Historie osobiste

"Zamiast wybaczyć, wybrałam zemstę. Nie jestem święta." Kobiety szczerze o reakcji na krzywdę

"Zamiast wybaczyć, wybrałam zemstę. Nie jestem święta." Kobiety szczerze o reakcji na krzywdę
Fot. Getty Images

Jednym przychodzi naturalnie, inni uważają je za akt słabości, na który nigdy się nie zdobędą. Czasem przynosi wewnętrzną ulgę, a czasem tylko pogłębia poczucie niesprawiedliwości. Jedno jest pewne: wybaczanie to trudny proces, który wymaga głębokiej refleksji. Nie tylko nad tym, co się wydarzyło, ale też nad własnymi emocjami. Psychologowie zgodnie twierdzą, że wybaczanie to ważny element procesu terapeutycznego, ale czy każdy, kto zmaga się z własnymi demonami, potrafi się z tym zgodzić?

Agnieszka: wybrałam zemstę

Dla mnie wybaczenie to jak przełknięcie gorzkiej pigułki, która może mnie uleczy, ale i tak wolę smak słodkiej zemsty. Wybaczyć? To jak nadstawić drugi policzek, a ja nigdy nie zamierzałam odgrywać roli ofiary. Uważam, że światem rządzą bardzo proste zasady. Jeśli ktoś zawinił, to musi za to odpowiedzieć. Nawet jeśli tym kimś jest rodzona kuzynka.

Julia odbiła mi narzeczonego, klasyka gatunku. Tłumaczyła się, że miłość nie wybiera i muszę ją zrozumieć, bo przecież jesteśmy rodziną. Muszę? Zamiast płakać w kącie, postanowiłam się zrewanżować. Rozpuściłam wśród znajomych plotki, odpowiednio ubarwiając życie Julii. Plotki zaczęły żyć własnym życiem, wracając do moich uszu wzbogacone o różne pikantne szczegóły. Reputacja Julii mocno ucierpiała, a jej nowy związek nie przetrwał. Czyli miłość nie okazała się aż tak wielka.

Bliscy mieli żal do nas obu za zepsucie relacji w rodzinie, ale ja miałam czyste sumienie. Gdybym puściła jej to płazem, nie mogłabym spojrzeć w lustro. Od tamtej pory mniejsze lub większe akty zemsty stały się moim sposobem na radzenie sobie z ludźmi, którzy w jakikolwiek sposób mnie skrzywdzili. Przyjaciele czasem żartują, że muszą się mieć przy mnie na baczności. Skoro niektórym potrzebna jest taka motywacja, aby zachowywać się przyzwoicie, mogę im jej dostarczać. Wybaczanie innym to pozwalanie im na ciągłe popełnianie błędów. Nigdy się na to nie zgodzę.

 

Beata: zrezygnowałam z walki i poszłam swoją drogą

Gdy zaczynałam pracę w nowej firmie, byłam pełna entuzjazmu. Niestety koleżanka z biura szybko zgasiła we mnie ten ogień. Tamara od początku mnie nie lubiła, ale nie sądziłam, że będzie chciała mnie wygryźć. Próbowałam ignorować jej przytyki, ale nie poprzestawała na złośliwościach. Punktowała moje pomyłki i sabotowała wszystkie pomysły. Szczególnie w obecności szefa.

Po pewnym czasie sama zaczęłam wątpić we własne umiejętności, ale nie chciałam poddać się tak łatwo. Przepracowałam w tej firmie jeszcze dwa lata, narażając swoje zdrowie psychiczne na szwank. Nikt nie zauważał tego, co się dzieje w biurze, a może po prostu woleli nie widzieć. Ludzie czuli przed Tamarą respekt, bo szła po trupach do celu i nie brała jeńców. Ja ceniłam sobie zgodną współpracę i dobrą atmosferę, dlatego nie potrafiłyśmy się dogadać.

Pewnej jesieni szef kazał nam razem pracować nad ważnym projektem, który miał przynieść awans jednej z nas. Kiedy nadszedł dzień prezentacji, omal nie zemdlałam. W szoku patrzyłam przed siebie, gdy Tamara, referująca jako pierwsza, z uśmiechem na ustach recytowała treść mojej prezentacji. Najwyraźniej włamała się do mojego komputera i wykradła materiał, nad którym pracowałam. Mogłam walczyć, udowadniać swoje racje i może nawet kogoś bym przekonała, ale miałam dosyć.

Jeszcze tego samego dnia złożyłam wypowiedzenie. Mój mąż grzmiał, że nie wolno tak tego zostawić, ale ja nie chciałam się wikłać w toksyczne gierki z tą kobietą. Wolałam zapomnieć, wybaczyć, nawet nie tyle jej, co sobie, że odpuściłam, i poszukać nowej pracy. Kilka lat później wpadłam na Tamarę podczas zakupów. Była z jakimś mężczyzną i dzieckiem. Udała, że mnie nie poznała. Ale gdy nasze spojrzenia się przecięły, wyraźnie zbladła. Uciekła przede mną, choć ja na jej widok uniosłam rękę i nawet się uśmiechnęłam. Skrzywdziła mnie, ale nie pielęgnowałam w sobie urazy.

