Rozmowy

Kiedy mamy ochotę schować się pod koc z kubkiem kawy i książką. Ekspert tłumaczy, czym jest "cocooning"

Kiedy mamy ochotę schować się pod koc z kubkiem kawy i książką. Ekspert tłumaczy, czym jest "cocooning"
Fot. Getty Images

Kto z nas nie chciał czasem uciec od szarej rzeczywistości i schronić się w przytulnym miejscu? Przezimować pod kocem z kubkiem kawy i dobrą książką? Czy spełnienie tego planu wyszłoby nam na zdrowie? O to pytamy psycholożkę i psychoterapeutkę Katarzynę Kucewicz.

Czym jest "cocooning" czyli kokonowanie? 

PANI: Ciemno, zimno, nieprzyjemnie. Chciałoby się przespać ten czas, przezimować pod kocem. Czy to zdrowa chęć?

KATARZYNA KUCEWICZ: To jest chęć naturalna i biologicznie uzasadniona. Kiedy jest zimno, szukamy ciepłego schronienia, poszukujemy komfortu, ukojenia w cieple, bo to nam daje poczucie bezpieczeństwa. Dlatego koc, dobra książka, kakao, drzemka to niezły przepis na długi zimowy wieczór dla wielu z nas. Na tym tle powstała moda na hygge i na kokonowanie (cocooning), tworzenie w domu atmosfery przytulnego azylu.

Czy kokonowanie nie jest nam potrzebne również z innych powodów? Miałam ostatnio w ręce książkę Katherine May pod tytułem „Zimowanie. Moc odpoczynku i wyciszenia, kiedy wszystko idzie nie tak”.

To prawda, szukamy azylu, kiedy przeżywamy trudne chwile, cierpimy, smucimy się. Tak często robimy w żałobie - mamy potrzebę schowania się w zaciszu, zaszycia w domu, czasem z najbliższymi a czasem w samotności, żeby przeżyć trudne emocje, przetrawić je, wypłakać. I to jest mądra decyzja, bo sprzyja regeneracji. Kokonowanie może też być odpowiedzią na przebodźcowanie, bo jesteśmy dziś bardzo zmęczeni natłokiem informacji, zadań, propozycji od życia. Ludzie szukają różnych sposobów na ucieczkę od stresu, od bycia ciągle na standby-u, w gotowości, która drenuje nas z energii. Zwróćmy uwagę, że upodobanie do kokoningu następuje po pracowitej jesieni, bilansach w pracy, kończeniu projektów. Badania pokazują, że ostatnie miesiące roku dla wielu z nas są męczące, eksploatujące, pełne zadań.

 

 

Dlaczego potrzebujemy kokonowania?

Barbara Konopka z Uniwersytetu Śląskiego pisze o „potrzebie odosobnienia w społeczeństwie informacyjnym” i wiąże kokoning ze zmęczonymi zgiełkiem ludźmi biznesu, którzy wycofują się w domowy azyl, żeby pracować zdalnie, robić e-zakupy i spotykać się na domówkach zamiast w restauracji.

Myślę, że tęsknimy za tym, by świat zewnętrzny był opcją, a nie jedynym wyborem i przymusem. Chcemy móc być domatorami raz na jakiś czas, żeby odpocząć od aktywności, chcemy mieć możliwość wycofania się na chwilę w swoją strefę komfortu. Ludzie, którzy prowadzą hiperaktywne życie zawodowe są często przestymulowani kontaktami z innymi; nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak męczące jest bycie ciągle dla innych. Od tego zaczyna się zresztą wypalenie zawodowe: nie tyle chodzi o to, że mamy dość swojego zawodu, ile o to, że jesteśmy zmęczeni ludzkimi sprawami, ciągłą gotowością do reagowania na problemy ludzi. Kiedy podczas warsztatów pracowałam z lekarzami, terapeutami, pielęgniarkami, często dochodziliśmy do konkluzji: kiedy jesteśmy przemęczeni kontaktami i wspieraniem innych, schowanie się w swojej strefie komfortu to najlepsze, co możemy dla siebie zrobić. Zadbać także o siebie, nie być cały czas w służbie.

