Gdy przekroczysz pewien wiek, nie jest ci łatwo znaleźć partnera. Ja szukałam głównie przez portale randkowe, sądząc, że tak będzie prościej i szybciej, ale nie miałam racji. A im dłużej to trwało, tym bardziej się zniechęcałam. Aż wreszcie spotkałam świetnego faceta. Z tym że po kilku miesiącach okazało się, że... mieszka z byłą żoną.
Spis treści
Zaradni, wolni mężczyźni w moim typie i z mojego pokolenia byli niczym mityczne stworzenia, których na własne oczy nikt nie widział. Koleżanki radziły mi, żebym rozszerzyła poszukiwania na młodszych, ale raz już się sparzyłam na takim układzie i dziękuję za powtórki.
Gdy po wielu miesiącach niepowodzeń randkowych wreszcie trafiłam na kogoś interesującego, byłam tak zaskoczona, jakbym spotkała w lesie jednorożca. Michał był wysokim, dobrze zbudowanym, szpakowatym brunetem. Jego sylwetka wskazywała, że ćwiczy i dba o dietę. Zawód miał mało ciekawy z mojego punktu widzenia – był księgowym – ale nie zwykł opowiadać o swojej pracy, poza tym bez trudu znajdywaliśmy inne tematy. Lubiliśmy spędzać razem czas. Michał nie ukrywał, że jest rozwodnikiem i ma dwóch synów. Zapytał tylko, czy nie przeszkadzają mi jego zobowiązania wobec rodziny. Pokręciłam głową.
– Bardziej by mi przeszkadzało, gdybyś był wiecznym kawalerem. W naszym wieku każdy normalny człowiek dźwiga już jakiś bagaż życiowy. Ja też jestem po rozwodzie i mam córkę.
– Bardzo mnie cieszy twoje podejście. Nie wszystkie kobiety są tak wyrozumiałe, zdążyłem się o tym przekonać… – Westchnął ciężko.
Po tej rozmowie Michał coraz częściej wspominał o studiujących synach i byłej żonie. Szczerze mówiąc, trochę im zazdrościłam tak dobrych, przyjacielskich stosunków. Zwykle w ogóle nie mówimy o swoich byłych, a jak już, to mało pochlebnie. Ja wybierałam milczenie. Życie jest za krótkie, by pielęgnować w sobie żal i złość.
Czy Michał jawił mi się jako ideał? Czy zakochałam się w nim bez pamięci? Nie, zdążyłam wyrosnąć z różowych okularów. Dostrzegłam jego wady i zdawałam sobie sprawę, że pod pewnymi względami nie jesteśmy dopasowani. Ale były to drobiazgi, do wypracowania kompromisu. Tak naprawdę mój niepokój budziło jedno: podczas naszej kilkumiesięcznej znajomości ani razu nie zaprosił mnie do siebie do domu. Nie próbowałam się wpraszać, ale byłam zwyczajnie ciekawa. On tymczasem, gdy raz czy drugi rzuciłam, że chętnie zobaczę, jak miesza, robił przepraszającą minę.
– Lepiej pojedźmy za miasto. U mnie nie jest tak przytulnie jak u ciebie. Poza tym w miły, kameralnym hoteliku będziemy mogli nacieszyć się sobą z dala od codzienności.
Brzmiało romantycznie, owszem, ale byłam zbyt doświadczoną kobietą, by się na to nabrać. Moja podejrzliwość rosła. W ogóle nie mam mieszkania? Czy kogoś w nim ukrywa? Inną kobietę? Prawda okazała się dużo dziwniejsza niż banalna zdrada…
Któregoś dnia Michał oświadczył, że musi mi o czymś powiedzieć. Wydawał się zakłopotany.
– Dobrze nam razem, prawda? – zapytał.
Przytaknęłam.
– Właśnie. Traktuję nasz związek poważnie i chciałbym, żebyś wiedziała o mnie wszystko. To nic takiego, ale… – urwał i patrzył na mnie, jakby szukał słów.
– No wyrzuć to z siebie – ponagliłam go. – Co takiego masz na sumieniu? Jakie trupy chowasz w szafie? – zażartowałam.
– Nadal mieszkam z Kasią – wypalił.
Kasią? Jaką Kasią? A, Katarzyna, jego była żona.
– Wprowadziła się do ciebie, bo ma kłopoty finansowe? – zgadywałam, zakładając, że to chwilowa sytuacja.
– Nie, po prostu mieszkamy razem, tak jak przed rozwodem. Tyle że już nie jesteśmy parą, małżeństwem. I oczywiście nie sypiamy ze sobą, jeśli o to się martwisz.
Akurat o to martwiłam się teraz najmniej. Parsknęłam śmiechem. To był nerwowy śmiech, bo wcale nie czułam rozbawienia. Po chwili się opanowałam i zaczęłam dociekać szczegółów. Sytuacja nie była normalna. Białe małżeństwo po rozwodzie? Substytut związku, który niby się rozpadł, ale nadal trwał w wykastrowanej formie? Nie powiedziałam tego na głos. Chciałam najpierw poznać jego wersję.
Tłumaczył się niby logicznie, gdyby odciąć wszelkie emocje. Robią to ze względu na synów. Niech mają jeden dom rodzinny, zamiast kursować pomiędzy mieszkaniem matki a ojca. Tak jest wygodnie i praktycznie, mogą się dzielić obowiązkami domowymi… Nie przerywałam, bo nie miałam pojęcia, jak zareagować. Nigdy wcześniej nie słyszałam o takim dziwacznym układzie. Gdy się bierze rozwód, to między innymi po to, by nie musieć dalej żyć z eksmałżonkiem pod jednym dachem!
Michał dostrzegł, że jestem wstrząśnięta.
– Gdy będziesz gotowa na wspólne zamieszkanie, natychmiast wyprowadzę się z domu – zapewnił mnie.
Wyprowadzi się z domu… Poczułam się jak kochanka, z którą zdradza żonę. Nagle nasza wspólna przyszłość stanęła pod ogromnym znakiem zapytania. To, czego się dowiedziałam, rzuciło zupełnie nowe światło na nasz związek.
– Muszę to sobie przemyśleć. Potrzebuję czasu.
– Oczywiście, ile chcesz.
Michał próbował się ze mną kontaktować, ale nie odbierałam. Biłam się z myślami. Czułam się oszukana, chociaż niby nie zostałam okłamana. Owszem, stosował niedomówienia i wykręty, bo sam czuł, że mogę zmienić o nim zdanie, gdy poznam całą prawdę. Miał rację. Mieszkanie z byłą żoną dla dobra pełnoletnich dzieci było kiepską wymówką. Czy jego stosunki z Katarzyną były naprawdę takie niewinne? Czy nie zdarzył się nigdy żaden incydent? Ona była smutna, on ją pocieszał… Wyobraźnia podsuwała mi podobne obrazy. Byłam zazdrosna. Czyli jednak mi zależało.
Kilka dni później ktoś zadzwonił do moich drzwi. W progu stał Michał. Z walizką.
– Cześć, mogę zostać, oczywiście na jedną noc - zapytał. Już chciałam zamykać przed nim drzwi, gdy dodał: – Klucze do mojego świeżo wynajętego mieszkania odbieram dopiero jutro.
Następnego dnia wręczył mi drugi komplet kluczy do siebie.
– Wiem, że potrzebujesz czasu. Ale może to ułatwi ci podjęcie decyzji.