Historie osobiste

"Raz niewierny, zawsze niewierny. Chcę ostrzec przyjaciółkę przed mężczyzną, który zdradzał inne"

"Raz niewierny, zawsze niewierny. Chcę ostrzec przyjaciółkę przed mężczyzną, który zdradzał inne"
Moja przyjaciółka zakochała się do nieprzytomności. Okazało się, że znam jej wybranka. Niestety
Fot. Agencja 123rf

Kiedy moja najlepsza przyjaciółka zakochała się z wzajemnością, cieszyłam się razem z nią. Boję się o nią, bo już kilka razy zawiodła się na mężczyznach. 

Ewa zasługiwała, by wreszcie znaleźć szczęście w miłości. To cudowna kobieta, a do tej pory zawsze trafiała na nieodpowiednich facetów. Wiele razy wypłakiwała mi się z powodu swoich sercowych problemów. Mąż ją zdradzał, a opowiadanie o tym przed sądem było wyjątkowo upokarzające. Potem sama uwikłała się w romans z żonatym facetem, który twierdził, że od lat mu się z żoną nie układa, ale jest z nią dla dobra dzieci. Co za absurd. Po nim był dziesięć lat młodszy przystojniak, sprytny oszust, który wyłudził od Ewy dużą sumę pieniędzy, a ona wierzyła, że naprawdę ich potrzebował. Dopiero gdy spróbował znowu ją nabrać, przejrzała na oczy i zgłosiła sprawy na policję. Krótko mówiąc, jej życie uczuciowe było pasmem bolesnych niepowodzeń i rozczarowań, jakby prześladowało ją fatum.

Kto dokonuje tych wyborów?

Nie mówiłam głośno, że może to wcale nie kwestia pecha w miłości, tylko złego wyboru partnerów. Ewa to świetna babka: inteligentna, pomocna, pełna życia. Ale nie przyjmuje żadnej krytyki pod swoim adresem. Nauczyłam się już, żeby nie dawać jej nieproszonych rad, jeśli nie chcę cichych dni w naszej przyjaźni.

Ale tym razem sprawy i mnie wydawały się obiecujące. Ewa dosłownie rozkwitła. Była radosna i wypiękniała, tak jakby z dnia na dzień ubyło jej kilkanaście lat. Zakochała się po uszy i ta miłość ewidentnie jej służyła. W przeciwieństwie do poprzednich, fatalnych związków. Wtedy zachowywała się inaczej, wyczuwałam w niej nerwowość, niepewność.

Podobało mi się też to, co mówiła o swoim aktualnym wybranku: nasz rówieśnik, stabilna sytuacja zawodowa, wysportowany, zapalony brydżysta, pasjonat górskich wędrówek. Wcześniej Ewa zakochiwała się bardziej w wyglądzie, seksapilu i charyzmie mężczyzn, co niestety kończyło się dla niej fatalnie. A tym razem znalazła kogoś z tego samego pokolenia, z kim łączyły ją wspólne zainteresowania.

– Nie mogę się doczekać, kiedy poznasz Marcina – powtarzała.

 

Uwaga! Ostrzeżenie!

Ja też wyglądałam tego spotkania. Byłam ciekawa człowieka, dzięki któremu moja przyjaciółka odmłodniała. Oczywiście nie spodziewałam się ideału – miłość nakłada zakochanym różowe okulary. Zapewne był facetem na poziomie, raczej przystojnym, ale żaden z niego James Bond, myślałam z lekkim z rozbawieniem. Prawda okazała się dużo gorsza, niż mogłabym się spodziewać…

Umówiłyśmy się na spotkanie we czworo: ja, mój mąż, Ewa i ten jej Marcin. Kiedy go zobaczyłam, zrobiło mi się gorąco ze zdenerwowania. Znałam go! On mnie nie. Powściągnęłam emocje, przywitałam się z nim miło, nie dając niczego po sobie poznać. Przez cały wieczór starałam się zachować pokerową twarz, ale chyba niezbyt mi się udało, bo zarówno mąż, jak i przyjaciółka kilka razy pytali mnie, czy dobrze się czuję. Skłamałam, że boli mnie głowa, i zakończyliśmy spotkanie wcześniej. Planowaliśmy kino, ale kompletnie nie byłam w nastroju. Wróciliśmy z Karolem do domu, a Ewa z Marcinem poszli na film sami. Boże, i co ja mam teraz zrobić?

