Butter skin to skóra, która wygląda po prostu… dobrze. Miękka, sprężysta, rozświetlona, ale bez przesady. Ten efekt nie wynika z makijażu, tylko ze świadomej pielęgnacji.
Spis treści
Wyobraź sobie konsystencję masła, które chwilę poleżało na blacie – nie twarde, nie płynne, tylko miękkie, gładkie, dające się łatwo rozsmarować. Skóra w wersji „butter” ma być właśnie taka: elastyczna, miękka w dotyku, promienna.
W przeciwieństwie do glass skin, gdzie efekt jest bardziej lśniący, tutaj chodzi o satynowe wykończenie. Cera nie ma odbijać światła jak tafla, tylko wyglądać na dobrze nawilżoną, odżywioną i wypoczętą.
Butter skin wymaga przemyślanej rutyny pielęgnacyjnej – ale nie musi być skomplikowana. Kluczowa jest konsekwencja, odpowiednie składniki i zrozumienie potrzeb skóry.
Przede wszystkim – oczyszczanie. Wybierz lekkie formuły – pianki, emulsje, mleczka. Dobrze, jeśli zawierają składniki łagodzące, jak np. pantenol, ceramidy czy kwas hialuronowy – dzięki temu nie naruszysz bariery ochronnej skóry już na starcie.
Kolejny krok to tonik lub esencja. Unikaj produktów z alkoholem i silnymi kwasami. Szukaj nawilżających formuł, m.in. z trehalozą, sokiem z aloesu czy wyciągami roślinnymi. Mają one za zadanie nawodnić skórę i przygotować ją na kolejne kroki.
Najważniejszy punkt programu to krem. Tutaj formuła ma ogromne znaczenie. Butter skin kocha bogatsze, aksamitne konsystencje, ale nie takie, które zostawiają ciężki film. Idealne będą kremy z ceramidami, peptydami, niacynamidem, witaminą C, skwalanem czy masłem shea. Wzmocnią barierę hydrolipidową, zatrzymają wilgoć w naskórku i sprawią, że skóra staje się bardziej sprężysta i miękka z dnia na dzień.
W pielęgnacji wieczornej warto dołożyć również olejki oraz maski nocne.
Butter skin nie potrzebuje ciężkiego podkładu. Wystarczy korektor, skin tint albo lekki krem BB, który wyrówna koloryt, ale nie zakryje naturalnej faktury skóry. Dodatkowo kremowy róż na policzki, odrobina balsamu na usta, subtelny rozświetlacz i gotowe.