Uświadomiłam sobie, że czekając na idealnego kandydata, zostałam sama. Pocieszam się, że lepiej być singielką, niż źle trafić i być samotną w małżeństwie...
Było mgliste popołudnie, wracałam z pracy. Na ulicach panowała nerwowa atmosfera. Wszyscy chcieli jak najszybciej znaleźć się w ciepłym domu, zjeść obiad z rodziną i odpocząć. Ja nie miałam do kogo wracać, ale udzieliła mi się ogólna nerwowość. Nie uważałam i wpadłam na jakiegoś mężczyznę.
– Przepraszam – wymamrotałam, nawet na niego nie patrząc.
Chciałam ruszyć dalej, ale powstrzymał mnie… charakterystyczny zapach. Stanęłam jak wmurowana. Te perfumy rozpoznałabym zawsze i wszędzie. Podniosłam głowę. Piotr. To naprawdę on! Serce zabiło mi szybciej. Jakim cudem…? To ja wybrałam dla niego te perfumy i kupiłam mu pierwszy flakon na urodziny. Nadal ich używał? To było jeszcze bardziej zaskakujące niż nasze przypadkowe spotkanie.
Uśmiechnął się. Minęło wiele lat, a on prawie się nie zmienił. Trochę posiwiał i przybyło mu zmarszczek, ale nadal był przystojny, kurze łapki tylko dodawały mu uroku. Takie życie. Mężczyźni są jak dobre wino, z wiekiem zyskują. Kobiety zmieniają się w ocet, zwłaszcza samotne.
– Co za spotkanie – odezwał się, chwytając mnie pod ramię.
Poczułam biegnący wzdłuż kręgosłupa dreszcz. Dotyk Piotra zawsze mnie elektryzował i najwyraźniej nic się w tym względzie nie zmieniło. Stanęliśmy pod jedną ze sklepowych witryn, aby zejść z drogi spieszącym się przechodniom.
– Co u ciebie słychać? – rzucił lekkim tonem, jakbyśmy byli znajomymi ze szkoły, a nie parą, którą kiedyś łączyło gorące uczucie.
Jak może zadawać takie banalne pytania?
Mógł cię jeszcze zignorować, odezwała się moja autoironia. Gdy z nim zerwałaś, nie był najszczęśliwszy.
Racja.
Zerknęłam na swoje odbicie w szybie i oceniłam, że wyglądam całkiem nieźle. Karminowy szal podkreślał moją jasną karnację. Łudziłam się, że nadal mogę się Piotrowi podobać. On jednak spoglądał niecierpliwie na zegarek. Skoro był w niedoczasie, po co w ogóle mnie zaczepiał, a potem bawił się w kurtuazję?
– U mnie w porządku, właśnie wracam z pracy – odparłam.
I na tym mogłabym zakończyć relację z tego, co u mnie słychać. W moim życiu nie działo się zbyt wiele. A przynajmniej nie były to takie wydarzenia, które kogokolwiek by zainteresowały. Przerabiałam to już nieraz. Na twarzach koleżanek, spotkanych przypadkiem czy na zjeździe klasowym, malowało się wiele uczuć na wieść o tym, że nie dorobiłam się męża ani dzieci. Zdziwienie, współczucie, niedowierzanie, niechęć… Czasem padał frazes o podawaniu szklanki wody na starość. Dlatego wolałam się szybko pożegnać i odejść.
Tym razem wzięłam głęboki oddech i wypięłam pierś. Chciałam pokazać Piotrowi, że jestem szczęśliwą singielką. Mam dobre życie, ciekawą pracę i własne mieszkanie.
– Też wracam do domu – powiedział. – Córka ma dzisiaj urodziny, a ja muszę jeszcze kupić jej prezent. Spieszę się, wybacz...
– Tak, jasne, pędź.
