Adele wróciła! Wróciła… po raz kolejny. Największa gwiazda muzyki pop od lat z premedytacją lekceważy większość zasad rządzących światowym show-biznesem. I wygrywa.
Po okresie separacji Adele zakończyła małżeństwo w 2019 roku. I jak sama mówi, od tego czasu jest "w drodze, aby znaleźć szczęście". Najpierw jednak musiała przetrwać rok, który nazwała Rokiem Lęku. Jak sobie poradziła?
Po pierwsze, pomogła jej terapia. Tematem numer jeden okazała się w jej trakcie relacja Adele z ojcem, który porzucił rodzinę, gdy była dzieckiem. "Cóż, mój terapeuta powiedział mi, że muszę spotkać się z moim siedmioletnim ja. Przepracować problemy z tatą, których długo unikałam. A jakie to były problemy? »Nie jestem pewna, czy ktoś, kto powinien mnie kochać, rzeczywiście mnie kocha«. Czujesz tak, zakładasz to i przyzwyczajasz się do tego. Tak więc moje relacje z mężczyznami zawsze rządziły się regułą: »Zamierzasz mnie skrzywdzić, więc najpierw zranię ciebie «. A to jest toksyczne". Pod wpływem terapii Adele pojednała się ojcem tuż przed jego śmiercią. Terapia terapią, ale przyznajmy, że mało kto zdobyłby się na podobne wyznanie: "Kiedy odszedł, poczułam, że lęk opuścił moje ciało”.
Adele pomogło coś jeszcze. Siłownia. Choć to stanowczo zbyt mało powiedziane. "Zaczęłam ćwiczyć z powodu mojego niepokoju", opowiadała Gilesowi Hattersleyowi. "Nigdy nie chodziło mi o utratę wagi, tylko o to, by stać się silną i spędzić każdego dnia trochę czasu bez telefonu. Bardzo się od tego uzależniłam. Ćwiczę dwa lub trzy razy dziennie". Nie tylko dziennikarz brytyjskiego "Vogue’a" był tą deklaracją zdziwiony. "Tak. Rano ćwiczę z ciężarami, po południu zwykle wspinam się lub boksuję, a wieczorem robię cardio. Zrozumcie, kiedy to zaczęłam, byłam w zasadzie bezrobotna. Ach, ćwiczę z trenerami. Wiem, że dla wielu ludzi to niewykonalne", mówiła nieco zakłopotana.
"Musiałam się od czegoś uzależnić, żeby mój umysł dobrze funkcjonował", kontynuowała. "Mogłabym robić na drutach, ale tak się nie stało. Ludzie są zszokowani, ponieważ nie dzieliłam się kolejnymi etapami mojej trzyletniej przygody z siłownią. Są przyzwyczajeni do tego, że inni dokumentują wszystko na Instagramie i od razu podpisują kontrakty z markami dietetycznymi. A mnie to gó*no obchodziło. Zrobiłam to dla tylko siebie, dla nikogo innego. Dlaczego więc miałabym się tym podzielić? Nie uważam tego za fascynujące. To moje ciało". Czas na sensacyjny finał.
'Sto procent tego, co napisano o mojej diecie, to nieprawda. Nie byłam na żadnej. Ani niskowęglowodanowej, ani niskoprzetworzonej. Nie piłam tylko zielonej herbaty i nie jadłam samych jagód. Nie znam trenerki pilatesu, która opisuje, jak ze mną ćwiczyła. Nie chciałam mieć super ciała, by zemścić się na byłym partnerze. Pier**lcie się wszy- scy!'.
Po tych rewelacjach tysiące stron opisujących "dietę Adele" wymaga pilnej aktualizacji. Jako główne zalecenie powinny się w nich znaleźć głębokie przysiady ze sztangą. A my zauważmy tylko, że być może Adele zmieniła się nie do poznania, lecz klnie tak jak dawniej.
Cały tekst przeczytasz w grudniowym wydaniu magazynu PANI.