Użyła pani takiego zapomnianego słowa: domator. Rzadko je ostatnio słyszę.

Teraz używamy słów obcojęzycznych – hygge, kokoning, chociaż w gruncie rzeczy domatorstwo to supersłowo, zrozumiałe i czytelne - preferowanie spędzania czasu w czterech ścianach i kameralnych okolicznościach. Ale może to słowo zwraca uwagę na ważną rzecz, bo nie każdy z nas czuje się domatorem, nie każdy może nim być na całego - izolacja nie każdemu służy tak samo dobrze. To jest indywidualne, zależy od temperamentu, od osobowości, a nawet od wieku. Podwórko obok mojego domu jest puste, wszystkie dzieci w okolicy są domatorami i siedzą z nosem w smartfonach. Czy to jest dla nich dobre? Nie bardzo, są w okresie rozwoju społecznego, potrzebują kontaktów na żywo z rówieśnikami. Za to osobom o skłonnościach introwertywnych nie zaszkodził nawet pandemiczny lockdown, przeciwnie, brak przymusowej interakcji z innymi był zbawienny dla ich psychiki. Z kolei kokoning pod kołdrą obciążeniową służy osobom z ADHD, bo pozwala się im odbodźcować. Ale dla nich tkwienie w jednej pozycji i patrzenie w ogień w kominku to kara, nie nagroda.

"Cocooning": zalety i wady kokonowania

A pani kokonuje?

Lubię kokoning, ale stosuję go ostrożnie, ponieważ mam wrażenie, że można się w nim zatracić: leżeć, jeść, oglądać seriale i nie dbać o nic. Zima jest czekoladowa, pachnie wanilią, zaczynamy sobie na więcej pozwalać. Niektórzy robią nawet takie założenie, że teraz można jeść więcej słodyczy, bo potrzebujemy więcej energii. No ale to nie jest tak, że jak jest mróz, to spalamy więcej kalorii, leżąc pod kocem. Zdejmujemy potem te przytulne swetry i okazuje się, że mamy rozmiar więcej. Kokoning ma wiele zalet: spowalnia tempo życia, zwiększa poczucie bezpieczeństwa, pozwala odpocząć, wyciszyć się, zadbać o siebie. Ale rozleniwia. Wśród moich pacjentów są osoby, które chcą się teraz spotykać wyłącznie online - mówią, że wyjdą wiosną, denerwują się, że szef każe do pracy przychodzić, bo woleliby z laptopem w piżamie, w łóżeczku. Jakbyśmy byli niedźwiedziami, które zapadają w sen zimowy. Ale nimi nie jesteśmy.

Pani też uważa, że musimy ciągle wychodzić ze strefy komfortu?

Wszyscy nam o tym nieustannie przypominają. W strefie komfortu może być nam dobrze i powinniśmy z niej wychodzić wtedy, gdy się nam to opłaca. Jeśli jesteśmy zmęczeni i zestresowani, to mądre zaszyć się pod kołdrą na kilka dni i żeby nikt do nas nie mówił. Taka forma komfortu może być korzyścią dla naszego zdrowia psychicznego, czyli czymś opłacalnym. Rzecz jednak w tym, że strefa komfortu bywa też tym, w czym się zadomowiliśmy, ale wcale nam to nie służy. Codziennie wracam do domu i leżę w piżamie, oglądając seriale i pogryzając słodycze. Komfortowo? A jeśli trwa to miesiącami? W strefie komfortu można utknąć. Trzeba z niej wychodzić, stykać się z ludźmi, którzy myślą inaczej, żyją inaczej. To sprawia, że zaczynamy stawiać przed sobą cele. Głęboko wierzę, że najszczęśliwsi ludzie to ci, którzy czują, że ich życie ma sens i cel. Inaczej gnuśniejemy.

