Pieniądze nie są łatwym tematem w relacjach, szczególnie nowych. Każdy wnosi do związku swój pakiet doświadczeń, inne oczekiwania, zobowiązania i często inne dochody. A stosunek do wspólnych wydatków może być dobrym testem na relację i drugiego człowieka.
Finanse w związkach nie należą do łatwych tematów. Miałam już za sobą nieprzyjemne doświadczenia w tym względzie. Bywa, że przez pieniądze przynoszą porażkę najlepiej zapowiadające się relacje. Stąd moja stanowcza decyzja: sytuacja w kolejnym związku musi być przejrzysta od samego początku. Nikt nikogo nie wykorzystuje ani nie daje się wykorzystywać.
Jerzy miał podobne podejście do życia jak ja. W pewnym wieku wyzbywasz się szkodliwego idealizmu i przykład nie będziesz mieć wspólnego konta z osobą, którą poznałaś raptem trzy miesiące temu. Kiedy zamieszkaliśmy razem, sytuacja zmieniła się o tyle, że dzieliliśmy się wydatkami pół na pół. Wydatki na dom, jedzenie, wspólne wyjścia i tego typu rzeczy szły z jednego konta, na które wpłacaliśmy obydwoje tyle samo. Jeśli coś zostawało, to pod koniec miesiąca mogliśmy zaszaleć. Wszystkie tak zwane „wydatki własne” pokrywaliśmy z prywatnych środków. System się sprawdzał, nikt nie miał zastrzeżeń, aż… nadeszły pamiętne wakacje.
– Zarezerwowałem nam urlop – oznajmił Jerzy któregoś popołudnia. – Niespodzianka!
Owszem, i to duża, bo nie spytał mnie o zdanie ani o to, czy mogę wziąć wolne w danym terminie.
Kiedy jednak okazało się, że to dwa tygodnie na Zanzibarze, górę wzięła radość. Urlop w raju! W dodatku w formie prezentu, jak zrozumiałam. Niestety błędnie. Jerzy nie zmierzał fundować mi wycieczki, choć zarabiał więcej niż ja i to był jego pomysł.
– Zapłacimy po połowie, tak jak zawsze – uściślił, na co mina mi zrzedła.
Oczywiście, za wszelkie wyjazdy płaciliśmy dotąd po połowie, ale zwykle ustalaliśmy wcześniej gdzie, na jak długo i za ile się wybierzemy. Wtedy oboje mogliśmy ocenić, czy w danym momencie stać nas na taki wyjazd. O ile zwykle nie było z tym problemu, cóż… dwa tygodnie na Zanzibarze poważnie uszczupliłoby mój wakacyjny budżet.
– Mogłeś spytać, czy mam pieniądze na taką drogą eskapadę – zauważyłam lekkim tonem. Nie chciałam prowokować kłótni, ale musiałam zgłosić zastrzeżenie.
– Wtedy nie byłoby niespodzianki.
– Skoro muszę zorganizować taką kwotę, niespodzianka robi się problematyczna. Byłoby miło, gdyś zapytał. To wszystko.
Nie do końca, bo szczerze powiedziawszy, nie sądziłam, że kwota za te dwa tygodnie będzie aż tak wysoka. Zapłaciłam jednak swoją połowę bez grymasów, nastawiając się na cudowne dwa tygodnie.
– Zazdroszczę, wakacje życia… – zachwycała się moja przyjaciółka. – Ty, twój facet i Zanzibar. Ja w tym roku znów lecę do Chorwacji. Łaknę większej egzotyki, ale z dwójką dzieci takich jak nasze lot musi być w miarę krótki, inaczej obsługa i pasażerowie kazaliby zawrócić samolot. Cieszysz się?
– Pewnie.
Tylko niereformowalny malkontent by się nie cieszył. Cisza, spokój, szmaragdowa woda i biały piasek, całkowity reset od pośpiechu, od obowiązków, raj we dwoje i drinki pite z kokosa…
Na miejscu okazało się, że nasze niby wspólne wakacje przewidują oddzielne atrakcje. Ja mogłam spacerować godzinami po plaży i zbudować sobie chatkę ze skorup kokosów, podczas gdy Jerzy co rusz gdzieś biegł. Jak nie na rejs jachtem, to pląsy skuterem po falach, jak nie nauka kitesurfingu, to lekcje nurkowania.
– Dziś też nie spędzimy dnia razem? – spytałam z żalem, widząc, że Jerzy szykuje się do kolejnej fascynującej przygody.
