Kiedyś podobało mi się, że Daniel flirtuje z innymi kobietami a one wzdychają do niego i są zachwycone. Czułam się z nim pewnie. Był mój, a one mogły tylko mi zazdrościć. Do czasu.
Spis treści
Daniel to mistrz flirtu. Potrafi oczarować niemal każdą kobietę, bez względu na jej wiek czy stan cywilny. Choć i ja mu uległam – i ulegam wciąż od nowa każdego dnia – nie do końca wiem, na czym polega tajemnica jego uroku.
Wystarczy, że się uśmiechnie, zażartuje… Owszem, jest przystojny, ale nie chodzi tylko o jego wygląd. Jest niewyczerpanym w tematach rozmówcą i szafującym komplementami uwodzicielem. Może działa ten jego łobuzerski błysk w oku, a może roztaczana w krąg ciepła charyzma, dzięki której kobiety czują się przy nim piękne i wyjątkowe, warte zainteresowania. Od pani kelnerki po panią prezes. Daniel należy bowiem do rzadkiego grona mężczyzn, którzy naprawdę lubią, podziwiają i szanują kobiety.
Poza tym ma klasę, co nie jest powszechne wśród współczesnych mężczyzn. Jest inteligentny, błyskotliwy i szarmancki. Nigdy nie kieruje do kobiet dwuznacznych uwag, które mogłyby je wprawić w zakłopotanie. Jednocześnie nawet najbardziej niewinna pogawędka w jego wykonaniu potrafi iskrzyć feromonami.
Na początku naszego związku podobało mi się, że Daniel robi iście piorunujące wrażenie na kobietach. Pochlebiało mi, że udało mi się zdobyć tak wspaniałego mężczyznę, że spośród tylu innych wybrał właśnie mnie. Jakbym wygrała na loterii.
Jednak z czasem zaczęło mnie męczyć, że dla Daniela flirtowanie jest czymś tak naturalnym jak oddychanie. Nie zastanawia się nad tym, nie planuje. Robi to odruchowo, zawsze i wszędzie. Flirtuje z ekspedientkami w sklepach, z kelnerkami w restauracji, z moimi koleżankami, z moją siostrą i mamą. Szczerze mówiąc, nawet z obcymi mężczyznami gawędzi tak swobodnie, jakby znali się od lat. Przekraczanie swoistej bariery intymności i tworzenie ad hoc bliskiej, nie seksualnej relacji z ludźmi to jego specjalność.
Nie wydaje mi się, że jestem zazdrosna. Może o tę zdolność trochę, ale nie o niego. Wiem, że Daniel mnie kocha, chce być ze mną i że jest mi wierny, nie mam co do tego wątpliwości. Do wielu jego zalet należy dodać monogamiczność i oddanie. Często okazuje mi, jak bardzo mu na mnie zależy. Liczy się ze mną w ważnych sprawach, nie zapomina także o drobnych, romantycznych gestach. Wręcza mi kwiaty bez okazji, a gdy jestem przeziębiona, gotuje mi rosół według przepisu swojej mamy i serwuje do łóżka. I nie lubi się kłócić. Zwykle to on pierwszy wyciąga rękę na zgodę. Ale jest łyżka dziegciu w tej beczce miodu…
Jakiś rok temu próbowała go uwieść koleżanka z pracy. Ładna dziewczyna, młodsza ode mnie. Daniel od razu ukrócił jej awanse i nadzieje, stawiając sprawę jasno: dziękuję, ale mam stałą partnerkę, tworzymy szczęśliwy związek i nie jestem zainteresowany nikim innym. Adoratorka nie potrafiła pogodzić się z odrzuceniem i wkrótce zwolniła się z firmy. Przykre. Wiedziałam o tym wszystkim z ust samego Daniela. Nie chwalił się, nie żalił, po prostu zrelacjonował dość niezręczną dla niego sytuację. Dużo ze sobą rozmawiamy, o wszystkim. Wtedy się zdenerwowałam i warknęłam na niego.
– Sam jesteś sobie winien! Nie możesz czarować kobiet, a potem narzekać, że są tobą oczarowane.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– Nie narzekam i nie zgodzę się z tobą. Flirt to nie to samo, co podrywanie czy uwodzenie. To rodzaj gry towarzyskiej, w którą można grać z każdym, bez względu na wiek, status, a nawet płeć.
– Może dla ciebie to tylko niewinna gra, sztuka dla sztuki, ale dla niektórych najwyraźniej stanowi zaproszenie do czegoś więcej.
– Przesadzasz.
Oczywiście, ja przesadzam, a on tylko nieszkodliwie flirtuje, nie bacząc, czy nie zachęca samotnych lub drapieżnych kobiet, by spróbowały swojej szansy. Tak jak nie zważa, że swoim zachowaniem sprawia mi przykrość. Mógłby się powstrzymywać przynajmniej w mojej obecności! Czy naprawdę jestem przewrażliwiona, czy to on ignoruje moje uczucia, flirtując z innymi?
Kiedyś tolerowałam tę stronę Daniela, wręcz budziła we mnie pobłażliwe rozbawienie. Właśnie taki mi się podobał. Nie dawał się zdominować, a fakt, że dostrzegał inne kobiety, dodawał naszemu związkowi pikanterii. Czy mam prawo wymagać, by się zmienił, bo przestałam akceptować część jego osobowości? Zawsze byłam zwolenniczką dawania sobie w związku wolności. Granice stawia się na początku relacji, kiedy ludzie się docierają. Potem jest już na to trochę za późno.
Ja też mam swoje dziwactwa. Na przykład stosuję specyficzną dietę, która bardzo utrudnia jedzenie na mieście. I co by było, gdyby nagle Daniel przestał akceptować mój styl bycia? Na pewno bym się zbuntowała. Nie wychowuje się dojrzałych ludzi. Bierze się ich takimi, jakimi są, albo wcale.
Chyba zamiast naciskać na Daniela, by ograniczył emanowanie męskim urokiem, powinnam się zastanowić, co takiego się stało, że drażni mnie to, co kiedyś bawiło i podniecało. Może zaczęły drażnić mnie sugestie koleżanek, że taki mężczyzna nie potrafi być wierny. Wiedziałam, jak plotkują za moimi plecami. Że na pewno mnie zdradza, tylko robi to dyskretnie.
Czyżbym wraz wiekiem traciła swoją kobiecą pewność siebie? Nie jestem już tak zgrabna jak w wieku 20 czy 30 lat. Przybyło mi też zmarszczek. Ostatnio zastanawiałam się, czy nie nie poprawić sobie owalu twarzy serią zabiegów.
Nadal lubię siebie. I czuję się atrakcyjna, ale… atrakcyjna jak na swój wiek, a to już zdecydowanie nie to samo. Boję się, że już za chwilę, niepostrzeżenie, nie wiadomo kiedy, stanę się niewidzialna dla większości mężczyzn. Czuję dyskomfort i tak, ukłucia zazdrości, na myśl, że Daniel, chociaż zaledwie dwa lata młodszy ode mnie, wciąż podoba się kobietom. Niektóre mogłyby być jego córkami. Może to świadczy o mojej próżności, ale nie podoba mi się bycie mniej atrakcyjną połową w naszej parze.