 

Dziwna przeszłość pana M.

Marcin był mężem mojej koleżanki ze studiów. Klara chwaliła się nim i pokazywała nam zdjęcia, gdy spotkałyśmy się na dwudziestoleciu absolutorium. Pięć lat później, na kolejnym jubileuszu, była bliska załamania. Okazało się bowiem, że ten cudowny mąż latami ją zdradzał. Romans się wydał, bo kochanka, której obiecywał ślub, miała dosyć bycia tą drugą i sama powiedziała o wszystkim Klarze.

Niewierny małżonek najpierw udawał skruchę, a gdy zrozumiał, że żona mu nie wybaczy, wykłócał się podczas rozwodu o każdą łyżkę i nie chciał się wyprowadzić z mieszkania, choć należało do Klary jeszcze przed ślubem. Co więcej, próbował ją obwinić za swoje zdrady. Argumentował, że się zaniedbała i przestała go pociągać. Wyjątkowa podłość! I w takim draniu musiała się zakochać Ewa… Po raz kolejny wybrała najgorzej, jak się tylko dało. Wewnętrzny magnes, którym przyciągała toksycznych mężczyzn, nadal działał.

 

Co zrobić z tą wiedzą?

Kiedy emocje już we mnie opadły, zastanawiam się, jak powiedzieć Ewie wszystko, co wiem o Marcinie. Ja na jej miejscu chciałabym znać prawdę. Ale to nie takie proste. Ewa jest mi bliska jak siostra, więc z góry wiem, jak zareaguje: będzie negować każde moje słowo i bronić swojego ukochanego. Taka już jest, kiedy się zakocha, nie potrafi myśleć racjonalnie. Wiele razy byłam świadkiem, jak wybuchała, gdy ktoś wypowiadał się niepochlebnie o jej poprzednich partnerach. Nawet mnie kiedyś oskarżyła – gdy ostrzegałam ją przed pożyczaniem dużych kwot na piękne oczy – że jestem zazdrosna o jej szczęście. Nie skomentowałam. Potem, kiedy prawda o młodym oszustwie wyszła na jaw, Ewa gorąco mnie przepraszała. Wybaczyłam jej, ale dobrze zapamiętałam, jak się wtedy zachowywała.

Podejrzewam też, że Marcin opowiedział jej swoją wersję wydarzeń, w której jego była żona występuje jako czarny charakter. A jeżeli nie? Ewa nie wspomniała, by jej nowy partner był rozwodnikiem, a przecież tyle o nim mówiła…

 

Ocalić jej kruche serce czy naszą przyjaźń?

Zataić informacji i patrzeć bezczynnie z boku, jak Marcin ją krzywdzi? Jeśli nic nie zrobię, będę się czuła winna, bo w happy end tej bajki nie wierzę. Muszę to mądrze rozegrać. Tylko: jak? Obawiam się negatywnej i mocno emocjonalnej reakcji ze strony Ewy. Niesiona oburzeniem nie zdobędzie się na cień refleksji, zapomni o zaufaniu, jakim się darzymy, i potraktuje mnie jak wroga. Zamiast pomóc przyjaciółce, mogę ją stracić, co gorsza, pchnąć ją jeszcze bardziej w objęcia tego manipulanta.

Ewa niedawno świętowała pięćdziesiąt pięć lat, ale w duszy pozostaje ciągle tą samą nierozsądną romantyczką, jaką była jako nastolatka. Gotowa na przekór mnie i logice zakochać jeszcze mocniej, wierząc, że Marcin się zmienił, a jeśli nie, to właśnie ona go zmieni, bo prawdziwa miłość uleczy nawet nieuleczanego drania.

Po co więc mówić jej prawdę, skoro w niczym to nie pomoże, a tylko nas skłóci? Czy mam to zrobić dla zasady i czystego sumienia, że przynajmniej spróbowałam ją ostrzec i powstrzymać przed pakowaniem się w kolejną uczuciową katastrofę? A może on naprawdę się zmienił? Nie wiem, wciąż się waham.

 

Więcej na twojstyl.pl

Zobacz również