– Przecież zobaczymy się na obiedzie. Dobrego dnia, kochanie! – Pocałował mnie w czoło i już go nie było.
Przestało mi się to podobać. Idea wspólnych wakacje polega na tym, by spędzać czas razem. Nie twierdzę, że na okrągło. Nie byliśmy do siebie przyrośnięci. Jerzy nie musiał mi towarzyszyć w SPA podczas masażu, a ja stać na plaży i podziwiać, jak serfuje. Niemniej jednak, poza posiłkami i krótkim wspólnym spacerem po plaży wieczorem, czułam się, jakby była tu solo. Zaczęłam się też zastanawiać, jak to możliwe, że zapłaciliśmy za wakacje tyle samo. Czy mój pakiet nie powinien zawierać o wiele więcej atrakcji niż raptem kilka masaży?
Spytałam o tę rozbieżność na recepcji.
– Ach, bo pani ma pakiet podstawowy, tymczasem pan Jerzy wykupił kilka dodatkowych opcji.
– One nie były w cenie wycieczki?
– Ależ skąd. Są prawie dwa razy droższe niż sam pobyt – wyjaśnił mi rezydent.
Jakbym dostała w twarz. Taki mniej więcej szok przeżyłam. Czułam się oszukana, wykorzystana i upokorzona, bo potraktowana jak naiwna blondynka. Nie w tym rzecz, że nie dopłaciłabym do atrakcji Jerzego. Byliśmy parą, a fundowanie sobie dodatkowych rozrywek czy prezentów podczas takich wyjazdów to miła tradycja, którą chętnie kultywuję.
Ale sytuacja od początku wyglądała inaczej, niż przedstawił ją Jerzy. Zataił przede mną fakt, że choć płacimy po połowie, nie będziemy jednakowo korzystać z oferty wakacyjnej. On miał pakiet rozszerzony, a ja niemal nic do roboty i jeszcze nudziłam się bez niego. Taka sytuacja była zupełnie wbrew temu, co ustalaliśmy w zaraniu naszego związku.
– Możesz mi powiedzieć, ile kosztował twój wyjazd, a ile mój? – spytałam przy kolacji.
– Przecież wysłałem ci całkowity koszt wycieczki – odparł lekko nerwowym tonem.
– I twoim zdaniem to sprawiedliwe, że twoje rozrywki kosztowały dwa razy więcej niż sam pobyt tutaj, ale opłacamy wszystko po połowie? Ja się nudzę, siedzę sama, a ty pędzisz od jednej aktywności do drugiej…
– Bo nie lubisz wysiłku na wakacjach – bronił się. – A ja z kolei nie cierpię bezczynności. I chciałem spróbować różnych rzeczy…
– Świetnie. Doskonale cię rozumiem. Ale czemu nie pomyślałeś o mnie, planując ten urlop? Czemu nie przyszło ci do głowy, by wybrać i opłacić jakieś zajęcia dodatkowe również dla mnie?
– Byłoby jeszcze drożej…
– Aha. Czyli sobie nie żałujesz, ale na mnie szczędzisz. Bardzo ciekawe…
Jerzy zrobił się czerwony, a potem zbladł. Próbował coś wyjaśniać, ratować swój wizerunek w moich oczach, ale… nie wyszło. Gdyby od razu mi powiedział, może okazałabym hojność i wyrozumiałość, ale teraz, czego by nie powiedział, brzmiało niewiarygodnie.
– Oczekuję, że przedstawisz mi szczegółowe rozliczenie, a potem zwrócisz to, co nadpłaciłam. Twoja zabawa, twoje pieniądze. Inaczej uznam, że z rozmysłem mnie okradłeś i zgłoszę sprawę na policji.
Nie musiałam już dodawać, że nasz związek właśnie przeszedł do historii. To się rozumiało samo przez się, zwłaszcza jak zażyczyłam sobie w recepcji, by zamienili nasz apartament na dwa oddzielne pokoje.
Pierwsze wakacje to często poważny test dla związku. Dla nas to były co prawda kolejne, ale okazały się decydujące. Nie wiem, co Jerzy sobie myślał, że zaryzykował naszą relację dla kilku tysięcy złotych. Ostatecznie mi je oddał, dzięki czemu i ja mogłam wykupić sobie kilka interesujących wycieczek i aktywności.
To rzeczywiście były dla mnie wakacje życia. Wróciłam z nich jako wypoczęta i mądrzejsza o nowe życiowe doświadczenie singielka. Po połowie nie znaczy sprawiedliwie.