Wybaczyłam i wymazałam z pamięci. Nie zrobiłam tego dla niej, tylko dla samej siebie. Wybaczenie to rodzaj autoterapii. Gdybym poszła z nią na wojnę i karmiła się negatywnymi emocjami, to z pewnością nie mogłabym ruszyć dalej. Paradoksalnie odzyskałam siłę, gdy wybaczyłam. Znalazłam nową pracę, mam świetnego szefa i grono sympatycznych współpracowników. I przed nikim nie muszę uciekać, niczego nie muszę się wstydzić. I nikogo nie muszę karać. Winni robią to sami, tak jak Tamara, co świadczy na jej korzyść, bo widać ma sumienie.

 

Karolina: wybaczyłam zazdrość, ale nie zapomniałam

Z Lucyną znałyśmy się od czasów liceum, ale zaprzyjaźniłyśmy się dopiero kilka lat temu, kiedy nasze dzieci zaczęły chodzić do tego samego przedszkola. Dziewczynki lubiły spędzać ze sobą czas, więc nasza relacja szybko się rozwinęła. Chodziłyśmy razem do sali zabaw, organizowałyśmy im wspólne urodziny, ale często wychodziłyśmy też same na kawę czy drinka, aby powspominać dawne czasy. To scementowało naszą przyjaźń. Czułam, że wreszcie odnalazłam bratnią duszę, z którą mogę dzielić radości i smutki.

Wszystko się zmieniło, kiedy dostałam awans w pracy. W tym samym czasie kupiliśmy z mężem wymarzony dom, a nasza córka zaczęła wygrywać konkursy wokalne. Była gwiazdą przedszkola, wybieraną do każdego przedstawienia. Niestety, coraz częściej odnosiłam wrażenie, że Lucyna mi zazdrości. Wszystko było w porządku, dopóki to ona czuła się lepsza – z ambitniejszą pracą i dzieckiem, które szybciej się rozwija. Próbowałam to sobie jakoś tłumaczyć.

Ucieszyłam się na wspólną wycieczkę do Disneylandu. Liczyłam na to, że ten wyjazd na powrót nas zbliży. Tymczasem Lucyna poprosiła, żebym opłaciła jej pobyt, bo jest tuż przed wypłatą, a miała inne wydatki. Nie wzbudziło to moich podejrzeń. Czerwona lampka zapaliła mi się dopiero przed wejściem do parku rozrywki, gdy okazało się, że na bilety też nie ma pieniędzy. Bez słowa kupiłam karnety, aby nie psuć dzieciom zabawy.

– Kiedy mi oddasz? – zagadnęłam, nie mając złych intencji.

– A co, nie stać cię? – burknęła.

Przez jakiś czas omijała mnie szerokim łukiem, ale nie mogłam uwierzyć, że nasza przyjaźń skończyła się w taki sposób. Czy w takim razie to w ogóle była przyjaźń? Ostatecznie zwróciła mi pieniądze, i nawet przeprosiła. Ponoć miała gorszy okres. Potrzebowałam czasu, aby poukładać sobie to w głowie i w sercu, i uznać jej przeprosiny za szczere. Znowu jest między nami dobrze, ale nie tak jak dawniej. Wybaczyłam jej, ale nigdy nie zapomnę, że potrafiła się tak zachować. Przecież może znowu to zrobić.

 

Dlaczego lepiej wybaczyć

Niektórym wydaje się, że przepraszanie i przebaczanie to próba sił. Słaby przebacza, bo nie ma innego wyjścia lub siły do walki o swoje racje. Silny kontroluje sytuację i wymierza sprawiedliwość przy pomocy zemsty. To szkodliwy stereotyp. A dla naszej psychiki moc wybaczania jest nieoceniona. To pierwszy krok do przepracowania traum i ważne narzędzie regulowania własnych emocji.

Nie jest to akt rezygnacji czy poddania się. Przeciwnie, to świadoma i dojrzała decyzja o odcięciu się od złych emocji. Nadal możemy – a czasem nawet powinniśmy – pamiętać o minionych wydarzeniach, ale już nie w kontekście złości, gniewu czy żalu. Z kolei brak wybaczenia może pociągać za sobą wiele negatywnych skutków. Pełna urazy głowa zaczyna tworzyć nowe przekonania: "Nie mogę nikomu zaufać", "Prawdziwa przyjaźń nie istnieje", "Wszyscy faceci zdradzają"… Ciężko wtedy otworzyć się na nowe, lepsze doświadczenia.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również