważa, bo żona pana przegania. Odpowiedziałem spokojnie: niech mnie prześcignie, to tylko radość”, opowiadał Walczewski w PANI. I choć w tym tandemie twórczym to on zawsze był uważany za wybitnego artystę, to Niemirska dorównywała mu talentem. – Kiedyś po raz pierwszy zaprosili mnie na spektakl „Alpejskie zorze” (reż. Rafał Sabara, 1998 – red.). Szłam z przeświadczeniem, że zobaczę kolejną genialną rolę Marka, a zobaczyłam dwie równoważne kreacje – wspomina Drecka. I dodaje, że gdyby nie Małgorzata, Walczewski nie mógłby pracować jeszcze tak długo po wykryciu alzheimera. – Robiła wszystko, by czuł się komfortowo na scenie. Stała w kulisach, żeby wszedł i wyszedł w odpowiednim momencie. Zamówiła mu nawet słuchawkę, dzięki której zawsze można było mu podpowiedzieć tekst. Była nie tylko troskliwą żoną, ale i artystą rozumiejącym drugiego artystę, któremu trzeba pomóc.

Śmierć męża zburzyła świat Małgorzaty, ale wiele osób uważa, że na scenie stała się jeszcze lepsza. – Mówi się, że jakie życie, takie aktorstwo. W przypadku Małgosi te wszystkie trudne doświadczenia nadały jej graniu bardziej ludzki wymiar – twierdzi Chrapkiewicz. – Oczywiście, że to człowieka ubogaca w sensie zawodowym. Moje myślenie o rzeczywistości się poszerzyło, ale jakim kosztem… – mówi Niemirska.

Czy wyobraża sobie, że mogłaby jeszcze kogoś pokochać? – Po raz trzeci za mąż się nie wybieram. Chociaż przestrzegają: nigdy nie mów nigdy (śmiech). Sęk w tym, że poprzeczka została zawieszona wysoko. Co nie znaczy, że już zawsze będę samotna. Nie odżegnuję się od tego, co może się wydarzyć w moim życiu. Ostatnio kupiłam cudowną płytę „Atramentowa” Staszki Celińskiej, mojej koleżanki ze studiów. Ona tam śpiewa, że wszystko mamy poukładane i staramy się rozsądnie żyć aż do momentu, gdy się nie zakochamy. I to jest prawda – przyznaje aktorka.

Małgorzata Niemirska
Małgorzata Niemirska
AKPA

Niemirska to typ samotnika. Kiedy ma wolną chwilę, najchętniej zamyka się w domu, czyta książki.

Jestem ciężka w nawiązywaniu przyjaźni, bo trzymam dystans i nie dopuszczam do poufałości – mówi.

– Chociaż ogólnie jestem lubiana i są takie dni, że bywam towarzyska i spontaniczna aż do przesady. Tańczę i z nogami na suficie wiszę (śmiech). Taka to już ta moja podwójna natura. Tych kilkoro sprawdzonych przyjaciół, których mam, to ludzie spoza teatru, bo wolę rozmawiać z przedstawicielami innych profesji. Dlaczego? Jest taka piękna kwestia w „Królu Learze”: „Bo cóż może jedno nic powiedzieć drugiemu nic?”. Nie deprecjonuję aktorów, ale znam ten zawód na wylot, więc wiem, co ktoś powie, zanim otworzy usta. A to mnie nudzi. Niemirska mówi, że kiedy patrzy wstecz na swoje życie, uważa, że dobrze je przeżyła. Czy czegoś żałuje? – Tylko tego, że nie nauczyłam się gwizdać. Mój ojciec nie umiał śpiewać, ale gwizdał pięknie. Marek też robił to cudownie – gwizdał w interwale, co jest unikalne. Ja się naćwiczyłam, namordowałam, ale bez efektu. Tata zawsze się ze mnie śmiał i mówił: „Wiesz, bo to trzeba skończyć konserwatorium” – opowiada aktorka. – A tak na poważnie, to żałować czegokolwiek nie ma sensu. Bo gdyby ktoś nam zwrócił minione lata, to nie wiadomo, czy drugi raz by się nie postąpiło w taki sam sposób. Ja zapewne tak bym zrobiła. 

Kim jest Małgorzata Niemirska?

Małgorzata Niemirska - Rocznik 1947. Aktorka teatralna i filmowa. Młodsza siostra aktorki Ewy Wiśniewskiej. Jej pierwszym mężem był aktor i reżyser Andrzej Makowiecki. Drugi raz aktorka wyszła za mąż w 1974 roku za Marka Walczewskiego (aktora). Para nie doczekała się potomstwa.
Niemirska ukończyła Państwową Wyższą Szkołę Teatralną w Warszawie, a następnie związana była z Teatrem Dramatycznym w Warszawie oraz Teatrem Studio. Niezwykłą popularność przyniosła jej rola Lidki Wiśniewskiej w serialu "Czterej pancerni i pies". Później przyszły role w serialach: "Samo życie", "Złotopolscy", "Barwy szczęścia", "Leśniczówka", a także role filmowe: "Moje córki, krowy".

 

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 10/2015
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również