Pokiwałam głową, pozwalając, by włosy zasłoniły palące policzki. Przez głowę przepływał mi strumień myśli. Przedtem jakoś nie rozmyślałam o Piotrze. Nie zastanawiałam się, jak mu się wiedzie ani czy założył rodzinę. Teraz poczułam ukłucie, jakby zazdrości czy rozczarowania, ale nie chciałam, by Piotr czegokolwiek się domyślił. Szeroko się uśmiechnęłam i spojrzałam mu prosto w oczy, zanim się pożegnaliśmy. Wydawał się taki spełniony. Oczy nie kłamią, a w jego było widać szczęście. Ciekawe, co zobaczył w moich, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. W tamtym momencie żałowałam wszystkich straconych szans, a kilka ich w moim życiu miałam…
– Do zobaczenia. – Piotr podał mi rękę. Jak klientce, a nie dawnej miłości.
Ponoć złamałam mu serce. Najwyraźniej ładnie się zrosło, bez blizny. Miał upragnioną rodzinę i to właśnie w domowych pieleszach odnalazł swoje szczęście. Ze mną go nie zaznał i mogę za to winić wyłącznie siebie. Piotr chciał ze mną być. Kupił nawet pierścionek zaręczynowy i właśnie tym mnie wystraszył. Było mi z nim dobrze i była między nami niesamowita chemia, ale narzucił zbyt szybkie tempo. Chciał zakładać rodzinę, na co nie byłam gotowa. Poza tym wydawał mi się lekkoduchem. Miał kiepską pracę, która nie zapewniłaby nam stabilizacji.
Czas pokazał, że się myliłam.
– Jaka ja byłam głupia – westchnęłam, wchodząc do domu po spotkaniu z Piotrem.
W mieszkaniu panowała głucha cisza. Powinnam sprawić sobie kota, pomyślałam. Przynajmniej ktoś by na mnie czekał, mruczał, łasił się, a przy okazji… dopełniałby obrazu stereotypowej starej panny. Wyjęłam z zamrażarki lody i usiadłam na kanapie. Włączyłam telewizor. Lubiłam ciszę, ale dziś chciałam ją zagłuszyć, wraz z tęsknotą za czymś, czego nigdy nie doświadczyłam.
Pomyślałam o Piotrze, który chciał założyć ze mną rodzinę, ale od niego uciekłam. O Łukaszu, który słuchał metalu i ubierał się jak nastolatek, dlatego stwierdziłam, że do siebie nie pasujemy. Prawdę mówiąc, trochę się go wstydziłam. Rozwijałam swoją karierę, byłam ambitna, czuła na punkcie wizerunku, i tego samego oczekiwałam od partnera. Chciałam Łukasza wcisnąć w garnitur i posadzić za biurkiem. Z perspektywy czasu widzę, jak wielki błąd popełniłam, skreślając go z tego powodu. Był dowcipny, prostolinijny i opiekuńczy. Na pewno teraz jest świetnym mężem i troskliwym ojcem. To ja mogłam dzielić z nim życie, ale czekałam na kogoś lepszego.
Piotr i Łukasz byli dobrzy, ale ja chciałam najlepszego. Nikt mi nie powiedział, nie ostrzegł, że lepsze jest wrogiem dobrego.
Trzeci poważny mężczyzna w moim życiu odszedł sam, kiedy zrozumiał, że nigdy nie sprosta moim oczekiwaniom. Na pożegnanie powiedział, że jestem toksyczna i wpędzałam go w kompleksy. Czasami widuję Adama. Udaje, że mnie nie zna. Czyżbym aż tak go skrzywdziła?
Na pewno skrzywdziłam samą siebie przez wygórowane wymagania. Powinnam dać szansę któremuś z nich. Miałam solidne fundamenty, na których mogłabym zbudować rodzinę. Przecież nie chciałam być sama. To nie był mój plan na życie. Pocieszam się – jakoś muszę – że lepiej być singielką, niż źle trafić i być samotną w małżeństwie. Życie to sztuka wyborów, nie powinnam żałować swoich. Blask obrączki nie przyćmi nudy w związku, problemów z dziećmi i niekończących się obowiązków.
Oszukuję samą siebie, tak łatwiej…