A cele są zwykle usytuowane poza strefą komfortu?

Tak, bo są tym, czego nie mamy, do czego dążymy. Wymagają jakiejś zmiany. Dlatego uważam, że warto poza kokon wyściubiać nos. Celowo używam tego określenia, bo czasem wychodzimy z niego w przemocowy dla siebie sposób, zmuszamy się do całkowitej zmiany stylu życia. Kokonowaliśmy sobie wygodnie, a teraz będziemy wychodzić co wieczór do ludzi i morsować w weekendy. No nie. Trzeba znać siebie, słuchać swoich potrzeb. Odważać się i obserwować, jak się z tym czujemy.

Jak rozpoznać, czy kokonowanie nam nie szkodzi?

Czy są jakieś sygnały wczesnego alarmowania? Jeśli myśl o powrocie do aktywności nas przeraża, gdy zaczynamy doświadczać lęku na myśl o tym, że trzeba się będzie ubrać i wyjść do świata, to by mnie zaniepokoiło. Bo może weszliśmy w izolację za bardzo. Trzeba pamiętać, że miesiące bez słońca sprzyjają depresji sezonowej, a ona może się manifestować właśnie jak przedłużający się kokoning. Zaleganie w łóżku, przysypianie w ciągu dnia, unikanie wyjścia. Przykrywam się kocem i chowam przed światem.

Naprawdę spotkała pani kogoś, kto brał depresję za hygge?

Słyszałam o tym nieraz, zwłaszcza od mężczyzn. Mimo sporej już świadomości społecznej na temat depresji oni nadal często traktują ją jako słabość, ujmę. Mężczyźni opowiadają mi, że zaszywają się w domu, siedzą i dłubią w komputerze, pracują online i są zadowoleni. A potem się okazywało, że to, co nazywają chillowaniem, łączy się z myślami o charakterze rezygnacyjnym, z obniżonym poczuciem wartości i napadami paniki za każdym razem, gdy mają opuścić mieszkanie. Kilka już razy przechodziłam przez tę zmianę narracji, że to nie jest żadne hygge, tylko izolowanie się, lęk przed konfrontacją ze światem.

 

 

Kokonowanie: jak robić to mądrze?

Jak kokonować, żeby przyniosło nam to korzyści?

Po pierwsze pamiętać, że to jest idea na kilka dni, na kilka weekendów, a nie na życie. Po drugie - kokonować trzeba mądrze. Jeśli tego potrzebujemy, to róbmy, ale przeplatajmy z aktywnościami prozdrowotnymi, żeby kokoning nie był bezruchem. Polegiwanie cały dzień nie sprzyja zdrowiu, nawet zimą trzeba się ciepło ubrać i wyjść, nie zastygać w fotelu z kakao. Kokoning nie powinien oznaczać rezygnacji z troski o zdrowie. Nie popijajmy muffinek czekoladą, tylko jedzmy normalne posiłki. Łączmy kokoning ze spotkaniami towarzyskimi, dzwońmy i zapraszajmy ludzi, z którymi czujemy się dobrze, na wspólny wieczór w swetrach. Pogadajmy, zagrajmy w planszówkę, popatrzmy razem w ogień. Jeśli mamy do wyboru serial i książkę, wybierzmy to drugie. Starajmy się łączyć komfort z aktywnościami pobudzającymi intelektualnie, bo kokoning usypia. A nasz mózg potrzebuje odpoczynku, ale też stymulacji.

Katarzyna Kucewicz - Psycholożka, psychoterapeutka, prowadzi psychoterapię osób dorosłych i par, wspiera osoby z nadwagą, autorka tekstów psychologicznych i książek, m.in „Waga z głowy”, „Kobiety, które czują za bardzo”.

Tekst ukazał się w magazynie PANI nr 02/2025
Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również